Żyjemy w kulturze, w której wydaje się, że kiedy coś nam się nie uda, to jesteśmy porażką, a nie że ponieśliśmy porażkę — mówi mój fryzjer Andrzej i agresywnie cieniuje moją grzywkę.

Myślę o tym dużo. Wszyscy chwalą się sukcesami — udanymi małżeństwami, dziećmi, historią biznesów, które rosną z miesiąca na miesiąc jak przez pączkowanie, wysportowaną sylwetką, ale brakuje normalizacji porażki. Samo słowo — PORAŻKA brzmi tak dojmująco. Jest jak stacja docelowa, chociaż tak naprawdę to tylko część procesu. Z pewnością wiele zależy od naszego wychowania. Złapałam się na tym, rozmawiając któregoś dnia z moim tatą, który ku mojemu zaskoczeniu zakomunikował, że mój wyjazd do Londynu “na zawsze” po to, żebym wróciła miesiąc później, był porażką. Nie poradziłam sobie i musiałam wrócić z podkulonym ogonem.

Zastanowiło mnie to, bo nigdy nie traktowałam tego, jak porażki. Miałam 19 lat, rozkręcającą się firmę w Polsce, byłam zakochana w chłopcu, który został w kraju, nie miałam grosza przy duszy i wiedziałam, że jeśli zostanę w Anglii, będę owszem, dobrze zarabiać, ale ani nigdy nie będę stamtąd, ani nie będzie mnie stać na edukację na miejscu, nie wiedziałam nawet, co chciałabym studiować. Znajdę więc jakieś zajęcie dla imigrantów, które w przeliczeniu na polskie złote będzie płatne tak, że już nigdy nie wrócę do Polski, ani nie znajdę motywacji do tego, żeby zaczynać od najniższej krajowej lub tyrać jako stażystka. Wygłodniała niezależności i pieniędzy marzyłam o dobrych zarobkach zamiast lat pięcia się po drabinie kariery, ale wiedziałam, że w skali lat 10 czy 15 pozostanie w UK będzie dla mnie jak sexworking — coraz trudniej wyjść, z czasem wartość mojej pracy nie będzie rosła ani zaspokajała moich ambicji. Poza tym szybko odkryłam, że przeszkadza mi różnica kulturowa i że nie chcę żyć poza Polską. Z mojej perspektywy wyjazd miał więc same zalety — to, na co przez lata narzekałam i z czego chciałam się wyrwać, okazało się jednak być dobre, potrzebowałam tylko zmienić podejście i lepiej zrozumieć czego chcę i jak zaplanować to w dłuższej perspektywie. Bezcenna dawka wiedzy o sobie. Jak mogłabym traktować to jako porażkę?

Przyjrzałam się jednak, czy myślenie mojego rodzica nie zabarwiło mojego podejścia w innych kwestiach i z przykrością zauważyłam, że tak. Nie otrzymałam w życiu dużego wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, że jeśli spadnę — zawsze ktoś będzie czekał na mnie z rozpiętą siatką i mogę liczyć na pomoc, dlatego po wyprowadzce z domu, każda decyzja wydawała mi się wielka i zapierająca dech w piersiach. Nie miałam żadnych oszczędności, samochodu, stabilnych dochodów, więc głupi błąd w mojej własnej firmie (którą założyłam jako nastolatka i nie miałam pojęcia, co robię!) mógł zaowocować brakiem kasy na czesne w szkole, materiałów do malowania czy rysowania, brakiem na rachunki. Poważna sprawa! No i to zero jedynkowe podejście, że jak powiesz A, to musisz powiedzieć koniecznie B. Chciałabym powiedzieć to nastoletniej sobie i tobie dziś:

Nie musisz być konsekwentna! Konsekwencja nie polega na tym, że jak zdecydujesz się na studia, kurs, sport, którego nie lubisz, albo twój związek jest niewypałem, albo chciałaś mieszkać w Australii, a jednak już nie chcesz, musisz ZAGRYŹĆ ZĘBY I WYTRZYMAĆ.

Kto i kiedy oceni, jak długo musisz siedzieć w relacji, na emigracji, etacie, we własnej firmie, żeby zmiana decyzji nie była porażką? Spektakularną klapą? Poza tym poczucie, że jak zacznę, muszę wytrwać za wszelką cenę i w dodatku, że powinnam od razu robić coś dobrze, żeby nie ponieść porażki, sprawiło, że… po prostu przestałam podejmować inicjatywę. Po co mam próbować, skoro nie będę najlepsza? Skoro będę popełniać błędy? Przez źle pojęta konsekwencję często zbyt długo wytrzymywałam sytuacje, które mi nie służyły, ale jeszcze częściej nie podejmowałam ryzyka, bo traktowałam porażkę czy błąd, jako ocenę siebie. Teraz patrzę na to inaczej. Nadal się oczywiście boję, zwłaszcza że moja praca wymaga ode mnie, żeby wiele z tych porażek miało charakter publiczny, co jest dalekie od komfortu. Dziś jednak widzę błędy i upadki, jako element procesu. W sporcie przewracam się lub nie wychodzi mi coś 9 razy, żeby za 10 zażarło. W firmie miałam inaczej — niemal każde podjęte działanie było sukcesem, co jeszcze bardziej napędzało mój strach przed momentem, kiedy nie uda się — cokolwiek by to miało znaczyć — ktoś będzie niezadowolony, nie zbierze się grupa, oferta przejdzie niezauważona. Ciężko się spada z wysokiego konia, a jednak… najlepiej czułam się w moich procesach, gdy nauczyłam się upadać. To doświadczenie poniesienia porażki i nieoceniania siebie za nią, ale współczującego bycia w bliskości ze sobą nauczyło mnie, że te wyimaginowane upadki nie bolą aż tak i nie są takie straszne, jak mi się wydawało. Nikt nie umiera! Można spróbować ponownie. Co więcej, jeśli chcę coś robić, cokolwiek — potrzebuję próbować, testować, sprawdzać, wycofywać się, wracać, poprawiać i naprawiać. Czasem dwa kroki w tył to nie dramat, tylko rozpęd do dużego susa naprzód! Andrzej zdradził mi, że czesał wielu ludzi biznesu i gwiazdy i że wszyscy oni byli zgodni, co do tego, że jak czegoś chcesz, masz próbować. W najgorszym przypadku usłyszysz „nie” i nic gorszego się nie stanie. To normalne, że nie za każdym razem uda nam się zrealizować nasze zamierzenie, ale nie próbując, mamy 100% pewności, że skazujemy się na porażkę. Może więc odrzucenie, błąd czy fakap trzeba po prostu sobie znormalizować? Nie myli się ten, kto nic nie robi.

Rozplątanie zinternalizowanych przekonań o tym, czym jest porażka i konsekwencja zajęło mi całe lata. Myślę, że nadal je rozplątuję. Nadal uczę się łagodności i cierpliwości do siebie na tej drodze. Bardzo mogła mi w tym Agnieszka Janczewska. Dzięki niej przestałam tak się oceniać i zaczęłam być dla siebie milsza, wtedy kiedy jestem w procesie i kiedy akurat mi nie wychodzi. Po latach wahań chciałabym podzielić się z Tobą szerzej jej metodami pracy, które pomogą Ci milej umeblować swoją głowę w tych zakresach. Możesz kupić cały pakiet spotkań lub pojedyncze spotkanie.

Agnieszka JanczewskaA jeśli chcesz ZA DARMO nauczyć się kochać i akceptować bycie w procesie, zapisz się na mój NEWSLETTER, żeby dostać wejściówkę na spotkanie, jak tylko się pojawi.

.