Kiedyś zapytałam mojego rozwiedzionego i dzieciatego znajomego „czy randkowanie z mężczyzną, który ma dzieci, ma jakiekolwiek sens”. Odpowiedział mi wtedy: – Jeśli w ogóle tak formułujesz pytanie, nawet nie zaczynaj się z nim spotykać. Po chwili dodał jeszcze jedną radę: – Nigdy nie bierz pod uwagę facetów, którzy są w separacji. Mówią, że nie wrócą do żony, a wracają. Albo uważają, że są stabilni, ale prawda jest taka, że rozwód często ciągnie się miesiącami lub latami. Uwierz mi, żaden facet nie jest w takim momencie na tworzenie nowego związku, nawet jeśli twierdzi, że jest inaczej.
Dziś przyznałabym mu rację. Jego uwagi, stały się moimi doświadczeniami. Jednocześnie wierzę w tworzenie rodzin patchworkowych. Dlaczego? Może bo moi rodzice sami są rozwiedzeni, może dlatego, że wielu moich znajomych wychowywała tylko mama i babcia, a może dlatego, że model 2+1 lub 2+2 uważam za nierealny. Nie ma takiej opcji, żeby hermetyczna rodzina, stworzona z atomów miała szansę przetrwać. Wierzę, że człowiekowi potrzebna jest wioska, a jeśli wioskę opuszcza – STADO. Wtedy każdy członek stada jest wystarczająco dobry i ma swoją rolę do spełnienia. Kiedy stado zmniejsza się do parki, łatwo zamiast być wystarczająco dobrym, po prostu dysfunkcyjnym. Obecnie nie dość, że wiele par się rozchodzi (tych z dziećmi i tych bez), zmieniamy zawody, miasta, doświadczamy i… zawsze jest czas na miłość. Co jednak, jeśli osoba, którą jesteś zauroczona, ma już dzieci? Przedstawiam Ci moją perspektywę. Bazuje ona na moich doświadczeniach (nie, nie mam swoich dzieci, tak, dwukrotnie spotykałam się z ojcami), warto więc żebyś wiedziała, że ma subiektywny charakter.
RZECZY, O KTÓRYCH WARTO POMYŚLEĆ SPOTYKAJĄC SIĘ Z MĘŻCZYZNĄ, KTÓRY JEST OJCEM
(nie twoich dzieci)
1 Jego dzieci zawsze będą numerem 1. A nawet jeśli będziesz kiedyś równie wysoko, relacje to nie walka o podium i jeśli zamierzasz z nimi rywalizować, lepiej od razu oszczędź sobie frustracji. On już wie, że relacje nie są na zawsze (choć mogą być). W końcu nie jest ze swoją ex. Natomiast zawsze będzie ojcem swoich dzieci, niezależnie od tego czy będziecie razem czy nie. Superważne jest odpowiedzenie sobie na pytanie: czy jestem w stanie przyjąć te dzieci i uznać ich ważność? Nie możesz konkurować z dziećmi swojego mężczyzny. Jeśli on jest fajny i mu zależy, zrobi dla Ciebie miejsce i będziesz równie ważna, ale nie stawiaj go w sytuacji, w której ma wybierać. Jeśli relacja ma działać, musisz wiedzieć, na co się piszesz i czuć, że to z Tobą ok. P.S Są oczywiście mężczyźni, którzy wchodząc w związek zapominają, że mają dzieci z poprzedniej relacji. Tylko… czy naprawdę chciałabyś być z kimś takim?
2 On nigdy nie będzie miał dla Ciebie tyle czasu i pieniędzy, co gdybyś spotkała kogoś bezdzietnego. Brzmi bardzo zimno, nie chodzi mi bynajmniej o to, że pan nie będzie kupował Ci róż co tydzień, a Ty nie będziesz jego utrzymanką. Ale… może nie mieć na remont waszego mieszkania, bo dzieci mają lekarza. Albo może nie móc jechać z Tobą na wakacje, bo chce zabrać ze sobą na wyjazd dzieci. Może Ty nie chcesz spędzić urlopu z dziećmi. A może one nie chcą żebyś Ty jechała z nimi. Im więcej osób w stadzie, tym mniej zasobów dla Ciebie. Czasu, energii, pieniędzy. Ale to samo tyczy się przyjaciół, rodzeństwa i rodziny. Nie oceniam tego! Może Ci taka opcja pasować, możesz jednak czuć się nią przytłoczona. Myślę, że po prostu warto o tym wiedzieć i pomyśleć, a nawet przyjąć to jako coś naturalnego, wpisanego w patchwork tego typu.
3 Dzieci nie są niczemu winne. Nawet kiedy Cię nie lubią albo przechodzą gorsze chwile. Czasem powodują złość lub bezradność. Ale to Ty tu jesteś na ochotnika, nie one. Więc będziesz musiała umieć być mądrzejsza.
4 Szanuj matkę dzieci swojego mężczyzny. Ten punkt wydaje mi się być superważny. Nieważne jaka ta matka jest, dzieci ją kochają, to jest ich mama, a kiedyś partnerka Twojego mężczyzny i po prostu wypada ją szanować, choćby z tych dwóch powodów. Kiedy otworzysz serce, zrozumiesz, że dla niej to też musi być trudne. Większość z nas, chciałaby, żeby ich ex zniknęła w czeluściach kosmosu, teraz nie dość, że to niemożliwe, w dodatku pojawia się nowa osoba, która ma kontakt z JEJ dziećmi. Nie jestem matką, ale mama-lwica we mnie mówi, że byłabym bardzo wściekła gdyby tak się stało. Oczywiście teraz to już nie jest sprawa ex partnerki Twojego mężczyzny. Ale granie jej na nosie, umniejszanie jej czy bycie złośliwą flądrą (np. pozwalając dzieciom na rzeczy, na które wiesz, że ona się nie zgadza) jest supernieokej. W moim odczuciu kobieca solidarność wymaga od Ciebie bycia przyzwoitą osobą.
5 Matka dzieci, ex partnerka, może Cię nienawidzić. Serio. Mam na myśli wszystkie te chore akcje, za które nienawidzisz innych kobiet (i zastanawiasz się czy jest w związku z tym przygotowany dla Ciebie specjalny kocioł z Twoim imieniem w piekle). Z opowieści znam ich kilka – wypisywanie do Twojego pracodawcy w celu oczernienia, sprawy założone Ci w sądzie, napaść fizyczna lub nękanie to tylko kilka z przypadków, które znam z życia moich znajomych. Byłoby wspaniale gdyby Ona, zrozumiała, że jesteś w gruncie rzeczy w porządku i że wasz wzajemny szacunek i porozumienie wpłynie dobrze na cały patchwork. Jednak nie masz najmniejszego wpływu na obcą kobietę, mimo to, ona będzie obecna w ten czy inny sposób w Twoim życiu, tak długo, jak długo będziesz z ojcem jej dzieci. Jesteś w stanie to zaakceptować? Czy Twój partner jest gotowy postawić zdrowe granice i zbudować coś nowego?
6 Dzieci. Mogą być superkochane. To ludzie, wymagający szacunku, zrozumienia i empatii. Jeśli się polubicie (a może nawet pokochacie?) będziesz miała wspaniałe międzyludzkie doświadczenie. Sądzę, że w ogóle myślenie o byciu w relacji z mężczyzną, który ma już dzieci wymaga otwartości na relację z nimi i chęci na zawiązanie takiej znajomości. Dla mnie to też kwestia odpowiedzialności. Nie śmiałabym wejść z butami w system rodzinny kogoś, nie traktując go dostatecznie serio. Ty zawsze możesz się wylogować, a one pozostaną z pytaniami i emocjami. Chcesz spotykać się z dzieciatym mężczyzną? No cóż… dziewczyno, to będzie wymagało bycia dorosłą osobą!
7 On może nie chcieć mieć kolejnych dzieci. Definitywnie nie. Czy to będzie dla Ciebie ok?
8 Może też chcieć je mieć. Rzeczy wtedy komplikują się nawet bardziej.
9 Przyjmij sobie za punkt honoru pomaganie swojemu partnerowi, być dobrym ojcem. Czy jesteś w stanie wygenerować nadprogramowe wsparcie? Nie bądź bździągwą, która uczy go jak uniknąć płacenia alimentów, ukrywania dochodów i przepisywania na Ciebie swojego majątku. Wszystkie kolektywnie narzekamy na facetów, którzy po rozstaniu, unikają odpowiedzialności. Nie dokładaj się do tego, bo za to akurat na bank będziesz miała kocioł w piekle z własnym imieniem. W kotle obok będzie się smażyć poseł Krystyna Pawłowicz. Pomyśl dwa razy i użyj kobiecej mocy w dobrej sprawie.
10 Czy umiesz kochać? Zastanów się dobrze jak wiele zniesiesz. Bo taki patchwork wymaga miłości, cierpliwości i świadomości, że Twoje potrzeby nie są jedynymi. Czy będziesz umiała odpuścić zazdrość? Co jest naprawdę ważne dla Ciebie? Będąc z facetem, który ma dzieci nauczysz się życiowego tetrisa na poziomie master, ale to będzie wymagało ogromnego i cierpliwego serca.
100 komentarzy
oh ex 😉 dalam córce męża kurtkę, chciałam ją sprzedać, bo jestem bardzo w dupie z kasą, ale fajnie na niej leżała więc dałam. nie wiem co i kto z tą kurtką zrobił, ale ex wysłała mężowi zdjęcia zwłok mojej pięknej kurtki, z elaboratem na temat mojego stosunku do młodej, który wyrażam dając jej do noszenia śmieci. także ten… w teori zawsze wszystko ładnie pięknie, gorzej w praktyce o czym nieraz boleśnie przekonuje się od 10 lat 😉
Nie mamy wpływu na ex 🙁 Mamy wpływ tylko na to co my robimy, ale „be the change you want to see”. Marzy mi się świat, gdzie kobieca solidarność będzie tak głęboka, że będziemy chciały być z exami naszych obecnych, a one z nami w jednym teamie, kiedy łączą nas mali ludzie aka dzieci.
Kobiety niestety, potrafią być bardzo wredne :C Raczej nie zapowiada mi się taki związek, ale wydaje mi się, że właśnie ex w takiej sytuacji może być najbardziej uciążliwa. Zwłaszcza, jak się uweźmie i zacznie o dzieciaki walczyć/ograniczać widzenie z ojcem, bo ona nie chce, by obca baba zajmowała się jej potomstwem. Meh… dlatego raczej wole towarzystwo panów 😀
O co Ci chodzi z tą hermetyczną rodziną złożoną z atomów? I czemu model rodzice plus dziecko/ dzieci nie miałby przetrwać (bo chyba o taki Ci chodzi, a może coś źle zrozumiałam)?
Karolina – uwazam, ze rodzina rodzice plus dziecko bez asysty przyjaciół i krewnych, skupiona tylko na życiu w swoim 3 lub 4 osobowym gronie przy obecnym tempie życia oraz nawale obowiązków, oczekiwań i frustracji nie ma prawa przetrwać. Uważam też, że dla dzieci dobrze jest, kiedy mają dookoła siebie jak najwięcej wzorców, mądrych i fajnych dorosłych, z różnym stylem życia, od których mogą czerpać lub iść po wsparcie. Samej bardzo mi tego brakowało jako dziecku, bo w mojej kilku osobowej rodzinie nie było nikogo podobnego do mnie co rodziło czesto poczucie, że jestem „nie taka”. Jednocześnie widzę jakimi oczekiwaniami obicążam partnera, kiedy brakuje mi kontaktu z rodziną i przyjaciółmi – wtedy od minimalnej liczby osób wymaga się życiowego maksa. To nie będzie łatwe ani pozytywne 🙁 Ale to tylko moja opinia. Co Ty myślisz na ten temat?
Katrina – rozumiem Twoją postawę. A co do „kobiety potrafią być bardzo wredne” hej… to nie są jakieś mityczne kobiety! To także Ty i ja! Nie musimy być wredne. Nie mamy wpływu na drugą osobę, ale na nasze reakcje i czyny już tak. Ja wybieram bycie nie wredną. Nie chcę być wredna dla ex żony partnera, więc to mój wybór. Nie jestem! Nawet jeśli to nijak nie wpłynie na obecną sytuację między dorosłymi (ex partnerką, obecnym moim konkubentem i mną, jego obecną partnerką) to przynajmniej zdejmie trochę z dzieciaków. Nie jestem ich mamą, nie chcę być lepsza, fajniejsza, to nie konkurs. Jeśli tylko ja odejmę trochę pary z tego parowozu, już samo to uważam za sukces. Jeśli mój tekst da do myślenia kobietom i stwierdzą one „o chromolę, nie idę w taki związek, wielkie dzięki” to super. A jeśli uznają „nie myślałam tak o tym, może ja postaram się być w porządku, zamiast obwniać drugą stronę” to świat też będzie lepszy. „Be the change you want to see in the world”. Zawsze i wszedzie 🙂
W sumie to często się nad tym nie zastanawiałam (młoda jestem), ale po przeczytaniu Twojego tekstu i po kilku przemyśleniach, wiem, że dla mnie, przynajmniej w tym momencie, taka „opcja” zupełnie odpada. Dzięki!
Trochę chaotyczny ten post. Treściowo – sensownie i git, ale… momentami brakuje słów, jest nieskładnie, błąd logiczny wychwyciłam jeden i … 10 rzeczy o któych warto pamiętać czy 10 przykazań? bo dwa ostanie punkty odstają od reszty 😉 Pisany w emocjach i na szybko?
Jak zawsze z miłością, lecz okiem literackiego zboczeńca 😉
Pozdrawiam!
Anonim – lepiej pomyśleć o najgorszej opcji, niż wejść w taką relację z nastawieniem hiperoptymistycznym. Potem same pretensje, żal, ból i awantury.
Hony Te – a rację masz, trochę ku przestrodze, trochę radząc. Nie w emocjach i nie na szybko. Dziękuję za Twoje uwagi <3
Musze sie przyznac, ze Twoj wpis pojawil sie w idealnym momencie mojego zycia. Bylam przez 5 lat z facetem z bagazem (bo tak o dziwo wiele kobiet nazywa facetow z dziecmi z poprzedniego zwiazku). O ile nigdy, ale to nigdy nie bylam zazdrosna o ex ani o dziecko, to teraz troche zaluje, ze weszlam w ten zwiazek. Drugi raz uszczypnelabym sie w reke, spoliczkowala sama siebie, albo po prostu posluchala rodzicow. No, ale kto przekona zakochane serce kobiety? 🙂 Kwestia jest taka – relacje poprawne, chociaz nigdy nie chcialam nawet pogadac z jego ex, twierdze, ze kontakt miedzy nami nie bylby do niczego potrzebny i nie mam zamiaru niczego udawac. Bardziej skupiam sie na tym by pokazac dziecku, ze istnieja swietne zwiazki i by podzielic sie z nim tym naszym cieplem. Tak czy siak, jego ex zawsze wspieralismy – ona chce wyjechac na wakacje bez dziecka? Nie ma problemu, bierzemy je do siebie. Ona potrzebuje dodatkowej kasy bo wysokie alimenty nie wystarczyly na jakies wazne wydatki? Nie ma problemu, wspieramy ja tez finansowo. I tak dajesz swoja czastke siebie, bez przerwy, jakiejs obcej osobie i nagle po jakims czasie zauwazasz, ze ona tak naprawde ma to zupelnie gdzies i jeszcze postanawia to wykorzystac. Prawda jest taka, ze nie da sie budowac dobrych relacji z czlowiekiem, ktoremu totalnie odbilo i stal sie ROSZCZENIOWY (mowa tu oczywiscie dalej o ex). A niestety takie staja sie samotne matki, ktore nie potrafia ulozyc sobie zycia z innym facetem. Zaczynaja obwiniac za to swojego bylego i jego obecna partnerke. Pojawiaja sie szantaze emocjonalne i wyrzuty „Bo przez to ze mam z Toba dziecko, zaden facet mnie teraz nie chce i przez Ciebie nie umiem sobie ulozyc zycia”, „A moze teraz ty wez dziecko a ja zaczne zyc tak jak chce?”. Z obserwacji wiem, ze tak jest w wielu zwiazkach. Dziewczyny, jesli macie watpliwosci – nie komplikujcie sobie zycia i nie wchodzcie w te chore relacje….Patchwork rozpada sie szybciutko jak wszystko co jest sfastygowane na odwal sie.
Z pewnością taka relacja jest trudniejsza niż klasyczna. Chociaż może niepotrzebnie generalizuję? W każdym razie na bank partner musi włożyć dużo wysiłku w zapewnienie komfortu każdej ze stron i jednocześnie sam nie oszaleć. Plus emocje niejednokrotnie sięgają zenitu. Z drugiej strony, obecnie coraz więcej małżeństw się rozpada, a ludzie za młodzi żeby już umierać lub nie zakochać się ponownie 🙂 Ale to prawda – warto ostudzieļ swoje emocje i zastanowić się dobrze, czy na pewno wjeście w taki układ nam pasuje.
Już zawsze wtedy będziemy nie tylko my, partner i jego dzieci, ale też ex, jej plany, stany emocjonalne, finansowe itp.
Przeczytałam to chyba troche za późno… o ile dziecko nie przeszkadza mi wcale, jest w pięknym wieku (5lat), super spędzamy czas itp. tak matka dziecka…
Niby wszystko jest dobrze, niby się nie wtrąca, niby jest miła, ale ja nie moge jej znieść. To moje zupełne przeciwieństwo, jest głośna, szalona, bardzo ekstrawertyczna. Na przykład wchodzi do naszego mieszkania bez pukania. Ale to ja przesadzam bo przecież ona jest przyjacielska i wpada po dziecko, na chwile, o co mi chodzi?!
A wspólna wycieczka, 3 dniowa, beze mnie? E tam, to przeciez dla dziecka.
Jestem pewna, że nic ich nie połączy juz, w sensie, nie zostane zdradzona, ale ich przyjcielskie relacje doprowadzają mnie do granic wytrzymałości… Doszło do tego, że wychodzę na spacer kiedy ona przychodzi po dziecko. Wracam po godzinie a ona nadal siedzi..
Domyślam się, że problem też leży po mojej stronie bo sie odcinam od niej, uciekam, ale chyba mam takie prawo, nie chcieć, nie być gotową.
Trudne rzeczy, nie wiem co robić. Całkiem poważnie rozważam rozstanie bo ona chcąc, nie chcąc zawsze już będzie w moim życiu, a nie umiem sobie tego wyobrazić.
Gdybym przeczytała to wcześniej to raczej nie zdecydowałabym się na ten związek…
Można mieć zamówienie na temat, z działu know-how, tak jak ten tekst powyżej? Jak wyjść z relacji (znajomości bliższe i dalsze) które przestały dawać nam radość? Przez całe studia miałam dobre relacje z dwoma dziewczynami, oparte głównie na tym, że miały w sobie dużo optymizmu i pozytywnego nastawienia i było nam łatwiej dawać sobie radę w trudnym czasie, jakim było przejście przez zarwane noce etc. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, znałyśmy naszych partnerów, rodziny, problemy etc. Jednak teraz, kilka lat po, czuje że każde nasze spotkanie jest dla mnie męczące, trudno mi się odnaleźć w ich schemacie życia rodzinnego i konsumpcji wyjazdów, budowy wymarzonych domów i tym podobnych, gdy na codzien ja unikam tego typu ludzi w swoim otoczeniu. Nie chcę ich jednak krzywdzić stwierdzając hej wpadlyscie na tory, którymi mój pociąg nie jeździ więc na razie. Nie umiem znaleźć chwilowo innej metody niż wycofywanie się rakiem, unikając spotkań ze względu na niespodziewane okolicznosci.. chętnie przeczytalabym o jakiś humanitarnych metodach pójścia w swoją stronę bez krzywdzenia innych 😉
Myślę, że masz rację! Jakoś na początku wydawało mi się, że w ogóle nie wierzysz w rodzinę, stąd moje pytanie. Kiedy myślę o swoim dzieciństwie to wiem, że też mi takich kontaktów brakowało, kiedy już raz na jakiś czas ktoś się zjawiał to chłonęłam każde słowo i rodzice się denerwowali, że nie mogą sobie w spokoju pogadać ze znajomymi. Ja sobie natomiast wyobrażam spędzanie czasu wspólne, właśnie w takim stadzie, planszóweczki, dzieci się bawią a my gadamy. A o sprawach nie przeznaczonych dla malutkich uszków można pogadać w kuchni robiąc herbatę choćby 😉 Niedawno przeprowadziliśmy się do nowego miasta i odbudowywanie stada trwa. Powodzenia w budowaniu Twojego!
kiedyś pisałaś by przestać traktować swoje ciało w taki sposób, że narzucamy sobie dyscyplinę, która popycha nas w poczucie winy, gdy sobie trochę odpuścimy. By traktować swoje ciało i siebie przyjacielsko, ćwiczyć kiedy się chce itd. Kiedyś też pisałaś, że byłaś trochę zawiedzona na sobie, gdy przestałaś medytować. Jak to u Ciebie działa w takim przypadku? Robisz sobie wyrzuty sumienia, czy czerpiesz jakąś przyjemność ze swojej niedoskonałości, rozkładasz ręce, i następnego dnia pozwalasz sobie zaczynać od początku…? Nie uważasz, że rozbrojenie mechanizmu poczucia winy, np za brak dyscypliny, może rozwalać jakiś dużo większy, ważny mechanizm w nas, czy całkowicie odrzucasz winę jako metodę wychowawczą/ samodoskonalenia się…?
Odrzucam wywoływanie w sobie lub ludziach celowe wywoływanie poczucia winy. Moim zdaniem wyjście z pozycji miłości wiele zmienia.
Przeczytałam ten wpis z zaciekawieniem bo jestem teraz w związku z mężczyzną który ma dzieci.Z początku byłam po prostu szczęśliwa ze znalazłam faceta z którym się świetnie dogaduje nie myślałam za dużo o tym z czym wiąże się to ze on miał żonę i ze maja razem dzieci..Dzieciaki ma cudowne,udało nam sie złapać wspolny język.Rodzina polubiła mojego faceta i myślałam że wszystko jest ok. Do czasu aż tydzień temu moja mama, która dotąd deklarowala ze uwielbia Piotrka ,pok kilku kieliszkach wina zaczęła dosłownie plakac ze ona nie może się pogodzić z faktem że nie będzie babcia i ze jeśli sie rozstaniemy to on ma dzieci a ja skończę samotnie ..co więcej moja siostra tez zaczęła się nagle martwić ze nie będzie mi dane być matką i omija mnie wszystko to co najpiękniejsze w życiu. .następnego dnia przeprosily ale..jest mi strasznie przykro ze tak myślą i nie wiem szczerze mówiąc co im na to odpowiedzieć. .
Marta, przede wszystkim, że doceniasz to, że się martwią, ale jednak to nie jest ich sprawa. Nikt nie powiedział, że gdybyś trafiła na mężczyznę bez dzieci, mielibyście jakieś wspólne. Ja byłam w relacjach gdzie partnerzy deklarowali, że dzieci nie chcą mieć never ever, dziś dobijają do 40tki i zdanie podtrzymują. Inni chcieli mieć dzieci już teraz natychmiast, ale nie umieli sznurowadeł zawiązać. Więc… to nie jest tak, że życie uczuciowe wiąże się z samymi świadomymi decyzjami.
Dziękuję za tekst. Bardzo ważny dla mnie, ponieważ dzięki niemu wiem, że ktoś też tak ma, a ja nie jestem sama. Weszłam w związek z dzieciatym mężczyzną, jak w masło. On nigdy nie ukrywał, że jest po rozwodzie i ma dzieci. Za wiele nie myślałam o konsekwencjach tej decyzji, było mi po prostu dobrze. One przyszły później. Dzieci są bardzo fajne, partner odpowiedzialny, dla dobra dziatwy utrzymuje dobre kontakty z ex małżonką. Zawsze o niej mówię dobrze w obecności dzieci i one coraz bardziej mi ufają – otwierają się, czują swobodniej opowiadając o swojej mamie. Bywa, że spędzamy czas z dziećmi, jeździmy na wakacje, ale też bawimy się w gronie znajomych jego i jego ex. Mam wiele ukłuć/przebudzeń, jak np. wtedy, gdy on bywa w ich byłym, wspólnym domu; że odbiera od niej telefon, gdy właśnie ja mu coś opowiadam lub w naszym intymnym azylu/sypialni (zwracałam uwagę, żeby tego nie robił); gdy wyjeżdża do dzieci i nie możemy spędzić razem weekendu. Gdy ze względów finansowych (alimenty) nie jest w stanie pozwolić sobie na wyjazd (wtedy jadę sama/mam babski wypad). Uczę się nieustannie – odpowiedzialności za każde słowo, za moje zachowanie, czyny; weryfikuję moje poglądy, zastanawiam się, jak mogę do czegoś inspirować. Przeżywam, gdy panikuję, że dzieci mnie nie lubią. Zwracam mu uwagę, że pewne rzeczy może robić inaczej, inaczej się komunikować z dziećmi. Bywa fajnie, ale też bywa bardzo trudno. Na pewno jest to dla mnie mocne, rozwijające doświadczenie. Zastanawiam się nad posiadaniem własnych dzieci – czy chcę je mieć (mój partner raczej już nie). I ważna jest jeszcze jedna kwestia – rozstania. Gdy jesteś z dzieciatym mężczyzną przez dłuższy czas, musisz wziąć odpowiedzialność także za jego dzieci, ich uczucia. Odejście będzie na pewno dużo dłuższym, cięższym doświadczeniem, bo przecież przez jakiś czas byłaś w części rodzicem/macochą.
Ann, tak. Bardzo rozwijające i trudne doświadczenie. W moim odczuciu również nagradzające, bo jeśli partner jest fajny, wrażliwy i pomocny, można baaaardzo dużo się nauczyć i rozwinąć w sobie wiele kompetencji. Dla mnie to cenne.
W kontekście dzieci to trudne. Nie sposób się izolować, nie sposób (i nie ma po co) zastępować im rodzica. Ostatecznie to nie jest kwestia „dosztukowywania” brakującej części, a raczej dodania nowej jakości. Dla nas to duża odpowiedzialność, a mała gratyfikacja.
Co zaś do kosztów osobistych, byłoby fajnie, gdyby społeczeństwo, w tym matki dzieci dostrzegły też drugą stronę. Nie mówię oczywiście, że mąż, który porzucił żonę dla innej kobiety miałby być rozgrzeszany a ona zrozumiana i przyjęta. Jednak związki rozpadają się z różnych powodów, a my ponosimy koszty, o których wspomniałaś. Często matki sądzą, że macochom przypada seks, kasa i splendor. Mało kiedy tak jest… zazwyczaj to co nam przypada to właśnie spychanie naszych potrzeb na dalszy plan, dyplomacja, zagryzanie zębów czy też ustępowanie miejsca/priorytetu bo kasa/choroba/logistyka. Szkoda, że tak mało się o tym publicznie mówi.
Może to pomysł na artykuł do jakiegoś fajnego pisma? Właśnie tak się zainspirowałam 🙂
Twoje myślenie jest bardzo czyste i wrażliwe, ale czemu nie ma tu punktu, który uświadamia, że jeżeli facet zostawił kobietę z dzieckiem (kij z powodami, kobieta w sytuacji wczesnego macierzyństwa może być trudna, niedostępna, zmęczona itp, wymaga po prostu 100% a nie „weekendowej” pomocy, atencji i wsparcia w codzienności) to może zostawić Cię na takim samym lodzie, bo mimo wszystko opuszczenie rodziny z malutkim dzieckiem świadczy o nim bardzo źle. Nie ma tu też punktu o sytuacji emocjonalnej malutkiego dziecka, które odbiera świat emocjami i nie rozumie tego co zrobił jego „tatuś”, a jeżeli to dziewczynka, to pójdzie w świat z potężnym syndromem opuszczenia. Punkt w którym mówisz o pojawieniu się wspólnych dzieci – to rzeczywiście skomplikowany scenariusz, bo często między przyszywanym rodzeństwem pojawia się nienawiść, a nawet zbrodnie, nawet jeśli rodzice zaakceptowali swoje nowe związki, to dzieci mają prawo odbierać to inaczej. Trudne, trudne, trudne. Życzę wszystkim wytrwałości na takiej drodze, odnalezienia klucza, który da wszystkim, a szczególnie tym maleństwom SZCZĘŚCIE.
Aniu – nie mogę o tym pisać, bo nie jestem psychologiem dziecięcym i nie mogę wypowiadać się z perspektywy dziecka. Moim zdaniem relacje międzyludzkie są też dziwne i skomplikowane i niejasne. Rodzeństwo potrafi się uwielbiać lub nienawidzić niezależnie od więzów krwi, przybrani rodzice mogą być źródłem ulgi lub dramatu, podobnie jak biologiczni rodzice. Tak samo związki… rozstania są z równych powodów, czasem ciężko ocenić własne, gdzie do oceniania cudzych.
Tak, relacje to trudna rzecz.
Czy można przetrwać bez pozycji numer 4? Kobieta o której mowa w moim związku jest serio wytworem szatana. Ciągle straszy, że zabierze mu dzieci, ciągle straszy sądem, ciągle wyzywa mojego partnera przy dzieciach – mówiąc, że czeka jak podrosną, żeby mogła im powiedzieć jakim jest „beznadziejnym” człowiekiem. Używając oczywiście wielu wulgaryzmów. Czy jestem w stanie przez to wszystko przejść szczerze jej nienawidząc?
Siostro, tylko dystans może nas uratować. Im mniej uczuć do ex, tym zdrowsza będziesz, przysięgam!
Dlaczego uważasz, że gdy pojawiają się wspólne dzieci jest to jeszcze bardziej skomplikowana sytuacja? Masz może jakieś przykłady?
Zazdrość pomiędzy rodzeństwem, jeszcze bardziej świrująca była partnerka, różnice w wychowaniu dzieci (waszego a ich dzieci), ciągłe porównywanie i wyliczanie ile kto i na kogo wydał. Oczywiście są też przypadki (znam osobiście) kiedy dzieci ojca pokochały rodzeństwo i traktują jak niemal swoje dziecko – ale zazwyczaj są to nastolatki lub dorosłe dzieci. Jednak jest to potencjalnie kolejny punkt zapalny.
Odradzam wszystkim
A moze niech Panowie z dziecmi sie zastanowia czy Pani bez dzieci jest dla nich odpowiednia .. jakby nie bylo taki Pan wchodzac w nowy zwiazek (powazny) musi liczyc sie takze z ta Pania , bo to ona jest teraz jego druga polowka .. Dzieci w koncu dorosna, zaloza swoje rodziny , a Pan ciagle zapatrzony w dzieci zostanie wtedy sam .. nie dajmy sie zwariowac .. trzeba po prostu umiec wszysyko pogodzic.. dzieci tez musza zrozumiec , ze rodzice po rozwodzie maja prawo ulozyc sobie zycie na nowo, a one musza to ZAAKCEPTOWAC
Zgadzam się w 100%. Żyjemy dla siebie, nie dla dzieci ani dzieci dla nas.
A ja powiem tak .. niech taki Pan z dzieckiem zastanowi sie czy da rade zalozyc nowa rodzine I poswiecic tyle czasu I dac tyle milosci nowej partnerce ile ona potrzebuje .. no I najwazniejsze niech nauczy swoje dzieci szacunku do niej!!
Aneta – z drugiej strony ludzie rozwodzą się, bo chcą mieć szczęśliwe życie, a nie zaciskać zeby przez kolejne 50 lat. Ciężko odmówić im prawa do szczęścia, zwłaszcza, że jak się rzekło, dzieci szybko opuszczą rodziców by żyć własnym życiem i… popełniać własne błędy.
Cześć dziewczyny,
wpakowałam się w związek z facetem, jesteśmy razem 2 lata, który jest po rozwodzie i ma dziecko 5letnie. Początek znajomości to było coś pięknego. Najpierw miałam go za super przyjaciela, jednak potem zaczęło się to przeradzać w coś poważniejszego. Po krótce… On od początku utrzymywał, że bierze z nią rozwód, a tak naprawdę rozszedł się z nią dopiero po ponad pół roku naszego związku. Złożył papiery po 3 miesiącach,a potem procedura sądowa trwała. Jej połowę oddał jej, a swoją połowę dziecku po osiągnięciu pełnoletności, a sam nic nie ma. Nie wytrzymałam, czułam, że on nie jest fair. Rozstałam się z nim, ale po jego zapewnieniach, że przestanie mnie oszukiwać, a robił to niby, bo się bał, że mnie straci – ponownie się z nim związałam. Dopiero po tym okresie czasu i po tych wydarzeniach zaczęłam poznawać jego dziecko. Obecnie ma 35 lat i dopiero wziął swoje życie za rogi, zaczął zarabiać i myśleć jak mężczyzna powinien. Ale sam początek jak się teraz po tych dwóch latach okazało to było jedne wielkie kłamstwo o nim i jego życiu, teraz zbieram żniwo jego błędów. Jego młody mnie pokochał, ja jego też do momentu, on nie chciał jechać do matki (patologia, pijaczka, narkomanka i zdradziła, mój facet z nią został podobno DLA DZIECKA), młody płakał, że chce zostać ze mną, ściskał, płakał pół godziny, ale w końcu pojechał do tej kretynki, wrócił po kilku dniach – zgoliła mu włosy na irokeza, a raczej jej ogr, młody wyglądał tragicznie, przyjechał brudny i przepocony – strasznie mnie to uderzyło, zrozumiałam, że w życiu nie będę jego matką i nie mam wpływu na to, co się dzieje w tym drugim domu – swoją drogą tamta szybko sobie poradziła, bo urodziła niedawno swojemu nowemu facetowi dziecko, więc młody ma brata – U mnie nadal nic, bo mój jest nieogarnięty życiowo, chce kupić jakieś mieszkanie od właściwie roku, nadal mieszkam z nim w wynajętym mieszkaniu, kupa pieniędzy idzie w błoto, zamiast na ratę kredytu… po prostu zapędził mnie, a w sumie ja siebie też z głupoty zapędziłam w kozi róg, uderzyłam w olbrzymią ścianę. Teraz: Obrzydza mnie ta sytuacja, nie umiem się pogodzić z jego decyzjami i przeszłością. Jego była z resztą traktuje go jak popychadło mimo, że on nie chce się sprzeczać, DLA DOBRA DZIECKA. Mam tego dość, tego młodego, niewinnego człowieka też, nie widziałam go ponad miesiąc już, bo nie mogę, nie chcę go skrzywdzić swoim podejściem i mam również dość mojego faceta w tej sytuacji. On teraz próbuje mi w tym pomóc, ale za dużo się stało. Za dużo się okazało. I zrozumiałam dopiero ostatnio, że ja nie jestem w stanie żyć dłużej w tym związku, ale nie umiem też odejść, bo z drugiej strony chce z nim być, ale jego przeszłość, której nie może już zmienić mnie przybija, te niedopowiedzenia… ja nie daje rady. Budzę się z płaczem, pod prysznicem płaczę, jadę do pracy i płaczę, bo myślę o sobie, że jestem podła i zła, że nie akceptuje jego sytuacji i dziecka. Ja zawsze chciałam mieć NORMALNĄ rodzinę, a tu bym musiała to wszystko dzielić. Czuję, że już mu nie ufam, ale odejść nie umiem. On mnie kocha chyba bardziej, niż własną rodzinę, w końcu mnie naprawdę ktoś kocha i jest dla mnie po prostu dobry, potrafię być nieznośna… moja rodzina mnie wyśmieje, że nawet z czymś takim sobie poradzić nie mogę, a mam fajnego faceta. Nie wiem co mam/mogę zrobić…
Dziewczyny, poważnie zastanówcie się nad związkiem z takim facetem z bagażem. Jako kobieta z empatia i bardzo emocjonalna możesz to przeżyć, ale nie tak jak powinnaś.
Pozdrawiam, wytrwałości
Szukając odpowiedzi na to właśnie pytanie w internecie, cieszyłam się ze napotkałam na ten wpis. Nie mogę jednak zrozumieć jednego. Pomimo ogromnej wdzięczności za podzielenie się doświadczeniem, dlaczego wszędzie spotykam się z forma 10 przykaz i to co JA powinnam zrobić i jak powinnam się zachować. Dlaczego nikt nie opisze czego mogę oczekiwać i wymagać od drugiej strony, na co również nie powinnam sobie pozwalać. Po rocznym związku, wielu próbach kompromisu, dostosowywania się, w pewnym momencie powiedziałam sobie ‚dosc’. Uważam, ze nie musimy zgadzać się na wszystko dla czyjegoś dobra. Dbajmy tez o siebie. Nie walczmy. Ale dbajmy. Tak zwyczajnie. Czy ten mężczyzna nie powinien pogodzić każdej ze stron? W końcu to jego życie jest skomplikowane. W końcu i on chce czegoś ‚nowego’. 🙁 eh.
Masz absolutną rację. Dziś, po 3 latach w patchworku napisałabym tekst do niego. Czy umie zrobić miejsce dla nowej osoby w swoim życiu? Czy ta osoba będzie miała należne sobie miejsce? Miejsce partnera (nie niżej i nie wyżej niż dzieci) bo to z partnerem podejmuje się strategiczne decyzje i z nim się żyje. Czy jest gotowy na to, że partnerka, może chcieć mieć własne dzieci? Czy zrozumie, że żadna kobieta nie musi kochać obcych dzieci i że dzieje się to niezmiernie rzadko? Czy przyjmie do wiadomości, że musi mieć jeszcze więcej zasobów i sił niż chwilę wcześniej, kiedy był tylko rozwodnikiem z dziećmi? Czy ma na tyle pieniędzy? A mądrości? A spokoju i osadzenia w sobie? A cierpliwości? Czy w razie czego jest w stanie iść na terapię, czytać książki, odwiedzać specjalistów, żeby ogarnąć swój patchwork?
Jeśli nie… moim zdaniem nie powinien zawracać kobiecie głowy, bo to będzie po prostu mordęga. Niestety w mojej ocenie mężczyźni częściej niż wchodzą w taki związek, bo mają coś do dania, szukają po prostu kogoś kto ich wesprze w życiowym bajzlu, który mają. Słaba opcja dla kobiety.
Bardzo dziękuję za ten wpis i za tego bloga 🙂 Szacunek dla autorki za takie szczere i rzetelne podejście do tematu. Żałuję tylko, że tak późno go znalazłam, bo pewnie byłoby mi łatwiej spojrzeć na wiele sytuacji. Intuicyjnie zawsze wiem, że trzeba się wznieść nad własne „ja” i zapomnieć o swoim wyobrażeniu idealnego związku, ale w praktyce te potrzeby i frustracje zawsze gdzieś znajdują ujście. Przerzucanie się złośliwościami z ex tylko pogarsza sprawę. Mam wrażenie, że to jest jakaś forma kontaktu, dialog- nie możemy bezpośrednio dać wyrazu swojej niechęci, ale chcemy zakomunikować swoje zdanie i pokazać, jak bardzo się nie lubimy. A skoro nie możemy zrobić tego w rozmowie, jedynym „kanałem informacyjnym” jest dziecko… Moim zdaniem warto to ucinać, przełknąć po prostu. Darować sobie komentarze, wojny o drobiazgi (bo często to są drobiazgi, które urastają do rozmiarów ogromnych problemów) i ten dziwny dialog z była przerwać. Pozdrawiam Ciebie, Autorko i wszystkie wpisujące się tu osoby. Jak dobrze wiedzieć, że nie jestem sama na świecie! 🙂
Blum. Nigdzie w „internetach” nie spotkałam tak mądrej dyskusji na forum. Bardzo mało jest wpisów takich jak Twój i komentarzy tak wyważonych. Jestem od ponad 2 lat z dzieciatym mężczyzną. Zaczęliśmy się spotykać w trakcie trwania jego sprawy rozwodowej. Jest dobrym człowiekiem. Podczas rozwodu sam zdecydował o wysokich alimentach na dzieci. Zostawił żonie dom żeby jego niepełnosprawna córka mogła tam nadal mieszkać. Był honorowy. Podczas rozwodu żona go chciała oskubać. Wielokrotnie mówiłam do niego, że może się rozwodzić nawet kilka lat byleby zadbał o swoje finanse i nie oddawał wszystkiego żeby mieć szybciej papiery. Miałam dużo zrozumienia. Przerabiałam bycie na drugim miejscu, zazdrość o to, że z nimi spędza czas i jego niegotowość na dziecko gdy ja tego chciałam. Jego dzieci oprócz alimentów mogą liczyć na każde dodatkowe wsparcie. Nie zgadzam się z jego podejściem do pieniędzy. Mówi, że nie weźmie ich do grobu. Jasne, że tak ale czasem zdarza się, że poduszka finansowa ułatwia funkcjonowanie. Ja jestem w pełni samodzielna i niezależna. Zostałam zwolniona z pracy, ale sobie poradziłam. Znalazłam pracę w innym mieście i zarabiam całkiem dobre pieniądze. Pisze o tym żebyście wiedzieli, że nie potrzebuję faceta żeby się utrzymać ani pojechać na fajniejsze wakacje – finansowo niczego mi nie brakuje. Ostatnio dostałam w policzek. Mój Partner stracił pracę. Zdecydowaliśmy że w takim razie zacznie jej szukać w mieście, w którym chce studiować jego córka. Jest mi to na rękę ponieważ w tym mieście pracuję, a teraz dojeżdżam ok 2 h do pracy. Pomyślałam więc że mam troszeczkę oszczędności, rodzice mogą pomóc finansów i mogę wziąć kredyt i kupić mieszkanie w mieście do którego zamierzamy się przenieść i w którym możemy mieszkać we trójkę. Jakie było moje zdziwienie gdy przy dyskusji o jakimkolwiek wsparciu finansowym (do zwrotu) od mojego Partnera powiedział mi, że on nie jest w stanie mi pomóc w tym momencie. Wściekłam się bo nie powiedział nawet że chodzi o to że stracił prace tylko nie może i koniec. I żeby Was nie zmylić i żebyście czuli poziom jego zarobków. Córce podczas szukania studiów powiedział żeby sobie znalazła jakie chce studia bo kasa nie gra roli. Wiec panienka wybrała uczelnie w stolicy. Czesne 10 k za semestr. Dzienne! I nie jest to ani prawo ani medycyna tylko gówniany kierunek na który na Państwowych uczelniach dostać się można zdając podstawowe przedmioty. Gdy jego córka przyjeżdża do nas to z kosmetyczki wystają głównie kosmetyki z douglasa i sephory. W Sephorze zbiera punkty na złotą kartę. Gdy kiedyś mój partner pochwalił się pełen podziwu dla sprytu swojej latorośli, że jego córka kupiła w douglasie takie małe buteleczki na kosmetyki do samolotu to mi wstyd było przyznać, że ja kupiłam takie same na hali w Auchan za 4,99 podczas gdy te w Douglasie kosztowały 5 razy więcej. Wiem, że mówienie o finansach przeznaczanych na jego dzieci jest tematem tabu, ale nie podoba mi się, że wywala kasę w błoto rozpieszczając dzieci a nie ma 20 k wsparcia na wkład własny w mieszkanie w którym też by mieszkał (te 20 k jestem w stanie mu oddać w 4 m-ce bez specjalnych wyrzeczeń). Anetka dobrze napisała że Panowie którzy wiążą się z wolnymi Paniami powinni się zastanowić czy są w stanie traktować swoje Partnerki poważnie. Bo z tego co widzę większości się to nie udaje.
Kalina – słyszę Cię. U nas pieniądze są również bardzo newralgicznym tematem. To poczucie, że kiedy Ty chcesz budować i patrzysz w przód, a partner wciąż ogląda się za siebie (nie oszukujmy się, nie mogąc partycypować w życiu swoich dzieci na takich zasadach, jak kiedy tworzył pełną rodzinę) – rodzi wiele pomieszania i rozgoryczenia. Z tego co widzę o wiele naturalniej takie rzeczy układają się w parach, gdzie to mama z dziećmi znajduje partnera, który mieszka z nimi na stałe – po prostu tworzą nową rodzinę. W sytuacji ojców i ich partnerek wszystko jest z doskosku, obarczone wyrzutami sumienia i dziwaczną weekendową dynamiką. Partner może być cudownym męzczyzną, ale to bardzo trudny układ dla kobiety, która chciałaby założyć swoją rodzinę lub budować razem stabilną przyszłość.
Artykuł brutalnie szczery. Trzeba być urodzoną frajerką żeby wejść w taki układ. Dzięki za otworzenie mi oczu.
To na pewno wymagająca konstelacja rodzinna, ale wstrzymałabym się z tak paskudnym ocenianiem ludzi. Nie używamy tu takiego języka.
Stary wpis, ale zjechałam na dół i trafiłam. Uwielbiam Twojego bloga, ale ten wpis jest… Tak mało osiedbaniowy! Byłam we wszystkich konstelacjach: dziecko rozwiedzionych rodziców, z czego mama założyła drugą rodzinę, równiez z rozwodnikiem z dzieckiem,a teraz jestem mamą i macochą – drugą żoną pierwszego męża. I jasne – przed takim związkiem trzeba się zastanowić ale…przed jakim nie trzeba?! Strasznie dużo jest w tym wpisie ciężaru przyszłej macochy: to Ty się w to pakujesz, więc to na Tobie odpowiedzialność nawet za pomaganie w byciu tatą! I szanuj ex ale ona może Cię nienawidzić. Nie zrozum mnie źle: bardziej marzyłby mi się post w duchu macoszego osiedbania: masz prawo czuć się źle z tym, że dziecko jest ważniejsze. Masz prawo czuć awersję do ex a nawet brak szacunku jeśli ona taki okazuje Tobie czy dziecku czy mężowi. Zajmujesz się nie swoim dzieckiem, poświęcasz swój czas i to jest piękne, brawa dla Ciebie już teraz. I przede wszystkim: sytuacja sytuacji nierówna. Dla mnie to duże uproszczenie, bo inaczej wygląda relacja w której np. ja poznałam mojego męża gdy był 5 lat po rozwodzie. Ślub wzięli bo wpadli jako szczeniaki, dziecko nie miało roku a już się rozwiedli. A inaczej kiedy 10 lat młodsza laska podrywa faceta, który przechodzi kryzys w swoim 15 letnim małżeństwie a dzieci potem jej nienawidzą i o wszystko obwiniają. A macochą nie zawsze jest czemukolwiek winna. Ale dużo osób wychodzi z takiego założenia: no bo nawet jeśli nie jej wina, to przecież widziaław co się pakuje. Poza tym.. dziecko nie zawsze będzie na 1 miejscu. I to nie tylko problem par patchworkowych. Zaniedbany związek na rzecz dzieci a potem dwie sypialnie to wcale nie tak rzadki problem. Dzieci wyfruwają z gniazda i wtedy trzeba trochę wić je na nowo – we dwoje – najlepiej widzą to rodzice starszych nastolatków czy studentów. Dodam tylko że tak – można być szczęśliwą w takim układzie. Bo zanim zdecydowałam się na ślub wszyscy mówili mi jak Ty w tym wpisie – niby z troski – a jednak dodawali ciężaru. Nawet psycholog raz się zapomniała i wspomniała że nie kojarzy szczęśliwej macochy. No cóż, ja myślę że to trochę wina społeczeństwa, które nie widzi obiadów, poprawiania szalika, odrabiania lekcji z dzieckiem. Tylko z automatu mają wgranego Kopciuszka i kropka.
Leno – dziękuję za ten długi komentarz. Dziś napisałabym jeszcze inne posty: o tym, o czym powinien pomyśleć ojciec dziecka, zwłaszcza jeśli wiąże się z bezdzietną. O czym powinna myśleć matka dziecka. Właściwie do każdego członka tej konstelacji możnaby wystosować taką odezwę – ja tego nie zrobiłam, bo szczerze… nie mam siły.
Pisałam to kilka lat temu, dziś uważam inaczej – tak, bardziej osiędbaniowo. Mam więcej refleksji, które przyszły wraz z doświadczeniem: Wśród nich są takie:
– masz prawo nie zajmować się nie swoimi dziećmi i nie musisz ich nawet lubić
– to nie na tobie spoczywa ciężar wychowywania
– to rola rodzica by zasymilował swoje dzieci z nową rodziną (żoną czy też żoną i dziećmi) – bo to jego dzieci, które to on wychowuje
– jak przyjdzie, co do czego – nie będziesz mieć wiele do gadania – zastanów się czy ci to pasuje
– oczekuj od partnera większych nakładów empatii, finansów i sprawnej komunikacji niż sama wnosisz – nie może być tak, że to macocha lata po kursach, psychologach, czyta książki, a partner jest „bezradny” i on się nie zna, nie wie, jakoś to będzie.
– nie przyjmuj nigdy shitu od matki dzieci. Ich rozwód i problemy to w gruncie rzeczy nie twoja sprawa
mogłabym tak dłużej. Empatyczne podejście jest piękne, ale muszę przyznać Ci rację – bardzo bardzo obciążające, zwłaszcza, gdy to macocha stara się najbardziej (choć często nikt jej o to nie prosił).
Mam jednak na blogu jeszcze inne teksty o patchworku i wydają mi się ważne. Przyznam, że czasem sama zastanawiam się, czy da się być szczęśliwą macochą. To rola, która zawiera w sobie kombinację – mało wpływu, dużo obciążenia i… w sumie to ja bym nie polecała przeżywać czegoś takiego. Z drugiej strony mam cudownego pasierba i mimo wszystkich trudności czuję z nim taką więź jakby był członkiem mojej rodziny – po prostu. Inna sprawa, że w patchworku dużo szybciej i wyraźniej widać rzeczy, których nie widać na pierwszy rzut w rodzinach – jak będziemy wychowywać dzieci? Co jest pierwsze – związek dwojga dorosłych, czy dzieci? Jaka edukacja nam pasuje? Jak zarządzamy pieniędzmi? Czego wymagamy od dzieci? Plus patchwork wymaga mega sprawnej komunikacji – ale to nie wyjdzie, kiedy komunikuje się tylko część rodziny.
Dziękuję za odpowiedź! Pisałam ten komentarz z duszą na ramieniu, bo z jednej strony jakoś mocno mnie poruszył ten post i czułam, że muszę napisać, a z drugiej było mi głupio, że odzywam się dopiero gdy coś mi nie gra, a pod innymi postami które mnie urzekły nie zostawiłam ani słowa. (Więc na przyszłość mam zamiar to zmienić:) Co do pisania na ten temat, nie dziwię się, samo tłumaczenie koleżankom czy rodzinie potrafi spalić tonę energii, a co dopiero pisanie i odkrywanie się na blogu – temat jest ważny ale nie ma końca, a wnioski z czasem pojawiają się nowe, bo sytuacja się zmienia, dojrzewa relacja, my dojrzewamy, dziecko dorasta… Mimo wszystko dziękuję, że o tym piszesz, i że w ogóle piszesz, bo uwielbiam Twoje teksty:)
To ja dziękuję za wyważoną odpowiedź 🙂
Chcę bardzo podziękować za ten wpis. Szukałam pytań i odpowiedzi, gdyż przygotowuje się do rozmowy o byciu moim z mężczyzną, który ma już 11-go syna (niesamowity dzieciak) z byłą żoną (utrzymuję on z nią przyjacielskie relacje) i potajemnie urodzoną przed nim 3-tygodniową córeczko z dziewczyną, którą był wcześnie 5 lat (negatywne rozstanie).
Jesteśmy razem od czterech miesięcy i mija tydzień, jak dowiedzieliśmy się o istnieniu tej córeczki. Ta informacja to dla nas, jak trzaśnięcie pioruna z bezchmurnego nieba.
Zaczęłam się zastanawiać, że być może jestem przeszkodą, do tego aby oni się zeszli ponownie i razem spróbowali wychować tą dziewczynkę.
Dlatego szukałam pytań, podobnych doświadczeń i trafiłam na ten artykuł. Informacje jakie tutaj uzyskałam, przeanalizowałam porównując z innym moim doświadczeniem z „dziesiątym” facetem.
Dzięki WAM (waszym opisanym doświadczeniom), stworzyłam Lista Pytań dla niego na przyszłe spotkanie z nim… Tworząc tą listę, przy okazji zrozumiałam skalę oraz ciężar czekających mnie przyszłych problemów. Ta lista, tak naprawdę była chyba dla mnie. Jestem w nim zakochana, w naszym nowym domku na Mazurach, w jego synku, który sam nas połączył. Jednak żadna z nas, – kobiet, nie chcę być naiwna. Nie będzie inaczej i wyższy status materialny niczego nie polepszy. (Obudziły się moje wspomnienia z poprzedniej relacji, gdzie tam ten status materialny był jeszcze wyższy.) Chętnie usłyszę od niego odpowiedzi ale klapki z oczu trzeba zdjąć. Ja też chcę mieć własne dzieci. Jeżeli to posklejamy -Super!!.
Nie boję się zmian, gdyż w moim Świecie „kręcą się” atrakcyjni, wolni i chcący mieć rodzinę kawalerowie.
Dzięki za ten artykuł. Ps. Trzymajcie za mnie kciuki..
Jestem po kilkuletnim zwiazku z mężczyzną z dzieckiem. I jesli mialabym dac radę kobietom, które wchodzą w taki zwiazek, to radzilabym BARDZO DOBRZE sie zastanowic. Zwlaszcza tyczy się to młodych kobiet. Naprawdę stać Was na kogoś w podobnej sytuacji zyciowej do Waszej. Życie i tak bywa wystarczająco skomplikowane żeby jeszcze sobie samemu świadomie dokładać stresów i komplikacji. Zauroczenie kiedyś minie i zostaną trudy i znoje, jakie niesie taki związek. A jest ich naprawdę całkiem sporo… Ja jestem w wieku, w którym ciężko będzie mi znaleźć kogoś bez dziecka. Ale szczerze…wolę byc sama do konca życia niż ponownie zgotowac sobie coś takiego.
Oczywiscie każda sytuacja jest inna. Inny mężczyzna. Inne dziecko. Inna była. Ale myślę, ze zawsze taki związek jest o wiele trudniejszy niż taki, gdzie partner nie ma bagażu. Bagaż to niestety świetne określenie tej sytuacji. Bo ciąży i to mocno. Myślę, ze do takiego zwiazku mogą (jesli mają odwagę i determinację) aspirowac osoby z bardzo silną psychiką, super dojrzałe emocjonalnie i zdystansowane. A i to nie gwarantuje sukcesu i odnalezienia sie w takim związku.
Bo kazda kobieta chcialaby byc najważniejsza i na pierwszym miejscu dla swojego ukochanego. Zadna nie chcialaby zmagac się z widmem byłej. Żadna nie chcialaby wciąż dostosowywac sie do innych i rezygnować z wielu waznych dla siebie rzeczy i planów. Każda chciałaby żeby partner poświęcał jej i zwiazkowi odpowiednia ilosc czasu. Każda chciałaby mieć prawo do zasłużonego odpoczynku na urlopie ze swoim partnerem.
Osoba wolna zazwyczaj ma do zaoferowania swój czas, pełne zaangazowanie emocjonalne, przewidywalnosc jesli chodzi o plany, brak większych stresów i wydatków. Tego niestety zazwyczaj nie jest w stanie zaoferować partner, który ma dziecko…
Sytuacja jest więc nierówna.
Myślę też, że mężczyźni z dziećmi wolą kobiety bez zobowiązań ponieważ to rodzi mniej dodatkowych problemów. Tylko, że odbywa się to kosztem tych kobiet, które niestety często sa bardziej skore do poświęceń niż mezczyzni i pakują się w takie nierówne relacje.
Myślę też, że trzeba uważnie obserwować partnera. Czy on sam jest na tyle dojrzały i mądry życiowo żeby pogodzić te wszystkie role. Ojca, bylego partnera matki swojego dziecka i partnera obecnej ukochanej. Bardzo ważnym sygnałem ostrzegawczym jest poczucie winy u mezczyzny, wzgledem dziecka lub ( o zgrozo jeszcze gorzej ) wzgledem byłej. Moim zdaniem jeśli zauważy się coś takiego u mężczyzny to nawet nie ma co sie zastanawiac tylko uciekać z tego związku jak najszybciej, bo to nic dobrego nie wróży.
Cześć Anonimie! Słyszę Cię. Wiele jest prawdy w tym, co mówisz. Szykuję i taki post, już po updacie kilku lat w patchworku. Dziękuję, że zabrałaś głos.
Bardzo mądrze napisana rada do kobiet by się zastanowiły ,zwłaszcza kobiety,które nie mają swoich dzieci jeszcze .A młode to już w ogóle 10 razy powinny się zastanowić .Prawda jest ,że takie osoby lubią szukać osób wolnych by się dostosowywały do ich sytuacji kosztem siebie .Naprawde trzeba stawiać granice takim mężczyznom ,mówić głośno o swoich potrzebach jeśli oni chcą jednostronnego poświęcenia dla dobra swojego i wzięcia połowy ciężaru na partnerkę to szybko sami się wycofają i poszukają kogoś kto na wszystko się zgodzi .Takim mężczyznom trzeba mówić ,że nie zgadzasz się na odwoływanie wyjazdu z bylejakiego powodu ,bo może matce dziecka coś wypadło i przywiozła córkę czy syna weekend .Naprawdę jeśli ten facet odmówi to wcale to nie musi robić krzywdę dziecku tylko znaleźć inne rozwiązanie w danej chwili na przykład zawieźć do babci czy coś innego .Ale jeśli za każdym razem nie odmawia tylko partnerka ma sie dostosować to chyba jest coś nie tak ?Trzeba dbać o siebie w takim związku .Jeśli chce się mieć własne dzieci od razu to zaznaczyć .Jeśli taki mężczyzna nie chce już mieć ,od razu usunąć go z własnej drogi .Nic kosztem siebie .W każdym związku trzeba czuć się spełnionym ,jeśli taki mężczyzna nie może dać spelnienia musi sobie dźwigać ten ciężar sam .I mądre słowa anonim napisał ,że jeśli taki facet ma poczucie winy wzgledem matki dziecko lub dziecka to trzeba uciekać .On będzie robił wszystko by ich zadowolić kosztem partnerki rzecz jasna ,może być wtedy na ich zawołanie .A kobieta może zostać siedzieć sobie sama.
Byłam w związku z mężczyzną z dziećmi, które były już dorosłe. Nie polecam nikomu. Warto poznać człowieka bez dzieci, gdyż szansa na zdrowy związek jest bardzo duża. Ten mężczyzna mnie kochał, ale majątek miał zamiar oddać w pełni dzieciom. Po czasie stwierdziłam, że wolę budować przyszłość z wolnym facetem niż z takim da którego dzieci są ważniejsze.
To bywa szalenie niesymetryczny układ 🙁
Kurcze a ja jestem żoną faceta, który ma dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. To była dość często spotykana sytuacja: poznali się młodo, kiedy w drodze było dziecko wzięli ślub, a potem, być może dla poratowania związku pojawiło się drugie dziecko. Ale nie przetrwali. Z relacji męża wynika, że z jej winy, ale ja zawsze zachowuję dystans do takich opowieści, bo wiem, że z jej ust dowiedziałabym się pewnie czegoś przeciwnego.
Ja jego poznałam kilka lat po jego rozwodzie. I teraz sytuacja, której nie znalazłam na żadnym forum – ja jego dzieci nie znam, on już od dłuższego czasu z nimi się nie kontaktuje. Mnie to bardzo boli bo chciałabym aby spotykał się z nimi, namawiam go, niby przyzna rację ale nic z tego nie wychodzi. Często myślę o tym wszystkim, zastanawiam się czemu się zdecydowałam na taki związek, potem sobie przypominam, że dlatego bo go pokochałam. Ale czy się nie wkopałam, czy nie zniszczyłam sobie życia….czy te dzieci nie będą skrzywione, skoro tata nie ma chęci z nimi się widywać, czy ja jestem też winna tej sytuacji, jakim on jest człowiekiem, że własne dzieci nie są dla niego ważne, czy ja przez jego postawę automatycznie jestem złym człowiekiem…. Jak się tak pozastanawiam to jest naprawdę ciężko i myślę, że przegrałam życie. Jestem w wieku takim, że ze swoim dzieckiem czekać już nie mogę, on niby chciałby, ale co z tego, jeśli jego stosunek do tego dziecka miałby być tak obojętny jak do tamtych to czy jest sens…. Czuję się głupio i jak frajerka ;(
Karina – słyszę Cię. To nie są łatwe związki, ale nie wiemy z czego wynika postawa Twojego męża, ani czy chce kolejnego dziecka, jak widzi się w roli taty itp. Mi jest przykro, że rozwodnicy nie chodzą na terapię – moim zdaniem powinni. Z mojego doświadczenia wynika, że super trudno jest zbudować nowy związek, gdy nie przeszło się żałoby po rozpadzie rodziny i nie zintegorwało tego procesu. Ciężko wtedy zaczynać nowe, ciężko uzdrowić stare. Nie jesteś złym człowiekiem dlatego, że osobny byt – Twój mąż nie widuje się z dziećmi. Rozumiem to, co czujesz, gdybym miała dziecko z mężczyzną, który ma już dzieci z kimś innym starałabym się, żeby nasze dziecko i tamte dzieci miały kontakt i były dla siebie rodziną a nie tematem tabu.
Absolutnie nigdy w życiu nie pakowałabym się w związek z facetem z dzieckiem, z następ[ujących powodów:
1. jego ciągły kontakt z byłą partnerką może być uciążliwy
2. ciągłe poczucie, że partner może wrócić do byłej (mają przecież dziecko)
3. ciągłe dostosowywanie się do godzin i dni jego kontaktów z dzieckiem (dostosowywanie swoich planów, np. urlopowych, planów na weekend)
4. uwzględnianie w domowym budżecie alimentów oraz ewentualnych nieprzewidzianych wydatków na dziecko (np dziecku zepsuł się komputer, więc nie pojedziemy na weekend w góry, bo trzeba pieniądze przeznaczyć na nowy komputer)
5. przymykanie oczu na niefajne zachowanie dziecka, bo „to dla niego trudne”
Facet z dzieckiem nadaje się moim zdaniem tylko do niezobowiązującego seksu, wypadu do kina, rozmowy przy kawie itp, na pewno nie do normalnego życia w rodzinie. Moim zdaniem taki facet „wraca do gry” gdy dziecko jest już na studiach (jest już dorosłe, ma własne życie i niejednokrotnie samo namawia rodzica, na ułożenie sobie życia).
Wspaniały artykuł 😘
Dzięki za artykuł i komentarze!
A ja jestem na tym etapie, gdzie jeszcze mogę zrezygnować, choć nie chcę. Nie poznałam dzieci mojego faceta, choć spotykamy się od prawie roku, jego rodzina o mnie nie wie. On mnie bardzo kocha, dba o mnie, jest idealny jako partner, dzieci są dla niego ważne, ale umie to pogodzić między mnie i ich. Z byłą kontakt ma bardzo ograniczony, o finanse nie musimy się martwić. Dzieci ja chcę mieć za kilka lat i on też. Ale cóż, ja jestem od niego młodsza i czasem chciałabym bardziej na luzie wszystko przeżywać, chciałabym móc pojechać z nim na długie wakacje albo jak akurat w dany weekend jest impreza to wtedy na nią pójść (a nie iść sama bo on z dziećmi). Moi znajomi jeszcze nie mają rodzin, dzieci, każdy zaczyna dopiero swoją karierę, powoli zaczynają się śluby, ale to wszystko powoli…
I wiem, że moje problemy to w porównaniu z innymi błahostki, ale chodzi o to, że emocjonalnie takie małe rzeczy też mogą wywoływać frustrację. A poza tym, boję się, że jak poznam dzieci, rodzinę, wejdę w ich problemy, to okaże się, że faktycznie tamto to były błahostki. Czasem jest mi cudownie i czuję siłę, chcę poznać dzieci i budować wspaniały związek, a czasem odczuwam niepokój i zastanawiam się, czy z rozsądku, nie lepiej odejść teraz, kiedy jeszcze nikt o mnie nie wie i nikogo poza naszą dwójką nie zranię. Toczy się we mnie walka, czy dla spokoju zrezygnować czy walczyć o związek ze świetnym facetem…
Co robić, kiedy jeszcze nie znam dzieci, facet jest idealny, a ja jestem przy nim szczęśliwa, ale jednak drobne problemy się pojawiają? Jestem młodsza i czasem na imprezę muszę iść sama, bo mój facet siedzi z dziećmi. Chciałabym na luzie pojechać na wakacje na miesiąc, ale nie mogę z nim, bo dzieci przez dwa tygodnie.. nie wiem, czy z rozsądku się wycofać mimo tego, że oboje się kochamy, czy walczyć o związek, bo może akurat będzie dobrze?
Paula – wygląda na to, że macie inne potrzeby. Twoje w patchworku nigdy nie będą na pierwszy miejscu, a dzieci to zobowiązanie na no.. tak średnio dwie dekady.
Blum – dziekuje za ten artykuł
Jestem w związku z mezczyzą, ktory ma dwójke dzieci z poprzedniego malzeństwa (5 i 8 lat).
Poznaliśmy się jak on juz był rozwiediony ale… nadal mieszka ze swoją była zona – mówił że ze względu na dzieci nie cchiał sie wyprowadzać, żeby jego dzieci nie wychowywał obcy facet, zeby jego dzieci go nie zapomniały, bo nie chiał być weekendowym tatusiem. Rozwód – żona znalazła sobie nową miłość. Od 3 lat nie „są ze soba”, w lutym minie 2 lata jak są po rozwodzie.
Jak sie zaczelismy spotykać, to juz po 3ech tygodniach powiedział mi ze zrozumiał ze tak dalej nie moze zyc i musi cos zmienic, i ze sie wyprowadzi. Kupił mieszkanie, wyprowadzi się za jakiś 1 -2 miesięcy do miejscowosci 50 km oddalonej od miejsca zamieszkania dzieci. On szaleje za dziecmi, bardzo je kocha, ale ma tez widze poczucie winy – na poczatku myslelismy zeby kupic wspolnie mieszkanie ale on powiedział ze sie boi po jego rozwodzie itp i ze jak zaczelismy rozmawiac o tym jakbysmy razem zamieszkali itp to powiedział ze poczuł sie winny w stosunku do dzieci ze je zostawia, i od tamtego momentu sie cos zmieniło. On cześciej nie był pewny kiedy sie zobaczymy – ciagle tłumaczył ze nie wie kiedy sie bedzie dziecmi musial zająć. Nie mieli podziąłu opieki nad dziecmi, kto w jakie dni, to weszlo u nich w zycie jakies 5 msy temu glownie na moje nalegania ze chce wiedziec kiedy sie widzimy zeby moc sobie zaplanowac czas.
Czas przeprowadzki sie zbliza, coraz wiecej miedzy nami klotni i napięć. On oprocz normalnej pracy biurowej jest trenerem boksu, zjaecia powadzi 2 dni w tygodniu i w te same dni po jego treninagc sie widzimy, ok 21 – 21:30 jes u mnie. Więc on jest z dziecmi zaraz po pracy dwa razy w tygodniu a ze mna dwa razy w tygodniu od 21:30…..ciezko mi z tak rzadkim widywaniem sie. Rozmwailismy ze jak on sie wyporwadzi to ja sie od razu do niego wprowadze i bedzie to wszystko inaczej wygladac. Ale plan sie zmienil – zeby dzieci nie wiazaly mnie z jego wyprowadzką on zamieszka sam a ja sie wprowadze po kilku miesiacach – nie wiadomo ilu, zobaczymy jak to dzieci zniosą….
Najgorsze jest to ze on i jego ex maja bardzo czesty kontakt ze sobą. Ciagle pisza do siebie, ona wysyla mu o 22:00 zdjecia np. dzieci kąpiących sie. Nie mają podziąłu majątku – on płaci czesc raty kredytu na mieskznaie które kupili wspolnie, i on chce do konca spłacac ze swoją ex ten kredyt + rata kredytu jego mieszkania ktore kupił…..ja sie na to nie godze, nie podoba mi sie to, uwazam ze on zapewnai dzieciom miejsce i warunki w swoim mieszkaniu a matka powinna sama zapewnic dzieciom warunki w mieszkaniu w ktorym on zostaje mieszkac. Podzialu majalu on nie chce, ciagle mowi ze ona mu utrudni widywanie sie z dziecmi, ze podnesie mu alimenty itp. Ja uslyszlaam kilka razy ze nie mam glosu w tej sprawe….Popelniłam kilka błędow bo kilka razy byłam o dzieci zazdrosna i tez to pokazywałam – ale to bardzo trudny układ, jak to juz wiele razy pisaliście.
Ja mam 36 lat on 37
Zastanawiam sie czy to ma przyszłość, bo on nie chce zrezygnowac ani „poluzowac” czestotliwosci kontaktu z byłą bo twierdzi ze straci wtedy kontakt z dziecmi i nic o dzieciach nie bedzie wiedzial nie bedzie ich znał, ale ja sie okropnie czuje i mnie to zlosci jej wiadomosci i zdjecia o roznych godzinach (21:00 – 22:00), wysylanie filmików dziecka jadacego na rowerze itp. Boje sie jak to bedzie wyglądało jak on sie wyprowadzi – ze wtedy bedą jeszcze czesciej pisac, wysylac sobie zdjecia itp. Jego była szantazowała go w temacie podzialu majatku ze on dzieciom robi krzywde, dzieciom mieszkanie zabiera, ze ona na dzieci mieszkanie przepisze i ze wtedy on bedzie sie ze swoimi dziecmi sadzil….ale ze on zobaczy pieniadze za mieszkanie po jej smieri….
Probowąłam z nim o tym rozmawiac na spokojnie, nie wytrzymywałam i tez sie o to klocilismy, i nic, on twierdzi ze ja chce mu ograniczyc kontakt z dziecmi, ze on na to nie pozwoli. Dla niego dzieci sa na pierwszym miejscu.
Ale kocha mnie, jak cos dzieci zle zrozbia czy sie zle do mnie odezwą zwaraca im uwagę itp
Ale w temacie kontaktu z jego ex jest nie do ruszenia. Dodatkowo ze prowadzi zajecia jako trener to my sie tak czesto nie widzimy. Jego ex mu ciagle zabraniala tych zajec itp i on ciagle powtarza ze on nie zfrezygnuje z terningów ani z bycia trenerem (jest nim raptem od roku…) i ze ja musze to zaakzpeotwac, ze on chcialby ze mną wiecej czasu spedzac ale nie ma jak. Co do dzieci to on wie ze ja chce miec swoje, i ze nie dam rady z nim byc jesli on powie ze nie chce wiecej dzieci. Na chwile obecną on ciagle mowi jak ja chce o nas porozmawiac o naszym zwiazku gdzie to zmierza itp to on ciagle ze on nie wie, ze on nie mysla wczensiej ze kogos pozna nie planował, ze on teraz nie chce dzieci ale jak by nam sie ukladalo to jasne bedzie chcial, ale on ma teraz przeprowadzke na glowie i mysli 2 mce do przodu i tylko o jego obecnych dzieciach itp.
Zastanawiam sie po tym co napisałas na poczatku – o zwiazku z facetem w separacji – jest jakas szansa ze sie uda cos zbudowac, związek z facetem ktory jest na etapie wyprowadzania sie d dzieci, swojej ex, czyli tak naprawde na etapie rozstania…. bo oni sie nie rozstali, ciagle funkcjonuja jak zwiazek (ich pisanie o czynnosciach codziennych niby dzieci, wysylanie sobie zdjec itp). Zastanawiam sie na ile i gdzie ja moge postawic granice – jak”powinien” wygladac jego kontakt z jego ex nawet w temacie dzieci, bo takie jej pisanie o kazdej porze jest moim zdaniem przesadą, i nie ma przestrzen wogóle na to zebysmy my mogli zbudpwać sówj związek.
Nie wiem co zrobic, ciezko mi, on nie pojdzie do rzadnego psychologa itp bo ma bardzo negatywny stosunek do psychologów.
Wszystko jest miedzy nami super do momentu jak nie wejdzie temat jego dzieci i jego kontaku z ex.
Tez boje sie bo oni rozpieszczaj dzieci, pozwlaaj na wszystko zeby im ta sytuacje wynagrodzic. Boje sie ze ja nie bede miala nic do powiedzenia w naszym zwiazku, bo ja uwazam ze dzieci sa bardzo wazne, ale nie powinni byc wazniejsze od doroslych/ rodzicow i nie poiwnno byc tak ze to dzieci ustalają i dyktują warunki itp.
Ciezko mi, mysle ciagle co zrobic, czy w to wchodzic dalej, czy sie wycofac, kocham go, ale nie wiem.
Hej Ania. Widzę, że Twoja sytuacja jest odwrotnością mojej.
W takiej sytuacji cierpi wiele osób: rozpadło się małżeństwo – ciężka sytuacja dla niej i dla niego. Dzieci straciły pełną na co dzień rodzinę – ciężka sytuacja dla nich. Rozwiedzeni spotykają nowych partnerów – cierpią i oni.
Moim zdaniem winę za rozwód ponosi oboje małżonków. Skoro dzieci są najważniejsze to czemu się rozwiedli? Jeśli się rozwiedli to znaczy, że jednak przedłożyli swoja szczęście, swój spokój, swoją dumę.. czy cokolwiek innego ponad dobro dzieci (pomijam sprawy przemocy czy alkoholizmu, chodzi bardziej o to, że ktoś poznał kogoś innego, albo rutyna zabiła związek, albo jedno drugiemu przestało się podobać, albo wystąpiły „różnice w charakterach” itp.). I choćby stawali na głowie, nie da się zrobić tak, że wszystko będzie wyglądać tak jakby rozwodu nie było. Po prostu się nie da. A jeśli próbują, to znaczy, że nie powinni wchodzić w nowe związki.
Nie być ze sobą, ale też nie wciągać nikogo nowego w tą sytuację – to jest moim zdaniem fair.
A Twój facet chciałby by było jak kiedyś, ważny jest on i jego dzieci, ale gdzie Ty w tym wszystkim? Moim zdaniem, jeśli z Tobą jest, to musi się dwa razy bardziej wysilić, niż facet bez „zobowiązań” i zrobić tak, żeby dzieci czuły jego miłość i żebyś Ty też czuła się ważna – na równi z nimi. Jeśli tego nie umie lub nie chce pogodzić, nie powinien się wiązać. To on jest „winny” takiej a nie innej sytuacji, nie Ty. I nie powinien dać Ci nawet jeden raz poczuć, że jesteś tematem zastępczym, uzupełniającym. Powinien sobie uświadomić, że nigdy już nie będzie tak jak było i ograniczyć kontakt z byłą żoną do minimum, rozliczyć się z tematem mieszkania, uporządkować sprawy majątkowe.
Na szczęście u mnie mąż nie miał z byłą żoną majątku, bo całe życie żyli zgodnie z jej wolą na wynajmie. Jeszcze podczas trwania małżeństwa zaciągnął kredyt na spłatę jego zobowiązania – więc płaci sam, nawet pewnie do głowy by jej nie przyszło, żeby odpowiadać solidarnie, poszła i ma z głowy martwienie się o to – miała czyste konto. Nie kontaktuje się też z nią, jak nie musi. Gdyby miał taką sytuację jak Twój partner – raczej bym w to nie weszła.
Życzę żeby się to wszystko ułożyło i facet się ogarnął i uniósł ciężar swoich decyzji i zauważył Ciebie, jeśli chce zbudować nową przyszłość. Uważam, że zniosłaś bardzo wiele.
Ja jestem w związku z mężyczną z dzieckiem od ponad roku. Poznalam go krotko po jego rozwodzie, ślub cywilny wylacznie ze względu na dziecko, bylo ciezko, na koniec jej zdrada no i sie rozstali. Mama bardzo nastawia mała na ojca, na mnie czasami też, ale ogolnie kontakt z dzieckiem jest dobry, od razu jakos tak do mnie lgnęła chyba bardziej niż ja do niej. Z partnerem uklada nam się bardzo dobrze, mieszkalismy tez juz jakis czas razem i bylo cudownie. Ale problemem jest moja rodzina… szantaze finansowe, duzo bardzo nieprzyjemnych słów padlo ze strony taty. Ogolnie nie radzą sobie i dla nich to tragedia, ze zwiazalam sie z facetem z dzieckiem. Jestem mloda, mam 26 lat. Nie wiem co mam robić, bardzo go kocham i na ten moment naprawde we wszystkim potrafimy sie porozumiec i dogadac. Nie chcialabym tez go zranic bo to najlepszy facet jakiego znam. Ale tez ciężko mi żyć w taki sposob z rodziną, widze, ze ich krzywdze. Sytuacja sie nie poprawia a wręcz przeciwnie… boje sie, ze zostawie super faceta pod presja rodziny i ciezko bedzie mi poznac drugiego takiego jak on… ze po prostu nie znajde juz wiecej takiego szczescia. A z drugiej strony moze rodzina ma racje? Moze zrozumiem wszystkie ich obawy jak bedziemy mieli swoje dziecko a jego bedzie wieksze (aktualnie ma 4 lata)… jestem w kropce
Nan – żyjesz dla siebie, nie dla rodziny. I wszystkie potencjalne konsekwencje Twoich wyborów poniesiesz właśnie Ty. Ja bym nie rezygnowała z miłości dla rodziny, nie wyobrażam też sobie szantażu ze strony najbliższych. Jak to świadczy o nich i ich szacunku dla Twoich decyzji?
Artykuł okej .Ale ja sądzę inaczej. Wypisze punkt po punkcie
1.Nie bądź dla swojego faceta nr 2.Twoja rola nie może być podrzędna.On może prowadzić dwie równoległe relacje.Jesli chce Cię zepchnąć na plan drugi .uciekaj.
2 Wymagaj by Twoje potrzeby było ważne i zaspokajane.
3.Dzieci nie są niczemu winne ,Ty też nie .I nie że Ty jesteś ochotnikiem ,tylko oboje w waszym związku jesteście ochotnikami .
4.Szanuj matkę swoich dzieci ,ale nie pozwól na brak szacunku od niej a ani od dzieci.Szanuj sobie .
5 Matka ex, może Cię nienawidzić. Ty też masz takie prawo.
6.Badz dobrą dla dzieci ,to wystarczy .
7.On może nie chcieć mieć już dzieci. To ma być nie okej dla Ciebie jeśli chcesz mieć swoje dziecko.On nie nadaje się do związku z Tobą .
8.Moze chcieć je mieć .Więc możesz cieszyć się uroków macierzyństwa.
9. To są jego dzieci nie Twoje ,więc nie Twoja rola w udział w wychowywaniu .Od tego jest matką dziecka .
Ania widać ,że ten facet jest związany z była i to jej potrzeby są ważne ,Twoje nie liczą się w ogóle .Nie masz tam nic do powiedzenia .Twoja pozycja jest na miejscu 0 w tym związku ,który nie wiem czy nazwać związek skoro jeszcze na dobre nie odszedł od byłej. Nie krzywdź siebiee zasługujesz na związek gdzie będziesz kochana i widzialna .Po tym co napisałaś ,że ten facet Cię krzywdzi .Wycofaj się ,a on niech najpierw upora się z rozstaniem .
Anonim, tez sie nad tym zastanawiam… ale wyprowadza się, jakiś krok i to duży zrobił ale… nie wiem
Zastanawiam się jak „powinien” wyglądać kontakt takich rodziców po rozwodzie, którzy już ze sobą nie są ale mają dzieci, jak „powinno” wyglądać ich kontaktowanie się ze sobą i częstotliwość takiego kontaktu, czy pisanie o każdej porze i wysyłanie sobie zdjęc dzieci to powiedzmy normalne bo przecież rodzic który się wyprowadził nie ma dzieci już na codzień więc chce wiedzieć co u nich sie dzieje itp ? Gdzie jest ta granica między tym że to tylko troska o dzieci i że to „normalne” po rozwodzie takie a nie inne kontaktwanie się, a kiedy to znak że takie małżeństwo się rozwiodło ale nie rozstało…i nadal są ze sobą w relacji i nie tylko ze względu na dzieci, iże tak nie powinno to wyglądać
Zastanawiałyście się nad tym ?
Ania wysyłanie zdjęć dzieci o każdej porze dnia jest nie do przyjęcia. Ja rozumiem, że może tęsknić, ale Ty na dłuższą metę tego nie wytrzymasz w końcu wybuchniesz. Skoro o tym piszesz to słuchać, że to na Tobie ciąży. Widać, że nie wiesz jak się odnaleźć w tej niekorzystnej dla Ciebie sytuacji i on to wykorzystuje. On sam by tego dla siebie nie chciał żeby jego ukochana pisała o każdej porze dnia z byłym mężem pod tytułem dzieci. To tak na pewno nie powinno wyglądać. I już to widzę jak się godzi na to by mieszkała z byłym mężem ze względu na dzieci???? Nie daj się robić w bambuko!!!!! Zasady w takim związku powinny być jasno określone. Ustalone widzenia w weekendy i masz uczestniczyc w tych widzeniach skoro masz być jego druga połowa. Co do smsow ma być ustalone, że po 21.00 ma nie wysyłać smsow że zdjęciami bo Ty się w tym układzie masz liczyć!!!!! Mów otwarcie co Ci przeszkadza. I pamiętaj, że Ty też się liczysz i Twoje dobro. I zasady powinny być jasno określone. Jeśli nie to szukaj kogoś dla kogo będziesz się liczyła i będzie widział Twoje uczucia. Pozdrawiam serdecznie
Ania. Moze to Ci pomoże. Koleżanka moja ma dwójke dzieci jest po rozwodzie, wyszła drugi raz za mąż również za rozwodnika tyle że jedno dziecko. I jakoś nie ma czegoś takiego że któreś z nich wysyła do byłego i byłej zdjęcia dzieci o każdej porze dnia. Przecież też by mogła wysłać byłemu mężowi zdjęcia dzieci i była zona jej męża też moglaby o każdej porze dnia wysyłać zdjęcia córki. Ale rzeczą jasna jest, że to byłoby dla każdego uciążliwe. Niech nikt robi komuś czegoś czego sam nie chciałby doświadczyć. Wyprowadzil się od żony, podjął poważny krok ten krok powinien mieć za sobą skoro już czuje się gotowy do spotykania i zajmowania komuś czasu. Zastanów się ile on chce dać Tobie z siebie? Czy nie jest tak że jest podporządkowany dzieciom i byłej żonie, jeśli tak to nic tam u niego nie znajdziesz.
Odradzam, odradzam i jeszcze raz odradzam . Facet może być najwspanialszy na świecie , ale jeśli nie potrafi stworzyć nowej rodziny ( związku ) z nowa partnerka , bo jego dzieci są dla niego najważniejsze to naprawdę niech ten facet siedzi sobie z tymi dziećmi i nie zawraca kobiecie głowy .
Zgadzam się z poprzednim komentarzem Agaty. Facet może i być wspaniały, ale jesli nie stworzy dobrych warunków dla nowego związku nie ma co unieszczesliwiac. Wpuszczamy kogoś do własnego, oddajemy siebie więc mamy czuć się w tym związku ważne. Mało który facet potrafi tak pogodzić relacje była zona, dziecko i nowa partnerka żeby obie strony nie czuły się pokrzywdzone, ale jakim prawem to ma być kosztem partnerki?? No nie należy się godzić na poświęcenie dla dobra nie naszego dziecka bo to jedynie rodzic powinien się poświęcać a nie nowa partnerka. Jeśli uciekamy od takiego faceta to znaczy że uciekamy nie od niego ale warunków jakieś nam stworzył. Jeśli w pracy nie jesz to nie masz siły pracować, a w związku jeśli nie dostajesz uwagi to się wypalasz.
A czemu pkt. 8 to dopiero komplikacja?
Poznalam kogos kto ma 2 dzieci. Dzieciaki ida juz do liceum. To jest dopiero bardzo wczesny poczatek znajomosci i tak sobie mysle, ze ja nie chce brac udzialu w jego „tamtym” zyciu. Nie jestem tym zainteresowana. Nie jestem zainteresowana np potencjalnym wyjsciem w niedziele na obiad w towarzystwie rowniez jego dzieci (bo akurat sa u niego). Nie chce tego. Na obiad w niedziele chetnie sie wybiore ale z nim. Nie randkuje z cala jego rodzina tylko z nim.
Spotykałam się z wdowcem, ma dorosłe dziecko 20+ Na początku było pięknie, obiecywał kupno wspólnego domu, który miałby być zapisany na nasze wspólne przyszłe dzieci, obiecywał, że będę najważniejsza, że do polisy na życie dopisze i mnie jako uposażoną osobę. Ostatnio rozmyślił się, powiedział że cały jego majątek w ostatniej woli przekaże swojemu dziecku, że ono jest ważne i będzie, że w żadne majątki nie będzie się bawił, że może mi tylko oferować tylko miłość, a to najważniesze.
Moja sytuacja jest bardziej skomplikowana , mój partner ma dzieci z poprzednich związków ,z ostatniego małżeństwa córkę 4letnią a z poprzedniego dorosłych już trzech synów . Ja mam trójkę dzieci z poprzedniego związku i sytuacja wyglada następująco ; moje dzieci obojętnie co zrobią to są porównywani do jego dzieci ,w złości krzyczy na nich i to dość często ,potrafił nawet ubliżyć (dzieci maja 13,10 i 1,5roku) była sytuacja ze nawet się wyniosłam z domu to błagał nas ze się zmieni i to się więcej nie powtórzy i tak było ale nie do końca . Partner potrafi powiedzieć ze nie lubi jednego z synów gdzie on to słyszy albo ze obce dzieci mu nie będą wchodzić na łeb…. jestem na skraju wytrzymania ale jestem w 9miesiacu ciąży i ciężko mi teraz podejmować jakiekolwiek decyzje . Wspomnę ze ostatniego syna mój partner wychowuje od urodzenia praktycznie i prosił mnie żeby on mógł mówić do niego tato , córka partnera to naprawdę nie wychowana wyrachowana księżniczka (przeklina ,mówi ze mnie zabije np nożem ,wyzywa wszystkich ,pokazuje środkowy palec) mimo to ja ją traktuje bardzo dobrze ,dużo z nią rozmawiam i ogólnie się nią opiekuje jak przychodzi na weekendy czy nawet na całe tygodnie bo jej mama tez często potrzebuje się wyszaleć. Nigdy na nią nie krzyczę ani nie bije, jedyne na co sobie pozwalam to postawić ją do konta jak już jest naprawdę krytycznie , jak jest mój partner w domu to jego córka wie ze wolno jej wszystko bez konsekwencji i gdy ja zwrócę delikatnie mu uwagę ze tak się nie da żyć ze ma coś z tym zrobić to on zamienia się w nerwusa i naskakuje na moje dzieci a w szczególności na tego najmłodszego ze mu wolno np oglądać bajki w ciągu dnia wiec ona ma prawo nie spać pół nocy, gdzie mały jest naprawdę grzeczny i poukładany i Bogu ducha winny , drugi przykład ze mój najmłodszy syn od urodzenia chodzi spać o 20 a jego córka nie śpi do nocy ,nie mogę nawet prosić o ciszę bo zaczyna atakować moje dzieci doszczętnie. Mój partner codziennie przeprasza i wtedy na pokaz przytula długo najmłodszego syna i twierdzi ze wszystko co na niego naskakuje to tak nie myśli . Między naszymi dziećmi nie ma równości ,moje nie mogą wchodzić do salonu po 21 bo takie ustaliliśmy zasady ,za to jego córka buszuje do 12w nocy i tego jest poprostu mnóstwo . Jestem nie szczęśliwa , wpakowałam się ze szybko zdecydowałam o ciąży ,później już nigdy by nie było opcji by mieć wspólne dziecko wiec zrobiłam to pod wpływem emocji . Co robić 🙁
Anonimie – czuję Twoją bezradność. Nie jestem specjalistką, by udzielać rad więc podpowiem tylko, że starałabym się skorzystać z pomocy terapeuty (najlepiej razem z partnerem). Dobrze, kiedy ktoś umie odpakować nasze potrzeby z emocji i ponazywać rzeczy na spokojnie. Dzięki takim wizytom można też dostać narzędzia, by lepiej sobie radzić w tak pogmatwanej sytuacji.
Chcę tylko dodać, że ten temat jest w ogóle nieporuszany w mediach i ten post i komentarze pod nim to jedyne wartościowa dyskusja i źródlo wiedzy na jakie trafiłam
Artykuł bardzo wartościowy. Od trzech lat z partnerem z 10 letnik dzieckiem z nieformalnego związku. W naszym związku po informacji od dziecka (okolo 8 mcy po tym jak zaczęliśmy się spotykać) że odrabiał ze mną lekcje nastąpił telefon od byłej, że ona przeprasza za wszystko że go kocha i chce wracać. Poprzednio przez lata wyprowadzała się gdy chciala i wracała gdy chciała. Zabrała też dziecko za granicę i bez wiedzy ojca chciala zapisać je tam do szkoły i tam pozostać okolo roku. Myślę więc że poczuła, że skończyła się opcja powrotów i odejść i stąd było wyznanie miłości. Jego odmowa skutkowała brakiem kontaktu przez dłuższy czas. Obecnie Ja zmagam się z akceptacją faktu, że po dwóch latach wyzwisk i awantur o byle co a w zasadzie o wszystko nastąpił covidowy clar. Sytuacja się uspokoila, partnet od zawsze pomagał jak mógł i umiał obecnie przestało być to negowane. Pomógł byłej partnerce znaleźć pracę i mnóstwo mnóstwo innych rzeczy. Nastąpiła taka poprawa stosunków, że obecnie są codzienne rozmowy, smsy, porady, nie ma już problemu w odwiedzinach w jej domu, ba! partner nawet pojechał na weekend nad morze w dnku urodzin mlodego gdy był tam z mamą, jej siostra i babcią. Po tych urodzinach stosunki bardzo się ociepliły, mi bardzo trudno jest się przestawić na system ich przyjaźni i współpracy z systemu nienawiści i złośliwości. Nie wierzę w szczerość jej działań, mam wrażenie że o tyle o ile on robi to dla młodego, ona przymyka oko na wszystko co ja drażniło docelowo dążąc do tego, aby partner znów był sam. Była to dla niej dużo wygodniejsza sytuacja. Jest od mojego partnera młodsza o 11 lat i jej myślenie jest dziecięcym wyciąganiem bezradności życiowej jak ręki po wazystko. Czuję że moja pozycja spadła niżej, czułam się wielokrotnie pominięta i zaniedbana, moje potrzeby były na kiedyś, jej na natychmiast. Teraz jest duża poprawa. Ja odpuściłam nakręcanie się, akceptuję jej obecność i patrzę co będzie dalej. W każdym gęściej i czynie partner myśli o tym, że to dla dziecka, nawet gdy robi, daje, remontuje coś jej lub jej rodzinie patrzy na to, że to zostanie dla mlodego i ok. Natomiast mam niestety poczucie że nie jestem częścią rodziny. Ze to ja jestem do nich dodatkiem a nie ona do nas. Nakręcam sobie tę sytuację choć w jego mniemaniu przesadzam i wyolbrzymiam, on musi dbać o dwie kobiety. Jakaś rada na lepsze zagryzienie zębów? I teraz najnowsza sytuacja, partner remontuje stara przyczepę niewiadów i wymyślił (ona jeszcze o tym nie wie) że może być taka sytuacja, że (oczywiście dla mlodego) zabralby jego i jego matkę na tydzień wakacji przyczepą. Oczywiście bierze pod uwagę że ona może mieć inne plany, bierze pod uwagę również to że nasze wakacje są ważne ale ja nie potrafię na ten moment zgodzić się na ich wspólny wyjazd w małej przyczepie. Jak sam ujął to nie chodzi o seks, czy bycie razem tylko o mlodego ale dla mnie jest to niekomfortowe. Przeginam? Może powinniśmy jechać w czwórkę 🤣
Kamila – masz prawo do stawiania granic. Ja bym nie chciała być w relacji, gdzie mój obecny partner/mąż jedzie sobie na wczasy z ex i wspólnym dziekciem. No albo jesteśmy w teraźniejszości i budujemy razem albo w przeszłości.
Taką granicę pragnę postawić, jednak biorąc pod uwagę, że partner jest typowym Manifestorem (HumanDesign), Królem Życia – a trudno „być” z taką osoba, jestem przygotowana na to, że może to nie przynieść efektu i zostanie mi to zwyczajnie obwieszczone. Cały czas podkreślane jest, że „nie chodzi o bycie z nią, nie chodzi o jakiś tam seks, zdrady, robię to dla młodego”. Cały czas też mówione jest, że to też jest jego rodzina, wszyscy jesteśmy rodziną. Odnoszę wrażenie, że jest ogromny przymus opieki i wynagrodzenia wszystkiego złego, czego przyczyną był partner. Przyznam, że obawiam się swojej reakcji i „głupich pomysłów”, jakie przyjść mi mogą do głowy. Jak się ustrzec pomysłów szatańskich niemalże?!
Witam wszystkich tak sobie siedzę i czytam te wszystkie wpisy i już w ogóle mam mętlik w głowie….
Jestem z mężczyzną 7 lat oczywiście ma syna z poprzedniego związku z ex nie ma wgl. kontaktu za to teściowa młodego ma prawie codziennie podejrzewam że też ma niezły kontakt z ex mojego…. Pewnie mnie zbesztacie za to co napiszę, ale ja nie cierpię jego syna po prostu nie mogę na niego patrzeć. To jest silniejsze ode mnie nawet się z nim nie witam on też jest już na tyle duży , że widzi, że go nie cierpię zresztą każdy to widzi. Nie przyjeżdża do nas wcale ze swoim ojcem widuje się tylko jak przyjeżdżamy na kawę do teściowej. Nigdy w życiu nie powiedziałam, ani nie namawiałam partnera do tego żeby się nie widywał z młodym… tak jakoś wyszło ma teraz 12lat. Nie potrafię sobie poradzić z tą sytuacją wiem wiem pewnie powiecie widziały gały co brały ale ja wtedy nie myślałam o tym , myślałam , że jakoś to będzie a z czasem jest jeszcze gorzej myślę, że gdy będziemy mieli swoje dziecko będzie jeszcze gorzej uważam że teściowa jest tak zapatrzona w swojego wnuka, że nasze dziecko wspólne będzie zawsze na 2 miejscu. Jesteśmy razem tyle lat tyle wspólnych planów… Kocham go bardzo ale nie potrafię zaakceptować jego syna i raczej się to już nie zmieni. Myślę często o tym nie wiem co robić odejść po tylu latach nie jest łatwo. Teraz wiem, że gdybym mogła cofnąć się w czasie poszłabym w inną stronę teraz mam 29lat nie wiem jakby potoczyło się moje życie po odejściu…. szkoda mi tych lat…
Nie ma opcji na poprawę. Nie rozmawiamy z partnerem na ten temat w naszym domu nie ma tematu młodego.
Nie piszę tego wszystkiego , żeby się wyżalić bo napiszecie coś w stylu jeżeli nie potrafisz zaakceptować sytuacji to po prostu odejdź …. to nie jest takie proste. Nie dla mnie, ale coraz częściej o tym myślę żeby to zakończyć, chociaż jest nam ze sobą dobrze mam wszystko czego chcę dba o mnie mamy się niedługo budować.Ale jest to ALE.
Bardzo ciekawa dyskusja.
Ja ze swojego doświadczenia bardzo odradzam taki związek, a zwłaszcza jeśli kobieta jest sama, a tylko mężczyzna z dziećmi. Na początku wszystko może się wydawać ok, ale jest to relacja nierówna i bardzo krzywdząca dla kobiety. Ojciec chce rozpieszczać dzieci dając im niemal wszystko i nie przestrzegając żadnych rozsądnych granic. Zastanówcie się dziewczyny, czy chcecie brać na plecy taki bagaż. Jeszcze do tego dochodzą dziadkowie, ich relacje oraz zależności z dziećmi. One bardzo często są nieuporządkowane i rodzą się przez to kolejne konflikty. Ja wytrzymałam w tym prawie rok i wyszłam zmęczona i z poczuciem, jakbyn nigdy do końca nie była w tym związku kimś ważnym.
Byłam kilka razy w związku z mężczyzną z dziećmi. Sama dzieci nie posiadam. NIGDY WIĘCEJ. Coś najgorszego co tylko może się przydarzyć. Najgorszy czas w moim życiu. Czułam się okropnie. Wiecznie „akcje” stwarzane przez ex, zakazy ex przywożenia dzieci do naszego domu, partner wiecznie z dziećmi poza domem, w pewnym momencie zaczął kłamać, że ma delegacje służbowe, po czym okazywało się, że wyjechał z dziećmi i ex na wakacje, a mi tłumaczył, że to dla dobra dzieci…umawiał się ze mną np na weekend po czym nagle dostawał telefon w sprawie dzieci i wszystko odwoływał, twierdził, że z ex ma przyjacielskie stosunki i wszystko jej opowiadał co się u nas dzieje i nie widział tego, że te „nagłe telefony i sprawy pilne z dziećmi” są tedy kiedy właśnie mamy gdzieś jechać, wspólnie spędzić czas czy np są moje urodziny… itd… KOSZMAR! NIGDY WIĘCEJ!
NIE, NIE, NIE i jeszcze raz NIE. Taki związek to katorga dla każdej kobiety po dłuższym czasie. Byłam prawie rok z facetem z dwójką dzieci czyli tą 3 jak nie 4. Na początku niby deklarował, że wszystko da się ułożyć, po czym co drugi weekend wsiadał w samochód i jechał 200 km do miasta, w którym mieszkały dzieci. Nic nie zaplanujesz i będziesz czekać jak pies na „wasz” weekend, to samo święta i wakacje. Nie czułam się w roli, aby w to wchodzić (sama nie mam dzieci i jestem kilka lat po bolesnym rozwodzie). Wypominano mi zawsze, że muszę, powinnam i niemalże szantażowano, że bez mojej akceptacji i kontaktu z jego dziećmi, nasz związek nie ma szans. Dodam, że już na początku i wielokrotnie rozmawialiśmy i znał moje stanowisko, że może za jakiś czas się przekonam, ale nie chcę być zmuszana i niby to akceptował. Mieszkaliśmy razem kilka miesięcy, ale nie dałam rady być ciągle ta zła i podła. To jest masakra, te dzieci co wieczór dzwoniły, pisały SMSy, podczas naszych zajęć, zawsze odbierał jakby się paliło. Nie było kasy na wyjazdy w weekendy, na nawet drobny prezent dla mnie, bo tylko DZIECI. Do tego mój ex był pod wielkim wpływem swojej neurotycznej matki, która mu tylko wmawiala, że jak coś to mu była odbierze dzieci. A jej było na rękę, bo miała już nowego faceta, dla którego też chciała mieć czas itp. Uważam, że taki związek będzie zawsze skazany na Twoją krzywdę, rozczarowania i będziesz musiała ponosić konsekwencje czyjejś przeszłości bez słowa sprzeciwu. To męczy, wypala, generuje stres, kłótnie i cierpienie. Opcja tylko dla ascetek. Odradzam każdej kobiecie!!!!
A dla mnie to takie górnolotne. Stawianie ciągle dzieciaków na pierwszym miejscu piedestale. Sorry, ale jeśli zaczyna się nowy związek to trzeba też uszanowac, a może nawet przede wszusktom.partnerke. Przyjmuje się, że kobieta musi wręcz akceptować i nie wiadomo jak poświęcać się dla cudzych dzieicorow. To taki mężczyzna powinien dostrzec, że kobieta mimo tego bagażu, tak, dzieci zawsze są bagażem, decyduje się na związek, mimo, że ma często opory. Bylqm w związku z facetem z dwójką dzieci i od początku mowilam, że ich nie zaakceptuje I nie chce mieć z nimi nic do czynienia. To.moj wtedy partner był wielce zakochany i mówił, że nie odczuje. Teraz nie pamięta tego i słyszę tylko, że powinnam.akcwptowqc. straciłam przez jego kłamstwa 3 lata i jeszcze mocniej utwoerdzilam sie , ze dzieciory to największy problem jaki.moze być.
Miałam 24 lata kiedy weszłam w związek z mężczyzną który miał 5 letniego syna, i był dwa lata po rozstaniu z byłą partnerką. Dziś jestem w tym związku już 9 lat i mamy wspólne dziecko. To jest bardzo trudny temat. Ja pozostałam w tym z związku z bardzo niewłaściwych powodów. Mianowicie z braku wiary w to że może być lepiej. Ze znajomości z poprzednimi mężczyznami wyniosłam różne doświadczenia… Więc kiedy poznałam mojego przyszłego męża imponowało mi że tak bardzo kocha syna, cały czas mówił o wyrzutach sumienia a ja uważałam wtedy że to znak że jest dobrym ojcem i może być dobrym ojcem w przyszłości dla mojego dziecka. Mówił że podstawą dla niego w związku jest poprostu nie robić tego czego nie chcesz aby zrobił Ci partner itp. wszystko fajnie …a także dodał że dziecko zawsze będzie dla niego ważniejsze niż druga połowa , przedstawił to w taki sposób że wydało mi się to nawet logiczne i zaakceptowałam , choć szczerze było to nieprzyjemne – szybko odczułam co to znaczy w praktyce , niestety później dotarło do mnie że to bardzo krzywdzące i tak nie powinno być . Mówił że nie zrobiłby bardzo wielu rzeczy – zrobił wszystkie. Przez te wszystkie lata, ani przed urodzeniem mojego dziecka ani po nie byliśmy na ani jednym wyjeździe , wakacjach bez jego syna – jego była partnerka podróżuje wyłącznie bez syna XD. Z jego synem mam dobre relacje ale to nie oznacza że nie było i nie ma problemów. Usłyszałam słowa typu ” Nie będziesz mi mówić co mam robić , nie masz prawa tutaj być ,tylko mama tata babcia i dziadek to mogą” – to jest odpowiedź na wielokrotne grzeczne prośby o zwykłe ubranie się i wstanie z łóżka które trwały do godziny 14:00. Dziecko było bardzo często pod moją opieką ponieważ matce to odpowiadało było wygodne, bywał z nami całe święta całe wakacje i każdy weekend, nie co drugi tylko każdy. A kiedy powiedzieliśmy mu o ciąży powiedział ” wolałbym mieć brata z tą samą mamą i tatą” i to powiedział chłopiec który już mówił że mnie kocha , przytulał. Początkowo byłam zapewniania że nie ma też uczuć między nim a nią i tak było albo nie rozumiałam że ich przekomarzania świadczą o czymś odwrotnym. Po latach niechęć między moim mężem a ex przerodziła się powoli w przyjaźń a nawet we flirt na moich oczach. Książkę mogłabym tu napisać. Powiem tylko że stanowczo odradzam takich układów jeśli jesteście młode. On zawsze będzie związany z tą kobietą czy tego chcecie czy nie. A relacje z takim dzieckiem często mogą być trudne i wymagają mega cierpliwości. Kolejna kwestia – imprezy typu komunia , urodziny … Urodziny czasami były robione osobno ale już komunia była robiona wspólnie. Jego ex wita Cię sztyletami w oczach , siedzisz na takiej imprezie z rodziną jego ex, i tak „fajnie” jesteś obserwowana przez jej rodzinę i wgl czujesz się fantastycznie że aż masz ochotę zniknąć XD Na deser dodam że mąż przyznał że kocha pierwsze dziecko bardziej niż drugie. W ramach szczerości powiedziałam mu że gdyby ktoś zapytał mnie o zdanie czy warto próbować związku z facetem z dzieckiem odpowiadam stanowczo Nie !
Trafiłem na ten wpis dlatego, że sam jestem w roli ojca będącego po rozwodzie. Tak, mam także z byłą żoną córkę. Powodem naszego rozstania po 9 latach była totalna niezgodność charakterów. Pierwsze 4 lata małżeństwa były naprawdę udane. Kolejne 5 lat to ciągle kłótnie nawet z byle powodu, pod byle pretekstem. Oczywiście próbowaliśmy się pogodzić, jednak w końcu oboje stwierdziliśmy, że lepiej rozstać się w momencie, gdy mamy dla siebie jeszcze szacunek niż gdy mielibyśmy skakać sobie do gardeł.
Od tamtego wydarzenia minęło już dość dużo czasu (ja mam 32 lata), ale od jakiegoś czasu czytam właśnie wpisy i opinie o ludziach po rozwodzie i o tym, jak i czy w ogóle ułożyli sobie życie. Wiecie, nie umniejszam nikomu, ale gdybym miał kierować się tylko opiniami i wpisami, powinienem nastawić się na śmierć w samotności albo na wychodzenie z domu tylko do pracy i zakupy. Tymczasem uwierzcie, takie opinie są mocno krzywdzące dla nas, mężczyzn po rozwodzie, bo jesteśmy w pewien sposób wrzucani do jednego wora. Nie każdy mężczyzna zdradza, nie każdy mężczyzna stosuje przemoc domową. Czasami tak właśnie niefortunnie życie potrafi się potoczyć.
Od czasu rozwodu spotkałem się z kimś. Rozmawiało nam się świetnie, spotkaliśmy się, było miło. Oczywiście ja nigdy nie ukrywałem i nie ukrywam, że jestem po rozwodzie, że mam córkę. Z początku ta osoba twierdziła, że jej to nie przeszkadza, że ona to rozumie. Cóż, dalszy rozwój sytuacji znacie. Kontakt się urwał po jakimś czasie.
Odnoszę wrażenie, że mężczyzn z podobnym bagażem do mnie traktuje się jak trendowatych. A to nie jest tak. Ja zdaję sobie sprawę, że jeśli jakimś cudem uda mi się kiedyś kogoś znaleźć, będę musiał, a przede wszystkim będę chciał dać poczucie, że jest numerem jeden, nie piątym kołem u wozu. Dzieci dorastają, mają swoje życie, a my? My nadal mamy swoje i to od nas zależy czy damy pełnię siebie drugiej osobie i czy będziemy umieli oddzielić przeszłość od teraźniejszości. Tak, chciałbym kiedyś jeszcze ułożyć sobie życie, bo samotność nie jest niczym dobrym, ale serio, czytając niektóre wpisy w internecie mam wrażenie, że my, mężczyźni, jesteśmy z góry skreśleni.
Dziękuję autorce za taki wpis. Niewiele jest takich merytorycznych wpisów i dyskusji jak tutaj.
Pozdrawiam wszystkich i każdemu życzę szczęścia 🙂
Wszystko fajne, ale to chyba działa w obie strony?
Krzysztof, jestem w związku z mezczyzna z „bagazem” jak to sie mowi, ma 2 dzieci ze swoja ex (2,5 roku i 5 lat), zrobili sobie drugie dziecko mimo, ze odkad zaczeli dorosle zycie to nie mieli ze soba kompletnie nic wspolnego, ale ze byli „swoimi pierwszymi” i wracali do siebie co jakis czas i na pogodzenie stwierdzili ze zrobia sobie drugie to milosc worci (najglupsza rzecz i swiadczy o jakimkolwiek braku odpowiedzialnosci i dojrzalosci). Powtarzam ciagle jak wazne jest aby przemyslec posiadanie dziecka i dorosnac do tego, nie wystarcza checi, to wielka odpowiedzialność a w przypadku gdy sie nie uklada to krzywdzi sie dodatkowo to male stworzenie.
On tez zapewnial mnie jak Ty, ze potrafi oddzielic przeszlosc od terazniejszosci, ze chce byc szczesliwy, ze jestem najwazniejsza ale dzieci ma i nigdy wiadomo nie znikna. Jest wspanialym ojcem, ale uwazam, ze do przesady w druga strone, tzn dzwoni do nich codziennie, jego ex wydzwania z totalnie idiotycznymi pytaniami, gdy on bierze dzieci dzwoni po kilka razy jak tam (ewidentnie ona ma problem z tym ze on uklada sobie zycie i jak tylko moze probuje mi je uprzykrzać). Wypisuje do niego non stop, jak okreslilam granice, bo nie wyobrazam sobie zeby ciagle wisial z nia na tel, wiem ze ich juz nic nie laczy i on mnie szczerze kocha, ale ona jest dobra manipulantka i jak moze manipuluje nim dziecmi. Non stop jej malo pieniedzy (najgorsze ze dostaje ich bardzo duzo, nie liczac jeszcze dodatkow panstwowych a dzieci chodza w ciuchach po kims, widac ze sa uzywane, buty tez, zwyczajnie te pieniadze na dzieci nie ida). Ciezko temat i rozumiem wszystkie kobiety, które wyzej pisaly, drugi raz bym chyba w to nie weszla, aczkolwiek jestem szczesliwa i probuje go wyprowadzic na prosta z tej chorej relacji, tzn z tego ze jego ex go wykorzystuje na kazdym kroku, gdy mieszkal blisko to nawet dzieci prawie codziennie mial po pracy. zakupy jej robil bo księżniczka nie miala jak z dwójka dzieci isc na zakupy (nie wiem jak moja mama dawala soebie rade z liczniejsza gromada, chyba byla czarodziejka :P). Szczerze jej nienawidze, i nie ukrywam tego, nie musze jej lubic tym bardziej, ze widze z boku jak bardzo on jest przez nia zmanipulowany, potrafi do niego dzwonic i wymyslac ze dzieci plakalay za nim a on do nich nie przyjechal gdzie doskonale wiedziala ze jest w pracy do pozna i ze bardzo go ruszaja take rzeczy idiotka no. Najgorsze jest to ze ona nie ma swiadomoci ze wszystkim uprzykrza zycie lacznie z dziecmi takim zachowaniem, do jego matki tez non stop wydzwania, wielka psiapsi teraz zgrywa no dramat. Ma tego pecha, ze dzieci mnie uwielbiaja, i pewnie to ja jeszcze bardziej drazni, zamiast sie cieszyc ze ja chce miec normalne relacje, ze dbam o nie najlepiej jak umiem, mimo, ze nigdy nie bylam jakas fanka dzieci a ona wiecznie patrzy jak nam zepsuc „nasz weekend” albo jakies „swieto” nasze np wciskajac mu dzieci nie na jego weekend czy zmieniajac jakos dziwnie kolejnosc bo cos wymysla.
Mloda dziewczyna na pewno nie da sobie rady z czymsc takim, a tatusiowie niestety mimo, ze twierdza ze potrafia pogodzic te 2 sfery czyli dzieci i nowa partnerke niestety nie potrafia tego zrobic. Zbyt bardzo daja soba manipulowac ex, musza zrozumiec ze partnerka ma byc na pierwszym miejscu, mnie jako kobiety nie obchodzi to ze on ma dzieci, chce byc najwazniejsza, owszem one tez maja byc najwazniejsze, ale to 2 rozne strefy miedzy partnerami a dzieckiem i rodzicem a faceci tego nie rozumieja i leca na kazde zawolanie. Chcialabym miec dziecko w przyszlosci ale wiem ze jego ex wtedy oszaleje, i bedzie tylko gorzej, bo rozstali sie z jej winy przede wszystkim bo nie dbala o siebie, o dom, do pracy sie nie garnela, ale wymadrzac sie i gonic go do pracy to byla pierwsza i wiecznie jej bylo malo, a teraz po rozstaniu dalej ciagnie z chlopa, mimo, ze on daje tyle ze jeszcze nie slyszalam takeigo przypadku, zeby ktos tyle placil na dzieci, bo zajmuje sie nimi caly czas, kupuje zabawki, ciuchy, zabiera na rozne zabawy i bierze czynny udzial w ich wychowaniu. wybaczcie haos troche ale tyle tego jest ze nie sposob opisac, a ja osoba o bardzo silnym charakterze i naprawde potrafiaca zniesc wiele mowie kobietom, aby nie pakowaly sie w takie zwiazek tym bardziej jesli mezczyzna nie poradzil sobie z rozstaniem z dziecmi.
Żyje w takiej rodzinie. Nie zgadzam się z większością absolutnie, brzmi to tak jakby pisała to kobieta, która jest właśnie matka dziecka i podszywa się pod macochę żeby ustawić takie kobiety i wykazać ich błędy. Odniosę sie do jednej sprawy, dziecko owszem jest najważniejsze dla ojca, ale partnerka również może być nr 1, to zupełnie inny rodzaj miłości, do dziecka i do żony. A jeżeli facet zakłada jak wyżej opisane, że dziecko jest na zawsze a partnerka nie – to po co się wiązać z takim facetem. Mój partner wciąż powtarza, ze dziecko kiedyś opuści gniazdo i to my będziemy ze sobą do końca życia i ze to my decydujemy i jesteśmy najważniejsi, a nasza rolą jest pięknie wychować tego dżentelmena i dać mu poczucie bezpieczeństwa i miłość
Szkoda, że nie trafiłam na taki wpis 10 lat temu. Żyję w rodzinie z jego dziećmi,matkę widują regularnie i póki były małe i ja byłam potrzebne było całkiem ok. Teraz, gdy to ja potrzebuje wsparcia przy wspólnych dzieciach, które są małe, nie jestem już fajną ” drugą mamą”. Teraz liczą się markowe ciuchy, perfumy i wycieczki zagraniczne, które sponsoruje obecny maż mamusi. Ja muszę się godzić na wakacje w 6 lub wcale, bo …Drugi raz bym grzecznie podziękowała za wspólną kolację
O jej co za bzdety. Gdyby w rzeczywistości życie z dzieciatym facetem miało wyglądać jak w wymienionych punktach mało który rozwodnik znalazłby jakąkolwiek partnerkę. Żadna normalna kobieta nie zdecydowałaby się być w związku jak za karę. Może jedynie w formie sponsoringu – On nieziemsko bogaty Ona godzi się na bylejakość w zamian za korzystanie z jego dobrodziejstw. Gdybym miała żyć wg chociażby części wymienionych punktów wolałabym zostać sama i poczekać na kogoś z kim będę szczęśliwa.
Tak wiem, że dzieci nie są niczemu winne ale „nowa” partnerka też nie jest niczemu winna. Nie wchodzi w związek po to aby odpokutować swoje grzechy. Wchodzi w związek po to aby być szczęśliwszą niż gdyby była sama. Nie dałoby się żyć wg wymienionych punktów bez uszczerbku na zdrowiu. Jeśli któraś z Pan żyje jak opisane wyżej zalecam odejście. Wycofanie się z szacunku dla siebie i dla swojego zdrowia.
Nie wyobrażam sobie bycia z facetem przy jednoczesnym byciu w tle jego dziecka, rezygnowaniu z wszystkiego co lubię, na korzyść dziecka, rezygnacji z czegoś lub zmuszaniu się do czegoś bo tak chce dziecko, zachwalaniu matki dziecka. To muszę, tego nie mogę – warunki mega ekstremalne jak na wojnie tylko bez strzelania. Ile tak się da wytrzymać? Krótko. Nigdy dobrowolnie bym się nie zdecydowała na taką poniewierkę.
En, rozumiem Cię a jednocześnie postaram się wytłumaczyć, że zaślepione miłością – my kobiety – decydujemy się na taki los. Karmimy się nadzieją, obietnicami, pocałunkami partnera. A w głębi duszy toczy nas zazdrość, lęk, niepewność, często także poczucie winy wymieszane z nutką rozkoszy i miłości. Dlaczego? Bo ten na którego patrzymy z miłością, dziś tu i teraz jest tym jedynym, tym najlepszym i przecież dla takiej miłości jesteśmy w stanie wiele poświęcić i wiele przetrwać! O ironio!
Od dwóch lat jestem w związku z facetem, ktory ma dziecko.
Jest to bardzo skomplikowana sytuacja, bo nie mogę znaleźć w internecie chociażby jednego podobnego schematu, który dał by mi chociaż na kilka pytań jakies podpowiedzi…
No więc oczywiście na pierwszym naszym spotkaniu powiedział mi o tym, że ma kilkuletniego syna ze swoją ex.
Szczerze mówiąc, byłam tak zauroczona jego osoba, że nie zastanawiałam się w ogóle nad przyszłością w takim układzie, co było bardzo dużym moim błędem.
Zacznę od początku. Facet na ten moment ma 36 lat, ja mam 27. Jego była ma lat 25 a syn 5.
Powiedział mi, że dziecko nie było owocem wpadki, chociaż na logikę biorąc, wątpię, czy 19 letnia dziewczyna, która nawet szkoły wtedy nie skończyła (w przeszłości zawaliła rok, czy dwa w liceum, wiem to nie od niego, a od koleżanki z pracy, z którą, jak się okazało całkiem niedawno owa była chodziła do jednej klasy), nie wspominając o jakiejkolwiek pracy, zdecydowałaby się już tak od razu na dziecko
Jednak mogę się mylić i może faktycznie BYLO PLANOWANE, HEHE.
Sytuacja z widywaniem się jego z tym dzieckiem jest ciężka, bo NIGDY dziewczyna nie dała mu dziecka na kilka dni, na żaden weekend, na żadne święta, nic. Spotkania z dzieckiem odbywają się tylko u niej w domu tylko za dnia (np. przyjeżdża tam o godzinie 16, wychodzi po 21, kiedy kładzie dziecko spać). Ot czas z dzieckiem… w dalszym ciągu nie dała mu ani razu dziecka na żadną noc.
Pojechała raz z tym dzieckiem do domu jego rodziców na weekend (dwie noce 3 dni), zaznaczę, że miał to być weekend dla mnie, dla nas, mieliśmy gdzieś pojechac. Mieliśmy wtedy ciężki okres, lekki kryzys w związku i on po prostu stwierdził, że jak się nie dogadujemy, to on się zgodzi na to, żeby ona z tym dzieciakiem przyjechała do jego rodziców na weekend. Dobra, ok. Pomijam, bo to dłuższą jeszcze zawiłość z tym.
Sęk w tym wszystkim jest taki, że jak jest na weekend u mnie (chyba nie wspomniałam, że mamy związek na odległość, 100km nas dzieli) przyjeżdża w piątek, w niedzielę umawia się na widzenie z dzieckiem, to zawsze dokładnie sprawdza o której pociąg by był w mieście i jej ściemnia, że przyjeżdża pociągiem. Dziewczyna nie wie w ogóle o moim istnieniu. O tym, że on się z kimś od dwóch lat spotyka.
Gdy zapytałam go o to dlaczego nigdy jej nie powiedział, że kogoś ma, że się z kimś spotyka, skoro miał wiele okazji ku temu. Dlaczego ciągle jej ściemnia z tymi pociągami i udaje, że niby w ten sam dzień przyjechał tym pociągiem.
To jedyne co mi odpowiedział: 'bo nie chce, żeby znowu jej coś odbiło i po raz kolejny robiła mi pod górkę ze spotkaniami z synem, a poza tym to my się sobie nie spowiadamy’…
Nie przemawia do mnie takie tłumaczenie. Nie rozumiem…
Jestem coraz bardziej wykończona tym stanem rzeczy. Jak i tym, że jest to związek na odległość, co również nie poprawia tej relacji, ale nie jestem w stanie się do niego przeprowadzić i szukać z nim tam mieszkania do wynajęcia. Szukać nowej pracy. Przewracać całego życia do góry nogami, zostawić tutaj pewna pracę, mieszkanie wynajmowane po znajomości bardzo tanio jak na warunki w tym mieście, wszystkich znajomych ludzi. Przeprowadzić się do niego, gdzie nie mam tam nikogo prócz niego samego, ani pracy, ani perspektyw na pracę tam, żadnych swoich znajomych, skoro nie jestem w stanie mu w pełni zaufać. A nie zaufam mu w pełni, jeżeli wiem, że przed swoją byłą ukrywa moje istnienie i widzę, jak wiecznie jej scieme wali z tymi przyjazdami…. boi się jej przyznać, że jest wtedy w mieście już od dwóch dni i kombinuje jak się wstrzelić w czas przyjazdu pociągu…. coś mi tu nie gra, tylko nie jestem pewna do końca z której strony….
Czytam wiele waszych komentarzy i każda sytuacja jest inna, a jednak tak wiele nas łączy…
U mnie sprawa bardzo świeża, zaledwie znamy się kilka miesięcy, ale od razu oboje w tym przepadliśmy, oboje podeszliśmy do sprawy bardzo dojrzale, on nie ukrywał,że ma 4 letnie dziecko, z partnerką nie są po ślubie, ale byli 8 lat razem. Mieszkali ze sobą, on stawał na głowie żeby mieli wszystko, a ona z kolei nigdy tego nie doceniała, wiecznie jej było mało i sama niewiele od siebie dawała. A z dzieckiem ,cóż po prostu wpadka, chociaż nie lubię tego tak nazywać, zawsze uważam ,że chyba idąc do łóżka znamy ” ryzyko zabawy „. On od początku bardzo się zaangażował, codziennie pokazuje jak mu zależy i widzę ,że słowa nie są tylko słowami. Niestety dzieli nas odległość i to nie mała bo 300 km. Oboje jednak chcemy sprawę postawić jasno i wiedzieć do czego to zmierza. Odległość to jedyna rzecz która na ten moment nas dzieli, jednak sprawa jest kluczowa. Z uwagi na naszą specyfikę pracy, nie jest łatwo zdecydować o rzuceniu wszystkiego i przeprowadzce. Jednak mimo,że nie czuje nacisku to on określił się jasno, że nie zostawi dziecka i nie przeprowadzi się do mnie. Szanuje to i rozumiem, ale tym samym czuje podświadomą presję ,że to na mnie spoczywa to żeby rzucić wszystko i przeprowadzić się do niego. Nigdy nie czułam nacisku z jego strony, ale chyba mamy jasność co do tematu, skoro on tego nie zrobi. On bardzo chce mieć rodzinę, żonę,dzieci na co dzień, a nie z doskoku. Bardzo mu na tym zależało w poprzedniej relacji i widzę ,że dla niego to porażka ,że tak się stało , ale z kolei nie był w stanie być w chłodnej relacji, gdzie wszystko spoczywało na jego barkach i nic nie przypominało ciepłego domu. Sam z takiego pochodzi więc jest to zrozumiałe. Czy jestem egoistką myśląc,że przecież tak wiele akceptuje, że akceptacja a AKCEPTACJA to różnica, że mam świadomość jaki ja sama biorę bagaż na siebie.. z perspektywą na resztę życia? , że to on powinien się przeprowadzić? Ostatnio powiedziałam ,że boje się takich zmian, że jeśli to ja miałabym się przeprowadzić. On ma swoje mieszkanie, dobrą pracę i chce stanąć na głowie,żeby i mi znaleźć coś odpowiedniego i mówi ,że to w jego roli jest to żeby pokazać mi że nie mam się czego bać i, że jest warto. Wiem ,że nikogo nie udaje i wiem,że to nie tak że tracąc swoje dotychczasowe życie tutaj nie dostanę nic w zamian .Nie dbam o pieniądze, jestem niezależna i dobrze zarabiam, mam świadomość alimentów i innych rzeczy z tym związanych. Ale on tutaj też miałby dobre perspektywy i przede wszystkim jego była nie byłaby zbyt blisko. Nie robi mu problemów z widywaniem się z synem, dwa razy w tygodniu na 3-4 godziny i co drugi weekend na jedną noc. Wiem,że to mały człowiek i potrzebuje Taty, a częstotliwość widywania się jest być może ważniejsza niż na odległość dwa pełne weekendy w miesiącu, ale zastanawiam się gdzie w tym wszystkim ja. Mam wrażenie,że mimo wszystko on myśli,że ja mam mniej do poświęcenia, mniej do stracenia przeprowadzając się do niego niż na odwrót. Dla jasności nie proponuje mu żadnej dziury zabitej dechami. Ma perspektywę pracy. Ja mam własne mieszkanie. Szkoda mi w tym wszystkim dziecka, ale dziecko kiedyś dorośnie, a ja mam wrażenie,że być może zbyt wiele chce poświęcić przeprowadzając się do niego? On jest lekko po 30 ja chwilę przed….ma cudownego syna i sam jest wspaniałym Tatą, na ten moment dobrze zarządza czasem i nie czuje się zaniedbywana. Ryzyko jest zawsze nie tylko w takiej relacji. Może moje przeświadczenie ,że to ja zawsze wszystko poświęcałam dla faceta mnie przytłacza.. że raz chciałabym żeby to on dał z siebie więcej? Nie zrozumcie mnie źle, przepracowałam sobie poprzednie związki, postawiłam na siebie, nie na jakąś karierę, nigdy o to nie dbałam zawsze chciałam mieć rodzinę i to jest mój fundament.. jesteśmy bardzo za sobą i żadne z nas nigdy przy nikim tak się nie czuło ,potrafimy rozmawiać, komunikacja między nami jest naprawdę dobra. Zastanawiam się jedynie czy to on nie jest gotowy czy może jednak ja na to wszystko. Ciężko opowiedzieć o wszystkim. Dodam ,że mamy pełną akceptację i wsparcie ze strony naszych rodzin i to też dużo daje. On nigdy mnie nie ukrywał, ze swoją byłą ma kontakt tylko i wyłącznie w kwestii dziecka,od razu jej o mnie powiedział, oczywiście nie była przeszczęśliwa, ale jedyne za czym ona tęskni to chyba za tym. Że nie musiała nic w życiu robić. Ja ją bardzo szanuję i on też o niej źle nie mówi. Myślę. Że jest w tym bardzo dojrzały i widać że wie czego chce. Wybaczcie ale musiałam się wygadać. Przeraża mnie wizja zmiany swojego życia o 180 stopni, ale też nie wyobrażam sobie życia bez niego. Poznaliśmy się zupełnie przypadkiem, wręcz to nie miało prawa się stać, ale wierzę że przypadków nie ma…
Chciałabym podzielić się swoim doświadczeniem, jeśli ktoś tu zajrzy (choć to dość stary wpis) i będzie czytał komentarze, to chyba warto, aby trafił na moją perspektywę. Bo jest trochę inna. Z moim partnerem prawie wszystkie okoliczności mogłoby być tzw. red flagiem i powodem na nie – duża różnica wieku, mieszkanie na dwóch krańcach polski, problemy z jego ex, fakt, że ma nastoletnią córkę, wobec której czasem tli się w nim poczucie winy. Ale powiem Wam, że przeszliśmy przez to wszystko, nie bez problemu, ale bez uszczerbku na naszej relacji. Jesteśmy teraz małżeństwem, mieszkamy razem, jestem bardzo zżyta z jego nastoletnią córką i jesteśmy szczęśliwi. Oczywiście, że zdarzyło nam się pokłócić z tego powodu, że któryś raz zmieniamy plany ze względu na dziecko, albo że on akurat ma taki miesiąc, gdzie chce i może spędzić z nią dużo czasu, a ja czuję się jakby randki i rzeczy tylko nasze szły wtedy w odstawkę. Ale gadaliśmy, tłumaczyliśmy sobie nasze emocje i powiem Wam, że on zawsze ostatecznie dziękował mi za to, że jestem i rozumiem, i starał się jak najbardziej, żebym czuła się tak samo ważna, kochana i zauważona. Tych kłótni było kilka, poważnych rozmów więcej, ale nie mam poczucia, żeby naszą miłość kręciła się wokół tego tematu. Po prostu uważam, że da się być szczęśliwym w patchworku – bo sama tego doświadczam. Pozdrawiam wszystkie macochy 🙂
Ten wpis ma już dobrych kilka lat a ja wracam do niego od czasu do czasu żeby poczytać nowe komentarze, które pojawiają się co kilka miesięcy. To cały czas dobry artykuł, może przydałoby się napisać go na nowo, po kilku latach. Wszystkie kobiety które są w takiej sytuacji, znalazłyby tutaj zrozumienie/ukojenie…przynajmniej ja tak mam, bo w internecie mało miejsc gdzie komentarze są kulturalne, zwłaszcza w takim temacie.
Świetny wpis 🙂 Dołożę do niego swoja cegiełkę w formie komentarza 🙂
Jestem w związku z facetem z dzieckiem 10letnim od mniej więcej 1.5 roku. Facet ma opiekę naprzemienną. Mieszkamy w innych miastach – odległość około 100km.
Początki były jak z bajki, facet zaaferowany nowym związkiem i napompowany dopaminą bardzo się starał. Z dzieckiem, jego córką nawiązałam naprawdę świetną relacje i polubiłam. Sama dzieci nie mam. Oczywiście niejednokrotnie, zwłaszcza na początku związku, mówiłam partnerowi (często w złości) jak ciężka jest dla mnie tak sytuacja, dziecko, opieka naprzemienna i odległość 100km, konieczność podporządkowania się pod grafik opieki nad jego dzieckiem, ale on zawsze potrafił mi to jakoś tak naokoło wytłumaczyć i kapitulowałam. Początkowo zapewniał mnie o tym, że rodzicielstwo to jedynie jego rola, którą stara się wypełniać dobrze, ale nie jest ona sensem jego życia, bo sensem jego życia jest miłość do kobiety. Brzmi nieźle, prawda? Okazało się stekiem bzdur. Z każdym kolejnym miesiącem, coraz cześciej, fakt posiadania przez niego dziecka tworzył problem i źródło konfliktu dla nowej, rodzącej się relacji. Dlaczego? Już tłumaczę 🙂 Wyobraźcie sobie rozmowę z facetem, w której pytacie „Skarbie, a jakby to było, jakbyśmy mieli wspólne dziecko?”. Jakiej odpowiedzi można się spodziewać, no cóż, ja, być może naiwnie, spodziewałam się słów „Kochanie, a od kiedy o tym myślisz”, rozważań czy dalibyśmy radę, rozważań czy byłoby fajnie itd. Niestety, nic bardziej mylnego, na to miejsce usłyszałam słowa „A wiesz, że mielibyśmy wtedy już dwoje dzieci? I nie mogłoby być tak, że nasze wspólne dostaje od Ciebie wille w Krakowie, a moja córka tylko mieszkanie po dziadkach”. Wyobrażacie sobie co wtedy poczułam? Tak, poczułam się koszmarnie. Warto dodać, ze moja sytuacja finansowa jest naprawdę dobra, stąd mogłabym pozwolić sobie na zakup domu dla własnego dziecka, ale nie widzę powodów dla których miałabym wyrównywać start w życie własnemu dziecku i innemu, obcemu dziecku, które ma oboje rodziców. Ale mój cudowny partner na tym nie poprzestał. Zaalarmowana jego słowami, postanowiłam pokierować rozmowy na podobne tematy, żeby ustalić jego stanowisko w kwestiach finansowych. I tak pojawił się temat spadków. Jako osoba, póki co, bezdzietna powiedziałam mu, że chciałabym, aby po mojej śmierci pieniądze zasiliły konto fundacji ratującej chorych na raka (moja mama chorowała na raka piersi). Reakcja partnera? „A (i tu padło imię córki)”. Nie ukrywam, że opadła mi wtedy szczęka 🙂 Stwierdziłam, że przy spadkach liczy się wola umierającego i trzeba ją uszanować i jeśli mam wolę, aby spadek trafił do fundacji to tak będzie. Na co on, zły jak osa, rzucił hasłem „Nie chcesz jej nic przepisać TYLKO I WYŁĄCZNIE dlatego, że jest to dziecko innej kobiety”. Hmmm ciekawe rozumowanie. Odpowiedziałam mu, że nie TYLKO I WYŁĄCZNIE dlatego, ale właśnie dlatego, ponieważ nie mam w stosunku do niej żadnych obowiązków, a wolę o przepisaniu majątku na fundację miałam na długo przed tym jak poznałam jego i dziecko. I ta wola nie uległa magicznie zmianie. Oczywiscie skończyło się kłótnią, obrazą i cichymi chwilami 🙂
Podobnych historii było jeszcze kilka, m.in. słowa o tym, że wolałbym, żebym miała dziecko z banku spermy niż z nim, bo wtedy zrozumiałabym jak mu ciężko 🫣, tak tak, wiem dramat, długo by opisywać. Ale do celu. Ostatnio poczyniłam pewne kroki biznesowe i muszę więcej pracować, aby móc to wszystko podopinać i mieć za co dopinać :). Powiedziałam partnerowi, że chce więcej pracować, w związku z czym nie będę z nim jeździć na tygodnie, gdy zajmuje się córką. No i się zaczęło. Partner stwierdził, że jeśli nie będę jeździć to znak, że nie akceptuję jego rzeczywistości i wymagał, abym zrezygnowała z wyjazdów wakacyjnych (wiedział od samego początku związku, że podróże są dla mnie niesamowicie ważne), pracowała w te dni, a w wolne dni jeździła z nim (i w domyśle patrzyła jak opiekuje się dzieckiem). Gdy się nie zgodziłam stwierdził, że jestem egoistką 🫣 No cóż, spadły mi różowe okulary momentalnie i zakończyłam relacje.
Podsumowując mój przydługi komentarz. W takim związku zawsze występuje konflikt interesów, osoba bezdzietna gra do bramki „związek, MY, nasza (ja i Ty) przyszłość”, dzieciaty celuje do bramki „dziecko” i może od czasu do czasu coś wpadnie do związkowej bramki 🙂 Takie są fakty i musimy mieć tego świadomość. Osobiście uważam, że osoby z dzieciakami powinny wiązać się z partnerami w podobnych okolicznościach życiowych. Wtedy ma to większy sens, wymagają od siebie podobnych rzeczy. Relacja dzieciaty-bezdzietna to związek pełen dysproporcji, a osoba bezdzietna z marszu jest na straconej pozycji. W sytuacji opieki naprzemiennej jest to już prawdziwy dramat 🙂
Odradzam każdej dziewczynie, bez względu na wiek, nie wchodźcie w takie relacje. Sama bardzo żałuję, te dobre chwile, które były na początku związku, nie rekompensują żalu, smutku i przygnębienia, które czuje aktualnie, bo mimo, że kocham całym sercem, jak nigdy dotychczas i szczerze, to musiałam zakończyć relacje. Warunki takiego zawiązku są nie do przyjęcia.