Szwedzi ponoć mają na to swoje słowo, które określa krótką chwilę, wykorzystywaną na przystanięcie i rozkoszowanie się odrobiną słońca w pochmurny, ciemny dzień. Promień światła, przebijający przez mroki zimy lub jesieni przypomina o tym, jak przyjemnie jest żyć. Jest jak niespodziewane znalezisko. Jak łaska, o której człowiek nawet nie myślał, że mógłby jej dostąpić. Dlatego wszyscy, łapczywie korzystają. Zatrzymują się, zamykają powieki, wystawiając twarz do zimowego słońca.


Ja też tak dziś stałam, na brzegu jeziorka, po którym pływały kaczki. Światło było zbyt mocne, by patrzyć na nie otwartymi oczami, ale nie przeszkadzało mi to. Obserwowałam aksamitną, malinową czerwień wnętrza swoich powiek i różne śmieszne wzorki, które powodowały bliki odbite od tafli wody. Pamiętam jak w dzieciństwie, często widywałam pod zamkniętymi powiekami różne esy-floresy, całkiem jak w kalejdoskopie, a gdy znikały, można było dotknąć zamknięte oko palcem i znów pojawiały się pod powiekami zabawne plamy. Często zabijałam tak nudę, siedząc na tylnym siedzeniu samochodu. No tak, nie było wtedy smartfonów.

Jeziorko, kilka tygodni temu jeszcze zamarznięte, dziś pachniało wodą. To był zaskakująco ciepły i wietrzny dzień. Uwielbiam zapach wody. Tak pachnie moje rodzinne miasto, po którym Odra rozlewa się szeroko, tak jak po ciele rozlewa się przyjemność, gdy ciepło dotyka je swoimi miękkimi dłońmi. Nie ma to nic wspólnego z męczącym gorącem, jest bardziej jak czułe ujęcie twarzy w dłonie, głaskanie po włosach, buziak w czoło.

Stałyśmy tam, w małej szczelinie zimowego światła fantazjując o oceanie, zachodach słońca nad Bałtykiem i przypominając sobie, że za całkiem niedługo będzie można włożyć klapki, wsunąć ciało w bawełnianą sukienkę i pozwolić promieniom słońca głaskać delikatne, białe włoski na udach. I chociaż zima nam bardzo odpowiadała, poczułyśmy zadowolenie na myśl o tym, że jak to w życiu, za chwilę znów, wszystko się zmieni.


Delight to zbiór esejów autorstwa J.B. Priestleya, które powstawały w 1949 roku w nieciekawej, brytyjskiej, powojennej rzeczywistości. Pomysł ten zrecyklingowała Hannah Jasne Parkinson, której książką Drobne Przyjemności zostałam obdarowana i… o ile pomysł mnie zachwycił, o tyle wrażliwością językową i sposobem odczuwania świata znacząco się od autorki różnię. Zainspirowana, postanowiłam jednak zapoczątkować serię poniedziałkowych wpisów na temat małych zachwytów, do której mam nadzieję i Wy się przyłączycie, kiwając ze zrozumieniem głowami lub wymieniając w komentarzu własne zachwyty z minionego tygodnia. Wierzę, że ustawienie rejestru na małe cuda codzienności może przynieść wiele ulgi i napawać nadzieją w postcovidowym świecie, w którym inflacja i wojna spędzają wielu sen z powiek. Odczarujmy razem poniedziałki naszymi mikrozachwytami! Do usłyszenia za tydzień.


...

1 Comment

  1. Zimowe światło jest niesamowite. Szczególnie, gdy pojawi się niespodziewanie.
    A zapach wody to kolejna cudowność codzienności. 😄
    Choć pewnie ktoś wychowany nad morzem niekoniecznie zachwyci się nieco mulistym zapachem Wisły, który mi, wychowanej nad Bugiem, bardzo odpowiada.😆
    Dziękuję za poniedziałkowe zachwyty.💙

Leave a Reply

.