animalium

Jestem jak elektryczny węgorz. Moje ciało naładowane jest złością. Płynę szybko przez życie i świecę dziwnym blaskiem w odmętach podświadomości. Wystarczy zbliżyć się zbyt blisko, wystarczy lekko dotknąć i wielki piorun wkurwu trafia nieostrożnego.

Jestem smutna i od smutku ciężka, spuchnięta, napęczniała jak stara gąbka położona na brzegu wanny. Smutek wypływa ze mnie oleistymi kroplami, delikatne strużki ciekną po krawędzi.

Jestem zrozpaczona i najpierw płaczę głośno i bolą mnie zatoki. Nos mam czerwony, twarz nabrzmiałą, gardło boli od głośnego uuuueeeeeeee. A może to było wczoraj? Dwa lata temu? Dziś nie ma łez, nie ma umiejętności płakania. Jestem sucha jak pieprz, blada i płaska jak kartka papieru. Mój wewnętrzny krajobraz to wyschnięte źródło.


Te trzy krajobrazy są niemiłe, a emocje im przypisywane są oceniane, jako ZŁE. Smutek, żałoba, rozczarowanie, rozpacz, zazdrość, złość, niemoc. Jak wiele sił poświęcamy na to, żeby tylko ich nie czuć?

Bo nie wypada, bo jesteśmy dobrymi ludźmi, bo kobietami, bo oświecone, bo miłe i słodkie.

A kiedy te stany dotyczą naszych bliskich? Ile nauki zabrało mi i ciągle mi zabiera BYCIE. Bycie i uszanowanie. Jakże trudno w tym wystać, kiedy ktoś się złości, smuci, gniewa? Wystać, świadkować temu, a mówiąc uszanować, mam na myśli – pozwolić temu być.

Jak duża jest pokusa, żeby te nieprzyjemne stany, jak najszybciej zmienić i transformować? Pocieszyć, rozbawić, powiedzieć: wszystko będzie dobrze, na pewno wyzdrowiejesz, jeszcze całe życie przed tobą, nie ma co się złościć i tak dalej? Ile razy w dobrej wierze, dla uratowania bliskich (a może samych siebie?) chcemy jak najszybciej przywrócić ich do porządku? A ile my mamy strategii na to! Kiedy jako nastolatka miewałam złamane serce, rodzice mówili „nie pierwszy i nie ostatni, nie myśl o tym, nic się nie stało”. Wtedy czułam jakby świat mi się kończył pod nogami. Nic się nie stało? To tak to czuć? To nic?

Kiedy moja przyjaciółka jest w tarapatach, ja staram się ją zbywać „no przecież sama szukałaś tego guza, znów to smao, to było do przewidzenia” a i jej zdarza się nawrzeszczeć na mnie, bo ktoś mi zrobił krzywdę.

Jest też team racjonalizujący emocje i uczucia. Rozkładający je na części pierwsze. Bawiący się nimi, jak klockami lego. Ah… moja złość składa się z tego, tego i tego. Myślą o emcjach, ale ich nie czują!

Najtrudniej jest nie myśleć i nie przyspieszać. Nie pić wina, nie iść na klina, nie pieprzyć kogo popadnie, nie randkować kompulsywnie, nie kupować ładnych przedmiotów, nie zajadać. Najtrudniej jest nie pocieszać siebie i BYĆ.

Być w swojej złości, smutku, gniewie, zazdrości. Obserwować je, ale wcale nie w zimnym oderwaniu, raczej po prostu pozwolić im się rozlać po ciele, przeżyć je i odpuścić.

Najtrudniej przy kimś powiedzieć: słyszę cię. I więcej nie mówić już nic. Bo, co można powiedzieć osobie na krawędzi życia, która mówi „tak bardzo boję się umrzeć”.


Spodobał Ci się ten tekst? Dołącz do grona subskrybentek na Patronite i co miesiąc czytaj moje osobiste, pelne przemyśleń listy. Link do Patronite poniżej:

baner

...

3 komentarze

  1. Natalia Dutka

    „Najtrudniej przy kimś powiedzieć: słyszę cię. I więcej nie mówić już nic.”
    ??????????????

  2. Jest taka książka niby dla dzieci „A królik słuchał…” Obrazuje to, o czym piszesz. Szukamy sposobów, metod, słów, bawimy się w ciotki dobra rada, jakbyśmy wszystkie rozumy zjedli. A wystarczy „tylko” być. Całym sobą, bez słuchawek w uszach, ukradkowych spojrzeń na zegarek czy scrollowania instagrama. Kogo stać na takie trwanie?

  3. Blum

    Tego, komu zależy na wysokiej jakości relacji.

Leave a Reply

.