Są osoby, które pod wpływem napięcia mają problemy z zasypianiem. Kręcą się, wiercą, dzielą włos na czworo, a ich myśli kręcą się na szalonym kołowrotku. To dość typowe dla vata. Są też takie, które zasypiają dość szybko i bezproblemowo, ale gdy skumulują zbyt wiele napięcia, wybudzają się nad ranem i nie mogą zasnąć. To typ pitta i niestety się do niego zaliczam. Jeśli kiedykolwiek zdarzyło ci się mieć problemy z bezsennością, może pomoże ci moja mała sztuczka, którą wypracowałam podczas medytacji.
JAK DZIAŁA UMYSŁ?
Umysł próbuje sobie po prostu poradzić z niebezpieczeństwem i wymyślić rozwiązanie. A że czasem kręci się w kółko? To uciążliwe, ale można sobie z tym poradzić. Jak? Nie ganiąc siebie za naturalne mechanizmy, które nami rządzą, a tworząc mechanizmy radzenia sobie, które świetnie współgrają z naturą problemu, z którym chcemy sobie poradzić. Przykładowo racjonalizacja nie działa na emocje — ani dzieci, ani dorosłych. To, że powiemy sobie, że nie warto się mazgaić, mając kluchę w gardle i szkliste oczy nie pomoże w uwolnieniu emocji, a tylko je stłumi. Emocje potrzebują przestrzeni, aby mogły przepłynąć. Taką przestrzeń możemy sobie dać, ruszając się i uwalniając je z ciała (stosując TRE, tańcząc, spacerując, biegając, pływając), oddychając lub po prostu pozwalając tym emocjom wybrzmieć, osiągnąć apogeum i opaść. Te metody niekoniecznie jednak działają na umysł. Umysł bywa zdeterminowany, by nie dać się rozproszyć jakimś tam tańczeniem czy oddychaniem, kiedy próbuje uratować nas, rozwiązując nasz problem. I czasem pod wpływem ruchu lub oddechu ustąpi, a czasem uporczywie się zapętli. Gorzej jeśli ten problem to, co mogłaś odpowiedzieć w kłótni 6 lat temu. Ten problem już nie istnieje, ale w bezsenne noce wydaje się jak znalazł do przeprocesowania przez mózg.
SZTUCZKA
Moją sztuczką na poradzenie sobie z gonitwą myśli i natłokiem uczuć, również tych odczuwanych w ciele jest praktyka, którą wyrobiłam sobie podczas medytacji. Zawsze irytowało mnie, gdy słyszałam, że kiedy w medytacji pojawia się myśl, nie powinnam jej pozwolić się rozwinąć, tylko obserwować i puścić. To bardzo trudne zadanie, bo to, co obserwujemy, czemu dajemy naszą uwagę, rośnie. Zupełnie jakby ta myśl (a w bezsenną noc lęk) mając naszą uwagę, popisywała się, nadymała, zaczynała tworzyć scenariusze, by nas czymś zająć. W końcu, kiedy zabraknie naszej karmiącej uwagi, jej żywot się zakończy. Psst, iskierka zgasła. Jak można zatem ukoić umysł w takim momencie stresu i lęku?
Wykorzystując właśnie… umysł! Przekonując go, że robi świetną robotę. Umysł chce pomóc, ale generuje nam niewyobrażalną ilość myśli, co utrudnia relaks i zaśnięcie. Wystarczy dać mu jednak inne zadanie i się uspokoi. Będzie zadowolony, że tak świetnie się spisuje, a my będziemy mogły odprężyć się i iść spać. Zaangażowanie umysłu polega na przydzieleniu mu zadania, by obserwował, co się dzieje i jak najszybciej to kategoryzował. Umysł kocha to zadanie! Gdyby to była kreskówka, rozemocjonowany mózg naciskałby czerwony przycisk w kształcie grzybka i robił DZYYYYŃ jak w Familiadzie, bo właśnie skutecznie udało mu się coś skatalogować. To działa wyśmienicie.
Kiedy zaczynasz myśleć o tym, co na pewno nie wyjdzie, czujny umysł naciska grzybka i krzyczy OBAWA! TO JEST OBAWA! I uspokaja się. Problem rozwiązany, bo zadanie jest teraz inne. Bez zadania przyglądał się tej obawie, rozwijał scenariusz i próbował z nią coś zrobić. Teraz mówisz mu: kategoryzuj, a potem rano zajmiemy się tym wszystkim (prawdopodobnie rano to w ogóle nie będzie ani prawdziwe, ani ważne). Jeśli popłyniesz w tworzenie scenraiuszy, przegapisz kolejną rzecz i możesz jej nie skatalogować. Umysł jest czujny i nie chce dopuścić do takiej sytuacji, w której czegoś nie zauważy, coś pominie i zadanie nie zostanie wykonane.
Czujesz ucisk w klatce piersiowej? A może boli cię brzuch? Zamiast zastanawiać się, czy bardziej pali, czy pulsuje i czy to rak, a może nie rak, ale naprawdę boli tak, że nie da się spać, a rano trzeba wstać do pracy i znów będziesz niewyspana, umysł nadusza grzybek i krzyczy: OBJAW Z CIAŁA!
Natrętne myśli? Umysł mówi: TO SĄ MYŚLI.
I tyle wystarczy. Kategoryzowanie tych rzeczy pozwala umysłowi być zajętym i zaangażowanym, ale nie we wczuwanie się w nocne lęki. Umysł może kategoryzować: objaw z ciała, natrętne myśli, projekcje, dźwięki z zewnątrz. Z mojego doświadczenia wynika, że jest tak zadowolony z siebie i tak zajęty, a ja tak mało pochłonięta tym, co on kategoryzuje, że łatwo mi się wyciszyć, „nie myśleć myśli”, które się we mnie pojawiają i ponownie zasnąć. Finalnie tych myśli nie ma znów aż tak wiele, one się kiedyś kończą. Gdy nie poświęca się im wiele czasu, skończą się po kwadransie, półgodzinie a na pewno nie po trzech. Spróbuj. Mam nadzieję, że w Twoim przypadku również zadziała.
4 komentarze
Spróbuję! Pewnie jeszcze dziś! Ja mam tą pitta wersję bezsenności. Odkąd zaczęłam przepracowywać traumy mam problem z bezzsennością, bo kiedyś moim mechanizmem obronnym po traumie było natychmiastowe zasypianie kiedy tylko poczułam napięcie erotyczne. Co oczywiście było beznadziejne i cieszę się bardzo, że już tak nie mam a przynajmniej nie cały czas, ale straciłam swój fenomenalny sposób zasypiania. Kiedyś wystarczyło 5 minut pofantazjować i odpadałam a teraz totalnie nie wiem czym zająć umysł. Więc spróbuje tego. W medytacji odpuszczanie myśli idzie mi całkiem dobrze ale ten medytacyjny stan w jakimś sensie mnie pobudza i nie umiałabym zasnąć po medytacji.
Hej! Ja piszę nie w temacie posta, ale w sprawie Twoich dzisiejszych stories (nie mam akurat teraz instagrama, a na fejsie Blimsien nie masz możliwości wysyłania wiadomości – jak się najlepiej z Tobą kontaktować? ;)).
Co do bycia w naturze i otaczania się rzeczami – TAK! Potwierdzasz tym moje przedwczorajsze przemyślenia o tym, jak plemiona łowców-zbieraczy, którzy są blisko natury, czują obfitość i szczęście, mimo że nie mają nawet ułamka tych materialnych dóbr, które mamy my. I o tym, że my się tymi rzeczami otaczamy, a wciąż czujemy BRAK. Pewnie swoją rękę przyłożyła do tego machina kapitalistyczna, ale skądś się ona musiała wziąć. Też tak czuję, że próbujemy sobie tym wszystkim jakoś zrekompensować oddzielenie się od naszego naturalnego środowiska. Dzięki za Twoje przemyślenia <3
I dzięki za to, że stawiasz na bloga i newsletter! Też bardzo teraz czuję potrzebę wolniejszego chłonięcia treści 🙂
Patti – najlepiej się kontaktować właśnie tu 🙂 jeśli nie przez kom i DM na insta.
Ja czułam w Portugalii też, że natura daje nam tyle pięknych przedmiotów – patyków, muszli, kamieni. Sama nie tak dawno repostowałam, jak pozyskiwane są muszle, szkielety jeżowców itp. I należy teraz nie kupować takich rzeczy, nie otaczać się nimi, bo to wszystko jest hodowane masowo, to są farmy śmierci.
A jednak będąc w naturze rozumiesz, że jesteś takim samym zwierzęciem jak krab pustelnik i masz takie samo prawo do tej muszli. Tylko, że to całkiem co innego mieć muszlę, skórę zwierzęcia, jego róg, żyjąc bardziej jak zwierze, będąc równoprawnym w tym cyklu życia i śmierci, a całkiem inaczej, zamawiając z wygodnego, miejskiego domu boho dodatki do domu z muszli przez Amazon (no wyolbrzymiam, ale wiesz o co chodzi).
Ja przeżywam teraz jakiś kryzys w związku z tym odłączeniem od natury i coraz mocniejszym i brutalniejszym wkroczeniem w nasze życie technologii, co niestety ma miejsce m.in przez Covid. Pandemia wszystko przyspieszyła i im więcej nas w wirtualu, tym mocniej ja potrzebuję stać bosymi stopami w oceanie i patrzeć w przestrzeń.
No właśnie, widzę, że jesteśmy już na poziomie cywilizacji w takim miejscu, w którym zachowania pierwotnie mało inwazyjne (tak jak to z muszelką), stają się ogromnie szkodliwe. I boli mnie to bardzo, bardzo. Chciałabym nie szkodzić, ale przypuszczam, że nie da się tak teraz.
Rozumiem twój kryzys i czuję, że sama z biegiem lat też będę to dotkliwiej odczuwała. To, co przeszkadza mi też w miejskim krajobrazie, to znajomi porozrzucani po całej mapie. I ugadywanie się, wyprawy całodzienne, żeby po prostu z kimś pobyć. Brakuje mi takiej własnej „wioski” gdzieś blisko. Z sąsiadami nie rozwijam relacji, bo ciągle się przeprowadzam. I pomyśleć, że uciekałam z mojego małego miasteczka do wielkiego miasta, a dziś tęsknię za tym, co tam było na porządku dziennym (sąsiadka na kawce czy pożyczanie cukru ;)).