Kilka lat temu z wielkim zdziwieniem odkryłam, że proces wychowawczy wcale nie kończy się wraz z opuszczeniem domu rodzinnego. Okazało się bowiem, że dalej wychowywać się musimy sami. Ups. To znaczy, mam na myśli — musimy się wychowywać, jeśli chcemy być fajnymi, dojrzałymi i skutecznymi osobami.
Bo jeśli puścimy się samopas, nadal możemy być obrażalskimi, nieprzyjmującymi krytyki, nieanalizującymi własnych zachowań, odkładającymi rzeczy na wieczne nigdy, rozpuszczonymi lub gnuśnymi ludźmi. Tak. Wychowywanie siebie ma zaś tę zaletę, że doprowadzając je do końca (o ile jest gdzieś jakiś koniec) stajemy się prawdopodobnie lepszymi rodzicami, mamy lepszy charakter, możemy więcej osiągnąć w życiu, no i robimy to na wzór, jaki nam się podoba. Co jest spoko, bo niektóre wzorce przekazane nam przez rodziców to z perspektywy własnej dorosłości to jakiś dramat. Przykładem mogą być wewnętrzne nakazy i zakazy „dziewczynki tak się nie zachowują”, „w naszej rodzinie nie ma rozwodów”, „homoseksualizm to choroba”, „ty gruba świnio”, „nigdy nie ma dość pieniążków, trzeba kombinować” i tak dalej w ten deseń.
Jako całkiem dorośli, ale nie całkiem dojrzali, możemy wziąć na celownik te trujące treści i bang, bang, bang — rozwalić je jak Czarna Mamba swoich przeciwników w Kill Billu. Ale dziś nie o tym. Tylko o tym, jak przestać się autorozczarowywać i jak przestać się łudzić.
No bo dajmy na to piszecie „nie mogę schudnąć„ albo „nie mogę znaleźć pracy„ lub też „jakoś nie mogę nauczyć się tego i tamtego”. I w większości, wszyscy mamy tendencję do szukania usprawiedliwień dlaczego, ah, dlaczego nie mogę zrobić tego, co bym chciała?
TU NASTĘPUJE BITCH SLAP OSOBISTY. Teraz zbierasz całą swoją dorosłość i surowość wobec siebie samego, w sobie, to znaczy do kupy, i mówisz do siebie szczerze:
Być może, wybrałam studia, które mnie interesowały i nie były przyszłościowe. I yyy… no nie ma po nich pracy. Co z tym zrobię? Albo może „no nie mogę schudnąć, chociaż jem zdrowo i się ruszam. Ale jem naprawdę przyczepę żarcia”. Nie możesz się przeprowadzić, nie możesz zacząć biegać, a mi nie wchodzi do głowy niemiecki. Czy to na pewno nie nasza wina? Ktoś powinien szczerze z nami pogadać i zapytać, czy na pewno jest tak, jak twierdzimy. Sugeruję, żebyśmy porozmawiali ze sobą w dwoje oczu… to znaczy sami ze sobą. Bardzo szczerze, ale bez napieprzania sobie po plecach batem. Nie chodzi bowiem o zrobienie z siebie ofiary „nigdy mi nic nie wychodzi buuu„ tylko wzięcie odpowiedzialności za siebie. To znaczy — o samoświadomość.
Niech będę przykładem — uczę się niemieckiego od dwóch lat i nie umiem nic. Sporo rozumiem, w ogóle nie mówię, gramatyka to dla mnie nadal zagadka. Czemu? A no bo chodzę na jedną godzinna lekcję w tygodniu i poza tym nie robię absolutnie nic. Nie ćwiczę w domu, nie powtarzam materiału, nie mam czasu albo sił. Albo wolę oddać się rozrywce. Więc wyniki są totalnie adekwatne do włożonego wysiłku. Również wciąż nie wróciłam do ćwiczeń (bo Surfer mówi, że lubi aktywnie ale nie chce iść ani na jogę, ani na siłkę, ani w ogóle nigdzie a ja bezwolna owieczka sama przecież nie mogie). No moje wymówki są żenujące. Przyznaję.
Może masz podobnie? Masz być na diecie, ale od jutra. Obiecujesz sobie, że nauczysz się odpoczywać i nie będziesz pracować w domu, ale ciągle to robisz. Wiesz, że palenie jest chamsko niezdrowe, ale pali się tak miło a rzuca tak ciężko. BITCH SLAP.
Co Ci da ten BITCH SLAP? Ano kilka wspaniałych rzeczy:
– Nie jesteś ofiarą. Rzeczy tak się dzieją, bo robisz widocznie za mało żeby osiągnąć swój cel. A on jakoś nie chce osiągnąć się sam (wiem, cham).
– Skoro nie jesteś ofiarą – możesz przestać tracić energię na mówienie o tym, jak świat rzuca Ci kłody pod nogi. Możesz zamiast tego spożytkować ją na konkretny plan pt JAK TO ZROBIĘ, ŻE OSIĄGNĘ TO CZEGO PRAGNĘ?
– Możesz też zyskać samoświadomość. Jak np „ale ja wewnątrz siebie wcale nie chcę rzucać palenia. Po prostu wiem, że powinnam”. I wtedy albo pracujesz nad tym, żeby jednak chcieć je rzucić (a jak chcesz, rzucisz je bez problemu) albo po prostu palisz dalej ale bez batożenia się, że „palę a powinnam nie palić”.
– Możesz też zrozumieć, że coś nie jest Twoim priorytetem. Przynajmniej w danym momencie. Ja teraz przygotowuję się do mojego wystąpienia na ZLOT, szykuję materiały na nową stronę, współpracuję z kilkoma osobami, zastanawiam się o czym będę chciała powiedzieć podczas audycji radiowej, szykuję dla Was ultragirlpowerower vlepy i inne atrakcje, i naprawdę w tym natłoku roboty (a nadal pracuję na cały etat) ćwiczenie i niemiecki nie są moimi priorytetami. Musiałabym nie spać.
– Możesz też postanowić, jak ja z moim niemieckim, że ok, choć wyniki są słabe jak barszcz, dalej będę chodzić na lekcje – bo zmuszam swój mózg do jakiejś pracy, lepiej rozumiem niemieckie gazety, bo zamiast kolejnej bluzki na przecenie czy precla, nie umrę jak wydam 150zł miesięcznie na lekcje. Niezależnie od moich słabych wyników, z którymi się godzę. I mam tylko nadzieję, że mojego nauczyciela nie trafi cholera jasna.
– Możesz też uznać, że starzejesz się, ładniejsza już nie będziesz raczej, metabolizm szybszy też już nie będzie, a i czas cudownie się nie rozciąga. I że być może nie uda Ci się osiągnąć WSZYSTKIEGO co byś chciała. I wbrew pozorom to jest jakiś rodzaj ulgi.
Odkrycie rozmowy dyscyplinującej w parę oczu naprawdę dało mi wiele. Nie tylko wiem już co mogę a czego nie mogę, to w dodatku nie tracę zbytnio czasu na wymówki tylko działam. Robię ile mogę i tylko tam, gdzie naprawdę mi na tym zależy. Resztę odpuszczam lub po prostu nie wymagam w tych obszarach od siebie zbyt wiele i cenię się za to, że w ogóle podjęłam się działania.
A Wy? Bierzecie się na dywanik?
P.S Ten tekst pochodzi z mojego starego bloga i dodaję go na życzenie dopominających się. Jeśli pamiętasz, że coś z MTP szczerze Cię poruszało i znów chcesz to przeczytać daj mi znać,a postaram się wzbogacić Blimsien o takie treści : )
8 komentarzy
Bardzo prawdziwe i mądre! Jestem właśnie na etapie prowadzenia ze sobą poważnych rozmów więc trafiłaś w sedno wrzucając ten tekst, może moja motywacja do zmian się zwiększy.
Co do tekstów z MTP – chętnie wracałam to tego o luksusie i zrobiłabym to jeszcze raz.
Pozdrawiam 🙂
Ostatnio właśnie o tym myślałam – co powinnam zrobić, by wreszcie to, to i tamto mi wyszło. I w końcu doszłam do wniosku, że skoro pewne rzeczy się mnie nie trzymają/nie wychodzą to może nie mam tak naprawdę do nich serca? Może nie są mi pisane i tak naprawdę ich nie chce? Skupiłam się na pytanie co jest dla mnie ważne, jakimi priorytetami się kieruję i okazało się, że nie jest źle, a nawet jest całkiem fajnie. A wszystkiego mieć nie można 🙂
Dobre!
Jak coś chcę zmienić, to ruszam tyłek i to robię. A jak nie to nie zależy mi na tym i mam na ten czas inne priorytety.
Yeah.
Podoba mi się!
Dziękuję za ten post, zdecydowanie poproszę więcej 🙂
Przydaje się czasem takie wzięcie samej siebie na dywanik …
Dzięki Blum! 😉
Zawsze to „ale” jest tak szalenie ograniczające. Chcesz coś zrobić i nagle wkrada się durne „ale” i… koniec. Cóż, najwyższy czas wziąć się na dywanik i poważnie pogadać ze swoim wnętrzem. Przyda się.
A Tobie chcę podziękować za podjarkę wrotkami! Odkąd zaczęłaś o nich pisać szalenie mi się spodobały, od końca lipca mam swoje, a od zeszłego tygodnia chodzę na treningi drużyny roller derby! Się podziało, jeszcze raz dzięki za to 🙂
Asunai -ale super! To pewnie niebawem uczeń przerośnie mistrza!
Blimsien kochana! Do tej pory byłam cichą czytelniczką, ale dzisiaj to się zmieniło. Zapisałam się wczoraj na Twoje rurki z kremem i w prezencie otrzymałam tą niesamowicie inspirującą tablicę do wydrukowania. Dziś rano powiesiłam ją sobie w ramkę, a to co najbardziej do mnie trafiło wpisałam w kalendarz, na całej stronie i pisząc te wszystkie motywujące hasła dostałam olśnienia! Ja chcę być szczęśliwa i chcę żyć życiem o jakim marzyłam! Chcę przestać użalać się nad sobą, a przede wszystkim chcę być odważna, by w końcu żyć, a nie tylko istnieć! To był mój bitch slap osobisty, który sobie dzisiaj dałam i podziałał. DZIĘKUJĘ! Jesteś wspaniała!