Żyjesz. Wchodzisz w relacje. Marzysz. Pragniesz. Rozczarowujesz się. Parzysz. Dostajesz emocjonalny łomot. Pragniesz. Boisz się. Twoje serce pokrywają grube blizny. Znieczulasz się. Zamrażasz. Starasz się przestać chcieć. Nie cieszyć się zbyt bardzo, nie chcieć, nie nastawiać się, ochronić się przed zranieniem. Znasz to?
Rzadko kiedy składam samej sobie obietnice i przysięgi. Ale kilka w życiu złożyłam i bardzo pilnuję żeby ich dotrzymać. Jedną z nich, tegoroczną było zachowanie czystości i naiwności serca. Na przekór przerażonemu dorosłemu we mnie, który chciałby żebym posiłkowała się mózgiem i doświadczeniem życiowym. Który straszy mnie najczarniejszymi scenariuszami bólu, łez, zranień i poczucia braku stabilizacji. Nie napalaj się maleńka – mówi głowa – marzysz, pragniesz, próbujesz realizować to na co masz ochotę, ale nie na wszystko masz wpływ. I to będzie bolało. Zgaś pragnienia. Bądź pragmatyczna. Hold your horses gurl! Mój mózg mówi to zarówno jeśli chodzi o pracę marzeń, o relacje jak i o cokolwiek czym się ekscytuję i czego bym dla siebie chciała.
Żyłam tak całymi latami. Niwelując pragnienia, w zarodku dusząc entuzjazm. Zabliźnione serce bije słabiej, jakby ktoś zacisnął na nim żelazną pięść. I wiem, że to turbopatetyczne, ale jak to mówią „niektórzy umierają w wieku 25 lat, a dopiero za kilkadziesiąt lat umierają też ich ciała”. Życie to wartka rzeka. Bezlitosna, dzika i przepiękna. Czasem znajdziesz w niej okazje, sytuacje i zdarzenia, o których myślisz, że są nie dla Ciebie, że czas nie ten, że strach. Całymi latami starałam się żyć tak, żeby jak najmniej w tym nurcie się poruszyć, żeby dopłynąć bezpiecznie do morza. W tym roku jednak uświadomiłam sobie, że bezpiecznie i nijako dryfuję w stronę śmierci. I że takie życie nie przedstawia dla mnie żadnej wartości. Może sinusoida jest mniejsza i rozczarowań mniej, ale niczego w ten sposób nie doświadczę, niczego nie posmakuję, strach mnie paraliżuje. I uznałam, że… dam się zranić jeśli będzie trzeba. Ale dam się też zniewolić urokom życia i czucia.
Nieustraszoność nie polega na braku lęku. Odwaga polega na tym, że chociaż czujesz lęk, jesteś w stanie działać. Agata Dutkowska mówi – bój się i rób. Sparafrazowałam to na swój własny użytek jako „bój się i czuj”. Marz, kochaj, podejmuj wyzwania i przygody. Jeśli życie wysyła Ci falę – wskakuj na cholerną falę! Spadniesz nie raz i nałykasz się słonej wody. Jeśli wykonasz nad sobą pracę, masz przyjaciół i ludzi drogich Twojemu sercu, poskładasz się i wstaniesz. Nauczysz się i czegoś doświadczysz. Jest duże high, jest spore low. Ale jest ŻYCIE! Nie ma nic cenniejszego od czucia i życia i dzielenia swoich doświadczeń z innymi ludźmi. Nie jesteś tu dla awansu, kariery, dla mebli z Ikea. Nie jesteś na tym świecie, żeby bezpiecznie przejść suchą stopą od momentu urodzin, przez spłatę kredytu, po grób. Jesteś tu po to by doświadczać, uczyć się i dzielić z innymi. Poznać siebie. Zobaczyć świat. Dać się poruszyć i poruszyć innych. To najpiękniejsze i najcenniejsze co możemy dać i dostać. Mam filozofię, że życie jest jak wakacje. Że traktujemy je zbyt serio, zbyt lękowo i paradoksalnie, w swoim strachu o to, żeby było nam dobrze, pozbawiamy się tego życia właśnie. W skrócie filozofia „życia jak wakacje” wygląda tak, że jeśli nie realizujesz w pełni swojego potencjału, to tak jakbyś pojechała na wakacje i trzymała się 3 gwiazdkowego hotelu, jadła śniadania w hotelowej restauracji i pluskała w basenie. A za płotem jest ocean, syf, brud, malaria, lokalne knajpy, palmy, dzika przyroda i ludzie, których nie znasz, ale są lokalsami i mogą zmienić Twój punkt widzenia, poruszyć Cię. Potem wracasz z wakacji. Umierasz. Wracasz do źródła. Nazwij to jak chcesz.
Obiecałam sobie, że będę, mimo lęku czuć. Czuć do szpiku kości. Że będę goić swoje serce. Pozwalać mu naiwnie wzruszać się, pragnąć, potykać. Nigdy nie chcę umierać ze świadomością, że miałam krótkie kilkadziesiąt lat życia na cudnej planecie Ziemia i zajmowałam się asekurowaniem tyłka, bo się bałam! A głowę mam po to, żeby mimo ryzykowania i czucia nie być dla siebie autodestruktywną. Żeby nie być nastolatką. Żeby być pełną, witalną i nieustraszoną kobietą z krwi i kości.
Boję się i pozwalam sobie czuć. Mimo wszystko.
P.S Możesz uważać, że to natchnione fantazmaty. Pozwól, że wymienię Ci tylko kilka faktów z mojego życia, które wydarzyły się, bo zaryzykowałam, choć rok wcześniej żadna z tych rzeczy by się nie stała:
1 Dostałam od swojej czytelniczki info, że Wysokie Obcasy szukają osób do pracy. Wymagane było doświadczenie i folio. Ostatniego dnia przyjmowania zgłoszeń, z duszą na ramieniu napisałam maila. O tym co piszę. Gdzie. O wyróżnieniach, które mam. O tym co robię i czemu właściwie mam jaja żeby pisać. Że nie mam folio. Ani doświadczenia stricte dziennikarskiego. Ale mam osobowość. Że chcę i że właśnie ja. Zostałam zaproszona do współpracy. To było kilka miesięcy temu. Wczoraj w WO ukazał się mój drugi tekst, kolejny czeka już na publikację, następny być może zacznę niebawem pisać.
2 Poznałam Rulo, Argentyńczyka, mój totalny soulmatch, nauczyciela. Zamieszkaliśmy razem po drugim spotkaniu. Nie zabił mnie. Nie mieliśmy romansu. Nie całowaliśmy się. Nie okradł mnie. Wiele mnie nauczył. Siorbaliśmy yerba matę na szczycie ośnieżonej góry, celebrując życie. Mamy kontakt do dziś. To jedna z najpiękniejszych, najbardziej otwierających oczy relacji, jaka zdarzyła się w moim życiu.
3 Zakochałam się i byłam gotowa zmienić dla kogoś całe moje życie. Moje serce zostało złamane. Nigdy nie żałowałam. Stworzyłam z tą osobą bardzo jakościową relację, otwartą na totalnej autentyczności i szacunku. Moje ego okazało się mniejsze niż myślałam. Moje serce bardziej szczodre. Została wdzięczność, że sobie pozwoliłam. Totalnie przewartościowało to moje myślenie o relacjach.
4 Poznałam mężczyznę. Kliknęło międzyludzko. Nie kliknęło damsko – męsko. To było kilka miesięcy temu. Dziś mieszkamy razem. Przypadkiem. I bardzo się cenimy wzajemnie. Znalezienie nowego mieszkania, które nie wychodziło mi cały zeszły rok zajęło mi teraz jedno ogłoszenie wrzucone na fejsa od niechcenia. Podjęcie decyzji – jeden dzień. Przeprowadzka – tydzień.
5 Dostałam kilka ofert pracy, na którą nie miałam czasu. Ale fala była wielka. Powiedziałam sobie: wskakuję. Zarobiłam sporo pieniędzy bardzo szybko, niewielkim wysiłkiem i z przyjemnością, bo pomiędzy mną a moimi zleceniodawczyniami było mega flow i totalna łatwość w nawiązywaniu porozumienia.
6 W najgorszym momencie tego roku, w fatalnej sytuacji psychicznej i fizycznej, kiedy dostałam wielki życiowy wpierdol, poznałam przypadkiem kogoś, kogo spotkanie wymagało odwagi. Odważyłam się. I dzięki temu człowiekowi spotkałam siebie samą w odsłonie, o której nie miałam pojęcia. Dowiedziałam się o sobie rzeczy, które mnie totalnie zaskoczyły. Dostałam wiele wartościowych duchowych prezentów. Bardzo dużo słodyczy, uważności na mnie i piękna. Ta osoba nie ma świadomości tego, że pojawiając się w tym krytycznym dla mnie momencie, zagoiła samą swoją obecnością wiele moich ran.
Ani jedna z tych sześciu przykładowych rzeczy nie wydarzyłaby się gdybym siedziała w swoim 3 gwiazdkowym hotelu. Zaryzykowałam. Ten rok bardzo boli. I jeszcze coś. Nigdy nie było piękniejszego roku w moim całym życiu. True story.
Zdjęcie autorstwa mojego współlokatora i bliskiego sercu człowieka Marka Petraszka.
5 komentarzy
Prawie cale moje 22-letnie życie się boję. I jednocześnie nie chcę się bać, więc duszę ten lęk, znieczulam go. Uświadomiłam to sobie jakiś miesiąc temu, ale jeszcze nie zmieniłam swojej strategii działania – wciąż raczej, z naprawdę niewieloma wyjątkami, próbuje być na wszystko przygotowana i perfekcyjna, bronie się i zbroję, żeby tylko mnie nie zraniono, żeby tylko nie obić dupy. I wiem, że muszę wyjść z hotelu… Kilka razy w życiu mi się udało i to były naprawdę genialne doświadczenia, choć trudne, dokładnie tak jak piszesz! teraz wciąż wybieram asekuracje.
Dzięki! Przeczytałam raz, przeczytam drugi, i kolejny. Bardzo mi dziś rezonuje! Dziękuję!
Uwielbiam Cię! Twoje posty ociekające pasją do życia, chęcią, SZCZEROŚCIĄ tak karmią moją wewnętrzną dziewczynkę, która chce się dziwić, doznawać smakować. Dziękuję Ci, że jesteś i gdzieś z boku popychasz mnie w nieznane, ciekawsze i pełne doznań życie. ;*
ja jestem ciekawa jak to wychodzenie ze swojej strefy komfortu wyglądało w praktyce 🙂 czy np. zaczęłaś wychodzić więcej do ludzi? zapisałaś się może na jakiś kurs? czy pomimo strachu zagadałaś to interesującej, nieznanej Ci osoby?
Sama chciałabym zacząć podejmować ryzyko pomimo króliczego serca, tylko do końca nie wiem jak się do tego zabrać 🙂
Pozdrawiam serdecznie i będę wypatrywać felietonów w WO.
Agnieszka
Trafiłam na Twojego bloga wczoraj i czuję, że zmienił on coś we mnie już na zawsze… Mam na razie mętlik w głowie, ale to co przeczytałam otworzyło mi szeroko oczy i czuję, że głęboko w środku zaczęłam się już zmieniać, że nie jestem już taka jak wczoraj, że jestem na dobrej drodze, wreszcie! Za tydzień kończę 25 lat! Jest to dla mnie tak jak i dla wielu ludzi magiczna data. A czuję, że do tej pory tak jak piszesz mieszkałam w hotelu, a dodatkowo moje serce otoczyłam grubymi murami aby nikt mnie nie zranił i aby bezpiecznie przejść bez dramatów przez życie… ale mimo takiej ochrony ciągle nie czułam się dobrze, bezpiecznie – czułam, że życie biegnie tak jakby obok…Od teraz moim mottem będzie „Bój się i czuj!”. Piszesz, że niektórzy umierają w wieku 25 lat, ja czuję, że umarłam już dawno temu, chyba w okresie dorastania (ok. 12 roku życia), od tamtego czasu czuję że moje zmysły są przytłumione i mają dawać mi fałszywe poczucie że nic mi nie grozi, że wszystko mam pod kontrolą…. Ale nie chcę tak dłużej żyć! Pewnie to będzie trudne po tylu latach otworzyć się i zaufać życiu na nowo, przeżywać jego pełnię, ale będę się starać – chcę mówić TAK życiu i okazjom na mojej drodze! Dziękuję Ci za ten tekst <3 Od dziś zaczynam żyć na nowo!