Category

DLA CIAŁA

Category

Jesień w pełni, a wraz z nią czas, który w ajurwedzie przypisany jest energii wata – tej lekkiej, chłodnej i zmiennej. To moment, gdy natura zaprasza nas do uziemienia i stabilizacji po intensywnym lecie. Chcę dziś podzielić się refleksjami o tym, jak codzienne rytuały i praktyki mogą pomóc w odnalezieniu równowagi w naszym tempie życia. Jakie znaczenie mają dla nas małe, codzienne obowiązki? Czy warto próbować spełniać oczekiwania z social mediów, czy może warto w nich dostrzec tylko narzędzia, które prowadzą nas do prawdziwego celu?

Estetyka czy esencja? O pokazywaniu jogi i rytuałów w mediach społecznościowych

Zacznijmy od wellness bańki, która często pojawia się w social mediach. Obrazy idealnych asan, luksusowe maty do jogi, kadzidła palo santo, latte z matchą – pięknie to wygląda, ale bywa też spłaszczone do granic możliwości. Widzę tu pewien problem: te idealne obrazki mogą w nas wytwarzać wrażenie, że jeśli nasze życie nie jest tak „estetyczne”, to coś jest z nami nie tak. Tymczasem joga, ajurweda czy jakiekolwiek inne praktyki mają sens tylko wtedy, gdy pozwalamy im realnie wpływać na nasze życie, a nie tylko na to, jak wyglądają na zdjęciach.

Rytuały jako narzędzie, nie cel

Uwaga, bo to kluczowy moment: praktyka jogi czy medytacji to nie cel sam w sobie, ale narzędzie. Nie chodzi o to, by codziennie wstawiać zdjęcia mostka czy „perfekcyjnej” pozycji, tylko by poczuć, że to, co robimy, ma sens dla naszego dobrostanu. Kluczowe jest przełożenie tego, co robimy na macie czy podczas medytacji, na nasze codzienne życie. Jeśli nasze rytuały nie wnoszą nic do tego, jak żyjemy, to stają się tylko kolejną pozycją do odhaczenia, a przecież nie o to chodzi – to męczące i mijamy się z celem.

Moc zwykłego życia – dlaczego codzienne obowiązki mają znaczenie

To, co tak naprawdę zmienia nasze życie, nie dzieje się tylko na macie ani w fotogenicznej filiżance matcha latte. Największe zmiany przynoszą nam te najzwyklejsze, codzienne obowiązki: gotowanie, sprzątanie, spacer z psem, dupogodziny spędzone z dzieckiem na placu zabaw. Może nie wygląda to tak estetycznie jak joga o wschodzie słońca na plaży, ale pozwala nam być tu i teraz. Uważność w tych drobnych obowiązkach jest często dużo bardziej wartościowa niż medytacja z najdroższym olejkiem czy ładnie ułożone kadzidła.

Delegowanie a utrata przyziemności życia

W dzisiejszym świecie coraz częściej delegujemy codzienne obowiązki – zamawiamy jedzenie, zlecamy sprzątanie, oddajemy dzieci na dodatkowe zajęcia. To oczywiście nie jest samo w sobie złe, ale jeśli w całości uciekamy od tych „przyziemnych” czynności, tracimy coś bardzo ważnego. Oddajemy kontrolę nad naszym życiem i czasem tracimy więź z tym, co najważniejsze. A te „zwykłe” obowiązki to przecież nasza realna praktyka, sposób na bycie obecnym w życiu. To życie samo w sobie, jego esencja!

Świętość codziennych czynności

W social mediach widzimy ciągłą ekscytację – wszystko jest super, każde wydarzenie to wielki hit, każdy projekt to „życiówka”. Codzienne życie wydaje się przy tym blaknąć, a przecież to właśnie w codziennych czynnościach budujemy siebie. Przestajemy widzieć wartość w gotowaniu, sprzątaniu, codziennych relacjach, bo wydają się mało spektakularne. A tak naprawdę to tam toczy się prawdziwe życie. To, jak wykonujemy te obowiązki, mówi więcej o nas niż najpiękniejsze instagramowe zdjęcia, może budować nasz spokój, spełnienie i zadowolenie. Serio 🙂

Prawdziwy luksus to spokój i prostota

Spokój i stabilność – oto, co powinno być luksusem współczesnego życia. Dążenie do ciągłej ekscytacji i spektakularnych doznań tylko prowadzi nas w dopaminowy dołek. Zamiast gonić za „najmodniejszymi” rytuałami, wróćmy do tego, co mamy na co dzień i doceńmy ten spokój, tę rutynę. Kiedy przyjrzymy się temu, jak wygląda nasze życie na co dzień, łatwiej nam będzie poczuć prawdziwą satysfakcję bez porównywania się z innymi.

Podsumowanie: Uziemienie to droga do szczęśliwego życia

Nasze rytuały, duchowe i codzienne, mają być po to, by wzbogacić nasze życie, a nie by je zastępować. Codzienne obowiązki, uważność w małych chwilach – to one mają moc zmieniać nas na lepsze, być środkiem, a nie celem. Wybierajmy proste rzeczy, które naprawdę budują nasze życie i pomagają nam się rozwijać. Na koniec, jesień jest doskonałym czasem, by zagłębić się w te refleksje i odkryć piękno oraz spokój codziennych rytuałów. Zachęcam do przyjrzenia się temu, jak wyglądają Twoje dni i do odnalezienia radości w każdej chwili.

Ten tekst to tylko zarys tematu, który poruszam głębiej w podcaście Rurki z Kremem. Zapraszam do odsłuchu (klik).

 

 

Przepis na 4 naleśniki

Masz ochotę na naleśniki, ale wizja smażenia ich przez pół godziny, tylko po to, żeby uzyskać stos na całą rodzinę, skutecznie cię zniechęca? Czasem chcemy tylko kilku idealnie cienkich, ciepłych naleśników na mały posiłek, dla siebie lub na romantyczne śniadanie we dwoje. Właśnie dlatego powstał ten przepis! Szybki, prosty i bez nadmiaru – pozwala usmażyć dokładnie cztery naleśniki. Idealne rozwiązanie dla tych, którzy lubią dobrze zjeść, ale nie chcą stać przy patelni cały dzień. Możesz zjeść naleśniki na słodko, albo wykorzystać do nadziania farszem i zapieczenia w bardziej obiadowej wersji. Mój przepis na 4 naleśniki zakłada, że masz patelnię o średnicy nie większej niż 30 cm. Możesz wykorzystać mąkę pszenną lub miks pszennej i orkiszowej.


PRZEPIS NA 4 NALEŚNIKI


Składniki:

2 duże jajka

1/2 szklanki mleka

1/2 szklanki mąki

szczypta soli

łyżeczka ghee – do ciasta

ghee do smażenia

Przepis: Jajka zmiksuj z mlekiem i ghee. Dodaj mąkę z solą i miksuj do powstania gładkiej masy. Rozgrzej patelnię, rozpuść na niej odrobinę ghee i smaż naleśniki z obu stron na złoto.


 

nasya ajurweda blimsien

Czujesz, że zatoki Cię przytkały albo męczy Cię przeziębienie? Nos jest suchy po tygodniu kataru a w dodatku ogrzewane pomieszczenia nie pomagają? Ajurweda ma na to sposób! Ten rytuał nazywa się nasya i jest to aplikacja oleju przez nos! Ale spokojnie, to nic strasznego! Dziś skupimy się na oleju sezamowym, który działa cuda dla Twojego układu oddechowego.

💡 Co to jest nasya?

To ajurwedyjska praktyka, która polega na wprowadzeniu oleju do nosa, aby oczyścić i wzmocnić układ oddechowy. Nos to brama do mózgu i zdrowia – serio, ajurweda wie co mówi! Doświadczaliśmy tego m.in. w covidzie. Mycie i nawilżanie nosa w ajurwedzie jest takie ważne, bo nos bezpośrednio łączy się z mózgiem i układem nerwowym poprzez nerwy węchowe. Informacje z nosa trafiają do obszarów mózgu odpowiedzialnych za zapach, ale także mogą wpływać na emocje i stan mentalny. Dlatego w ajurwedzie uważa się, że wszystko, co wprowadzamy do nosa, może oddziaływać także na umysł.

Skupimy się dziś na oleju sezamowym choć nasyę można wykonywać także specjalistycznymi leczniczymi olejami z wykorzystaniem ziół. Uważam jednak, że na początek najprostsze i najbardziej dostępne środki są najlepsze.

🍂 Dlaczego olej sezamowy?

  • Rozpuszcza śluz – pomaga odetkać nos i zatoki, ułatwiając oddychanie.
  • Działa antybakteryjnie i wzmacnia odporność – więc jest dobrą opcją zapobiegania przeziębieniom (stosuj ten rytuał jeśli korzystasz z komunikacji zbiorowej, idziesz do kina czy na koncert lub wsiadasz właśnie do samolotu).
  • Łagodzi podrażnienia – jeśli Twoje zatoki są wrażliwe na suche powietrze, olej je ukoi.
  • Super na problemy z zatokami – regularne stosowanie nasya z olejem sezamowym pomaga w walce z przewlekłymi problemami, jak ból czy uczucie zapchania.

🧡 Jak to zrobić?

Prościzna:

  1. Podgrzej lekko olej sezamowy (ale nie za mocno!).
  2. Leż na plecach z odchyloną głową i wprowadź 2-3 krople do każdej dziurki.
  3. Pooddychaj spokojnie, dając olejowi chwilę, żeby zaczął działać.

Albo… obejrzyj rolkę z instruktażem, którą dla Ciebie przygotowałam.

Kiedy warto użyć nasya?

  • Gdy czujesz, że nadchodzi przeziębienie.
  • Gdy masz suchy nos lub podrażnione zatoki.
  • Zawsze, kiedy chcesz oczyścić drogi oddechowe.
  • Jako codzienna rutyna jesienią i zimą.
  • Przed podróżami.

Kto skorzysta najwięcej?

Nasya z olejem sezamowym jest idealna dla tych, którzy mają więcej doszy vata i kapha – często to oni borykają się z zatokami, uczuciem suchości, a czasem i bólami głowy. A jeśli masz w sobie dużo pitty – olej sezamowy pomoże Ci, ale pamiętaj, żeby nie przesadzać, zwłaszcza przy infekcjach z gorączką.

Inne oleje, których możesz użyć do nasza to: olej migdałowy, olej kokosowy (chłodzący, dla pitta), ghee, Anu Taila, Shadbindu Taila, Bala Taila. Różne oleje są używa dla różnych Dosz i przy różnych dolegliwościach.

 

 



sok na zdrową cerę latem

Sok na zdrową cerę latem? Jak to ma mi niby pomóc? Z punktu widzenia ajurwedy ma to sens, bo zdrowa skóra zaczyna się od zdrowej wątroby, a to od zdrowej krwi. Chcemy, żeby krew nie była zbyt „zimna” – jej objawami są ospałość, blada skóra, brak  werwy, depresja, ciągłe poczucie zimna, ale i nie za „gorąca” czyli powodująca wypryski, egzemy, irytację i złość czy dużą wrażliwość na światło. Całe piękno – paznokcie, włosy, skóra są tylko produktem ubocznym zdrowia. I o to zdrowie właśnie zadbamy.

Wybierzemy zielone gorzkie, chłodzące warzywa i połączymy je ze słodyczą. Wybierzemy ich kilka, żeby nie przytłoczyć trawienia i będziemy soku używać leczniczo – szklaneczkę, filiżankę dziennie, zamiast, jak pokazują to amerykańskie blogerki zalewać się całymi dzbankami zielonego soku. Pominiemy szpinak, bo termicznie jest gorący, zamiast niego wybierzemy chłodzący i przeciwzapalny jarmuż. Dodamy lekko słodkie jabłko i pełną betakarotenu młodą marchewkę, bo smakami pitty są słodki, cierpki i gorzki. Dorzucimy nawilżającego i chłodzącego ogórka i dużą garść mięty.

Cały przepis na sok na zdrową cerę latem może wyglądać tak:

– 2 małe jabłka umyte i pozbawione gniazd nasiennych

– 2 laseczki selera naciowego

– dwie garści surowego jarmużu

– garść świeżej mięty lub kolendry

– 1 mała marchewka

-1/4 limonki – sok

Wszystkie składniki oprócz limonki wrzuć do sokowirówki, która potrafi wycisnąć sok także z liści. Na koniec wyciśnij sok z limonki. Jeśli chcesz, możesz rozcieńczyć sok wodą kokosową, albo dodać do niego trochę soku z aloesu (nie przesadź z ilością, bo zadziała przeczyszczająco). Sok wypijaj kilka razy w tygodniu w pierwszej połowie dnia. Jeśli kiepsko znosisz surowiznę pamiętaj, żeby obrać jabłka i ogórki, te drugie także wypestkować. Jedzenie może być lekarstwem. Twoja cera i napięte nerwy nie poprawią się po jednej szklance, ale jeśli będziesz stosować ten sok regularnie, zobaczysz poprawę funkcjonowania. Oczywiście dieta to kwestia indywidualna, nie korzystaj ze składników, których nie tolerujesz lub jesteś na nie uczulona.

Ten przepis na sok na zdrową skórę latem sprawdzi się bardziej dla pitty niż vaty. Ona musi szukać łagodniejszych sposobów na ochłodę.

Chcesz poznać sposoby na problemy pitty (gorąco, irytacja, perfekcjonizm, problemy skórne, luźne wypróżnienia itp.)? Przygotowałam dla Ciebie różne pomoce:

Weź to na chłodno to 3 nagrane lekcje dla każdej pitty. Zawierają praktyczne wskazówki dotyczące diety, mindsetu, praktykę oddechową i wizualizację, czyli bardzo holistycznie podchodzą do tematu naszej gorącej doszy na poziomie przekonań, ciała i głowy. Zobacz – ta gorąca krew wpływa nie tylko na skórę i ciało. wpływa też na poczucie irytacji, rozdrażniene, zmęczenie. Chcemy ukoić gorącą pittę nie z pomocą magicznej różdżki, ale pracując z różnymi aspektami nas – nie jesteśmy tylko ciałem, ale hej! Możesz zacząć od chłodzącego soku :), a gdy będziesz gotowa sięgnąć po więcej wiedzy, którą jestem gotowa się z Tobą podzielić. Zaufaj mi, od lat borykam się z problemami związanymi z gorącem i mam coraz lepsze efekty w radzeniu sobie z tym, na co pracowałam całą nastoletniość i wczesną dorosłość.

blimsien pitta

blimsien pittaRześko to moja książka, która przeprowadzi Cię przez wiosnę i lato w kierunku złotej polskiej jesieni i pozwoli Ci nie zwariować 🙂 Zawiera przepisy kulinarne, objaśnia jak się sobą opiekować, jest sporo wskazówek dotyczących stylu życia (także dotyczących urządzania wnętrz czy mody latem), ale choć dotyczy ona sezonów kapha-pitta-vata nie jest pisana z myślą wyłącznie o doszy pitta, zawiera informacje ogólne związane z rytmem rocznym. Kupisz fizyczną kopię (klik) albo e-booka (klik).

Mikroprzewodniki po doszach to trzy ściągawki, które przypomną Ci, czym charakteryzuje się która z ajurwedyjskich dosz, jak o nią zadbać, jakie pokarmy są dla niej najlepsze, a jakie najgorsze. Same najważniejsze informacje gotowe do druku w formie wygodnego PDF. Kupisz je w moim sklepie (klik).

bowl z tuńczykiem i małosolnym

Każdy z nas potrzebuje czasem przepisu na szybki posiłek z tego, co pod ręką. Szybki bowl z tuńczykiem i małosonlnym to propozycja odpowiadająca na tę potrzebę. Na dole znajdziesz też wegański zamiennik. Jeśli chodzicie na zakupy do Biedronki, polecam waszej uwadze filety z tuńczyka w oliwie z oliwek zamknięte w słoiku. W mojej polowałam na nie długo, ale kiedy w końcu były dostępne, kupiłam od razu kilka słoiczków, by mieć tuńczyka w zapasie. Do tego przepisu przyda ci się także ryż do risotto lub sushi.

SZYBKI BOWL Z TUŃCZYKIEM I MAŁOSOLNYM

Składniki na ok. 2 porcje:

1/2 szklanki ryżu do risotto/sushi + składniki do zaprawy – cukier, ocet ryżowy, sól

1/2 zawartości słoika z tuńczykiem (ok 70g ryby)

porcja sałatki azjatyckiej z tego przepisu: Prosta sałatka z ogórków z azjatyckim twistem.

Składniki na sałatkę:
• 2 ogórki małosolne
• 1 ogórek szklarniowy albo 2 gruntowe
• 1 łyżka sosu sojowego
• 2 łyżki oleju sezamowego
• 2 łyżki drobno posiekanego szczypiorku
• prażony sezam – tyle ile lubisz
• 2 cm tartego korzenia imbiru

Przepis:

1. Namocz ryż w zimnej wodzie.

2. Połącz 4 łyżki octu ryżowego z 2 łyżkami cukru i łyżeczką soli. Podgrzej delikatnie, ale nie zagotowuj. Dobrze wymieszaj. Odstaw na bok.

3. Przygotuj sałatkę z ogórków.

4. Wypłucz ryż pod zimną wodą. Zalej nową wodą i gotuj zalewając ok. 1.5 cm nad powierzchnię ryżu. Przykryj. Nie sól. Po ugotowaniu ryżu (zajmie to ok. 10 minut) odstaw go do lekkiego przestudzenia po czym dodaj do niego zaprawę, tuńczyka i sałatkę.

Możesz dodać na wierzch jajko ugotowane na miękko, tak by po przekrojeniu jego żółtko rozlało się na ryż.

Zamiast tuńczyka możesz dodać ciecierzycę i proszek z rozdrobnionego nori.

Możesz wykorzystać liście sałaty, by nałożyć do nich przestudzony ryż z dodatkami i zawinąć je jak sajgonki i zajadać ze smakiem 🙂

Zła wiadomość jest taka, że nie ma takich narzędzi, które przyniosą prawdziwą ulgę w momencie, w którym narzędzia te stosujemy by zaleczać symptomy, a nie przyczynę problemu. 

To wniosek, który wysnułam ostatnio z pracy własnej, z praktyki oraz z nauki i rozmów ze znajomymi joginkami (obie zajmują się somatycznymi narzędziami w celu redukowania stresu i regulacji układu nerwowego). Ponieważ sama aktualnie się szkolę, odbywam też sporo konsultacji ajurwedyjskich w obie strony — otrzymuję je jako klientka i konsultuję, jako adeptka i widzę jak bardzo żywy jest ten temat zarówno u mnie, jak i u osób, z którymi pracuję. A ponieważ ten wniosek wraca do mnie jak refren, pomyślałam, że się nim z Wami podzielę, nawet gdy jego smak jest gorzki.

SYMPTOM, NAWET W TRZECIEJ WARSTWIE NIE JEST JESZCZE PRZYCZYNĄ

Opowiem to na moim przykładzie. Przez kilka ostatnich lat miałam problemy ze zdrowiem. One zaczęły się 7-8 lat temu od źle podanego antybiotyku i zaburzenia flory jelitowej, co doprowadziło mnie do prawie rocznej antybiotykoterapii i w efekcie  zaburzeń układu trawienia, z których wychodzę do dziś. Jednak jakieś 4 lata temu w moim życiu pojawił się bardzo silny stresor, który był jak kanister benzyny wylany na już istniejące problemy. Założyłam firmę, wprowadziliśmy się do drogiego mieszkania, mój partner miał problemy finansowe i rodzinne, a ja z moim super wrażliwym układem nerwowym czułam gigantyczną presję (która i tak jest dla mnie mocno odczuwalna w prowadzeniu własnej działalności). Straciłam wtedy bardzo dużo włosów i zaczęłam tyć. Moja prolaktyna podniosła się konkretnie i chociaż radziliśmy sobie z codziennością, a różne stresory kolejno znikały, moje ciało cały czas było w reakcji stresowej. Nabierałam wody, tyłam, puchłam, miałam stany zapalne i rozwinęłam kiepską tolerancję na histaminę. Mój układ odpornościowy był nieustannie pobudzony.

Pomogło mi zredukowanie kosztów życia, zmienienie jego warunków, pomogło okrzepnięcie w firmie, rozwiązane sprawy rodzinne. Zadbanie o rytm dobowy pomogło zrzucić pierwsze kilogramy. Ajurweda zniwelowała inne objawy. Nigdy jednak nie umiałam wrócić do pełni zdrowia, a przecież korzystałam z narzędzi, które znam. I z jogi i oddechu, medytacji, spacerów, ajurwedy, diety, ziół. Szukałam pomocy u dietetyków i specjalistów (trychologów, endokrynologów itd.). Bardzo dużo robiłam, żeby wrócić do zdrowia i nic nie przynosiło oczekiwanego rezultatu.

Dopiero robienie mniej (co zadziałało odprężająco na mój układ nerwowy), ale też znalezienie głównego powodu problemu sprzed 4 lat i sukcesywne podejmowanie decyzji, których głównym celem było priorytetyzowanie spokoju w życiu, pozwoliło tym prostym narzędziom, które ze mną zostały (spacery, ajurweda, joga) zadziałać w pełni. Ciało mi się zresetowało i zaczęłam w pełni zdrowieć. Dodałam do tego swoją nową wiedzę i wszystko zaczęło wracać na dobre tory. Nie sądzę jednak, żeby to się udało, gdyby główna przyczyna mojego stresu pozostała nietknięta. A nie mogłam jej ruszyć przez lata, bo nie byłam psychicznie i emocjonalnie w miejscu, z którego umiałabym podjąć potrzebne decyzje.

I TO JEST TA ZŁA WIADOMOŚĆ.

Możesz używać wszystkich narzędzi świata, adaptogenów, maty z kolcami, holotropowego oddychania, jogi kundalini, kąpieli w lodzie i prowadzonych medytacji, ale jeśli powód, który ciągle aktywuje reakcję stresową, w Tobie pracuje, to trochę jakbyś wlewała paliwo do dziurawego baku. 

Przyglądam się temu z pewną bezradnością. Zdałam sobie bowiem sprawę, że z całą moją wiedzą o ajurwedzie i znajomością mnóstwa narzędzi osiędbaniowych, nie będę w stanie pomóc niektórym klientom, bo nie usunę za nich tej przyczyny, która najbardziej wpływa na ich zdrowie.

 W rozmowach ze wspomnianymi dziewczynami często pojawiały się takie przyczyny jak: zmartwienie o byt finansowy. Stres związany z utratą pracy. Nieustanne przemęczanie się, bo sytuacja życiowa nie pozwala na nic innego. A przyczyn może być więcej: opieka nad chorym członkiem rodziny. Niesprzyjające warunki pracy/życia. Czasem to związek, z którego ciężko wyjść, a czasem mobbingujący szef.

Nie mówię też, że nie ma w takim przypadku sensu stosować tych wszystkich narzędzi, które znasz i przynoszą ulgę. Ależ oddychaj głęboko, tańcz, trzęś się, rozciągaj, spaceruj, mantruj i afirmuj. To może złagodzić Twój stan. Jeśli jednak nie usuniesz głównej przyczyny, zajmujesz się leczeniem symptomów. To jak wyrwanie chwasta tuż przy ziemi — znika z pola widzenia, ale korzeń ciągle tkwi w środku, a więc problem za chwilę znów „rozkwitnie”. Łatwo też powiedzieć „przestań się stresować” albo „więcej odpoczywaj”, ale ktoś, komu partner choruje na raka, kto nie ma pracy lub wpadł w długi, ciężko odpocząć, bo nawet gdy leży na leżaczku w plamie słońca, przez jego głowę pędzi tornado. To tornado może zostać wyciszone na chwilę konkretną praktyką, ale niebawem powróci.

POTRZEBA CZASU I UREALNIENIA.

To może być frustrujące i może zniechęcać. Czasem potrzebujemy czasu, by zdobyć środki, odwagę lub opłakać stratę, by dać sobie szansę zmierzyć się z naszym głównym problemem. Czasem potrzebujemy znaleźć dla siebie zrozumienie. Zobaczyć jakie to trudne i zrozumieć, że być może kierujemy nasze zasoby w gaszenie pożaru niekoniecznie u jego źródła. Ja akurat odnoszę się do regulacji układu nerwowego, ale tak samo może to wyglądać w przypadku dolegliwości fizycznych. Tabletka na katar jest tabletką na objaw, nie na przyczynę. Tabletka na zobojętnienie kwasów w żołądku także. 

Z jednej strony chciałabym urealnić nasze doświadczenia i ukoić, być może także Twoją frustrację związaną z tym, że tak bardzo się starasz wyzdrowieć/schudnąć/cokolwiek innego, a nie możesz. Pokazać Ci, że czasem warto zdjąć nogę z gazu w stosowaniu kolejnych i kolejnych praktyk i starać się dostrzec główną przyczynę problemu. A wiem, że głowa potrafi zrobić bardzo wiele, żebyśmy tej przyczyny nie widziały, bo być może trzeba będzie podjąć duże i straszne decyzje. I że samo zobaczenie tego, że jeszcze dziś nie możesz, albo nie masz siły, by pracować z tym grubym tematem, który leży u podłoża, jest w gruncie rzeczy ok. Daj sobie czas i czułość, bo wstyd, poczucie winy i jeszcze większe napięcie tylko pogorszą to, co już się dzieje.

 

Z czułością

Blum




racuchy z jabłkami

RACUCHY Z JABŁKAMI – 2 PORCJE ok. 7 racuszków

1 jajko

1 jabłko (np. Ligol)

125 ml ciepłego mleka (może być roślinne)

125 g mąki orkiszowej (ja używam tej – BIO mąka orkiszowa TGL200 ) ; możesz użyć pszennej lub wymieszać oba rodzaje

szczypta cynamonu cejlońskiego

1/4 płaskiej łyżeczki sody

1/4 płaskiej łyżeczki proszku do pieczenia

ghee

1. W misce zmiksuj jako i mleko. Dodaj przesianą mąkę, sodę, proszek do pieczenia i cynamon. Odstaw.

2. Jabłko umyj, obierz i posiekaj w drobne plasterki.

3. Rozgrzej dużą patelnię i rozpuść na niej ghee.

4. Jabłko wrzuć do masy i dokładnie wymieszaj. Smaż racuchy na złoto z każdej strony.

Z czym podać?

Jesienią oczywiście z cukrem i cynamonem, ale latem proponuję użyć dżemu (np. z tego przepisu na dżem truskawkowy z kwiatami bzu lub któregoś z przepysznych dżemów Olinina hasło BLIMSIEN10 na wszystkie produkty tej marki jest -10% – link jest afiliacyjny – polecam truskawkę lub leśną jagodę).

 

– Babciu, jak radzisz sobie z bólem?

 – Rękoma, kochanie. Jeśli robisz to umysłem, zamiast uśmierzać ból, utwardzasz go tylko bardziej.

– Rękoma babciu? 

– Tak, nasze ręce są antenami duszy. Jeśli będą w ruchu; robiąc na drutach, gotując, malując, bawiąc się lub zatapiając w ziemi, wysyłasz sygnały troski do najgłębszych części siebie, a twoja dusza rozświetla się, ponieważ kierujesz na nią uwagę. Wtedy oznaki bólu nie będą już potrzebne. 

– Ręce są naprawdę takie ważne?

– Tak, moja córko. Pomyśl o dzieciach: zaczynają poznawać świat przez dotyk swoich rączek. Jeśli spojrzysz na ręce starych ludzi, powiedzą ci więcej o ich życiu niż jakakolwiek część ciała. Mówi się, że wszystko, co robi się ręcznie, robi się sercem. Bo tak naprawdę jest tak: ręce i serce są połączone. Masażyści dobrze wiedzą: kiedy dotykają kogoś rękoma, tworzą głębokie połączenie. To właśnie z tego połączenia pochodzi uzdrowienie. Pomyśl o kochankach: kiedy dotykają swoich dłoni, kochają się w bardziej wysublimowany sposób. 

– Moje ręce babciu… tak dawno ich tak nie używałam! 

– Porusz nimi, kochanie. Zacznij nimi tworzyć, a wszystko w tobie zacznie się poruszać. Ból nie przeminie. A zamiast tego to, co z nimi zrobisz, stanie się najpiękniejszym arcydziełem i już nie będzie bolało, ponieważ byłaś w stanie przekształcić jego istotę.

~Elena Bernabe

Kiedy wpadłam na ten tekst, akurat miałam powrót do transformowania rzeczy przez ciało, przez materię. Są różne sposoby, na które możemy zmieniać rzeczy w sobie, jeśli jednak masz sporo pitty lub vaty na poziomie umysłu, może czujesz, że łatwiej jest ci myśleć o wydarzeniach i towarzyszących im emocjach, analizować je i racjonalizować niż czuć. Ostatnio, kiedy nie mogłam odnaleźć swojego własnego głosu, zapytałam mojego osteopaty, co by mi polecił. Jego zalecenie było stricte medytacyjne, a ja nie czułam, że to czas na siedzenie, miałam w sobie zbyt dużo buzującej energii, która kotłowała się jeszcze bardziej i wyrzucała na brzeg mojej świadomości różne nieprzyjemne doznania, kiedy siadałam nieruchomo. Wyzwalaczem okazała się masala box — pojemnik na przyprawy, który dostałam od mojej mamy na urodziny. Zaczęłam przesypywać kolorowe proszki, kuleczki, nasionka do metalowych miseczek i szybko zorientowałam się, jak dawno nie sprzątałam w szafce z przyprawami. Niewiele myśląc, rzuciłam się na kolana i zaczęłam wszystko sortować, przeglądać, wyrzucać, organizować i czyścić. I energia zastoju poruszyła się we mnie. Marcin, mój zaufany osteopata był sceptyczny, uznał, że to forma uciekania w robienie. Tak może być, ale ja zwykle nie mam pedantycznych i nerwicowych rzutów na sprzątanie, zazwyczaj siedzę zabunkrowana w głowie z nieporuszonym ciałem i tym razem pójście za impulsem okazało się przełomowe.

W ajurwedzie dłonie i stopy są bardzo ważne. To nie pierwsza rzecz, której nie muszę się uczyć, żeby kiwać twierdząco głową, gdy się o niej dowiaduję. Czuję to od dawna i od dawna wiem, że będziemy tym bardziej chorować lub zmniejszać nasz dobrostan, im mniej rzeczy będziemy robić ciałem. Nasze ciała stworzone są do ruchu, ruch sprzężony jest z oddechem, a oddech z energią życiową, w tym z przyjemnością seksualną. Coraz więcej ludzi ma problemy z wypaleniem zawodowym, bo praca coraz bardziej automatyzuje się, nigdy nie kończy, polega na tworzeniu raportów, tabelek, wykresów, ciągów liczb lub linijek słów, a wszystko to trafia w digitalową nicość. Efekty pracy coraz rzadziej zmieniają się w miski, meble, drukowane książki, gazety czy coś namacalnego. Potem przychodzimy do domu, gdzie odpakowujemy gotowe jedzenie z cateringu lub jemy coś szybko na mieście. Zmywanie, sprzątanie — zautomatyzowane. Pies oddany do groomera, my do kosmetyczki. Pani sprzątająca przychodzi ogarnąć naszą przestrzeń. To wszystko ułatwienia, z których i ja korzystam, ale pozwól mi opowiedzieć ci o tym, jak ważne jest to, co namacalne, co robimy naszymi rękoma!

RĘKOMA, Z MIŁOŚCIĄ!

Właśnie o tym, starałam się pisać w Rześko i w Ciepło. Twoje ręce mogą dać ci dużo dobrego, jeśli tylko je zauważysz i docenisz. To nie muszą być duże rzeczy. Może zamiast szybkiego i automatycznego demakijażu możesz wykonać demakijaż z czułością? Automasaż jest jedną z piękniejszych praktyk, które możemy sobie podarować, gdybym była mamą, z całą pewnością masowanie mojego dziecka byłoby dla mnie priorytetem. Ja też mam tendencję do szybkiego wysmarowania się balsamem, szybkiego wklepania kremu czy serum, ale staram się łapać na tych zautomatyzowanych i zimnych czynnościach i zamieniać je w rodzaj życzliwej troski kierowanej we własnym kierunku. Jedno z moich najcudowniejszych wspomnień z dzieciństwa, to kiedy któreś z rodziców wyciąga mnie z wanny, stawia na zamkniętej muszli klozetowej i otula puchatym ręcznikiem, wycierając mnie do sucha. Czy mogę zrobić teraz dla siebie coś równie miłego? Lubię zwłaszcza masaż olejem — nie kosmetycznym, nie z dodatkami, sztucznymi zapachami, prostym olejem, którego używam również w kuchni — wsmarowuję go w ciało przed prysznicem. Lubię moje poranki, kiedy przynajmniej 10 minut staram się poświęcić na manualne poruszenie limfy poprzez oklepywanie mojego ciała i masowanie go. (czytaj też: olej dla pitty).

RĘCE, KTÓRE ŁĄCZĄ ZE ŚWIATEM

Używam moich dłoni z uważnością zawsze wtedy, gdy gotuję — kiedy wybieram produkty na straganach, kiedy je myję, kiedy biorę je w dłoń, kiedy kroję, kiedy rozcieram zioła. Pielęgnuję domowe rośliny i moją skrzynię z zieleniną. Wybieram naturalne materiały i przedmioty, których lubię dotykać. Wciąż jeszcze mało mówimy o haptyczności w projektowaniu. Ciężar i gładkość ulubionej miski z AOOMI, kruchość drobnej, piegowatej czarki z Paititi. Lubię dotyk lnianej pościeli na mojej skórze lub jedwabnego kimona vintage, które dostałam kiedyś od koleżanki. Są dni, kiedy potrzebuję poczuć pod ręką konkretną fakturę — szyszki, kamienia, ziarenek soczewicy lub fasolek (pamiętasz scenę z Amelii, w której bohaterka zanurzała palce w różnych torbach z kaszami i fasolkami?). Pomyśl też o: czułym głaskaniu zwierząt (chrapy konika!) oraz ukochanych ludzi (te wspaniale delikatniusie włoski na głowach małych dzieci albo ich maleńkie stopy, które nie postawiły jeszcze nigdy kroku), pomyśl o materiałach, którymi lubisz otulać swoje ciało, pomyśl o wyrabianiu ciasta na focaccię i o pleceniu wianków z polnych kwiatów.

Używaj rąk! Ręce transformują emocje, łączą cię ze światem, pozyskują dla ciebie informacje. Pozwól swoim dłoniom działać! Niech szkło ekranu, plastikowa klawiatura i obręcz kierownicy nie będą jedynym, z czym mają styczność. Spróbuj przez jeden dzień „patrzeć” rękoma i zobacz, jak się z tym czujesz. Nie pozwól, by twoje dłonie pozostały nieme, są na to zbyt cudowne.

 




Wakacje to wymagający czas dla zdrowia intymnego kobiet. Pływanie w chlorowanej lub słonej wodzie, w rzekach, jeziorach. Obcisłe stroje kąpielowe z poliestru, kuse szorty, długie godziny na rowerze. Niektóre z nas nie mają tendencji do infekcji, innym przydarzają się one niemal ciągle. I wbrew pozorom wcale nie mają wiele wspólnego z brakiem higieny.

infekcje intymne latem – jak zapobiegać?

To ważne, żeby od razu to napisać — nie mówimy o infekcji z rozwiniętymi w pełni objawami. Taka sytuacja wymaga skonsultowania się z lekarzem ginekologii i przyciśnięcie go o badanie z posiewem, ZANIM da ci lekarstwo, nie do końca wiedząc, czy chodzi o przerost grzybiczy, czy infekcję bakteryjną. Co więcej, konwencjonalne leczenie zwykle polega na silnych lekach, które unicestwiają nie tylko złe, ale i dobre bakterie i finalnie problem może stać się przewlekły. Nie jestem lekarką i nie będę radzić ci, żebyś unikała lekarza w takiej sytuacji. Zamierzam za to pokazać ci, co możesz zrobić, ZANIM złapiesz infekcję, jeśli masz do nich tendencje.

TAMPONY PROBIOTYCZNE

Uważam, że tampony, nawet te z bawełny organicznej, to jedna z gorszych rzeczy, jakie można zafundować sobie podczas okresu. Tampony osuszają pochwę nie tylko z krwi, ale także naturalnej wilgoci, sprawiając, że środowisko staje się bardziej podatne na infekcje — więc jeśli masz do nich tendencję, lepiej korzystaj z podpasek. Jest jednak produkt w Polsce bardzo niepopularny — są to tampony probiotyczne. Zawierają probiotyki, które w kontakcie z wilgocią uaktywniają się i kolonizują pochwę, a ta jest bardzo wrażliwa podczas miesiączki na wszelkie zmiany. Można stosować je podczas okresu, kiedy probiotyki dopochwowe odpadają, ale też słyszałam o stosowaniu ich profilaktycznie gdy zamierzasz pływać i boisz się złapać infekcję. Swoją drogą — infekcje intymne lubią się z mokrym strojem kąpielowym. Masz do nich skłonności? Przebierz się na plaży po pływaniu w suchą bieliznę, zanim twój strój wyschnie. W Polsce kupisz tampony probiotyczne marki Ellen.

PROBIOTYK

Lekarze o tym nie mówią (a przynajmniej mi nie powiedzieli), że po każdej antybiotykoterapii probiotykoterapia powinna trwać przynajmniej pół roku, a często i dłużej! Nie ma znaczenia czy antybiotyk dostajesz na anginę, czy infekcję intymną właśnie. Oczywiście, że są przypadki, w których antybiotyk jest potrzebny, ale wracanie do równowagi po takiej kuracji trwa bardzo długo. Zwykle radzi się stosowanie probiotyków doustnych i dopochwowych — te drugie przynajmniej przez 7 dni po każdej miesiączce. Możesz też skorzystać z probiotyku IntiMe od Healthlabs {reklama}, który bierze się doustnie, ale działa również na infekcje intymne. W dodatku nie trzeba go trzymać w lodówce. Mam współpracę z marką Healthlabscare, ale i IntiMe pytałam moje czytelniczki oraz zaufane specjalistki. Mało jest na rynku dokładnie tego szczepu. IntiMe poleca się także przy SIBO i HPV, ale tu musicie doczytać już same. Probiotykoterapia, aby była skuteczna, musi trwać długo, a preparaty należy rotować. Więc o tym napiszę niżej.

TYLKO DO 27.06.2023 na hasło BLIMSIEN25 masz -25% zniżki w Health Labs (współpraca reklamowa). A na stałe działa kod BLIMSIEN10 dając 10% zniżki.

PROBLEM Z CANDIDĄ

Czasem infekcje intymne, zwłaszcza gdy nawracają, są skutkiem problemu z candidą w jelitach. Pisząc — problem z candidą mam na myśli przerost tego grzyba, bo mamy go wszyscy. Problemem może być nasza dieta, przyjmowanie konkretnych leków, antykoncepcji hormonalnej lub właśnie skutki stresu czy antybiotykoterapii. Dieta przeciwgrzybicza zwykle nie pomaga, bo grzyby potrafią przetrwać i problem wraca, gdy zaczynamy jeść normalnie. Co pomaga? Praca z dietetykiem. Ciekawie o tym pisze Marzena Kawka w swoim e-booku o candidzie. Znajdziesz w nim połączenie candidy z nietolerancją histaminy (która daje objawy jak alergia, ale nią nie jest), plan probiotykoterapii (obejmujący m.in IntiMe, ale tylko przez pierwsze miesiące) i innych suplementów, które mają za zadanie wspomóc Twoje jelita w odzyskiwaniu równowagi, a nie wybić grzyba.

Podrzucam link do e-booka, ale też zachęcam do konsumowania treści Marzeny na ig. Uznaję je za wartościowe.

LUBRYKANTY

Infekcje intymne potrafią pojawić się po stosunku, co skutecznie zabija chęć zbliżeń. Zanim to się stanie, możesz pamiętać o higienie (co nie oznacza ani irygacji, ani używania dezodorantów, ani hardcorowego wymywania swojej bariery ochronnej, ale np. wstrzymanie się ze spontanicznymi pieszczotami, jeśli nie macie czystych rąk — tak, to psuje atmosferę, ale jeszcze bardziej ją psują dolegliwości bólowe i setki wydane u lekarza). Drugą sprawą jest odpowiednie nawilżenie. Ślina nie jest lubrykantem. Nie mówiąc już o tym, że zaniedbana jamą ustna osoby partnerskiej potrafi niestety nieustannie wpływać na zdrowie intymne kobiety. Tak czy inaczej, polecane przeze mnie lubrykanty to: ten z Hemp Juice (już nie współpracujemy, nie mam kodu, ale to torby produkt) oraz melonowy żel iladian (nie mam pojęcia czy skład jest dobry, ale faktycznie po tym żelu nigdy nic).

SZYBKA ULGA W INFEKCJACH INTYMNYCH

I na koniec perełka, czyli Multygin Acti gel. Co prawda producent twierdzi, że mógłby być lubrykantem, ale sam w sobie powoduje często uczucie palenia czy szczypania — zatem, co kto lubi. To specyfik, który polecano sobie na dobrocielnym forum, ja polecałam go wam i moim przyjaciółkom i feedback jest jeden: jest to super sztos. Kiedyś produkty były chyba tylko w metalowej tubce, teraz widzę, że są różne sposoby aplikacji. Jest rozróżnienie na pochodzenie bakteryjne i grzybicze infekcji. Ten produkt zawsze warto mieć ze sobą w wakacyjnej kosmetyczce i o ile pamiętam, można stosować go właśnie profilaktycznie.

W aptece dostaniesz też Clotrimazolum, czyli tani preparat leczniczy w tubce. Stosuje się go w przypadku zakażeń grzybiczych skóry i… oprócz początkowej fazy infekcji jest świetny do leczenia pękniętych kącików ust np. po wizycie u dentysty (tu znajdziesz mój poradnik, jak przeżyć po wyrwaniu zęba), lub gdy robią ci się zajady. Takie mikropęknięcia potrafią się nakazać i bardzo długo paprać, a ta maść szybko reguluje problem.

 

Oczywiście podane sposoby nie zastąpią wizyty u lekarza, ale mogą pomóc nie złapać infekcji, zadbać o zdrowe środowisko, które nie jest skłonne takich infekcji rozwijać lub mogą być wskazówką, jak wspierać siebie przy nawracających problemach. Jeśli Tobie sprawdziło się coś, czego tu nie wymieniłam, koniecznie podziel się w komentarzu. Zaburzona flora bakteryjna to powszechny problem w naszych czasach i warto o siebie zadbać.

Za to kocham czerwiec! Za obiady, które robią się nieomal same i to w dodatku w 20 minut. Wybacz to niereprezentacyjne zdjęcie, robiłam je dla siebie, jednocześnie wiem, że wszystkie szukamy przepisów szybkich i mało pracochłonnych, dlatego zostawiam przepis do wykorzystania.

Istotą szybkich późnowiosennych i letnich obiadów jest dla mnie dobra baza. Komosa ryżowa będzie najbardziej wartościowa i relatywnie łatwostrawna (jeśli masz trawienie typu Vata, wybierz białą komosę), ale możesz także użyć kuskusu — zwykłego lub razowego albo czarnej soczewicy, która gotuje się podobnie długo jak komosa.

Warzywa mogą być sezonowe i niekoniecznie muszą to być szparagi. Nada się młody bób, który można jeść razem ze skórką, groszek  wyłuskany groszek cukrowy, resztka fasolki szparagowej ugotowanej poprzedniego dnia. Ja użyłam surowych pomidorków, ale sprawdzą się tu także oliwki.

U mnie białko robi ciecierzyca i komosa, ale roślinne źródła białka mają też sporo węgli. Czego możesz dodać zamiast ciecierzycy? Czarną fasolę, tofu, tempeh, kawałki kurczaka lub ryby. No i najlepsze — po przygotowaniu różnych składników każdej biesiadującej z tobą osobie (albo sobie samej na następny dzień do pracy) możesz zrobić inny miks.

Ajurwedyjski tip: kapcie dodaj więcej szparagów, pozwolą jej zmniejszyć obrzęki. Pitta ucieszy się z dressingu na bazie naci kolendry lub po prostu przybrania miski posiekaną kolendrą, która zadziała schładzająco. Vata ma problem z trawieniem białka, im mniejsze i  łatwiej strawne strączki, tym lepiej — możesz użyć np. przepołowionych mung dhal — gotuj je razem z komosą.

A jeśli chcesz wiedzieć, które składniki są dobre dla Twojej doszy przygotowałam dla Ciebie wygodne rozpiski (klik), dzięki którym komponowanie posiłków będzie znacznie łatwiejsze. Nie bądź restrykcyjna, o ile nie masz dużych problemów z trawieniem. Wybrane produkty pokazują proporcje — czego powinno być najwięcej, a co powinno stać się produktem, którym raczysz się rzadziej i w mniejszej ilości. 

 

SKŁADNIKI:

pęczek drobnych szparagów

garść pomidorków koktajlowych

1 filiżanka komosy ryżowej + 2 filiżanki gorącego bulionu (może być rosół, zwykły warzywny, może być grzybowy)

220 g ciecierzycy (waga bez zalewy)

1 cukrowa cebulka

sos: 2 łyżki soku z cytryny, 1/2 łyżeczki musztardy Dijon, 1 ząbek czosnku, 1/4 łyżeczki soli, 2 łyżki tymianku cytrynowego, 10 łyżek oliwy

bałkański ser jako dodatek na wierzch

PRZEPIS:

  1. Zagotuj wrzątek/podgrzej bulion. Pod bieżącą wodą umyj warzywa. Komosę przepłucz pod zimną wodą na sitku. Szparagom obłam końcówki, resztę pokrój w kilku centymetrowe kawałki. Włóż do garnka i zalej wrzątkiem. Zostaw na ok. 10 minut. Komosę wrzuć do małego ronda i zalej wrzątkiem lub bulionem. Doprowadź do wrzenia, zmniejsz ogień, przykryj i nastaw timer na 15 minut.
  2. Pomidorki pokrój na ćwiartki. Odsącz i przepłucz ciecierzycę. Posiekaj w kostkę cebulkę cukrową. Listki tymianku oddziel od łodyżek.
  3. Odcedź szparagi. Rozgrzej oliwę na patelni i wrzuć na nią szparagi podsmażając na średnim ogniu i mieszając od czasu do czasu. Timer powinien zadzwonić. Wyłącz ogień pod komosą i zostaw ją pod przykryciem.
  4. Oliwę, musztardę, dół, tymianek i sok z cytryny wymieszaj razem. Przepuść ząbek czosnku prze praskę. Nie musisz go w tym celu obierać. Wymieszaj.
  5. Do misek rozłóż wszystko oprócz sera. Polej sosem. Wymieszaj. Teraz pokrusz ser.

Przygotowanie tego obiadu dla 3 osób zajmie Ci ok. 20 minut. To danie dobrze sprawdza się zabrane do pracy następnego dnia.

Chcesz nauczyć się gotować komosę tak, by nie była gorzka? A może zastanawiasz się, jak ugotować ryż lub kaszę bez plastikowych woreczków? Przygotowałam dla Ciebie instrukcję, jak to zrobić:

Komosa, ryż, kasza – jak ugotować je bez woreczka?

Więcej sezonowych przepisów znajdziesz w mojej najnowszej książce Rześko. Najbardziej zmysłowy poradnik osiędbania.

.