Category

STYL ŻYCIA

Category

Ludzie mają różne problemy z pieniędzmi (a czasami wszystkie na raz), a jednym z moich był taki, że nie potrafiłam wydawać na siebie większych sum pieniędzy. Dawniej zdarzało mi się także kupować kompulsywnie i nieadekwatnie do realnych potrzeb. Prawdopodobnie miało to związek z przekonaniem wyniesionym z domu, że wyjątkowe przedmioty są na wyjątkowe okazje. W dorosłości odwróciłam to przekonanie i teraz robię zakupy kierując się wyliczeniem cost per use.

COST PER USE, CZYLI KOSZT PODZIELONY PRZEZ UŻYTECZNOŚĆ

Może znasz kogoś, kto kupuje sobie wyjściową super kieckę albo cekinowy żakiet, choć ma dwie okazje w roku, by daną rzecz założyć? W moim rodzinnym domu mieliśmy super zastawę na wyjątkowe okazje (co lubię, dawało to poczucie odświętności), a niektóre z moich koleżanek wydawały krocie na kolorówkę, choć o wiele sensowniejszym wydatkiem jest dopracowana pielęgnacja. Kiedy pracowałam w branży modowej, często kupowałam ubrania, które działały na moje emocje, ale były w trendach i ich czas dość szybko przemijał. Czasem nadal łapię się na tym, że coś wydaje mi się drogie, choć kiedy policzę cost per use dzienna suma wydana na taki przedmiot to np. 2 zł.

Weźmy jako przykład wyjściowe szpilki z sieciówki, które kosztują ok. 260 zł. W moim przypadku takie buty przydałyby mi się na jedną firmową imprezę w roku i może wieczór autorski raz na parę lat. Od czasów pandemii nie bardzo bywam. Przemieszczam się pieszo lub na rowerze, bardzo często towarzyszy mi pies, który nie rozumie etykiety chodzenia na smyczy, częściej jestem na plaży i łące niż w mieście. W dodatku od lat nie mogę zmusić się do chodzenia na szpilkach. Nie są dla mnie wygodne, nie czuję się na nich pewnie i choć pasują do formalnego ubioru, kiedy tylko mogę, wybieram inne buty. Załóżmy, że mam 3 okazje rocznie, by założyć tak eleganckie buty. Jedno wyjście będzie kosztować mnie 86 zł.

Jako drugi przykład weźmiemy budzik, który kosztuje ok. 1000 zł. Dzienne użycie wyniesie mnie ok. 2,70 zł, a używam go zazwyczaj kilka razy dziennie, ponieważ oprócz tego, że jest zegarkiem i budzikiem, jest także moim narzędziem do ASMR, które odmierza mi czas czytania. Jego wartością dodaną jest to, że nie ma WiFi, więc ratuje mój rytm dobowy i mnie przed doom scrollingiem.

Podczas gdy budzik będzie towarzyszył mi przez lata (byłemu chłopakowi podarowałam budzik, który towarzyszył mi przez całe liceum, później 6 lat naszego związku, później kilka lat mojego bycia solo i w końcu wylądował u niego), o tyle szpilki będą kurzyć się w moim mieszkaniu i zajmować w nim tylko miejsce. Wiem to, bo jedne nadal próbuję wyrzucić, ich obcasy wyglądają już fatalnie, ale to jedyne buty na wysokim obcasie, które są na tyle wygodne, że wolę je zatrzymać na potencjalną „okazję”. Wiecie kiedy ostatnio ta okazja miała miejsce? Z tego co pamiętam jakieś 7,5 lat temu…

NA CO WARTO WYDAĆ WIĘCEJ?

Moim zdaniem warto wydawać więcej na idealne przedmioty codziennego użytku. Idealne to takie, które są dopasowane do naszego gustu, potrzeb i sensorycznie przyjemne. Mam fisia na tym punkcie i bardzo ważne jest dla mnie, jakie rzeczy są w dotyku. Czy moje sztućce nie mają chropowatych i ostrych krawędzi? Czy kubek ma idealny ciężar? Czy termos dobrze trzyma się w dłoni? Ostatnio kupiłam sobie duży kubek termiczny za ok. 200 zł i to było dla mnie dużo, bo w sieciówce kupiłabym przedmiot o podobnej funkcji za 30 zł, ale ten konkretny miał idealny kolor, kształt, a ja używam termicznych kubków przez cały rok, zimą i jesienią kilka razy na dobę. Żeby nie rozwijać tematu dłużej, po prostu wypiszę rzeczy, które posiadam i które są droższe (a mają tańsze zamienniki), ale używam ich często lub zainwestowanie w nie było dla mnie ważne z innych powodów.

MOJA LISTA:

  • lniana pościel
  • maseczka na oczy z prawdziwego jedwabiu
  • wełniany kardigan — najlżejszy, najmniej gryzący, najcieplejszy kardigan, jaki kiedykolwiek miałam. To rzecz, którą noszę najczęściej w roku.
  • zakupy papiernicze — kalendarz, planner, notesy — używam ich codziennie i dają mi poczucie spokoju, ładu, są idealne sensorycznie, niczym mnie nie irytują, a to dla mnie bardzo ważne
  • ceramika
  • kubek termiczny Fellow
  • oliwa i ghee — podstawowe produkty w mojej kuchni, muszą być świetnej jakości, bo używam ich codziennie
  • materac — nie sądzę, by był drogi, ale jest idealnie dopasowany do moich potrzeb, dobry sen jest warty każdych pieniędzy
  • poduszki z naturalną łuską orkiszu i gryki (jak wyżej)
  • iPad, iPhone, stacjonarny komputer — dobra klawiatura, która nie męczy moich palców i nadgarstków — codzienne wiele czasu spędzam przed ekranem, więc to mus
  • budzik Mudita
  • rządny wełniany płaszcz — bo używam go w chłodne dni codziennie, zimą wymienię na puchówkę z prawdziwego pierza, którą mam od ponad 10 lat a odziedziczyłam ją po koleżance mamy
  • kosmetyki do pielęgnacji skóry głowy i twarzy — dla mnie zawsze ważniejsze niż droga kolorówka
  • łyżwy — zapłaciłam za nie 400 zł i długo się gryzłam z tym wydatkiem, wydawało mi się, że to będzie zachcianka, ale później uznałam, że nie ma co kupować najtańszych dostępnych łyżew. Wydatek szybko mi się zwrócił. Zeszłej zimy przynajmniej raz w tygodniu byłam na lodowisku.

To krótka lista przedmiotów, które przyszły mi do głowy jako pierwsze. Nie ma tu niczego, co byłoby przeze mnie używane sporadycznie. Wszystkie te przedmioty są solidne, używane często, a więc często dotykane, oglądane, towarzyszące mi. To się składa na mój przytulny dom, regenerację, na moją jakościową codzienność. Jednocześnie są też inwestycje nietrafione. Przedmioty użytku codziennego, których bym dziś już nie kupiła. Przykładem niech będą dżiny i białe koszulki. Najwygodniejsze dżinsy, które noszę latami idącymi w dekady to dla mnie dżinsy z sieciówek. Potrzebuję elastanu, żeby było mi wydolnie i żadne kultowe, markowe spodnie mi nie pasują. Wydałam o te kilka stówkę za wiele. Białe koszulki w świetnej jakości są wspaniałe, ale co z tego, skoro nie zmieniają kształtu, szwy są na swoich miejscach, ale po kilku latach i tak szarzeją, a i zdarzyło mi się kiedyś ubrudzić biały top lodami czekoladowymi w pierwszym założeniu. Czułabym mniejszą stratę gdyby kosztował 35 zł, a nie 150 zł. Oczywiście można zawsze pofarbować ubranie, to jednak dodatkowy nakład czasu i energii. Warto wcześniej upewnić się, że nasze ubrania nie zostało zszyte plastikowymi nićmi, inaczej możemy niemile się zaskoczyć.

Jestem ciekawa Twojej listy. Na co wydałaś więcej? Czy to było związane z domem? Pracą? Hobby? A w co włożyłaś więcej pieniędzy i teraz żałujesz? Daj znać w komentarzu.

 

 

DO 24.11.2023 trwa sprzedaż wejściówek na warsztaty z neuroYOGI i ajurwedy, ale tylko dziś złapiesz się na ostatni dzień ceny Early Bird!

-> ZAPISZ SIĘ KLIKAJĄC W LINK

Poczułyśmy wielką potrzebę, by spotkać się i nakarmić spokojem. Regulacji układu nerwowego sprzyja towarzystwo, ruch, świadomy oddech, a ponieważ to fizyczne spotkania mają więcej prany, odżywczej energii, wiedziałyśmy, że chcemy zrobić to spotkanie fizyczne, namacalne. Chcemy Was widzieć, uściskać i z Wami jeść!

Za część ruchową odpowiada Agą Sobisz znana jako AguYoga. To NIE są zwykłe jonowe zajęcia jakich wiele. To miękki ruch, regulujący układ nerwowy, to sztuczki, które polubi Twój mózg i które będziesz mogła wykorzystywać na co dzień, by z trybu reakcji stresowej wejść w tryb relaksu i odpoczynku.

Ja, czyli Blimsien opowiem Ci o ajurwedzie i podzielę się podstawowymi zasadami, które pomogą Ci lepiej trawić to, co wkładasz do swojego brzucha. Zwrócimy się w stronę uważności skierowanej NA SIEBIE. Oprócz teorii będziesz mogła od razu wcielić nową wiedzę w życie, bo…

Zaprosiłyśmy Dom Targosz do przygotowania posiłku, który wspólnie zjemy. Będziemy oceniać, jakie ma cechy według ajurwedy, jak to gra z tym, co za oknem, co w nas. Ten mały eksperyment kulinarny pozwoli Ci lepiej zrozumieć, jak dbać o siebie w przyszłości, tej jesieni, zimy, jak sobie dogodzić i jak lepiej dogadywać się z własnym ciałem.

Zapraszamy!

-> ZAPISZ SIĘ KLIKAJĄC W LINK

Ten „dziewczyński, ciałopozytywny” dokument miałam zobaczyć już podczas Doc Against Gravity, ale się spóźniłam. Widziała go za to moja przyjaciółka, której opinii ufam i miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się go obejrzeć. Czy bałam się rozczarowania? Tak. Jestem po czubeczki uszu przesycona tematem kobiecego ciała i jego akceptacji oraz kobiecych rozmów. Mam wrażenie, że z racji tego, co robię, kręgów, w jakich się obracam, jestem bardzo wyeksponowana na te tematy i chciałabym już o nich nie musieć mówić. Na przedpremierowy pokaz, na który zaprosiło mnie Glamour, zabrałam ze sobą znajomą reżyserkę.

Nie było nic w filmie Anny Hints, co by mnie zaskoczyło. Ani poruszane tematy: aborcja, przemoc na tle seksualnym, akceptacja swojej orientacji, rodzinne opowieści, ani sposób portretowania ciał. Oczywiście miałam mnóstwo pytań o techniczne aspekty realizacji tego obrazu. Czy operator był kobietą? Jak to możliwe, że szkło nie parowało? Naprawdę w filmie wystąpiło aż 25 kobiet? Wydawało się, że tylko kilka. Jeśli chodziłyście kiedyś na kręgi kobiet, nie zdziwi was ani tematyka filmu, ani jego uniwersalność.

To, co najbardziej mnie złapało to podobieństwo kulturowe i przyrodnicze. Cztery pory roku. Śnieg i soczysta zieleń. Ta sauna mogłaby przecież stać gdzieś w Polsce. Czy spotykałybyśmy się w niej równie często? Czy mogłybyśmy siedzieć w niej nago, czy szczelnie okryte ręcznikami? Zdziwiło mnie, że rodzice w Estonii podobnie reagują na głębsze rozmowy, na emocje, że podobnie trudno, jak naszym rodzicom powiedzieć „martwię się o ciebie” albo po prostu „kocham cię”.

Czy to, co napisałam dotychczas, brzmi mało zachęcająco? Niesłusznie. Ciało jest pięknie pokazane w tym filmie, trochę tak, jak widzi się je podczas lekcji rysunku. Każda faktura, obłość, kanciastość jest nie tylko dozwolona, po prostu JEST. Podobnie jak tematy. Ponieważ prowadzę warsztaty, przez lata zwoływałam też kręgi, znam wiele podobnych historii, a jednak… po wyjściu z kina film okazał się przełamać lody pomiędzy mną a moją znajomą. Choć nasza znajomość ma grunt zawodowy, niewiele w niej bliskości na tle prywatnym, zatem i kontekst nigdy nie sprzyjał dzieleniu się prywatą, w ciągu kilkunastu minut w samochodzie zaczęłyśmy opowiadać sobie o związkach, o naszych kolegach, o doświadczeniach podobnych dla tak wielu kobiet. Ten kręgowy pierwiastek zadziałał i zdziwiło mnie, że nasza rozmowa była zupełnie lekka, jakbyśmy i my na chwilę przysiadły się do kobiet w saunie i tylko kontynuowały rozpoczęte przez nie wątki.

Obie uznałyśmy, że ciekawie byłoby zobaczyć ten film z mężczyzną. Może z partnerem, może przyjacielem, może wysłać na niego ojca. Czy mężczyźni byliby bardziej zszokowani? Czy byłoby tam coś, co zmieniłoby ich myślenie? A może byłyby w tych okruchach opowieści coś, do czego sami mogą się odnieść? O czym rozmawialiby mężczyźni w saunie? Czy mają swoją przestrzeń na dzielenie się historiami innymi niż te o samochodach, grze w piłce i pracy? Czy wiedzą, jak uniwersalne są opowieści snute przez bohaterki filmu? Czy mają własne, które są równie uniwersalne?

Idźcie tej jesieni do kina. Zaproście znajomych. Mamy, może babcie? Może braci lub przyjaciół płci obojga. Niech ten film będzie początkiem poznawania siebie. Niech święta sauna zrobi i Wam przestrzeń na intymne opowieści.

 

Przemiana. Ajurwedyjski sposób na piękno i zdrowie.

Jednym z najczęściej zadawanych mi pytań jest: jaka książka o ajurwedzie jest najlepsza dla początkujących? Ajurweda Was intryguje, chcecie dowiedzieć się więcej i szukacie czegoś nieprzesadnie sanskryckiego, niezbyt zawężonego tematycznie i napisanego w przystępny sposób. Od kilku lat mamy prawdziwy wykwit takich książek i choć przez długi czas starałam się trzymać rękę na wydawniczym pulsie, teraz odpuściłam. Przerzuciłam się na bardziej specjalistyczną literaturę, ale też mam swoją faworytkę, jeśli chodzi o publikację na start.

KATE O’DONNELL — PRZEMIANA AJURWEDYJSKI SPOSÓB NA PIĘKNO I ZDROWIE

To prawie 300 stron o ajurwedzie. Ładnie wydane. Gęste od wiedzy. Często do niej wracam, bo rozdziały są klarownie rozpisane, książka jest czytelnie zilustrowana i dobrze wyjaśnia podstawy. Dowiesz się z niej nie tylko czym są ajurwedyjskie konstytucja vata, pitta oraz kapha, ale także poznasz terminy takie jak prana, ojas czy agni. Niech nie zrazi Cię sanskryt czy cytaty ze starożytnych tekstów, w środku jest wiele grafik i tabelek, które dokładnie pokazują, o co chodzi z właściwościami smaków, jak rozwija się stan chorobowy i jak dbać o siebie. Znajdziesz tu także naukę o rytmie dobowym i cyklu rocznym, czyli tematy, które poruszam w moim kursie W Twoim Rytmie oraz moich książkach Ciepło i Rześko — tu oczywiście w bardzo skondensowany sposób. Książka porusza temat trawienia, toksyn i podaje flagowe ajurwedyjskie przepisy, jak ten na herbatkę CCF, czy ghee, ale także wiele innych przepisów  na całe dania (zamierzam je wypróbować, na razie nie mogę podać swojej opinii).

PRZEPISY NA AJURWEDYJSKIE KOSMETYKI? TAK! I TO NIE WSZYSTKO…

Ochładzający olej do masażu, krem do twarzy z ghee czy przepis jak przygotować kompres z oleju rycynowego — także takie przepisy znajdziesz w tej książce. Mnie podoba się sekcja z domowymi przepisami na herbatki, miodowe pasty czy mikstury stosowane przy dolegliwościach takich jak kaszel, zatkany nos, bolące gardło. W dużej mierze to proste przepisy, bo ajurweda to medycyna ludowa, taka, która podpowie Ci jak możesz zrobić lekarstwa we własnej kuchni. My mamy syrop z cebuli czy syrop z kwiatów czarnego bzu, ale może tym razem zechcesz zastąpić go miodem z cynamonem i sokiem z cytryny? Takich skarbów jest tu wiele. Bardzo podoba mi się, jak autorka tłumaczy, jak konkretne smaki wpływają na dolegliwości, które próbujemy z ich pomocą zredukować.

ZIOŁA, RYTUAŁY, PODSTAWY AJURWEDY I SPOSOBY NA PROSTE PRZYPADŁOŚCI

To niesamowite, że w tak niewielkiej książce znajdziesz podstawy ajurwedy, naukę o rytmach, ziołach, przyprawach, przepisy oraz rytuały. To bardzo dużo materiału podanego w bardzo przystępny sposób. Nie jest to może lektura, którą przeczytasz od deski do deski w ramach literackiej przygody, ale z pewnością dobre kompendium wiedzy, które pozwoli Ci zdobyć wiedzę na temat ajurwedy, poszerzyć ją lub po prostu skorzystać z przepisów przy okazji sezonowych dolegliwości. Wiele z tych sposobów i przepisów jest klasykami, które miałam przyjemność przetestować podczas swojej praktyki i mogę poświadczyć, że są skuteczne. Jeśli kiedyś piłaś rozgrzewającą herbatkę z imbirem, pewnie sama doskonale to wiesz.

Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. Kupisz ją np. w Empiku.

RYTM DOBOWY DO PODSTAWA

Podstawa dobrego funkcjonowania. Wymyślne tabletki, pożywne posiłki, oryginalne dyscypliny sportowe nie dadzą wiele korzyści, kiedy leżą fundamenty. To jakby, kupować tapetę i wazonik, nie mając fundamentów. Takie są moje doświadczenia i tego się nauczyłam, gdy przez lata próbowałam pomóc mojemu ciało wrócić do zdrowia. A ono utyło 10 kg, nabrało wody, było nieustannie zmęczone, za to w głowie biegał chomik na swoim szalonym kołowrotku. Nie pomagały wcześniejsze sprawdzone sposoby, rozpiska diety ułożona przez dietetyka, trening siłowy 3-4 razy w tygodniu, który ponoć miał wyrzeźbić moją sylwetkę. Właściwie wszystkie problemy pogłębiały się jeszcze bardziej. W głębi duszy wiedziałam, czego potrzebuję, ale wiedzieć a robić to… dwie różne rzeczy.

RUTYNA JEST DLA NUDZIAR

Myśl o rutynie nie napawała mnie szczęściem. Odkąd nie pracuję na etacie, sam pomysł, że codziennie o podobnej godzinie miałabym robić to samo, sprawia, że się boję. A jednak… rutyna sprzyja nie tylko stałej i wyższej energii w ciągu dnia, nie tylko sprawia, że organizm ma szansę robić swoje, to nadaje ramy mojej kreatywności. Do dziś pamiętam, jak Rulo (chłopak z Argentyny, który przemierzając świat, korzystał przez kilka tygodni z mojej kanapy) mówił „codziennie wstaję i decyduję, co zrobię z dzisiejszym dniem”. Wtedy brzmiało to dla mnie jak wolność. Szybko jednak okazało się, że jest więzieniem. Kiedy mogę ćwiczyć kiedykolwiek, zawsze mogę odłożyć to na nigdy nienadchodzące jutro. Kiedy moja praca we własnej firmie nie ma ram, łatwo mi pracować cały czas, to tak łatwe, jak otwarcie laptopa. Mój ruchliwy umysł, którego Spirit Animal to wiewiórka uważa, że najlepszy sposób, by odpocząć, to skakać pomiędzy newsami, ciekawostkami i rolkami pełnymi piesków i kwiatków. A jeśli uznamy, że ajurwedyjski Vata i ADHD mówią o tym samym, łatwo sobie wyobrazić, co można robić, by szukać dopaminowego strzału, a jednocześnie nie posuwać własnego życia do przodu.

Bardzo mnie to wszystko przytłoczyło. Ta niby „wolność” pięknie sprawdza się w podróży, bo ja nie zabieram swoich rytuałów wszędzie, nie jestem niewolnicą schematu. Jednocześnie w mojej codzienności rozregulowała mnie doszczętnie — moje ciało, moją psychikę, moje poczucie wolności — tej prawdziwej. Bo jeśli nie wiem, kiedy jem, kiedy trenuję, kiedy odpoczywam, a kiedy NAPRAWDĘ się skupiam, ciągle jestem w opcji stand by. Ani się nie relaksuję, ani nie pracuję na 100%. W pewnym momencie najbardziej na świecie marzyłam o tym uczuciu, kiedy dobrze wytyrana po pracy (lub po treningu) wracam do domu i mogę odpocząć bez myślenia o tym, co powinnam robić i jaką decyzję podjąć teraz. Ustalenie elastycznej rutyny i trzymanie się jej pomogło mi przywrócić do większej sprawności moje funkcje wykonawcze, zmniejszyć poziom lęku, a moje ciało zaczęło wracać do siebie, takiej, jaką znam.

ELASTYCZNY RYTM DOBOWY

Właśnie dlatego, chcę nauczyć Cię tych podstaw. Bezwstydnie przy tym przyznaję, że jednocześnie sama będę korzystać z pracy w kursie, bo z rytmu się wypada i do rytmu trzeba wracać (przynajmniej, gdy ma się dużo vaty). Jeśli jednak myślisz, że to będzie sztywny plan, taki sam dla każdej osoby, mylisz się. Moim zdaniem (i zdaniem ajurwedy) na dobowym zegarze są przedziały czasu, które zapraszają nas do określonych aktywności, ale narzędzia, które wykorzystasz, mogą odpowiadać na to, czego Tobie aktualnie potrzeba i na co masz przestrzeń, jednocześnie pasując do tych wyznaczonych przedziałów.

JAK WYGLĄDA KURS?

Kurs rozpoczyna się 17.04 i trwa do 29.05.

To 8 spotkań (w tym jedno godzinne Q&A). Po 7 dostaniesz zadanie domowe do odrobienia.

Będziesz miała czas, by budować nawyki, jednocześnie kurs jest dynamiczny, nie rozwleka się w czasie, wiem, jak łatwo vaty tracą zainteresowanie.

Poznasz ajurwedyjski pomysł na dobę idealną, ale sama zbudujesz schemat, który jest dostępny dla Ciebie i który możesz modyfikować.

Dostaniesz ode mnie notatki z kursu oraz plansze do druku, które pomogą Ci efektywnie pracować.

Każde nagranie możesz odtworzyć w dowolnym momencie. Nie musisz być na żywo, choć to polecam. Najlepiej przesłuchać lekcję tego samego dnia, by mieć tydzień na wdrożenie zadania.

CO MOŻE SIĘ ZMIENIĆ?

Zbudujesz na nowo więź ze swoim ciałem, rozumiejąc jego sygnały. 

Poprawisz pracę układu trawiennego.

Będziesz lepiej spać.

Zredukujesz napięcie i niepokój.

Nauczysz się efektywnie wypoczywać.

Będziesz mieć więcej energii. 

ZAPISY

Do 7.04 obowiązują zapisy mailowe Early Bird z super ceną 650 zł. Odezwij się do mnie na adres bellablumchen@gmail.com i wpisz jako temat wiadomości: W Twoim rytmie.

Od 8.04 do 16.04 możesz kupić kurs w regularnej cenie przez mój sklep pod adresem: w cenie 1200 zł.

pomodoro

Jeśli masz sporo vaty w umyślę lub diagnozę ADHD pewnie współdzielimy problem trudności długiego skupienia się nad jednym zadaniem. Skojarzenie goni skojarzenia, otwarte okienka w przeglądarce się mnożą, a szybkie porządki w szafie trwają cały dzień i jest gorzej niż zanim zaczęłaś? Znam to i uważam, że technika pomodoro jest świetnym narzędziem dla osób takich jak ty i ja.

Rześko Nina Czarnecka

Stało się! Przedsprzedaż Rześko ruszyła i zamawiając książkę teraz, masz gwarancję, że nie zabraknie jej dla Ciebie w dniu premiery, która przyda na 8 marca. To będzie idealny moment, by świętować — Dzień Kobiet, zbliżająca się wiosna, chęć do zmian. Ubierzemy się w sukienki, kupimy sobie kwiaty i będziemy napawać się nową lekturą, a przysięgam, że książka jest piękna. Nie mogłoby być inaczej, bo traktuje o zachwycie i przyjemności.

piesek w kurteczce
Luna ma na sobie kurtkę Chude Lata. Często o to pytacie i ja to rozumiem. Wyżłowate i chartowate są dość niewymierowe.

Grudzień przewrotnie posypał puszystym, jak cukier puder śniegiem, żeby na tydzień przed świętami wszystko stopić. No cóż, przynajmniej tradycji „w tym roku białych świąt nie będzie” stało się zadość. Rozkoszowałam się każdą chwilą tej przedświątecznej atmosfery.

prezentownik pittaObdarowywanie doszy pitta jest łatwe! Pod warunkiem, że ją znasz. Pitta jest ambitna i usystematyzowana. Lubi osiągać cele i zwiększać swoją produktywność. To nie jest dosza, która ucieszy się ze standardowych przytulnych prezentów. Zapomnij o ciepłej czapce i skarpetach, cynamon i czekolada oraz butelka alkoholu raczej jej zaszkodzą. Pitta potrzebuje schłodzenia i ukojenia, a jeśli chcesz dać jej coś, z czego naprawdę się ucieszy, podejdź do tematu zadaniowo i najlepiej zapytaj ją o zdanie.

.