W dorosłym życiu nigdy nie czułam potrzeby ozdabiania choinki we własnym domu, a święta BN to była dla mnie uciążliwość. To zmieniło się, dopiero odkąd mieszkam w Warszawie i nie wiem, czy dlatego, że W. w zeszłym roku kupił spontanicznie choinkę, czy może dlatego, że są dzieciaki, a dla nich warto wykrzesać tyle magii ze świąt, ile to tylko możliwe.
Jest też po prostu szansa, że z wiekiem staję się coraz bardziej sentymentalna. Jako dziewczynka uwielbiałam Święta Bożego Narodzenia, potempotem kiedy moi rodzice się rozstali totalnie mi przeszło. A może już wtedy, kiedy byłam nastolatką? Mam takie wspomnienia, że bardzo chciałam ubrać w światełka domową dracenę, 24 grudnia jeść pizzę i cały wieczór słuchać Sum 41.
Moja mama miała super moc tworzenia rytuałów. Wyprawiała mi najlepsze urodziny świata, Wielkanoc i Boże Narodzenie też miały zawsze wyjątkową oprawę i chociaż moja rodzina ograniczała się do kilku osób, magia naprawdę unosiła się w powietrzu. Kiedy o tym myślę teraz, widzę następujące komponenty:
- powtarzalność rytuałów – wiadomo było, co jemy i co robimy, a czego nie. Wszystkie potrawy zawsze były robione ręcznie i miały ten sam, powtarzalny smak i konsystencję.
- pewnych rzeczy nie wolno jeść poza określonymi okazjami. W moim domu rodzinnym takim jedzeniowym tabu były orzechowe ciastka, które piekło się tylko raz do roku.
- niezmienne od lat dekoracje – szklane bombki, serwety, obrusy i zastawa, którą również wyciąga się tylko i wyłącznie na święta.
Odkąd rodzice nie są razem, wiele się zmieniło. Świąt u mamy nie ma, a te u taty przypominają raczej, czego brakuje, a nie to, co dawniej było fajne. W tym roku zostajemy w Warszawie i chciałam, żeby święta miały chociaż trochę tego blasku, który pamiętam z dzieciństwa. T. przygotowała na plastycznych zajęciach piękny świąteczny wieniec na drzwi, który z radością powiesiłam. Choć wigilia będzie skromna, przygotowałam listę dań. Wiele będzie debiutem – więcej wegańskich potraw, mniej ryb. Nie lubię dzielić się opłatkiem i nie czuję, że powinnam, nie jesteśmy religijni. Na pewno nie przyjmę też łuski z karpia, by trzymać ją w portfelu – znam o wiele lepsze afirmacje i zaklęcia na dobrobyt finansowy.
Jeśli chodzi o wystrój, moje możliwości są ograniczone. Kiedy ma się własny dom lub mieszkanie, łatwiej jest zainwestować w coś, co wyciąga się raz na rok. Ja przeprowadzałam się już tyle razy, że nie mogę sobie pozwolić na przechowywanie niezliczonej ilości świątecznych artefaktów. Zależało mi też, żeby choinka była możliwie jak najbardziej przyjazna dla środowiska.
Ponieważ lubię wizualny ład, wybrałam spójną paletę kolorystyczną. Udało nam się kupić słomiane ozdoby (mam takie miejsce w Lubsku gdzie kupujemy tego typu fanty) i w tym roku moja kolekcja tych cudeniek powiększyła się, a wraz z nią doszły filcowe renifery, gwiazdki i serduszka (też z drugiej ręki). Myślałyśmy z T. jeszcze o szyszkach (okazało się, że choinka jest dostatecznie udekorowana i nie ma na nie miejsca) i suszonych plastrach pomarańczy (tu nękane obawą, że w nocy mógłby obudzić nas łoskot przewracanej przez żerującego wyżła weimarskiego choinki).
Bardzo kocham specyficzne ozdoby choinkowe. Nie mogąc pozwolić sobie na kupno kompletu szklanych bombek, postanowiłam skusić się chociaż na trzy śmieszne ozdoby z Tigera. Jest szansa, że nie potłuką się przez lata, a będą na pewno dobrze zapamiętane przez wszystkich domowników. Wybrałam akordeon (obok kontrabasu to mój ulubiony instrument), piłę i boom boxa.
W tle widzicie też kilka drewanianych ozdób i kilka plastikowych bombek, które kupiłam kiedyś na dworcu w Krakowie pod wpływem impulsu (żeby przywieźć do Warszawy trochę świąt).
Wybraliśmy choinkę w doniczce, chciałabym, żeby po świętach znów znalazła się w ziemi. Dopiero potem ktoś mnie uświadomił, że taka choinka mogła mieć obciętą bryłę korzeniową i zostać do donicy włożona. Mam nadzieję, że w tym wypadku tak nie było. Światełka muszą świecić ciepłym światłem.
Zwracałam uwagę na to, żeby nie było zbyt dużo miszmaszu kolorystycznego, plastikowych łańcuchów, anielskiego włosia, ani innych tego typu dekoracji – bardzo mi się nie podobają. Jednocześnie uważam, że choinka ma przede wszystkim sprawiać radość, a nie być minimalistycznie elegancka – dlatego zamiast czubka mamy wypchane watą serce uszyte rok temu przez T. i kilka pokolorowanych przez nią drewnianych ozdób.
Całą choinkę umieściliśmy w tym wielkim plecionym koszu. Kupiłam go w TK MAXX, ale z myślą, że po świętach będzie doniczką dla dużych stojących roślin, które mam w mieszkaniu. Zależało mi, żeby dekoracje świąteczne, nie były sezonowe.
W przyszłym roku chciałabym ozdobić nasze mieszkanie słowiańskim pająkiem zrobionym ze słomy i kolorowych „kwiatów”. Wyobrażam sobie też choinkę wyłącznie ze światełkami i powieszonymi szyszkami i pomarańczami. Wierzę, że naturalnie i skromnie jest najpiękniej.

4 komentarze
Prezentuje się naprawdę pięknie 🙂 Lubię taką naturalność! Cóż, to moja pierwsza w wynajmowanym mieszkaniu z chłopakiem, więc są złote i czerwone bombki, czerwone wstązki, światełka… W tym tygodniu ją ubieraliśmy i dzięki niej już czuję święta! Myślę, że coś w tym jest , że człowiek robi się sentymentalny-pewne niezmienne rytuały, dom, zapach czerwonego barszczu, rozmowy z bliskimi.. Im bliżej świąt tym bardziej cieszą mnie światła, choinki, chociaż kiedyś na to 'psioczyłam’. Dziękuję za ten wpis!
Po co obchodzisz boze narodzenie, skoro sama przyznajesz, ze nie jestes religijna? Nie obchodze swiat, ale mam wrazenie, ze wizyta w kosciele, dzielenie sie oplatkiem i swietowanie bozego narodzenia (narodzenia sie jezusa) to kwintesencja tego okresu, a nie choinka i strojenie mieszkania. Czemu masz potrzebe strojenia w stylu 'swiatecznym’, posiadania choinki itd, skoro nie jestes wierzaca? Troche to puste, szczerze mowiac. Nie rozumiem motywacji wigilii, jezeli nie jest to swietowanie powodu pojawienia sie tego dnia w zyciu ludzi.
Kasiu – KK użył i wyparł wiele pogańskich świąt, które związane były z mocami przyrody. Tak Wielkanoc jak i BN nie były pierwotnie o żadnym Jezusie, a zmienności pór roku, przesileniach, budzeniu się do życia lub zwyciężaniu światłem nocy. Wierzę, że ten czas, te momenty przejściowe naturalnie zapraszają nas do świętowania.
Z przyczyn oczywistych nie świętuję religijnych aspektów- nie używam opłatka (chyba, że jestem w gronie wierzących i to dla mnie forma respektowania ich święta – tak będzie np. u rodziny partnera), nie chodzę na pasterkę, nie mam szopki z Jezusem. Skupiam się tylko na tradycjach, które pamiętam z rodzinnego domu, no bo właśnie – bo to dla mnie tradycja. Coś co przynależało do rodzinnego życia i co chcę kultywować (podobnie jak moje wyczesane urodziny). Wielkanocy u mnie się nie obchodziło bardzo długo więc sama też nie mam nawyku wyprawania Wielkanocy u siebie w domu.
Nie lubię KK i nie żyję zgodnie z jego naukami, a jednak na swój świecki sposób czuję potrzebę bycia z bliskimi mi osobami w tym czasie, zjedzenia z nimi uroczystej kolacji i świętowaniu, że za chwilę dni będą coraz dłuższe. To dla mnie bardziej sposób na przetrwanie ciemności i okazja do przypomnienia sobie, jak ważni są dla mnie ludzie i ciepło ogniska domowego.
kasia – obchodzi święta, bo jest Polką, więc ma prawo do kultywowania polskich tradycji, a do tego płaci na KK podatki (czy tego chce, czy nie). A puste to jest wpieranie komuś – w imię swych katolickich wartości – co i dlaczego może świętować.