O tym, jak joga może uleczyć ciało i ducha, mówi się wiele. Pogadajmy o konkretach. Co można przenieść z praktyki na macie do swojej filozofii życiowej?
Joga nie jest jak crossfit czy kick boxing to również system filozoficzny. Nie ma tu miejsca na rywalizację i… nie ma zbyt wiele miejsca na ego. Z maty do życia poza praktyką jogiczną zabrać można za to pięć zasad. Dziś skupimy się na pierwszej z nich, czyli Ahimsie. Opowiem Ci, dlaczego warto jej przestrzegać, nawet jeśli nie jesteś joginką.
AHIMSA MÓWI O TYM, ŻE NIE NALEŻY KRZYWDZIĆ INNYCH.
To swoista nauka porzucenia pozycji agresora. Uczymy się empatii i tego, że nasze ego nie jest wcale najważniejsze. Nie należy krzywdzić innych istot i wcale nie chodzi tylko o bliźnich. Chodzi też o niekrzywdzenie zwierząt, roślin, ziemi. Ja rozumiem tę zasadę, jako naukę uważności na to, by nie eksploatować nadmiernie planety, nie dojeżdżać emocjonalnie innych, nie niszczyć bezmyślnie życia, które jest wokół mnie. Nie będę się rozwodzić nad tym, jakie karmiczne konsekwencje nam grożą, kiedy złamiemy tę zasadę, bo celem mojego wywodu jest to, co ja biorę sobie z jogi i jak konwertuję to w moje życie. Może wyda Ci się to inspirujące?
SZTUKA ŁAGODNOŚCI.
Ahimsa uczy nas nie tylko umiaru i niekrzywdzenia innych, ale również… siebie! Na macie nie powinniśmy być zbyt ambitni. Owszem, nie unikamy trudnych asan, wysiłku i rozwoju, ale nie forsujemy nic na siłę. Nawiązujemy relację z naszym ciałem, a ono mówi nam, kiedy nie jest zbyt komfortowo, ale można jeszcze troszkę przycisnąć, wytrwać w pozycji dłużej, a kiedy absolutnie nie należy cisnąć dalej, nieważne jak bardzo chcemy zrobić ten mostek, lotos czy inną zjawiskową pozycję. W jodze chodzi raczej o to, że regularną praktyką, pokorą i cierpliwością zwiększamy nasze możliwości. Nie ma tu miejsca na efekciarstwo i przerost ego.
Ta zasada jest ważna dla mnie o tyle, że mogę przełożyć ją na całe swoje życie. W czasach agresywnego coachingu, gdzie wszystkie nagłówki gazet krzyczą do nas o tym, że na siłę musimy wyjść ze strefy komfortu, że przekraczanie siebie to dla nas szansa na wzrost, joga mówi, że możemy zrobić to powoli, cierpliwie, z szacunkiem wobec samego siebie. Nie tylko ciała, ale i ducha. Życie i tak przyniesie nam wiele kryzysowych sytuacji, w których przekroczymy siebie, nie musimy sami sztucznie ciągle się czelendżować. Życie to nie wyścig korposzczurów i fajnie jest o tym pamiętać. Nawiązując relację ze sobą (duchowo możemy to zrobić przez medytację) wiemy doskonale, gdzie jesteśmy na skali, która zaczyna się od gnuśności, a kończy na przemocowym mobilizowaniu się do osiągnięcia nieistniejącego ideału.
No właśnie… a co jak puścimy lejce i się rozleniwimy? Co, jeśli nic nie osiągniemy w życiu, w sporcie, w karierze? Otóż zaniedbywanie siebie, palenie papierosów i zaleganie na kanapie to również forma przemocy wobec siebie. Nie musisz kontuzjować się, podnosząc ciężary, możesz być pasywnym oprawcą i doprowadzać swoje ciało do powolnego rozpadu poprzez zaniedbanie. Nie tylko o ciele mówimy rzecz jasna, bo przecież brak rozwoju intelektualnego, duchowego, emocjonalnego, pewna bierność czy też zapiekłość również są przejawem agresji.
Ahimsa. Nie krzywdzę innych. Nie krzywdzę siebie. Nie forsuję się i nie przymuszam, ale też sobie nie pobłażam. Nawiązuję kontakt ze sobą i z innymi. Mam świadomość swojej odrębności, mam poczucie połączenia.
Co powiesz na takie podejście?

8 komentarzy
To cudowny tekst Blum, ważny dla mnie. Staram się pracować nad takim właśnie podejściem do życia. Ostatnie pół roku dużo u mnie zmieniło, teraz staram się po prostu być dobra, być szczęśliwa. Do pewnych rzeczy już sama doszłam, ale kilka nowych też mi znowu uświadomiłaś 🙂
Cytat który powiedziała mi przyjaciółka, nie wiem skad pochodzi, ale baaardzo utkwił mi w głowie: „It’s nice to be important, but it’s more important to be nice.”
<333
Piękne, mądre słowa, które szczerze zapamiętuję! I dziękuję za tę cenną lekcję!
Pingback: Lutowe znaleziska z sieci | ekopozytywna
Od dwóch miesięcy chodzę na jogę i jest dokładnie tak jak piszesz. Nauczyłam się czerpać przyjemność z bólu. Wyciszyłam się. Staję się lepsza dla siebie, a co za tym idzie dla innych. Wierzę, że nadejdzie taki czas, że stanę na głowie i zrobię szpagat, ale nie mam ciśnienia, bo wiem że każde zajęcia systematycznie przygotowują do tego moje ciało.
Bardzo lubię jogę, wycisza mnie, wprowadza dużo spokoju do mojego życia, a jestem bardzo emocjonalna i czasem jest ciężko.
No właśnie piszesz, że joga to nie czelendż, to zależy jak na to spojrzysz. Ja mam czasem przerost ambicji i jak pozycja mi nie leży, albo nie wtrzymuje w niej długo to sama się strofuje i cały spokój znika.
Nie uprawiam jogi przy innych, jedynie w zaciszu domowym, może i dobrze, bo pewnie często niepotrzebnie bym się porównywała.
Antypatycznie – no nikt nie mówił, że ten spokój w głowie i samorozwój uzyskuje się od samego stania na macie. To jest właśnie rodzaj pracy nad ego 😉 Ja też czasem się wkurzam na siebie, że nie robię progresu albo jestem rozżalona, że tyle ćwiczę, a moje ciało ciągle boli, psuje się itp.
Pingback: Lutowe znaleziska z sieci - ekopozytywna
Zawibrowało to we mnie. Tak bardzo, że chyba pierwszy raz piszę Ci komentarz! 😀 Akurat w czasie kiedy od miesiąca jestem w innym kraju na studiach i to tylko i aż na jeszcze 8 miesięcy i ze stresu się jednocześnie rozpadam i składam, a z drugiej strony cisnę, że musze tyle rzeczy zrobić i być taka super, i wyjść ze swoich wszystkich stref komfortu na maksa… Nie potrafię znaleźć równowagi. Rzucam się z jednej strony ekranu na drugą. I zapominam o kochaniu siebie i wyluzowaniu… o tym, że krok po kroku, pomału, że nie jestem w stanie udźwignąć wszystkich oczekiwań wobec siebie.
Dzięki Blum 🙂 <3