Ostatnio spotykam się coraz częściej z postawą narzekania na to, że ma się gorzej niż inni lub że określony wybór życiowy przyniósł jakieś tam konsekwencje. No cóż, ja nie lubię takiego narzekactwa i nie lubię stawiać się w roli ofiary. Dokonuję wyborów i mam zgodę na konsekwencje, które niosą. W tym roku są one takie, że nie zapowiada się, bym miała przeznaczyć pieniądze na wakacje życia (losie zaskocz mnie).
Ale to nic! Wydzieram sobie te małe, letnie weekendy, te urocze chwile, kiedy jest ciepło. Ostatnio przeorana ilością informacji, która trafia do mojego mózgu, zapragnęłam odpoczynku krótkiego, taniego i blisko. Ku mojemu zaskoczeniu grupa sąsiedzka poleciła mi podwarszawski glamping w cenie 600 zł za noc w namiocie (z całym moim umiłowaniem do takich klimatów… no nie), a nawet dostałam kilka propozycji najmu czyjejś daczy…na Podlasiu za 1000 zł za tydzień. To nie jest to, czego szukałam.

W końcu nasi nowi znajomi zabrali nas do Koziej Zagrody. Godzina jazdy od Warszawy. Pole namiotowe lub miejsce na kapmera. My spaliśmy w naszym samochodzie. Cena za takie miejsce to 40 zł za dobę. Kozi ręcznie robiony ser 50 zł za kilogram.

Można kupić obiady (choć nie wiem w jakiej cenie, przyznam też, że pani Ewa karmiła ludzi i nie chciała potem za to brać pieniędzy i trzeba było ją namawiać, złota kobieta tak w ogóle). W domu jest też jeden pokój na wynajem i naprawdę nie wiem, dlaczego Wam to zdradzam, bo teraz boję się, że jesienią mnie ubiegniecie i pojedziecie tam zbierać grzyby, wygrzewać się przy kominku i doglądać kóz. Jest jeden koń, a właściwie klacz, ale tylko dla osób, które już dobrze samodzielnie jeżdżą. Poza tym kózki, owca, dwie świnki zwisłobrzuche i kucyki.





Co można robić na koziej fermie – spytacie. NIC. I to jest właśnie najpiękniejsze. Czytać książki, leżeć pod drzewem i się gapić na liście. Iść pieszo do lasu, zebrać jagody. Wydrapać zwierzęta po brzuszkach, towarzyszyć w dojeniu kóz (pani Ewa ze stada, które liczy 13 kóz, doi tylko 5), podpatrzeć jak się robi ser, no i odganiać kucyki od wszystkiego, co będą chciały zjeść.



Zasięgu w telefonie praktycznie nie ma. Warto zabrać coś do picia i coś na ognisko.

Generalnie powiem tyle, że polecam taki wypoczynek choćby na jedną noc. Człowiek wraca tak czysty, że aż nie chce potem odpalać Facebooka.
Kontakt:
Miejscowość: Borucza 11
Facebook Kozia Zagroda – klik
Tel – 608 260 407
Jeśli sprawdzisz zakładkę PODRÓŻE znajdziesz więcej miejsc, które odwiedziłam i mi się podobało. Wybieram te duże i oszałamiające, jak i te małe i supermalownicze. A jeśli lubisz to, że się z Tobą dzielę tym (i innym) dobrem, okaż mi swoje uznanie na Patronite:

3 komentarze
kurcze, wiekszosc ludzi, ktorzy jada na wakacje zycia musi odkladac na nie troche czasu. gdybys przestala latac po wioskach, zebrala pieniadze z benzyny, tanich noclegow (kilka razy w kilka osob juz nie tak tanio) i gadzeciarskich rzeczy do jogi, ktore moga byc spokojnie tansze, to pojechalabys na wakacje zycia z palcem w d… wiec jakby nie narzekasz na swoj los, ale tez nie robisz nic w kierunku spelniania marzen. widocznie te wielkie wakacje nie sa jakas wielka potrzeba.
Kasiu – dzięki za ten komentarz. Zastanawiam się jaka intencja Ci przyświecała 😉
Przecież właśnie cały urok tych mikropodróży jest w tym, że nie trzeba z niczego rezygnować. Że są 'mimochodem’, nieco przypadkiem, krotkie, bliskie a pozwalają odświeżyć głowę <3