psycholog

Do psychologa albo psychiatry chodzą czubki. Czubki czyli ludzie „którzy sobie ze sobą nie radzą”. Są szurnięci. I słabi. Wiadomo. To całkiem inaczej niż ci, którzy sobie nie radzą z nerkami, płucami lub sercem albo skórą.

Nie ma żadnego wstydu w nieogarnianiu własnego ciała. Bo co wstydliwego może być w niedomykalności zastawek? Zupełnie co innego niż taka na przykład depresja. Ma ją każdy, wiadomo, ale najczęściej ci leniwi, nieogarnięci i nieodpowiedzialni. No i najlepsze lekarstwo na deprę? „Weź się w garść”. Prawie tak samo przydatne jak „nie garb się”.

Pewnego lipcowego dnia, kupiłam sobie i mojej współlokatorce lodowato zimne piwko. Miałyśmy zwyczaj plotkowania w ciepłe popołudnia przy piwie lub lampce wina. I nagle ona mówi „nie, dzisiaj nie piję”. Ależ czemu? Wypalam. „A, wiesz koliduje mi to z lekami”. Antybiotyków nie bierze, chora nie jest, bez namysłu pytam „ojej, a z jakimi?”. Bo przecież leki, których nie wolno łączyć z alko to grubsza opcja. Ona nagle się rumieni i spuszcza wzrok. Ja się też peszę i mówię, że nie chciałam tak wypalić i niechcący jestem wścibska. Upsi i sorki. A ona na to „nie, spoko… psychotropowe”. I potem już poszło.

Pamiętam kiedy musiałam przełożyć moje spotkania grupy pisarskiej, na których mi bardzo zależało, na inny dzień niż poniedziałek, chociaż ogromnie nalegałam właśnie na ten dzień, choć nie pasował on reszcie dziewczyn. I nie mogłam im wyjaśnić czemu nagle mi nie pasuje. Pamiętam jak gorzkie to było wyznanie, kiedy powiedziałam znajomej w pracy, że… chodzę do psychologa. W myślach widziałam jej karcący wzrok, który mówił „no pewnie, nóżki na kozetkę i obsmaruj własną matkę, to wszystko jej wina, co nie?”. A ona na to „no spoko, mogę ci polecić fajną psycholog, poleciła mi ją X (nasza wspólna znajoma, bardzo radosna i głośna) wyciągnęła mnie z tematu nerwicy po mobbingu w pracy”. I wtedy pomyślałam – ich jest więcej! Nas jest więcej! To nie jest już nienormalne.

Jeśli chodzi o moją osobistą historię, zawsze byłam nadwrażliwa i trochę oderwana od ziemi. Z jednej strony to miłe. Mój mózg ciągle wymyśla mi inne wymiary, to mnie napędza do działania, pomaga mi pisać, pomaga projektować, pomaga kreować różne fantastyczne rzeczy w moim życiu i nigdy nie jest szaro. Z drugiej strony, dzielę włos na czworo i często się samobiczuję. Ale pewnie uznałabym, że taka karma i life’s a bitch. Gdyby nie fakt, że czujką na samopoczucie i to czy o siebie psychicznie dbam czy nie, jest moje ciało. I ono bolało mnie od dziecka. Zwłaszcza mój brzuch. Potem doszło serce. Masakryczna ilość badań, diety wykluczające to albo tamto, rzucanie papierosów, odstawianie alkoholu, surowe albo nie surowe, laktoza? Gluten? I jakież wielkie zdziwienie, po wielu latach, że to mózg.Mózg mówi ciału „sygnalizuj problem. Szybko i mocno”. A ja leżę zgięta w pół, w bolesnych skurczach. Godzinę, czasem dwie. Dzień. Lub trzy. To się dzieje w wakacje, to się dzieje w podróży. To się dzieje w szkole. A ja panikuję i myślę „jak kiedykolwiek będę pracować zawodowo kiedy ból przychodzi i rozkłada mnie na części pierwsze a żaden lekarz nie widzi podstaw do zwolnienia mnie, bo jestem idealnie zdrowa?”. Odkładam sprawę bardzo długo. Potem mój partner namawia mnie żebym poszukała dla siebie pomocy u psychologa. Motywowana strachem i brakiem kontroli – idę.

To był pierwszy raz. Drugi – poszliśmy razem, w końcówce związku. On nic nie wyciągnął, nie chciał pracować. Ja pomyślałam sobie „nie chcę schrzanić kolejnego związku, nie chcę mieć wadliwego systemu, nic mnie już nie boli, ale w związkach mam swoje lęki i blokady i zawsze wybieram ten sam typ facetów. Chcę to zmienić”. I zostałam by pracować nad sobą. Kosztowało mnie to dużo nerwów, energii, pieniędzy i czasu. Ale też:

– umiem stawiać granice i rezygnować z relacji kiedy ktoś je notorycznie przekracza

– nie jestem już perfekcjonistką. Po prostu robię nieidealnie zamiast nie robić idealnie.

– nie besztam się za słabość. Kiedyś słabość była dla mnie obrzydliwa i nieakceptowalna. Dziś jest po prostu częścią mnie i każdego człowieka.

– nie mam wielkich sekretów. Akceptuję siebie wraz ze swoimi przywarami. Nie nakładam masek, nie robię rzeczy wbrew sobie(o ile tylko to możliwe).

– umiem nie wchodzić lub kończyć toksyczne relacje.

– umiem prosić o pomoc i wsparcie.

– mniej oceniam innych i rozumiem, że moja racja jest moja, nie musi być wszystkich.

– nie mam somatycznych objawów, które uniemożliwiały mi normalne funkcjonowanie.

– nie przejmuję się tym co ludzie o mnie myślą. Jeśli chcę wiedzieć sama ich o to pytam. Wybieram sobie ludzi, których opinia jest dla mnie ważna i wybieram sobie obszar, w którym jest dla mnie ważna. Nie interesuje mnie co moja szefowa myśli o moim związku, mój tato o ubraniach, które noszę, moja przyjaciółka o mojej diecie, pani na poczcie o moim ciele. Choć interesuje mnie co moja szefowa myśli o mojej kreatywności, tato o mojej błyskotliwości, siostra o umiejętności słuchania, a przyjaciółka… czy czuje się mną zainspirowana?

– umiem leniuchować.

– umiem przyjmować krytykę, ale jak mówią Amerykanie „i take nobodys shit”.

– umiem krytykować sama siebie, ale się nad sobą nie pastwię.

– jestem swoją najlepszą przyjaciółką i tworzę ze sobą najfajniejszy związek świata ♥

Zresztą wiele moich terapeutycznych odkryć przemycam tu, dla Was. To co zadziałało, jakieś mechanizmy, krzepiące słowa, staram się przemycać tak by służyły i innym. Na pewno dzięki terapii poznałam sama siebie o wiele lepiej. Niektóre mechanizmy sobie uświadomiłam, inne odkryłam nie spodziewając się ich wcale, o innych wiedziałam, ale nie miałam pojęcia jak je zmienić. Często ludzie mówią, że za terapeutę płacą ci, którzy są tak lewi, że nie mają przyjaciela, który by ich wysłuchał. Nie na tym polega terapia.

Terapeuta jest osobą z zewnątrz, która mimo, że to jej zawód, nie ma do nas interesu. To znaczy, nie jest uwikłana w nasze życie. Nie jest mamą, która nas wychowywała i się o nas martwi. Nie jest naszym partnerem, który chciałby nas zmienić na swoją modłę. Nie jest przyjaciółką, która z nami ponarzeka i ma swój punkt widzenia, więc nas „nawróci” albo przynajmniej oceni. Terapeuta musiał przejść własną terapię i jest świadomy mechanizmów działania. Wie w co grają ludzie. Ma trzeźwe spojrzenie osoby z zewnątrz i zadaje nam trafne pytania, które prowadza nas… do własnego wnętrza, pod powierzchnię. Terapeuta pozwala nam na wgląd wewnątrz siebie i… na nie wzięcie nóg za pas, kiedy tylko zobaczymy tak pająki, kurz, demony i inne potwory spod łóżka. No a ponieważ jest profesjonalistą, nie będzie nas też zawstydzał i nigdy nie wykorzysta tego przeciwko nam. To osoba, która dzięki swojej służbie i przewodnictwu łączy nas z nami samymi.

Tak, na terapię można iść bo:

– jest nam smutno i nie wiemy czemu, a ten stan trwa już wiele miesięcy

– nie możemy odpieprzyć się od swojej rodziny i ciągle robimy coś w związku z mamą i tatą

– mamy problem z samodzielnym życiem, podejmowaniem autonomicznych decyzji

– działamy z pozycji lęku zamiast ciekawości i odwagi

– nienawidzimy siebie

– chorujemy – na zaburzenia jedzenia, nerwicę, depresję, bezsenność itp

– ciągle powtarzamy ten sam schemat -wyrzucają nas z każdej pracy, zawsze wykorzystują nas „najlepsze przyjaciółki”, zawsze jesteśmy kochankami mężów żon, zamiast mieć własnego chłopa

– mamy nadmierne kompleksy i nie lubimy siebie oraz nie szanujemy siebie

– mamy trudny okres w życiu i potrzebujemy asysty żeby go przejść

Terpeuta nie jest ci w stanie nawet przepisać leków. Jeśli uzna, że potrzebujesz takowych, wyśle cię do psychiatry, który jest lekarzem. Jest wielka, kolosalna różnica pomiędzy chorobą psychiczną (która też nie powinna być powodem do wstydu, bo jakoś nikt nie wstydzi się kamicy nerkowej!) a dyskomfortem czy zaburzeniem. Terapia może poprawić twój komfort życia, pozwolić ci dorosnąć, uzupełnić deficyty z dzieciństwa, być lepszym rodzicem lub partnerem. Dla mnie – to inwestycja w siebie i najlepiej wydane pieniądze, choć musiałam bardzo oszczędzać, żeby móc sobie na to pozwolić.

Będąc jednak kompletnie szczerą, chcę powiedzieć o dwóch rzeczach – trzeba dobrze zorientować się w szkole wg której będzie prowadzona terapia (trafiłam raz na wspaniałą metodę i raz na okropną – jedna pomogła, druga dobijała. Nie wszystko jest dla wszystkich). Druga rzecz jest taka, że trzeba wziąć pod uwagę, że będąc w procesie zmian… zmienimy się. Mój partner, który wypchał mnie do terapeuty, za co jestem mu ogromnie wdzięczna… gotował nam tym samym rozstanie. Ja wydoroślałam, zmieniłam się, zupełnie inaczej zaczęłam podchodzić do wielu rzeczy. Gra, w którą graliśmy, to co między nami grało przez lata zaczęło nagle zgrzytać i związek się rozpadł. Byłam zszokowana. Terapeuci powinni uprzedzać, że może to skutkować rozstaniem. Dziś jednak widzę siebie jako bardziej spójną i spokojną osobę i wiem, że tamta relacja nie była dla mnie. Wyrosłam z niej. Chcę jednak uczulić, że taka pomoc z zewnątrz poszerza naszą samoświadomość, pogłębia relację ze sobą, pomaga i leczy (chciałabym użyć słowa „goi”) ale nie jest magiczną różdżką.

Terapia nie ochroni Cię przed rozwodem, śmiercią, przykrościami. Ale wyposaży cię w narzędzia, które pozwolą Ci lepiej sobie poradzić z wyzwaniami, które niesie życie. Ja mam też nadzieję, że pozwoli mi być rodzicem, który nie przeniesie kijowych mechanizmów, lęku i depry na swoje dziecko. Na bank popełnię jakieś rodzicielskie błędy, ale czuję, że będę matką własnego dziecka, a nie jego córką, a to dla mnie bardzo ważne.

Chcecie podzielić się ze mną swoimi myślami w komentarzach?

...

31 komentarzy

  1. Większość powodów, które napisałaś aby iść do terapeuty opisują moje problemy. Może one maja wpływ na moją jakość życia. Jest mi smutno a zarazem szokujące co wplywa na mnie do dziś i z tym sobie nie radze… Ciągła deprecha wewnątrz mnie a na zewnątrz pięknie stworzona maska szczęścia…

  2. Blum

    Mośka – warto iść choćby się zdiagnozować w takim przypadku. Może powiedzą Ci, że nie masz celu w życiu, że trzeba więcej robić (ja np rdzewiałam przez kilka lat, a jak zaczęłam się sportować i mieć pasje to od razu +100 do entuzjazmu) a może powiedzą, że trzeba popracować. Na pierwszym spotkaniu wypełnia się ankietę lub odpowiada na szereg pytań by stwierdzić czy to chwilowy spadek nastroju i formy czy coś więcej.

  3. Wielbię Cię dziewczyno. Niedługo minie rok jak (w końcu!) poszłam na terapię, ale i tak wciąż jeszcze troszkę czasami mam wrażenie kompletnego osamotnienia w tym wszystkim, przeświadczenia że cała reszta świata jest „normalna” i w porząsiu. A teraz, po przeczytaniu Twojego wyznania (?) czy po prostu opisania swojego doświadczenia zrobiłam wielkie „uff” 🙂 Także dzięki po stokroć, przytulam i całuję!

  4. Magda spoko spoko jest nas duzo więcej 🙂

  5. Mogę zapytać, jak długo szukałaś odpowiedniej szkoły i skąd wiedziałaś, że ta właśnie Ci odpowiada?
    Jestem po kilku próbach terapii, obecnie czekam już drugi rok na NFZ. Wyeliminowałam już szkołę psychoterapii dynamicznej – zupełnie nie dla mnie, co do reszty nie wiem, no nie wiem…;)

  6. Samej trudno jest mi w to uwierzyć… czytam sobie Twojego bloga od czasu do czasu… w zasadzie codziennie na niego klikam:) no i mam jakieś dziwne doły od jakiegoś czasu, płaczące wieczory, wesołe popołudnia i czuję, że coś jest nie tak, nie tak jak być powinno, coś się ze mną dzieje… byc moze to ten moment kiedy w życiu trzeba coś zmienić… i tak sobie szperam w sieci, klikam jakieś porady, cos tam coś tam…Takich tematów i porad nie szukam codziennie, po prostu wczoraj było mi bardzo źle, bo wrażliwa jakaś jestem na maxa i tak sobie myślę, poczytam cos sobie… i na koniec by zmienić temat, kliknęłam sobie właśnie do Ciebie, standardowo jak sie dzisiaj okazało – pisząc ten komentarz;) i aż mi ciarki przeszły jak przeczytałam tytuł Twojego nowego posta… zazwyczaj nie wypowiadam się w komentarzach ale w tej sytuacji nie mogłam sie powstrzymać:) Dziwny, zaskakujący i miły zbieg okoliczności. pozdrawiam:)

  7. Blum, a mogłabyś napisać nazwisko lekarza u którego byłaś? Oraz jaka metoda terapii Ci pomogła? Albo może jesteś w stanie polecić jakieś konkretne miejsca/osoby w Krk, może słyszałaś od znajomych, albo sama sprawdziłaś? Dzięki 🙂

  8. A czy moglabys polecic terapeute w Krakowie?

  9. w swoim życiu odwiedziłam niemal 10 psychologów i podjęłam kilka nieudanych prób terapii – mam chyba jakiegoś okrutnego pecha w tej kwestii, bo trafiam na kompletnych odszczepieńców. np będąc nastolatką usiłowałam wyplątać się z anoreksji i trafiłam do miłej starszej pani, która pogadała ze mną o pogodzie i szkole przez 15minut po czym oświadczyła „no, to teraz jak już się zaprzyjaźniłyśmy(!), to ja ci dam jadłospis a ty bedziesz ładnie jeść bo jesteśmy przyjaciółkami” – o dziwo, nie jadłam dalej.. przed ślubem czułam, że popadam w jakieś paranoje bo im bliżej było do tego teoretycznie cudownego dnia tym bardziej paraliżował mnie strach, a ja sama nie umiałam zrozumieć dlaczego, trafiłam do pani, która analizowała ze mną kwestię czy podoba mi się jej strona internetowa i czy to własnie jej wygląd sprawił, że zadzwoniłam. i takich historii mogę tu jeszcze napisać 3 tomy niestety, dlatego bardzo Ci Blum zazdroszczę, że trafiłaś na kogoś, kto Ci pomógł. Ja już sobię chyba odpuszczę, choć wiem, że bardzo by mi się dobra terapia przydała..

  10. Ludzie, zwłaszcza w naszym pokoleniu, nie myślą już, że psycholog to „od czubków”. Niestety, często istnieje postawa „weź się w garść” i „a dawniej nikt do psychologów nie latał”, ale to i tak już IMO postęp. Lepiej być branym za nadwrażliwego niż za „czubka”. Sama u psychologa nigdy nie byłam, ale wiem, że potrafi nieraz wiele zdziałać.

  11. rudyweb

    Warto też podkreślić, że trzeba być gotowym do podjęcia wysiłku ze swojej strony, a nie oczekiwać, że ktoś nas magicznie naprawi. Tak jak napisałaś – to nie magiczna różdżka.

  12. Bardzo długo zbieralam sie w sobie, żeby pójść na terapię. Przychodzi taki moment, że wiesz, że już dalej nie pójdziesz, sam się nie „odrdzewiejesz”, to najlepsza decyzja jaką można podjąć.
    Poza tematem- Blim czy polecisz jakieś „berlińskie” filmy? Mogłabyś napisać coś o Berlinie co tak Cię w nim urzeka 😉 Bylam, zobaczylam i nie wiem o co chodzi, ale po powrocie zaczęłam drążyć wszystko co berlińskie; );)

  13. Ja bardzo polecam Ewelinę Stepnicka z oceanu świadomości 🙂

  14. Blum

    A. – Biegnij Lola biegnij. To nie Kalifornia. A z książek „pod berlińskim niebem” czy jakoś tak 😉 Kobieta w Berlinie.

    Nie wiem co mnie urzeka w Berlinie. To co w ludziach. Brzydota i przebłyski urzekającego piękna. Blizny i blichtr. Bieda i energia. Poza tym Berlin bije blisko mojego serca – Szczecina. Jestm bardziej berlińska niż warszawska czy krakowska.

  15. Blim to co stoi na przeszkodzie by tam być na stałe? 😉 tanie mieszkania jak na stolice itp itd, a jeszcze co do filmów wrzucałaś kiedyś posta o filmach (nie umiem go znaleźć ) był tam jeden film z „kitchen ” w tytule,pamiętasz tytuł wpisu?

  16. Blum

    Soul kitchen – ale on dzieje się w Hamburgu.

    Nie chcę mieszkać w Berlinie. Nie teraz.

  17. A jeśli chodzi o terapię, polecam Gestalt

  18. adelayda

    Fajnie wiedzieć, że jest nas więcej – dziękuję za ten tekst 🙂

  19. anhydryt

    Zaczęłam terapie dla dda i wiąże z nią spore nadzieje.

  20. fajterka

    Kurna trafiłam na ten wpis, a potem przeczytałam jeszcze kilka innych i po prostu.. ! Mega mi się podoba ogólnie i styl i klimat i tematy jakie poruszasz – dzięki Ci bardzo Blim 🙂
    Ten wpis jak i inne – są mi bliskie. Wiadomo, podchodzę do tego z dystansem, ale osobiście uwielbiam to szaleństwo w związku ze słuchaniem swojego ciała i intuicji. Oczywiście przy jednoczesnym zachowaniu równowagi.
    Masz talent kurde, fajnie że piszesz !! 😀
    Jest FLOW.
    Będę zaglądać 🙂

  21. ..najbardziej skuteczną, potwierdzoną naukowo psychoterapią jest poznawczo-behawioralna.
    Blims, dzięki za tekst 🙂

  22. Blum

    Fajterka – dzięki, zapraszam 🙂

  23. A czy Twoja przyjaciółka wie, że wyciągasz jej problemy na swoim blogu?

  24. Blum

    Grażko – nie opisuję niczyich problemów w szczegółach. Nie wymieniam również zainteresowanych z imienia i nazwiska. I tak, przyjaciółka wie i nie ma nic przeciwko.

  25. Ludzie, ktorzy Cie znaja i kojarza prawdopodobnie wiedza, z kim mieszkalas i z kim pilas piwko. Nie podoba mi się takie wyciaganie czyichs historii. Chcesz pokazywac wszystkim tylek, to pokazuj swoj, a nie wciagaj w to innych.

  26. Blum

    Grażka – może zatem ci ludzie, który mnie znają powinni podpisać się imieniem i nazwiskiem, żebym i ja miała świadomość z kim rozmawiam?

    Zabawa polega na tym, że to moje miejsce w sieci. Mi się podoba ten post. Osobie, o której piszesz też. Ma jego świadomość, kibicuje mi, nie przeszkadza jej on. Przeszkadza Tobie – a skoro tak, może zamiast się sadzić z pretensjami, które dotyczą posta, który w żaden sposób nie jest o Tobie, po prostu tu nie zaglądaj?

    Zawsze możesz tez skorzystać z tej lektury i wybrać się na terapię, by bardziej pokochać świat i ludzi dookoła. Co z całego serca polecam <3

Leave a Reply

.