Altmed, czyli medycyna alternatywna. Rozgrzewa do czerwoności i dzieli ludzi prawie jak dyskusja o prawie do aborcji. Czym właściwie jest? I czy ja w to wierzę?
Do napisania tego tekstu skłoniła mnie polecajka Blimsien w jakimś miejscu w sieci, gdzie miła osoba polecała moje teksty i pisała, że generalnie bardzo się ze mną zgadza, poza wątkiem altmedowym, którego nie trawi. Pomyślałam wtedy, że ten mityczny altmed warto trochę rozbroić i sobie o nim porozmawiać.
CZY ALTMED STOI W SPRZECZNOŚCI Z MEDYCYNĄ ZACHODNIĄ?
Wiele osób uważa altmed za szarlataństwo i coś, co stoi w sprzeczności do jedynej słusznej wiedzy. Zacznę od tego, że ja nie wiem (może wy wiecie?), co kryje się pod kryptonimem ALTMED. Sama nazwa sugeruje, że jest to medycyna alternatywna. Alternatywna wobec czego? I jakie metody wchodzą w zakres? Co wchodzi w praktykę głównego nurtu, wobec którego COŚ (co?) jest alternatywą? Czy alternatywą są medycyny naturalne, takie jak TCM lub Ajurweda? Czy są to bioenergoterapeuci? Dietoterapeuci? Coache od zdrowia? Czy altmed to szamanizm? A może altmed to bycie antyszczepionkowcem, zaszywanie ciecierzycy w łydce i unikanie niezbędnych operacji? Przecież od nieszczepienia dzieci do dietoterapii, suplementacji lub ziołolecznictwa może być równie daleko, co medycynie konwencjonalnej do unikania szczepień. Warto się zastanowić czym ten cały altmed jest. Co mamy na myśli, kiedy o nim mówimy.
Ja np. wielbię Ajurwedę i mam w planach stać się ajurwedyjską terapeutką. Dlatego, że ajurweda po prostu świetnie działa i sprawia, że moje życie jest lepsze. Im więcej o niej wiem, tym łatwiej mi rozumieć pewne zależności i dzięki temu jestem spokojniejsza, nie mam problemów żołądkowych, lepiej się regeneruję, mam ładniejszą skórę i czuję się zdrowsza. Czy to w jakikolwiek sposób wyklucza operacje, antybiotyki, badania? Dla mnie nie. Ajurweda jest czymś, co dało mi spersonalizowaną instrukcję obsługi mojego ciała i ducha i co sprawia, że mogę zachować zdrowie. Kiedy jednak trzeba wyrwać zatrzymane ósemki, idę zrobić prześwietlenie, umawiam się do chirurga, dostaję znieczulenie, mam piłowaną szczękę, usunięty ząb i założone szwy. Kiedy złamałam rękę, nie próbowałam jej leczyć ziołami, tylko poszłam wsadzić ją w gips.
CO MAM DO MEDYCYNY ZACHODNIEJ.
Medycyna zachodnia nie służy do zachowania człowieka w zdrowiu. Przesadnie szafuje się w tym podejściu lekami. Nie odpowiada mi też wojenny język, który sprawia, że moje ciało zamienia się w pole bitwy, choroba to wróg, a ja ją muszę pokonać. Ani takie podejście nie przyspiesza zdrowienia, ani tym bardziej mądrzenia 😉 Lekarze mają swoje wąskie specjalizacje i procedury i często nie mają ani wiedzy, ani czasu na holistyczne zaopiekowanie się swoim pacjentem. Kiedyś strasznie mnie to wkurzało, a dziś myślę, że może jednak to nie rola lekarza, a nas samych, by utrzymywać się w zdrowiu? Są też pewne sprawy, które są całkowicie pomijane przez ten rodzaj zaleczania. Jest to stres, napięcie emocjonalne i choroby generowane przez naszą głowę, która nie radzi sobie z emocjami i wywołuje różne symptomy, żeby zwrócić na wewnętrzny problem naszą uwagę. Trywializowanie tego przez praktyków medycyny zachodniej i sprowadzanie do suchych faktów czasem uniemożliwa uleczenie powodu i tylko łagodzi skutki. A przecież badania wskazują na bardzo dużą korelację umysłu i emocji ze zdrowiem fizycznym. Tu bardzo fajnie wjeżdża praca z ciałem, praca z psychologiem, praca nad uwalnianiem napięcia. Czy chodzenie do psychologa lub kurs mindfullness (w niektórych krajach refundowany przez tamtejsze odpowiedniki NFZ) naprawdę stoją w sprzeczności z konwencjonalnym leczeniem?
I/I ALBO/ALBO
A może, zamiast albo/albo można mieć i/i? Może można zaszczepić dzieci, ale zrozumieć, jaką są doszą i na jakim etapie życia i do tego dobierać im dietę oraz ilość bodźców? Może radzenie sobie ze stresem, medytacja i napary ziołowe oraz masaż (a nawet o zgrozo reiki!) nie oznaczają, że nie wezmę antybiotyku, kiedy to jest niezbędne, że nie robię profilaktycznych badań na nowoczesnej aparaturze i może, pomyśl o tym, może mogę korzystać z obu opcji, bo one się nie wykluczają? Może korzystając z metod pracy z ciałem, umysłem, oddechem czy energią, wcale nie muszę rezygnować z osiągnięć akademickiej medycyny? Może jedne działania mogą wspierać drugie i razem prowadzić do zdrowienia lub utrzymania zdrowia?
Może, ale tylko może, mogę medytować i lubić wino. Ćwiczyć jogę i jeździć samochodem. Nie jeść mięsa i żyć z kimś, kto je je. Może rzeczy nie są czarnobiałe i nie trzeba wybierać tego albo tego. Może można wybierać zawsze to, co mnie wspiera i jest dla mnie w tym momencie najlepsze?

18 komentarzy
Wspaniały post. Ja szczepię dzieci a równocześnie stosuję certyfikowane olejki eteryczne, dzięki temu ograniczam potrzebę używania antybiotyków. W sensie przechodzimy rodzinnie dużo infekcji, ale bardzo rzadko przeradzają się w coś poważniejszego. Konsultuję różne objawy z lekarzami, ale w miarę możliwości szukam bardziej naturalnych rozwiązań, szczególnie jeśli dotyczy to niedogodności trwających dłuższy czas, gdzie przepisywane w ciemno leki dawały zerowy rezultat
Iza – u nas tak samo. Najpierw natura i łagodne środki, ale jak trzeba to weźmie się ketonal, aspirynę lub pójdzie do lekarza po grubszy kaliber. Dla mnie profilaktyka i dobre życie to jedno, a emerdżensi to drugie. Liczę na to, że rozumiejąc swoje ciało i będąc z nim w kontakcie mogę szybciej je zbalansować i nie doprowadzić do części chorób (wszak styl życia pomaga, ale i nie jest magiczną różdżką). Dobry przykład to właśnie po wyrywaniu ósemki, kiedy lekarz od razu dał mi antybiotyk (którego bardzo nie chciałam brac, bo mam potem problemy ginekologiczne), ale przekonał mnie, że choć szansa na nadkażenie tej rany jest niewielka, to jeśli się zdarzy będą musili mnie faszerować abytbiotykami, leczenie jest długie, ostre i upierdliwe. Wzięłam więc antybiotyk, a sama zadbałam naturalnymi metodami o odbudowanie flory bakteryjnej. Nie widzę tu sprzeczności…
Czuję bardzo podobnie. Lubię określenie „medycyna komplementarna” i widzę, jak dużo zmieniło się w zdrowiu mojego ciała i głowy na dobre, od kiedy do doraźnego leczenia medycyną zachodnią dodałam rzeczy, które na co dzień nie tylko utrzymują mnie w równowadze, ale polepszają jakość życia. Jak fajnie, że mamy tyle opcji i możemy z nich mądrze czerpać!
Bardzo mi się podoba ten artykuł, jak zresztą większość na tym blogu.
Zwłaszcza kwestia walki – w obecnym świecie całe życie jest walką, a zdrowie jednym z pól. Walką jest jazda samochodem, zakupy, odżywienie, nauka… Wszędzie walka.
A można jednak podejść do tego inaczej. Wtedy życie staje się łagodniejsze, żeby nie powiedzieć, że bardziej komfortowe.
Bardzo podoba mi się również idea łączenia różnych metod i poglądów zamiast wykluczania (lub/lub), gdyż sam ją w życiu stosuję. Ćwiczę jogę i medytuję nie rezygnując jednak z wszystkich przyjemności życia. Inna sprawa, że robię to świadomie i unikam uzależniania się od przyjemności (pogoni za doznaniami).
Myślę, że pierwszą sprawą jest zdrowe odżywianie się na co dzień (jako element osiędbania). Jedzenie naturalne, odpowiednio dobrane i połączone ze sobą czyni cuda (oczywiście nie w jeden dzień – od tego są tabletki). Podobna analogia występuje przy większości używek. Można sobie dać w nosek i przez kilka godzin przeżywać boskie doznania, a można do tego dojść w sposób naturalny i trwały, medytacją, co oczywiście wymaga nieco zaangażowania i czasu.
W roli wyjaśnienia, lekarze nie dzielą medycyny na zachodnią i alternatywą, jest to bardzo duże uproszczenie. Tzw medycyna zachodnia jest medycyną opartą na dowodach (evidence based medicine) i właśnie tym różni się od altmedowej, która jeśli w ogóle, to opiera się na dowodach anegdotycznych. Z tego też względu chociażby mindfulness jest uznaną opcją terapeutyczną 😉 Tak samo jak dieto- czy ziołolecznictwo, psychoterapia, psychologia. I propagowanie tego, że lekarze nie chcą utrzymywać pacjentów w zdrowiu jest bardzo nieodpowiedzialne. Następnym razem polecam lepszy research, bo dzięki takim tekstom jak ten jesteś odbierana jako wyznawczyni altmedu.
Anka Es – no przykro mi, ale nie zgodzę się i wcale nie dlatego, że nie wierzę lekarzom. Obowiązują ich określone normy czasowe i procedury, które wymuszają na nich konkretne działania. Lekarze w Polsce nie zajmują sią profilaktyką, nie rozmawiają z pacjentami o diecie czy zdrowym stylu życia w szczegółach (tu trzeba samemu się wybrać do specjalisty), można za to uzyskac od nich poradę – proszę się nie denerwować. Ciężko jednak mi sobie wyobrazić, żeby lekarz uczył pacjenta technik mindfullnessowych w trakcie trwania wizyty. Mówienie mi, że w Polsce lekarze zajmują się profilkatyką chorób, która jest utrzymaniem pacjentów w zdrowiu to nieporozumienie niestety. Spójrz też na rekomendowaną i refundowaną częstotliwość cytologii. Co 3 lata! Przecież wg. evidence based medicine cytologia powinna być robiona najrzadziej, co rok. Możesz uważać, że moje opinie są nieodpowiedzialne, natomiast odbieranie mnie w związku z tym, jako wyznawczyni altmedu jest o ile umiem czytać i myśleć lekkim nieporozumieniem i tak jakby kopie się z logiką jako że korzystam z całego spektrum 😉
Medycyna komplementarna to jest idealne rozwiązanie, gdzie obydwie płaszczyzny potrafią współistnieć jednocześnie i uzupełniać się wzajemnie. Bycie radykałem nie jest nigdy dobre. Można funkcjonować gdzieś pomiędzy i czerpać z obydwu kiedy sytuacja tego wymaga. Poza tym nigdy nie jest tak, że medycyna zachodnia jest złem wcielonym, a alternatywa to czyste dobro. Medycyna uniwersytecka jest naprawdę rewelacyjne w ostrych przypadkach, ale kompletnie sobie nie radzi z profilatyką i tzw. 'chorobami przewlekłymi’
Ja skończyłam farmację i pracuję w aptece, ale też jestem nauczycielem Kundalini Jogi, kocham zioła i aromaterapię i pracę z energią. Na tyle na ile praca mi pozwala staram się przemycać swoim pacjentom nie tylko chemię z półki z za plecami.
Świetną robotę w tym temacie robi Orina Krajewska i fundacja Bądź. Uczestniczyłam w Kongresie medycyny integralnej organizowanym przez fundację w tym roku i pierwszy raz widziałam, żeby ludzie z obu tych „zwasnionych światów” rozmawiali ze sobą i byli zainteresowani wymianą doświadczeń. W 100% podzielam Twoje stanowisko w tej sprawie i widzę jak czerpanie z wymienionych przez Ciebie źródeł przynosi korzyści dla mojego dobrostanu. Szkoda byłoby nie korzystać z takiego bogactwa możliwości w dbanie o siebie!
Też byłam na kongresie i było tam trochę ciekawych i popartych badaniami wykładów, które łączyły różne „medycyny”. Bardzo przemawia do mnie takie podejście. Paradoksalnie czasem myślę, że to nie lekarze są tak mocno zantagoniozwani, jak ludzie, którzy czują potrzebę stania do siebie w kontrze. Nie idę w to 🙂 Biorę wszystko, co dla mnie najlepsze z każdego podejścia (i robię to pod okiem specjalistów).
Nie wiem czy chodzi o mnie, ale faktycznie na moim blogu (pisanym głównie ku uciesze znajomych) polecałam Twoje wpisy pisząc „Z Blimsien to jest tak, że jeśli tylko nie pisze o altmedzie (w tym temacie zupełnie się z nią ideologicznie rozmijam), to mogę polecić każdy jej tekst.”. Chciałabym moją myśl trochę rozwinąć – altmedem nazwałam tutaj głównie TCM i Ajurwedę. Medycyny tradycyjne często nazywa się alternatywnymi – choćby na artykułach na wikipedii. Wiadomo, że wiki nie jest szczególnie wiarygodna, ale daje dobry wgląd w to, jak się pewne zjawiska potocznie określa 🙂
Jako naukowiec z wykształcenia nie jestem po prostu przekonana co do skuteczności niektóryc tradycyjnych praktyk, wykraczących poza efekt placebo i oczywiste chyba dla wszystkich czytających korzyści płynące z obserwowania swojego organizmu i odpowiadania na jego potrzeby. Dlatego po prostu Twoje wpisy o medycynie tradycyjnej zazwyczaj pomijam, ew. czytam z ciekawości (bo dobrze wychodzić ze swojej bańki i wiedzieć że istnieją inne punkty widzenia), ale się do nich nie stosuję.
Wydaje mi się, że bolączki medycyny konwencjonalnej (ładowanie w pacjentów masę chemii, brak holistycznego podejścia) wynikają z modelu opieki zdrowotnej, w jakim funkcjonujemy. Brak czasu/kasy połączony z nadmiarem papierologii sprawia że tzw. typowy lekarz ma na pacjenta parę minut, ledwo zdąży zbadać, wypisze receptę dla świętego spokoju. Ponadto wielu pacjentów wręcz domaga się recept, licząc na to że łykanie tabletek rozwiąże problem od ręki. Nauka naprawdę dostrzega korzyści z traktowania organizmu jako całości i konieczność zajmowania się zarówno ciałem, jak i duchem.
Jeszcze jedna rzecz, która mnie mocno dystansuje od medycyny tradycyjnej – głównie TCM – to jej dobrze udokumentowany negatywny wpływ na środowisko naturalne: https://www.nationalgeographic.com/animals/reference/traditional-chinese-medicine/.
Tervetuola – a możliwe, że o Twojego 🙂 Zgadzam się z tym co piszesz i nie jestem przeciwna nauce. Mam też kilka spostrzeżeń np. dotyczących badań. Jest dla mnie oczywiste, że bada się to, na czym można zarobić, coś co można odkryć, coś co jest innowacją lub rozwojem. Wiele praktyk związanych z naturalną medycyną nie jest badana, bo kto i po co miałby zlecać te badania? Niektóre praktyki są – np. udowodniona skuteczność akupunktury. Z drugiej strony i chciałabym rzucić światło też na to naturalne poletko, niestety kiedy interesant płaci, interesant wymaga. Czytałam ostatnio bardzo ciekawą książkę, której autor wykazywał, że przebadana i niosąca tyle dobrego medytacja, nie jest niewinna i pozbawiona skutków ubocznych! Dlaczego jednak badania o tym nie mówią? Bo badania nad zaletami medycyny zlecają jej zwolennicy, którzy albo jej uczą, albo chcą przekonać do niej innych. Ja wierzę nauce, ale też czuję, że mamy dość ograniczone możliwości poznawcze, czasem np. uważamy, że Ziemia jest płaska, a słońce wokół niej krąży i wydaje się to być wiedzą prawilną i udowodnioną na wszystkie strony teorią, dopóki nie urodzi się taki Kopernik np. Zkładam więc, że sporo czasu zajmie zanim naukowo wyjaśnimy pewne rzeczy. Tu już kwestia chęci i wiary – medycyna naturalna skupia się też na energii i tzw. subtelnym ciele, co dla szkiełka i oka może być trudne do zweryfikowania i uznane za głupoty. Myślę, że zarówno wkładanie kogoś w mokrych skarpetach na 12 zdrowasiek do pieca jest bez sensu, tak ślepe powierzanie swojego zdrowia EBM, a raczej jej zapracowanemu przedstawicielowi w kitlu też niewiele wnosi. Sama dla siebie wybieram sprawczość i kiedy trzeba powierzam swoje zdrowie mądrzejszym i stosownie wykształconym, jednak jeśli chodzi o codzienną równowagę, profilaktykę i styl życia lubię wspierać się naturalną medycyną (tu przykład anegdotyczny: mega poprawiła mi stan zdrowia).
Ja widzę też kilka psychologicznych aspektów dotyczących medycyny. Jako osoba bardzo z umysłu, osoba nadmiernie kontrolująca byłam kiedyś bardzo uczepiona faktów i sprawdzalności. Dziś myślę, że jest to postawa mocno lękowa, której strategią jest właśnie obłożenie się dowodami, nawet jeśli na mój skormny i anegdotyczny przykład one nie działają. Pozostawał po tym wielki żal, że jak to… na papierze wszystko się zgadza, ale moje zdrowie ma się źle, a lekarze nie potrafią mi tego wyjaśnić. Odpuszczenie i uznanie, że nie wszystko jest wytłumaczalne, ale i nie wszystko jest stracone wyluzowało mi głowę konkretnie i nauczyło zaufania i przyglądania się procesem ciała, również powiązaniem emocji i umysłu z tym ciałem. Można powiedzieć – no skoro problem był psychologiczny, zmieniłaś nastawienie, nic dziwnego, że wyzdrowiałaś i dowody naukowe widzą i rozumieją to połączenie – może właśnie takie to jest. Coraz więcej osób zajmuje się uwierzytelnianiem działania med. naturalnej w sposób bazujący na dowodach naukowych. – ale to jest już akurat moja prywatna historia tłumacząca moje poglądy, a nie rzeczowy argument w dyskusji.
Poczytam o TCM. Sama nie jestem fanką. Z Ajurwedą też jaja, bo np. wiele supli ajurwedyjskich jest skażonych, ale etyka związana z praktyką, środowiskiem i resztą to już temat na wpis o etyce w ogóle (az mi się przypomniał olej palmowy, komosa i awokado).
Tak czy inaczej – dziękuję za kulturalną wymianę zdań i Twój link!
No ja niestety się nie zgadzam. Rzeczy „altmedowe” (pojęcie parasol), to wyłudzanie pieniędzy. Nie ma absolutnie żadnych badań (ale serio badań naukowych) potwierdzających ich działanie. Ja nie lubię jak ktoś zarabia ba cudzej niewiedzy, a tak właśnie działa altmed.
Anafam – no właśnie, ale „które altmedowe”? Bo badania potwierdzające skuteczność akupunktury lub medytacji są. Mindfulnessu są. Ziół są. Co to jest ten altmed?
Już od dość dawna podchodzę do rożnych medycyn (nie wiem, jak to lepiej nazwać), jak do tej samej próby opisania i zrozumienia (i wyciągnięcia wniosków) działania ludzkiego ciała+psychiki=organizmu. I tylko różne grupy ludzi na świecie dysponują różnym doświadczeniem, językiem, narzędziami i dlatego te opisy bywają różne. Ale założenie jest takie samo. I dlatego mi się różne podejścia nie gryzą i też staram się dla siebie brać to, co najlepsze z każdego podejścia, co do mnie przemawia i pasuje do mojego holistycznego postrzegania człowieka, w tym mnie samej.
Przykładowo kręgosłup, to wielka autostrada dla układu nerwowego, taka oś. Wzdłuż tej osi co jakiś czas umiejscowione są ważne organy, począwszy od krocza i układu moczowego, przez rozrodczy, pokarmowy, serce, gardło, twarz (nos, oczy, usta) i na mózgu kończąc. Te rzeczy (obszary) potrafią szwankować, gdy zbyt się wyeksploatujemy energetycznie, niektórzy powiedzą, ze to nerwica, inni, że to dolegliwości psycho-somatyczne, a jeszcze inni, powiedzą, że to ma związek z czakrami. I wg mnie to wszystko jest prawdą, to są po prostu różne próby opisu tego samego organizmu ludzkiego. I fajnie przyjrzeć im się wszystkim, bo dywersyfikacja, to potęga 😉
Zuzanna – dzięki za ten komentarz!
czyli w skrocie: jak nic ci nie jest to ziolka i medytacja, ale jak zachorujesz to lekarz? czyli sama udowadniasz, ze medycyna naturalna / altmed nie dziala tak naprawde, troche wplywa na samopoczucie i tyle.
Kasiu – nie. Dla mnie medycyna naturalna przede wszystkim sprawia, że ja praktycznie NIE CHORUJĘ. Służy utrzymywaniu mnie w zdrowiu. Kiedy mam zapalenie pęcherza, bolesna miesiączki czy przeziębienie nie ma powodu by iść do lekarza. Ale no nie widzę opcji na ajurwedyjski zabieg pozbycia się zęba łutując kość. To się nijak nie wyklucza dla mnie!
Hej, uwielbam pointe, nic nie jest czarno biale! 😀 BTW Powiedz cos wiecej o planach zostanie ajurwedyjskiej terapeutki – gdzie uczysz sie ajurwedy?