A właściwie, czego się spodziewasz po wspaniałej sylwetce, zdrowej cerze, gęstych i błyszczących włosach? Dużo ostatnio gadania o kosmetykach, o przepisach, o wszystkim tylko nie o esencji tego co tu robimy. Czyli o obrazie własnego ciała i girlpowerach. Chcę dziś poruszyć jeden bardzo ważny temat, a właściwie iluzję, którą w przeróżnych odmianach każda z nas nosi w swojej głowie.

Media, znajomi, fora internetowe, blogi i my same, często namawiamy się na ∴bycie piękną∴ Ile jest sposobów, porad i akcji pt „walczmy o piękne, zdrowe włosy i paznokcie” albo „gubimy boczki” czy „kształtujemy pośladki”. W samych akcjach jako takich nie ma nic złego. Ważna jest za to motywacja. Cel: chcę być szczupła i piękna. Ale jakiego efektu się spodziewasz? No bo przecież nie chcesz być szczupła i piękna, żeby być… szczupła i piękna?

Prawdopodobnie uważasz, że jak już będziesz taka, siaka i owaka to nagle, stanie się…

No właśnie? Czego się spodziewasz po byciu atrakcyjną? Większego powodzenia u płci przeciwnej? Uznania ze strony rodziny i znajomych? Większej akceptacji od siebie samego? Szczęścia? Lepszego życia osobistego?

Nie namawiam Cię wcale, żebyś przybrała pozę (bo owszem, uważam, że to poza) że nie zależy ci na twoim wyglądzie, stylu, stroju, fryzurze, uśmiechu, zdrowej skórze. To naturalne, że chcemy się sobie podobać, czuć się pewne siebie, komfortowo żyć we własnym ciele. Gorzej jednak kiedy ze zmianą wiążemy nadzieje, które nie mogą i nie zostaną spełnione.

Schemat wygląda bardzo często tak: Jak schudnę, będę szczęśliwa. Będę czuć się piękna. Będę czuć się ze sobą dobrze i będę z siebie dumna.

Bardzo często jest tak, że ludzie, którzy chudną/prostują zęby/powiększają piersi/poprawiają nos czują się początkowo wręcz ekstatycznie ze swoim nowym ciałem. Zauważam to zwłaszcza wśród ludzi, którzy zmieniają tłuszcz w mięśnie (ich kosztuje to najwięcej wysiłku). Chudniesz i chce ci się nagle o siebie dbać. Kremować, wklepywać, ugniatać, biegać. Czasem chudniesz bo uważasz, że to dla twojego zdrowia, ale zazwyczaj robisz to dla wyglądu, bo przecież prędzej schudniesz niż rzucisz niezdrowe nawyki jak faje czy siedzenie do późnej nocy. Społeczeństwo niesamowicie premiuje szczupłość. Niska waga i bycie fit kojarzy nam się z wysiłkiem woli, mocą charakteru i siłą. Dlatego kiedy zrzucisz dziesięć kilo, twoi przyjaciele będą poruszeni, a dawno nie widziani znajomi, będą zasypywać cię komplementami kiedy wpadniecie na siebie przypadkiem na ulicy.

Problem polega na tym, że jeśli wychodzisz z pozycji nielubienia siebie, ani utrata wagi ani silikonowe cycki czy wypełnione zmarszczki nie pomogą. Dalej będziesz osobą, która nie lubi siebie. I ta osoba zrobi się naprawdę niespokojna. Bo przecież miała siebie pokochać, a tymczasem jest już chuda, z prostym zgryzem, dumnym cycem, prostym nosem i… i dalej jakby nic. Wyrazy zewnętrznego uznania zaczynają nas wręcz irytować w myśl zasady „nie chciałbym być członkiem klubu, do którego chcieliby mnie zaprosić”. A w dodatku teraz, kiedy jesteśmy już szczupłe i mamy długie rzęsy i paznokcie, dopada nas grawitacja. Siwe włosy. Elastyczność skóry spada. Albo po prostu inne dziewczyny są bardziej fit. Mają ładniejszy kształt kości. Proporcje. A co masz ty? A ty masz włosy na pępku, dziwny pieprzyk na ramieniu i piskliwy głos. Niech to szlag trafi.

Jeśli obiecujesz sobie, że fizyczna przemiana zaowocuje szacunkiem do samej siebie, sympatią, wyrazem aprobaty, możesz bardzo się pomylić. Co więcej, publiczny doping w chudnięciu może cię wpędzić w poważne tarapaty związane z zaburzeniami odżywiania. Bo choć ty sama nadal się sobie nie podobasz, wszyscy tak okropnie ci zazdroszczą determinacji i wyników. Wszyscy chwalą. Nie jesteś już wielorybem. Teraz jesteś laską. Więc skoro sama może niezbyt jeszcze laską się czujesz, jak tylko schudniesz kolejne pięć a potem trzy kilo…

Czujesz do czego zmierzam? Z mojego punktu widzenia, dbanie o ciało, w którym się jest to nie tylko opcja, ale i powinność. Jednak ZAWSZE polecam robić to z miłością. Dla zabawy. Z dystansem. Choćbyś była bowiem najpiękniejszą kobietą w tym mieście, uroda z wiekiem zawsze gaśnie. A wewnętrzna sympatia i zrozumienie dla siebie samego to coś, co pielęgnowane mamy przez całe życie. Więc może zamiast układać kolejną listę rzeczy do zreperowania, zanim będziesz miała prawo poczuć się spoko osobą, po prostu zajmij się, tak z czułością, poznaniem i polubieniem siebie?

P.S Może też zainteresować Cię TEN POST

...

12 komentarzy

  1. zagubiony omułek

    Nie chcę być piękna i chuda tylko silna i wytrzymała żeby przetrwać apokalipsę zombie.

    A tak na serio to nic dodać nic ująć. Samej zdarzało mi się wpadać w pułapkę myślenia „jak będę taka i taka to moje życie będzie lepsze”. Tylko że to się nigdy nie kończy, zawsze jest coś do poprawy.

  2. Blum, chciałabym mieć obok siebie tak mądrą laskę jak Ty. Chyba brakuje wokół mnie takich osób. Jesteś prze dziewczyno!

  3. Blum

    Omułku – to prawda. Ja nie uważam, że najlepiej jest nic nie robić. Uważam natomiast, że jesli chcemy być młodzi piękni, bogaci i zakochani by NARESZCIE być szczęśliwi to możemy się srogo rozczarować na sam koniec.

    Bo to powinno być tak, że najpierw jaram się sobą, a potem to jaranko mnie mobilizuje do robienia reszty.

  4. bardzo dużo zależy od tego jakie podejście do siebie i własnego ciała wyniesiemy z domu, ja mam pecha być córką mamy permanentnie odchudzającej się, która wartościuje ludzi wg ich wagi.. mając lat naście było dla mnie jasne, że człowiek szczupły = piękny. dodając do tego środowisko szkolne, szalejące hormony i zdjęcia z gazet otrzymałam uroczą mieszankę o nazwie anoreksja. o dziwo kiedy ważyłam mniej niż 40kg mama uważała, że jestem głupia bo nie jem i robię jej na złość, żeby wykończyć ją nerwowo. zajęło mi ponad 10 lat, żeby polubić siebie i zrozumieć, że wielkośc mojego tyłka (który dopiero teraz uważam za całkiem sexy) nie ma najmniejszego nawet związku z moją wartością jako człowieka.
    żeby było śmieszniej moja mama obecnie zyje na magicznych koktajlach wypijanych raz na 6h i twierdzi, że okropnie się jej czepiam 😉

  5. Jak ja się czasem kurde cieszę, że trafiłam na psychoterapię w wieku lat 17 i mogłam przerobić temat obrazu swojego ciała, akceptacji i własnej wartości (pewnie, że roboty jeszcze wiele, ale mam fundament i narzędzia, żeby je budować, a to ogromnie dużo) i nie stoję przed lustrem snując plany na piękną chudą przyszłość, by za kilkanaście lat obudzić się z ręką w nocniku, bo całe to wyobrażenie było wielką ściemą.

    Pamiętajmy, że ciało to my, a przecież każda z nas powinna być sobie przyjaciółką, bo tak siebie widzimy,z resztą nie tylko my, jak o sobie myślimy.
    Całusy! 🙂

  6. Ja zaczęłam ćwiczyć, żeby za parę lat nie ocknąć się, jaka jestem zwiotczała i niedołężna. Zainspirował mnie do tego widok setek starszych, a nawet jeszcze tych nie całkiem starych pań, które świadomie lub nie, zaniedbały swoje ciało, a teraz podbiegnięcie do autobusu równa się sapanie przez resztę drogi. Chcę być niezależna, nie chcę być niedołężna, ot taka motywacja. Choć nie twierdzę, że armia Chodakowskiej i inne fit celebrities nie wpłynęły na mnie w ogóle.

  7. „Wzięłam się za siebie” w ramach postanowienia noworocznego (ach, jakie to wyjątkowe!). Impuls był wcześniej, w okolicy Andrzejek, kiedy to brakowało kondycji by dźwigać plecak pod górę, a góry przecież uwielbiam. Później święta – wiadomo. Siłą bezwładności i kolejno powszechnej noworocznej mobilizacji start wypadł na Nowy Rok. Ćwiczenia, dieta, porządki w szafie. W mojej ocenie – wszystko rozsądnie, żadnego głodzenia, żadnego katowania się ponad siły. Efekty już są! Kilka kg mniej, żołądek ma się dobrze. Czuję się ze sobą dobrze.
    Ale wynika to nie tylko z większej akceptacji siebie w związku ze zmianą, która nastąpiła. Uważam, że konsekwencja we wprowadzaniu zdrowych nawyków żywieniowych oraz w treningach naprawdę daje moc. Np. mogę sobie pozwolić na więcej np. w jeździe na rowerze, którą uwielbiam (coraz dłuższe i bardziej wymagające trasy). Ale też czuję wewnętrzny power, który sprawia, że z uśmiechem podchodzę też do codziennych wyzwań, które stawia przede mną życie.
    Nie chodzi o to, że chcę być „piękna i chuda”. Chcę się dobrze i pewnie czuć w swoim ciele.

  8. Blum

    Sama poruszając tematykę zdrowia i piękna uważam, że kondycja i „zadbanie” to coś co warto się dla siebie starać.

    Motywacje mogą być różne, chyba najważniejszym jest radocha z własnego ciała. Najgorzej myśleć,że jak już się coś (schudnie/zarobi/zmieni pracę/znajdzie partnera/urodzi dziecko)to nagle życie odmieni się i będzie krainą wiecznej szczęśliwości. A myślę, że całkiem wiele osób tak do tego podchodzi, co jest nawet w pewnym sensie naturalne.

  9. Dziewczyny, krótka piłka: bardzo dobrze znam babeczkę, która całe życie miała kompleksy na temat swoich zębów. Brane kiedyś leki + duża ilość kawy poskutkowały jej zdaniem okropnym kolorem zębów, który moim zdaniem był zresztą tylko kremowym odcieniem szkliwa i tyle. Nie miało to oczywiście żadnej siły przebicia i na wszystkich zdjęciach kobitka jest albo delikatnie uśmiechnięta (bez zębów) albo wręcz poważna, bo właściwie nigdy nie nauczyła się pozować do zdjęć. Oczywiście tłumaczyła się, że ma za brzydkie zęby, by je pokazywać. W końcu jakiś rok temu uzbierała na zabieg, założyła sobie śliczne licówki, wygląda cudnie. Ale dziś obejrzałam jej zdjęcia z tegorocznego wyjazdu i… wiem, że znacie już finał. Na żadnym zdjęciu nie ma szerokiego uśmiechu, a na miejsce jednego kompleksu wskoczyło pięć innych.

    Czemu sobie to robimy? No czemu? We mnie rodzice zbudowali tak silne poczucie własnej wartości, że naprawdę z czystym sumieniem mogę powiedzieć: akceptuję siebie. Jeśli będę miała kiedyś córkę, to właśnie w to zamierzam włożyć najwięcej wysiłku wychowawczego, bo nic innego mi tak w życiu nie pomogło, jak wiara w siebie, którą w stu procentach zawdzięczam rodzicom. Często im za to dziękuję, dziękujcie i Wy jeśli macie podobnie 🙂

  10. Do tej listy dodałabym jeszcze motyw z miejscem, w którym się mieszka. Nie będziesz szczęśliwy w Paryżu, w pokoju z widokiem na wieżę Eiffla ani na cieplutkim Bali, jeśli nie jesteś szczęśliwy mieszkając na szarej, portowej dzielnicy Gdańska… 🙂

  11. Blum

    Jamnik – tak, myślę że ogólnie sprowadza się ten wpis do warunkowania swojego szczęścia. Również złudzeń „dopiero jak znajdę miłość będę szczęśliwa” albo „jak będę mieć dziecko będę w pełni usatysfakcjonowana”.

Leave a Reply

.