Łykasz magiczną tabletkę i Twój problem znika. A przynajmniej tak mówi Twój lekarz. Sorry, jeśli nie jesteś pieprzoną Alicją w Krainie Czarów, to raczej tak nie działa!
Wiele lat musiało minąć zanim ukłoniłam się tzw medycynie alternatywnej. Czemu „tak zwanej”? Bo tak naprawdę przez lata, była ona mainstreamem. Wiem, że tym co mam do powiedzenia podpadnę wielu osobom, ale nie dbam o to. Wiem, że macie swoje móżdżki w swoich ślicznych czaszkach i wybierzecie to co dla Was najlepsze, w Waszym przekonaniu. Nie jestem alfą ani omegą, a tym bardziej połączeniem obydwu. Ale mam superwrażliwe ciało, które wymaga ode mnie więcej uwagi, niż ciała innych. Zawsze uważałam, że to niezbyt fair i ładnie z jego strony, dopiero w ostatnich latach nauczyłam się to doceniać.
Bo to ciało, chociaż jest moje, komunikuje się ze mną, jak coś co nie do końca należy do mnie. Ciało to ciało i ma swoją pierwotną mądrość. Próbuj nie spać tydzień i powiedz sobie, że możesz się kontrolować. Jeśli nie jesteś mistrzem zen, raczej nie możesz. Ciało powinno być partnerem, traktowanym z szacunkiem. Dlatego wsłuchaj się w nie.
I oczywiście, uważam, że medycyna głównego nurtu jest super. Kiedy złamiesz rękę. Kiedy trzeba wymienić staw biodrowy. Albo zrobić z człowieka pół Robocopa, i dać mu protezę, którą będzie mógł poruszać, bo jest sprytnie połączona z mózgiem. Nie będę się kłócić, że czasem trzeba otworzyć klatę lub brzuch i coś wyjąć, dołożyć, zaszyć. Nie lubię jednak specjalnie lekarzy i wcale nie jestem z tego powodu szczęśliwa, bo wolałabym żeby byli niezależni, dobrze wyedukowani i wybierali ten zawód, bo bardzo chcą leczyć i być uzdrowicielami, a nie bo to ich tradycja rodzinna, bo hajs musi się zgadzać, albo bo prestiż.
Uważam, że:
- Lekarze nie są godni zaufania. Traktują pacjenta pobieżnie, jak kogoś głupiego. Nie wyjaśnią Ci całego przebiegu kuracji, a już na pewno nie licz, że powiedzą dlaczego coś się w Twoim ciele dzieje tak, a nie inaczej.
- Współczesna medycyna skupia się na jednym narządzie. Powiedział mi to człowiek pracujący nomen omen w służbie zdrowia. Lekarz w dzisiejszych czasach ma nieść szybką ulgę. Masz problem z sercem? Pomożemy sercu. Że rozwalimy Ci przy tym wątrobę? Oh well, jak będzie rozwalona w drobny mak, damy Ci tablety na wątrobę. Że wtedy rozwali się coś innego… no przecież i tak na coś trzeba umrzeć.
- Zasada, że dobry lekarz to lekarz, który wyleczy Cię tak, że nie musisz do niego wracać, to zasada która już chyba nie obowiązuje.
- Leczymy objawy, nie przyczyny. To tak, jakby Twój samochód sygnalizował brak oleju, więc… zaklejasz migającą kontrolkę. Dobra robota kowboju!
- Leki mają masakrycznie dużo skutków ubocznych, na które nikt nie zwraca uwagi.
- Lekarze nie zajmują się profilaktyką. Przynajmniej ja nigdy takiego nie spotkałam.
- Nie mają pojęcia o leczeniu dietą. Ruchem. Medytacją. Oddechem. Śpiewaniem. Nie wiem czym jeszcze. Chodzi o to, że nie dają Ci narzędzia do samodzielnego, naturalnego radzenia sobie z problemem, zamiast tego podsuwają Ci rozwiązanie, które generuje kolejne problemy.
- Kiedy wiesz, że nic nie wiesz, coś tam wyczytałaś, coś tam zguglowałaś i chcesz to skonfrontować ze swoim lekarzem, uzupełnić swoją wiedzę, sprawdzić czy dobrze w ogóle rozumiesz, no bo przecież nie studiowałaś 6 lat medycyny, odbijasz się od muru irytacji.
Zadziwiają mnie ludzie, którzy za darmochę oddają świadomość swojego ciała. Nie chcą go poznać i zrozumieć. Ja chcę! I nie bo jestem taka ciekawa świata, ale skoro żeby zrozumieć jak działa samochód, który mam prowadzić, jak miałabym nie ogarnąć podstaw działania własnego ciała? Po co uzależniać się od leków, które trzeba brać ciągle, żeby przykryć zasłoną niedostrzegania objawy, podczas kiedy choroby nadal są w nas? Nie kumam zbijania gorączki od razu. Nie rozumiem brania leków przeciwbólowych kiedy tylko coś nas zaboli. Walczyłam mocno o to, żeby nie brać antydepresantów. Nie akceptuję antykoncepcji hormonalnej. I nie… nie zaszywam sobie ciecierzycy w łydce. Po prostu wydaje mi się, że rozumiem, że lekarstwa są ostatecznością, mam nadzieję, że chwilową, pozwalają przeżyć lub przetrwać kryzys, ale nie powinny nigdy być naszą codzienną podporą. Sądzę też, że nasze ciało jest po pierwsze mądre, po drugie… doskonale skonstruowane, a naszą rolą jest pomóc mu funkcjonować tak dobrze jak zostało do tego stworzone.
Bardzo chciałabym znaleźć lekarzy, którym można zaufać, dla których ich zawód jest misją, którzy dla pacjenta mają czas i uwagę. Specjaliści od altermed i naturopaci mile widziani. Z usług jakich lekarzy korzystacie? Jakie są Wasze myśli na temat medycyny konwencjonalnej i niekonwencjonalnej?
91 komentarzy
Wow, ostatnio nie zgadzałam się z żadnym przeczytanym u Ciebie tekstem (wolność, związki, przyjaciele itd.), ale ten dokładnie odzwierciedla moje myśli o medycynie.
mi samej jakoś udaje się omijać lekarzy-idiotów, ale z moimi dziecmi zwiedzam gabinety wszelkich mozliwych specjalistów i chwilami mam ochotę rzucać im się do gardła,bo są tak cholernie niedoedukowani, że aż boli rozmawianie z nimi.. każdy lekarz ma swoja własną koncepcję i żadne tam nowe badania nad tematem go nie zwiodą, bo przecież on wie bardziej i co ja mu tam bede machać wynikami badań.
To może medycyna chińska? W Warszawie jest np. Dr Anna Romanowska.
Sama zamierzam zostać lekarzem i jest z tym pewien problem, bo albo będę chirurgiem, albo będę musiała dowiedzieć się wszystkiego o tych holistycznych rzeczach 😉
Agata – chirurg to wiadomo, ratuje życie! Ale interniści i inni specjaliści to często zmora. Marzę, żeby ktoś mówił jak leczyć zaburzenia tarczycy np. a nie przepisywał leki do końca życia.
Karolina – tao fajnie, że nie jesteśmy jednorodne. Ja sobie to bardzo cenię 🙂
Jaką metodę antykoncepcji propsujesz?
Ja długo szukałam lekarza, który popatrzy na mnie bardziej holistycznie. Znalazłam ( po wielu próbach). O dziwo jest to lekarz w małym mieście, przyjmuje na NFZ i nie boi się dawać skierowań na badania, gdy uważa, że są konieczne.
Podobnie miałam z pediatrą. Po złych doświadczeniach szukałam kogoś przez kumpla, który jest przedstawicielem farmaceutycznym i zna wielu lekarzy w mojej okolicy. Znalazłam. Również w mojej małej miejscowości. Również na NFZ. Pani Doktor na choroby „przepisuje” inhalacje, oklepywania, cytrynę i sok z malin. Mojej córce jeszcze nie przepisała antybiotyku od 3 lat. Leczenie jest może dłuższe i męczące. Warto jednak czekać. Moja córka choruje bardzo rzadko a do Pani doktor idzie jedynie po naklejki a nie po receptę ;p Da się ! Trzeba być wytrwałym i szukać. Nie iść na łatwiznę. Przecież to chodzi o zdrowie mojego dziecka oraz moje….
Skoro kupując nowy telefon możemy szukać odpowiedniej „opcji” przez kilka tygodni to dlaczego idziemy do pierwszej przychodni obok domu.
PS: Czy mogłabyś napisać coś więcej na temat Twoich sposobów „antykoncepcyjnych” ?
Ciekawa jestem co stosujesz zamiast antykoncepcji hormonalnej? Ja też unikam lekarzy jak ognia a Męża chorego na chorobę autoimmunologiczną leczymy dietą głównie 🙂
Qchniazdrowia – prezerwatywy forever! Psują klimat to prawda, ale po pierwsze tanie, skuteczne, bez skutków ubocznych i co piękne chronią przed potencjalnymi chorobami więc win, win, win!
Agata Cezari, mistrzyni leczenia dieta 🙂
No dobra, ja o gumkach, ale ja nie mam jednego partnera seksualnego, więc to też inaczej. Ale gdybym była w stałym związku monogamicznym to zainteresowałabym się tematem mikroskopu owulacyjnego. Wiem, że to brzmi jak „kalendarzyk przedmałżeński” ale googlujcie. Moja kumpela tego używa i mówi, że działa. Skuteczność taka sama jak tabletek anty, ponoć. Ja na pewno nie będę łykać hormonów, które nie tylko źle wpływają na moje ciało (próbowałam!) ale też bardzo źle działają na środowisko naturalne (z sikiem do rzek i tak dalej).
Generalnie z braku lepszego pomysłu ogarniania zdrowia chodzę do lekarzy bez zbędnej zwłoki, często tylko profilaktycznie. Od kilku miesięcy mam zdiagnozowane hashimoto (zupełnym przypadkiem, sama sobie zrobiłam badania i potem musiałam tłumaczyć się z tego lekarzom – absurd) i w związku z tym pierwsze stałe leki. Od początku coś mi się wydawało niehalo, kiedy lekarka powiedziała, że przeciwdziała się tylko niedoczynności tarczycy (tabletki z hormonami), ale z przeciwciałami niszczącymi tarczycę nic się nie robi i nawet nie ma po co powtarzać badań sprawdzających ich poziom. Wiem, że są do tego inne podejścia (dieta, nietolerancje pokarmowe, niedobory) i może ktoś tu ma jakąś wiedzę na ten temat – chętnie poczytam.
Dzięki błędom lekarzy mam tak zniszczoną rogówkę, że nie widzę prawym okiem pierwszej litery na tablicy okulistycznej.
Pozdrawiam antybiotykoterapię.
Podejście holistyczne do człowieka to, coś co do mnie przemawia 🙂
Mam identyczne wnioski, dotyczące medycyny „konwencjonalnej”.
A ostatnio (od jakichś dwóch lat?) bardzo promuję podejście do organizmu od strony drugiego mózgu, czyli „rola bakterii jelitowych w życiu człowieka” 😀
Bardzo polecam Historię wewnętrzną Giulii Enders i Dobre bakterie Robynne Chutkan, najlepiej w tej kolejności.
Jak to ktoś kiedyś powiedział „składasz się z pierdyliarda komórek, które dbają wyłącznie o Ciebie” 😀
Nie należy im przeszkadzać 😉 Niestety, jedząc tony cukru we wszystkim i kolejne tony antybiotyków w jedzeniu, a dodatkowo dowalając sobie wszechobecnymi detergentami i nadmierną sterylnością, przeszkadzamy tym naszym biednym, spracowanym komórkom w leczeniu nas samych…
ło matko, Blum.
Zadałaś sobie pytanie – czemu tak jest?
bo ja wiem czemu profesor diabetologii nie uważa nawet żeby należało mówić pacjentom o zmianie diety – oni nie chcą słuchać.
Wszystkie detoksy, diety cud i inne mają takie wzięcia, dlatego, że ludzie nie chcą zmiany na całe życie.
Chcą tabletkę.
Gwarantuje Ci jednak, że po latach siedzenia w temacie, jest naprawdę sporo lekarzy którzy chcieliby zajmować się profilaktyką. Ale nadal na zaproszenie na badania przesiewowe odpowiada mało kobiet.
Marzą mi się pacjenci, którzy chcieliby posłuchać o profilaktyce, roli sportu, dobrego odżywiania, medytacji i odpoczynku 😉 Tacy którzy dyskutują i słuchają argumentów obu stron, a nie wiedzą wszystkiego lepiej po przeczytaniu w google.
BTW, z ciekawostek o antykoncepcji – jeżeli chciałoby się robić wszystko naturalnie, to w ciągu swojego życia powinnaś być w ciąży. Średnio 8-10 razy. przy każdej ciąży, w trakcie laktacji też płodność wraca stopniowo, czasem nawet do dwóch lat po porodzie. Czyli ok 15-20 lat z około 30 swojego płodnego życia powinnyśmy być bez owulacji. W trakcie jednego roku mamy 12 owulacji. Łatwo obliczyć, że to ponad 180 owulacji więcej, niż przygotowała nas na to natura, co może być przyczyną zwiększonej ilości zachorowań na endometriozę, raka sutka itp. polecam jednak antykoncepcję hormonalną. Albo ciąże 😛
Blum, świetnie, ze masz takie podejście, że chcesz poznać swoje ciało, mieć z nim kontakt, czaić jak coś boli o co mu chodzi. Ale z mojego skromnego doświadczenia (piszę to z perspektywy farmaceuty) przeciętny pacjent raczej chce mieć problem z głowy. Będę miała więcej praktyki to się dowiem. Szkoda, że trafiasz na takich lekarzy, nie mam pojęcia czego to kwestia, ale już od wielu lat trafiam do specjalistów, którzy biorą pod uwagę to co mówię i cierpliwie odpowiadają na pytania.
Z osiągnięć medycyny warto korzystać mądrze. Nie wiem czy ktoś Ci kazał kiedyś zbijać od razu gorączkę, brać leki przeciwbólowe, kiedy coś nie jest nawet bólem tylko dyskomfortem czy brać antydepresanty, jeśli miałaś w sobie tyle siły, żeby walczyć o siebie, aby ich nie brać. Za to protezy neuronalne podobno nie są wcale takie fajne jak mówią ich producenci. 😉
Druga sprawa- lekarz nie może działać tak jak podpowiada mu intuicja. Musi opierać się na konkretnych, SENSOWNYCH badaniach. Nie wiem ile jest badań dotyczących wyleczenia chorób tarczycy, astmy czy cukrzycy dietą, ruchem czy medytacją. Takich porządnych metaanaliz, nie jakiś pojedynczych przypadków. Ilu z tych chorych trzyma się chociaż zaleceń z książeczek, które dostają u lekarza? Czego unikać, czego jeść więcej, jak się ruszać czy chociażby kiedy brać leki?!
Nie neguje medycyny alternatywnej jako takiej, chociaż w ostatnich latach podobno ilość ziębowników i tego typu osób znacznie się powiększyła, stąd niechęć lekarzy do alt medu. Jeśli kolejna osoba przychodzi z dziwnym pomysłem to może jako lekarz przestajesz się zastanawiać czy ma to sens i negujesz wszystko jak leci. Czy dasz radę wytłumaczyć pacjentowi, że z naukowego punktu widzenia lewoskrętna witamina C nawet nie istnieje, jeśli chciał by się dowiedzieć czy jest sens ją brać? Z drugiej strony na moich studiach miałam pobieżne informacje o niektórych alternatywnych sposobach terapii- dogoterapii, hipoterapii, trochę medycyny chińskiej, trochę arteterapi.
To nie jest tak, że medycyna neguje terapie „alternatywne”, po prostu, żeby lekarz mógł bez obawy o dobro pacjenta zalecić coś takiego potrzeba udowodnionej skuteczności.
Ale mi wyszedł elaborat, przepraszam za chaos.
P.S. Wiesz, że nie można dodawać komentarzy tu, na blogu powyżej pewnej ilości linijek, bo rozjeżdża się okno i do ich dodawania i nie można kliknąć „opublikuj”?
Zuzanna – TAK! Czytam to właśnie. Odkąd jem probiotyki i więcej kiszonek, unikam cukru to moja skóra jest o niebo lepsza i odporność to samo! Nie miałam wcześniej pojęcia o wpływie jelit na te sprawy!
Aleks – nie chodzi mi o to, żeby wszystko robić naturalnie. Nie będę w ciąży tylko dlatego, że „tak chciała natura” jeśli ja tak nie chcę. Nie zjem też łożyska ani młodego, jeśli akurat mi to wpadnie do głowy 😉 choć byłoby naturalne. A antykoncepcja hormonalna działała na mnie fatalnie. Na moje emocje, na moją skórę, na moją wagę i na moje libido. Serio była to 10000% skuteczność. Próbowałam różnych metod hormonalnych i musze przyznać, że przy żadnej z nich nie odbyłam stosunku bo moje libido nie istniało. No thanks 😉 Lubię seks!
Majka – nawet moja gin, do której chodze prywatnie lubi mi dawać leki na oko i muszę ją prosić zeby np zrobiła posiew. Nie mówiąc już o tym, że jak kiedyś postanowiłam zrobić badania czy w 100% jestem czysta jeśli chodzi o choroby weneryczne, wszyscy lekarze uznali, że jestem przewrażliwiona i ogólnie „po co wydawać tyle hajsu?”. Trochę opadają ręce…
Majka – nie wiedziałam! Postaram się to zmieinć, żeby elaborat mógł iść w jednym komentarzu! 🙂
Uwierz mi wolałabym iść do lekarza i mu ufać, zamiast sama szperać i grzebać, bo nie mam na to czasu ani ochoty. Ale po tym jak lekarze faszerowali mnie lekami przeciwbólowymi i rozluźniającymi mięśnie,a potem trafiłam na cudnego fizjoterapeutę, który znalazł problem i go naprawił, a od leków zjebałam wątrobę… to jakoś mam mieszane uczucia.
Staram się słuchać jednych i drugich i robić jak czuję. Ja w przeciwieństwie do lekarzy nie potrzebuję dowodów. Znam swoje ciało i wiem co dla niego dobre, a kiedy jestem bezradna, słucham tego kto wydaje mi się najmądrzejszy.
Podpisuję się pod wszystkim i zgadzam w 100%!
Mam też krótką historię;
jakieś 2 lata temu po powrocie z Indii miałam ogromne problemy natury jelitowej…ekhm oczywiście podejrzewali, że coś złapałam na wakacjach. Spędziłam tydzień na oddziale zakaźnym na głodówce i badaniach. Nie wyszło nic. Chcieli mnie nadal trzymać. W końcu wycieńczona wyszłam na własne żądanie. Poszłam prywatnie do lekarza i spytałam o kolonoskopie, może ona pokaże co się ze mną dzieje? Nie, nie ma takiej potrzeby. Zapłaciłam stówkę. I dalej nic. Zdecydowałam się jednak na wykonanie kolonoskopii- diagnoza- choroba przewlekła- wrzodziejące zapalenie jelita grubego, a pobyt w Indiach po prostu ją „pokazał”. Oh no…..ścisła dieta, tabletki do końca życia….i zawsze ryzyko nawrotu choroby. Za namową rodziców podjęłam alternatywne leczenie. Brałam chiński grzyb kordiceps, pastę z róży no i oczywiście zmieniłam nawyki żywieniowe. Po pół roku powtórzyłam badanie- jestem w 100% zdrowa!;)
ah jednak nie pod wszystkim!;) antykoncepcję hormonalną stosowałam i zapewne kiedyś do niej wrócę;)
Justyna – nie mi oceniać, niech każdy robi jak uważa, mi ona totalnie nie służyła ;/ Ale to co dobre dla mnie nie musi być przecież dobre dla wszystkich.
Tak bardzo jak kocham Twojego bloga, tak bardzo się z Tobą nie zgadzam. Ok, co do leków to się zgadzamy, ja również raczej nie korzystam, zdecydowanie wolę naturalne metody, a nie przy byle katarku pić Gripexy czy inne gówna. Ale z jednym się nie zgodzę – są lekarze godni zaufania. Są lekarze z powołania. Są lekarze, którzy bezmyślnie nie zapisują ludziom z grypą antybiotyków. To, że niekoniecznie takich spotkałaś nie oznacza, że ich nie ma. Ja postanowiłam rok przesiedzieć w domu nad książkami i chodzić do pracy zamiast iść na studia, bo nie dostałam się na studia medyczne od razu. Zabrakło kilku punktów. A chcę być lekarzem, chce być blisko ludzi, chce im pomagać, chce widzieć progres. A wychowałam się w rodzinie z filozofią medicine free, więc raczej nie idę z nastawieniem faszerowania ludzi lekami. Jednak przez wpisy jak te, przez to całe gadanie, jacy to lekarze są źli, niektórzy ludzie nie korzystają nawet z tych badań czy konsultacji (tak, widzę, że Ty jesteś za badaniami i bardzo dobrze, że to napisałaś). Myślę, że postawiłaś tutaj zbyt odważną tezę. Oczywiście takie jest Twoje zdanie, moje pozostanie moim, ale po to jest tych lekarzy więcej niż jeden, żeby szukać, wybierać, konsultować się. A jak chcesz się dowiedzieć, co się dzieje z Twoim ciałem, to powiedz lekarzowi, żeby Ci wytłumaczył co i jak się dzieje. A jeśli nie chce, to zmień lekarza. Wybacz ten rant, ale naprawdę mnie to wkurzyło, widzę totalną irytację w tym poście i rozumiem – są lekarze debile. Ale są też lekarze, którzy przyjmą Cię o 23, nie wezmą od Ciebie pieniędzy za prywatną wizytę o takiej barbarzyńskiej godzinie, wytrzymają Twoje ryczenie z bezsilności w gabinecie dwa razy pod rząd, wytłumaczą cały proces biochemiczny zachodzący w korze nadnerczy i co można z tym zrobić. Subiektywizm swoją drogą, ale jednak nie wrzucaj wszystkich do jednego worka, bo Tobie też byłoby to niemiłe.
JK moja strona często zawiera wpisy felietonowe, ukazujące mój punkt widzenia. Jak widzisz sam wpis nosi tytuł „dlaczego nie wierzę” a nie „dlaczego lekarze są źli”. Nie wątpię, że są dobrzy lekarze, ale mówię o globalnej tendencji, którą widzę. Ja jestem bardzo świadomym pacjentem i często proszę o skierowanie na badania, chcę wiedzieć co robić, chcę wiedzieć skąd się co wzięło itp.Zazwyczaj moja potrzeba wiedzy jest wyśmiewana lub lekceważona. To mega przykre.
Rozumiem, ale myślę, że normalny lekarz chętnie Ci wytłumaczy, przynajmniej ja na jego miejscu bym to zrobiła, bo moim zdaniem o to chodzi w służbie zdrowia – dzielić się wiedzą, uświadamiać; a nie, że potem się słyszy, że kobiety mają cewkę moczową w pochwie. Po prostu zabolała mnie ogólnikowość, należy patrzeć też choć odrobinę z tej drugiej strony, to nie są pracownicy marketu, tylko ludzie, którzy 6 lat przeznaczają na naukę medycyny, która stale się rozwija, stale się zmienia. Powodzenia w szukaniu lekarza, który dla Ciebie będzie odpowiedni, wszystko wytłumaczy i wyjaśni. Pozdrawiam! (A na bloga wrócę, czytam od dawna!).
Moje wizyty u lekarzy zazwyczaj kończą się poirytowaniem, dlatego od jakiegoś czasu staram się sama zadbać o swoje zdrowie. Wprowadzam do diety wartościowe jedzenie z nadzieją, że moje ciało kiedys mi za to podziękuje. Ostatnio zaczęłam czytać bloga Pepsi Eliot, bardzo mi pomaga z wyborem odpowiednich produktów. Jej teksty oparte są o naukowe książki. Jak dla mnie super. Mam to szczęście, że mój partner też woli takie podejście niz łykanie tabletek. Na razie pochłaniam sezam z nadzieją, że naprawią mi sie kolana, bo jak nie to operacja…
JK ale ja się bardzo cieszę, że np Ty będziesz takim lekarzem 🙂 Nie jestem uprzedzona z automatu, jakbym trafiła na lekarza cudo, trzymałabym się go!
Edyta – korzystam z supli Pepsi, ale też biorę jej wiedzę przez palce. Bo jednak mimo, że sama dużo grzebie i się dowiaduje, nie ma pełnej wiedzy, znajomość wyników badań nie oznacza holistycznie poprawnej jej interpretacji (moim zdaniem po to są m.in studia). Jednocześnie nie uważam, że na studiach dadzą wszystko. Mają mało wpływu diety na organizm z tego co wiem.
W kwestiach medycznych ufam Pepsi Eliot i Jerzemu Ziębie (Ukryte terapie – Polecam wszystkim! chociażby darmowy rozdział o wit.c krążący w internecie). Żadne z nich nie jest lekarzem! 😀 Poza tym od czasu przejścia na świadome odżywianie – żadnego alko, który i tak mi nigdy nie smakował, wegańskie, czyste jedzenie, niewiele przetworzonych produktów – nie muszę się leczyć bo nie choruję. I uważam, że każda, ZUPEŁNIE KAŻDA, choroba wynika z umysłu, z naszych emocji, lęków, niechęci. Więc i lekarstwo jest w nas, ja stawiam na medytację. Nawet przeziębienie – można pomyśleć, że na wirusa nie ma wpływu. Jednak gdyśmy mieli większą odporność to wirus by nie przeniknął, gdyśmy zjedli porcje warzyw na obiad, a nie tłuste mięso ze smutnym ładunkiem wibracji, gdybyśmy wyciszyli umysł poprzedniego dnia przez godzinę, zrelaksowalibyśmy się, nasza odporność byłaby wyższa. Myślę wręcz, że choroba jest naszym wyborem (bardzo podświadomym). No i brakiem witamin, minerałów i dobra w nas 🙂
A antykoncepcja hormonalna jest daleka od natury wiec jestem jej przeciwniczką ( jestem przeciwna jej w moim życiu, ni w życiach innych kobiet;). Poza tym mając dobry kontakt ze swoim zdrowym ciałem można zauważyć bez problemu owulację, co dużo ułatwia!
pozdrawiam Blum! 🙂
Również nie cierpię chodzić do lekarza – jakiegokolwiek. Mam tyle ZŁYCH wspomnień, że na samą myśl mi niedobrze. M.in. w gimnazjum jak miałam problem z hormonami i musiałam być tydzień w szpitalu, co chwilę pobierali mi krew (jednego dnia od 6 rana do południa co poł godziny) i wspaniała pielęgniarka tak trafiała mi w żyŁę, a raczej w mięsień, że miałam pokaleczoną całą rękę, a kiedy już udało jej się trafić tam gdzie miała, strzykawka „przypadkiem” się jej przesunęła i rozlała całą krew na mnie i podłogę, hehe. a miałam wtedy 15 lat, myślałam, że odjadę. Rok temu pan ginekolog powiedzial mi, że jestem nienormalna, że nie jem mięsa i przez to nie będę mieć dzieci, taki tekst ogólnie za przeproszeniem z dupy wzięty, albo inna sytuacja – jak moja siostra była mała często chorowała i jedna babka zawsze przepisywała jej mnostwo tabletek z kosmosu, byle tylko coś wypisać chyba. I tak jednej nocy siostra zaczęła się dusić i trzeba było szybko jechać do szpitala, a tam okazało się, że te leki zaszkodziły. Pomijam chamstwo większości lekarzy, może ja tak trafiam. 😀 Mam jednego zaprzyjaźnionego lekarza od dzieciństwa w rodzinnym mieście, ale to jest jedyny pan doktor,którego wspominam z dużym uśmiechem. 🙂
Zbijamy gorączkę od razu,lykamy tabletki przeciwbólowe jak cukierki..bo nie mamy czasu chorowac,położyć się,odpocząć. Musimy być dyspozycyjni,L4 jest niemilo widziane. Zresztą po co mi L4 jak w domu i tak nie mam przy dzieciach mozliwosci leżenia w łóżku 🙂 KasiaJ
Aaa no i jak nie lykac hormonów jeśli tylko ta metoda antykoncepcji jest godna zaufania? Juz mam rodzinę,mam tez swoje lata i oczekiwania i nie chce co miesiac zastanawiac sie,czy tym razem znowu sie udalo 🙂 KasiaJ
Fascynujący tekst. Jestem jeszcze dość smarkata, osiemnastka na karku, ale z antykoncpecją hormonalną miałam już do czynienia przez bardzo bolesne miesiączki. Brałam przez kilka miesięcy, pogłębiła mi się depresja, zepsuła skóra i przytyłam 10 kilogramów. Nie, dziękuję. Teraz radzę sobie imbirem i jogą, gdy akurat mam okres (bo ten, dzięki namieszaniu w hormonach, pojawia się nieregularnie).
Po skręceniu kolana i zwichnięciu rzepki miałam 'diagnostyczną’ artroskopię, która bardziej zaszkodziła niż pomogła. Przez 2 lata nie chodziłam normalnie. Nachodziłam się do tryliarda ortopedów i rehabilitantów. Pomógł w końcu jeden dobry osteopata i fizjoterapeuta. Bez leków. Odpowiednimi masażami i ćwiczeniami, dopasowanymi DO MNIE, a nie skserowanymi z podręcznika (takie zalecenia ćwiczeń też dostałam).
Nie wiem, nie łykam już prawie leków przeciwbólowych (którymi kiedyś się żywiłam – kolano i okres doprowadzały mnie do histerii z bólu), lekarzy zostawiam sobie jako ostateczność, czytam co nieco o medycynie alternatywnej i poprawiłam dietę… Ale dwie rzeczy mnie pokonały. Nadal łykam hormony (tarczyca… nie ośmielam się sama w to ingerować) i, niestety, antydepresanty. Tych drugich bardzo się bałam, bo jako 14-latka miałam już z nimi do czynienia i nie działały na mnie najlepiej, ale teraz… trochę się poddałam. Były, cóż, ostatnią deską ratunku. Mam nadzieję, że wkrótce nie będą mi potrzebne, nie cieszy mnie zaśmiecanie sobie organizmu, ale bez nich nie dałabym rady. Swoją drogą, jeśli mogę spytać, co zrobiłaś Ty żeby antydepresantów uniknąć? Może uda mi się czymś zainspirować.
zaraz zaraz. czyli jesz pastylki od typiary z internetu bo ona się na tym zna bo przecież tak napisała na swoim blogu, a negujesz pastylki od lekarza. ok 🙂 lepiej juz sie zajmij swoi projektowaniem fatałaszków…
Blum, jestem lekarzem i po przeczytaniu Twojego artykułu zrobiło mi się niesamowicie przykro. Niestety, ilość spraw, które chciałabym sprostować przekracza możliwości objętościowe przyzwoitego komentarza. Może napisze tylko coś, co każdy komentujący, pracujący w zawodzie medycznym potwierdzi – pacjenci nie chcą takich lekarzy, o jakich Ty marzysz. Nie znam żadnego człowiek po studiach medycznych który podpisałby się pod kuriozalnym zdaniem, które zamieściłaś we wstępie – „Łykasz magiczną tabletkę i Twój problem znika. A przynajmniej tak mówi Twój lekarz.” Za to spokojnie mogę powiedzieć, że przynajmniej co drugi pacjent właśnie tego ode mnie oczekuje – magicznej tabletki, która jak wiesz nie istnieje. Wydaje Ci się to nieprawdopodobne, bo przecież Ty i Twoja koleżanka i koleżanka Twojej koleżanki nie ma takiego podejścia. Jednak lekarz w ciągu dnia pracy spotyka się z całym przekrojem społeczeństwa, w którym ludzie świadomie podchodzący do swojego ciała są wciąż niewielkim procentem. Każdego dnia przyjmuję bezdomnych, dresiarzy, emerytów żyjących na granicy ubóstwa, ludzi opóźnionych umysłowo. Blum jesteś wymarzonym pacjentem, ale sam artykuł został napisany z perspektywy bańki mydlanej. Jeśli przeciętnej pacjentce z nieznacznie odbiegającymi od normy poziomami hormonów tarczycy zalecę modyfikację diety i trybu życia, kontrolę za 2 miesiące to wiesz co najprawdopodobniej nastąpi? Za 10 lat ta pacjentka trafi na oddział z organizmem zdewastowanym zaburzeniami metabolicznymi i powie, że 10 lat temu miała zdiagnozowana niedoczynność tarczycy, ale pani doktor kazała NIC z tym nie robić. Kiedy pacjentowi zamiast silniejszego leku przeciwbólowego sugeruję, że prawdziwą ulgę przyniesie zmniejszenie masy ciała, zostaję obrzucona niewybrednym komentarzem, negującym moją wiedzę. Polacy są lekomanami. Trzeba być jednak bardzo ostrożnym, bo to zdanie przeczyta też mniej bystra osoba, która z dnia na dzień odstawi lek, który utrzymuje jej organizm przy życiu. Holistyczne podejście do leczenia wymaga więcej wysiłku, czasu, uwagi, chęci współpracy, silnej woli właśnie ze strony pacjenta. W prawdziwym życiu nikt nie bierze na poważnie zalecenia innego niż recepta. Nie dajesz leków, po których przestaje boleć – nie znasz się na leczeniu i nie potrafisz pomóc. Jeść więcej warzyw? Tyle to ja sam wiem, do pani przyszedłem po tabletki.
Wiesz Blum, każdy lekarz działa w obrębie bardzo rygorystycznego i niestety często niedoskonałego systemu. Bierze pełną odpowiedzialność za to co robi. Nie może sobie wywiesić na drzwiach super wygodnej karteczki: „Wszystkie informacje są moją subiektywną opinią i nie mogą zastąpić porady lekarskiej”. Stąd Evidence Based Medicine, leczenie według wytycznych, algorytmów postępowania, których nie ma w google. Sama jestem niesamowicie intuicyjną osobą, ale mam w sobie poczucie odpowiedzialności, które każe mi się zastanowić gdzie jest granica między moim życzeniowym myśleniem a argumentem wieloletnich badań statystycznych. Pracę lekarza, zwłaszcza w Polsce, ogranicza bardzo wiele aspektów, nad którymi przeciętny pacjent się nie zastanawia, bo nie wie nawet że istnieją.
Wy nie ufacie lekarzom, my nie ufamy pacjentom. Bez zaufania nie ma relacji terapeutycznej. Niestety takie artykuły tylko pogłębiają tę patologiczną sytuację. Mamy takich lekarzy na jakich zasługujemy. A lekarze też są bardzo rozgoryczeni postawą pacjentów.
Myślę, że opryskliwe traktowanie ze strony lekarzy, z którymi chciałaś skonsultować swoje poglądy na zdrowie wzięło się z tego, że czuli się zawstydzeni, że nie orientują się dobrze w tematach, o które pytałaś. To też tylko ludzie, nie wszyscy lubią przyznawać, że o czymś nie słyszeli, chociaż to nie usprawiedliwia ich paternalistycznego potraktowania pacjentki. W Polsce mamy najmniej lekarzy w UE, a pomocy lekarskiej szukamy najczęściej. Lekarze pracują po 300 godzin w miesiącu. Mamy obowiązek nieustannego dokształcania się w tzw. czasie 'wolnym’, a na egzaminach nikt nas nie pyta o wpływ substancji zawartych w soku z selera na ciśnienie tętnicze. Pytają nas o zagadnienia, których próżno szukać w google. Sprawne poruszanie się w maleńkim wycinku współczesnej wiedzy medycznej wymaga kilkudziesięciu lat nauki i nieustannego bycia na bieżąco z pojawiającymi się niemal codziennie nowymi doniesieniami. Im więcej wiesz, tym bardziej do Ciebie dociera jak mało jeszcze wiesz. Medycyna to dziś tak potężna dziedzina nauki, że nie ma możliwości by jeden człowiek był w niej da Vincim. Nazywanie moich profesorów niedouczonymi, bo nie znają się na diecie wegańskiej uważam za niesmaczne. Serio. Jeśli starsza koleżanka z pracy mówi mi, że powinnam codziennie jeść mięso, dopóki miesiączkuję, to mogę się z nią nie zgadzać, ale nigdy nie przyszło by mi do głowy, żeby nazwać ją niedouczoną.
Blum, pewnie byłabyś zaskoczona tym w jak wielu punktach mimo wszystko się z Tobą zgadzam. Trafiłam jakiś czas temu na bloga Pepsi i po przeczytaniu kilku artykułów byłam bardzo bardzo pozytywnie nastawiona. Niestety kontynuowałam czytanie przez około miesiąc i coraz bardziej łapałam się za głowę. To najgroźniejsza sytuacja, kiedy wśród rzetelnych informacji i wiarygodnych materiałów źródłowych znajdują się takie kwiatki. Przeciętny czytelnik nie ma żadnych szans wychwycić w którym momencie rozsądna analiza zamienia się w szkodliwe bzdury. Naprawdę bzdury. Pepsi doskonale wie jak sprawiać wrażenie krytycznej i bezkompromisowej poszukiwaczki prawdy. Nie mam nic przeciwko zarabianiu na blogu, dobra robota powinna być dobrze wynagradzana, ale ten blog to wg mnie machina do nabijania ludzi w butelkę i zarabiania kasy na pewnych prostych schematach postrzegania świata przez ludzki umysł. Wg mnie blog Pepsi niewiele się różni od Big Pharmy, przed którą tak ostrzega. Na próby sprostowania autorka odpowiada szyderczą notką, chroniącą ją przed konsekwencjami prawnymi. Suplementacja to też temat rzeka, niestety najczęściej kończy się po prostu wysikiwaniem bardzo drogiego moczu.
W dobrym tonie jest dziś nie ufać lekarzom. To chyba najbardziej zmitologizowany zawód w naszym kraju. Życzę Ci Blum, żebyś znalazła lekarzy godnych Twojego zaufania. Uważam, że w ciągu kilku lat będzie pojawiać się coraz więcej gabinetów, w których konwencjonalne metody leczenia będą łączone z całościowym spojrzeniem na człowieka. Lekarze wbrew stereotypom nie są takimi entuzjastami tabletek jak ich pacjenci i często z zachwytem i ciekawością podchodzą do wielu tradycyjnych i naturalnych metod leczenia. Na pewno będzie też coraz więcej samozwańczych specjalistów po kursie leczniczego machania kijem u wielkiego bliżej nieznanego mistrza, którzy będą sobie życzyli sowitej zapłaty za metody, których skuteczność opiera się w istocie tylko na niezwykłej sile ludzkiego umysłu.
Jak ktoś słusznie zauważył, żeby kupić byle pierdołe przeczesujemy wszystkie dostępne sklepy, a do lekarza idziemy do najbliższej przychodni i spodziewamy się tam Pana Boga ze stetoskopem. Będzie popyt na lekarzy śmiało korzystających z naturalnych metod leczenia, będzie też podaż. Osobiście uważam, że człowiek zajmujący się ludzkim zdrowiem powinien działać w myśl zasady “Learn the rules like a pro, so you can break them like an artist.” Dlatego proszę, nie skreślajcie tak łatwo konwencjonalnej medycyny. Dała też jednak ludzkości trochę dobrego 😉
Lili – Nie neguję pastylek od lekarza. Jeśli są uzasadnione to je łykam. Tak, neguję leki przeciwbólowe i pseudosuple na ból dupy, pleców, otłuszczoną wątrobę, za duży apetyt, za mały apetyt, wiatry, niespokojne stopy i nietolerancję laktozy – bo to tuszowanie efektów, a nie naprawianie skutków.
I radzę Ci uprzejmie – zmień ton. Tu można wyrażać swoje zdanie, ale wyłącznie w sposób uprzejmy, szanując drugą osobę. Sposób w jaki się komunikujesz nie jest przeze mnie akceptowany i może tolerują go Twoi bliscy, ale ja z pewnością nie będę. Więc wyrażaj swoją opinię z większą wsadką żywych kultur osobistych pliz.
Moli – masz wyższy poziom świadomości. Czuję i rozumiem podobnie. I nie zamierzam absolutnie nikogo przekonywać, bo to moje wybory. Co nie znaczy, że będę o nich milczeć. Zawsze spoko temat do porozkminiania we własnej głowie.
Moja mama wyleczyła się jogą i medytacją z bardzo silnych bóli kręgosłupa i przedmiesiączkowych. Jeśli chodzi o mnie, nie interesują mnie aż tak wyniki badań, jak wyniki które osiągam ja i moi bliscy. A te nie są jedynie „czuciem i ufaniem” są ujęte w medyczne ramki. Dieta i umysł mają GIGANTYCZNY wpływ na zdrowie i samopoczucie. Szkoda, że się o tym nie mówi i traktuje się to jako szarlatanerię lub frazesy pt „wysypiaj się i nie stresuj”.
KasiaJ – kwestia podejścia. Ja organizuję swoje życie tak, żebym miała czas chorować. Ale w moim przypadku wiem, że jak dojebię ciału, ono się zbuntuje i za chwilę powali mnie tak, że mam czas, nie mam czasu, będę leżeć i kwiczeć dniami/tygodniami. Moje ciało jest brutalne w tej materii i dobrze mnie wytresowało w kwestii szacunku do siebie.
W – po pierwsze każdy jest inny! Gdybym czuła, że się zabiję jak nie będę jeść antydepresantów, to bym je jadła, bo chrzanić wątrobę, kiedy ratujesz swoje życie! Ważne, żeby w międzyczasie pracować z terapeutą i żeby one tylko pomogły przetrwać najgorszy czas, ale nie żeby były protezą czegokolwiek w naszym życiu. Absolutnie nie mówię, że to najgorsze zło, choć widziałam badania, które mówią, że pogarszają tylko sprawę. Ale badania to cyferki i kasa. Zależy kto i jaki efekt chce osiągnąc i pokazać światu, dlatego nie wierzę specjalnie ani big pharmie ani zajadłym przeciwnikom takowej.
To może brzmieć śmiesznie, ale nauczyłam się słuchać własnego ciała i wiem co robić. To nie znaczy ani, że jestem nieśmiertelna, ani że nigdy nie będę chorować.
Ostatnio np. miałam usuwane dwa zęby mądrości na raz. Znieczulenie, cięcie dziąsła, piłowanie kości i reszta całej tej frajdy. I przez dwa dni jadłam przeciwbóle aż miło. Ale to nie znaczy, że będę je łykać bo mam kaca, albo okres albo bo mnie trochę boli głowa. Jak boli bardzobardzo, jem, póki nie, staram się wytrzymać, nie doprowadzać do takich sytuacji lub leczyć się naturalnie ziołami itp.
Dla mnie to działa. Nie znaczy to wcale, że nie badam się czy w sytuacjach ekstrmalnych nie korzystam z osiągnięć farmacji i medycyny konwencjonalnej. Wszystko jest dla ludzi. Po prostu uważam, że rozpatrywanie człowieka w częściach, a nie całości jest idiotyczne. Myślę też, że zamiast leczyć objawy, lepiej zająć się przyczynami. Wprowadzić higienę życia, właściwy pokarm, oddychanie, ruch, świadomość.
To co psychoterapia, joga i zdrowa, nieprzetworzona żywność roślinna robi dla mojego ciała, nie zrobią żadne magiczne tabletki z apteki, ale podobnie jak do wielu spraw, moje podejście do ciała się różni od podejścia wielu osób. Nie nękam go, nie ścigam, nie nękam. Wielbię, słucham, traktuję jak partnera, jak dziecko, jak przyjaciela. Ten kontakt sprawia, że lepiej rozumiem jego potrzeby, mniej choruję, szybciej reaguję itp. Ale jestem tylko człowiekiem, mam swoje dolegliwości, dlatego stawiam na profilaktykę i badania.
Wiem,organizacja czasu u mnie kuleje 🙂 Chce byc superhero w domu,w pracy,mam wrażenie ze jak cos odpuszczę to swiat się zawali (np jak szłam do szpitala rodzic drugie dziecko to pierwsze miało przygotowane na ten tydzien nieobecnosci wyprasowane zestawy ubrań na kazdy dzień. Tak,ma tez tatę.) I przez to nie starcza mi juz dnia dla siebie! KasiaJ
Nela – Twój komentarz jest poruszający, naprawdę! Chciałabym, żeby ten zawód uprawiało więcej takich osób jak Ty!
I kiedy idę do ortopedy chcę usłyszeć jakimi ćwiczeniami i sportem sprawię, że moje kręgi nie będą ulegały degradacji, a nie „musiała pani ciężki plecak nosić” albo zasłyszane u lekarza „widocznie taka pani uroda”. Kiedy idę do dentysty na zabieg chirurgiczny chcę wiedzieć jakie mogą być powikłania i nie chcę być uznana za panikarę. Zadaję dużo pytań i nie neguję autorytetu lekarskiego, ale nie lubię gdy traktują mnie jak panikarę która naczytała się googla!
Marzę o fajnej ginekolożce/ginekologu, która powiedziałaby mi jak naturalnie radzić sobie z pmsemi wyregulowac cykl, a nie wciskała mi na chama antykoncepcję (sytuacja notoryczna w wielu gabinetach) a na moje „ale nie uprawiam od miesięcy seksu” słyszę „ale jakby pani chciała, a tak i tak będa hormony tylko bez tego bonusu”. No fakju z takim podejściem!
Marzę o rodzinnym, do którego jak lezę z zapaleniem zatok 3 miesiąc z rzędu, nie mówi mi „taki mamy sezon” tylko mówi co mam naprawić.
W końcu marzę o dentyście, który nie będzie obsrywał się, bo nie stosuję past z fluorem i nie chcę wybielania, bo to modne. Marze o dentyście, który powie mi jak mogę inaczej dbać o jamę ustną niż płucząc usta syfem z drogerii. Który powie czy nitkowanie jest spoko czy nie i czy soda naprawdę niszczy szkliwo?
Uważam, że zawód lekarza i nauczyciela należy wykonywać z powołania, które sprawi, że masz siłę i chęć się ciągle uczyć. I niestety…mówienie pacjentowi, że dieta roślinna sprawia, że nie będziesz matką, albo Twoje dziecko będzie kalekie to jest totalne niedouczenie i nie znajduję litości dla takich farmazonów. Tu chodzi o zdrowie i życie, nie o bycie niedouczonym w kontekście dekoracji wnętrz.
Co do Pespi – pełna zgoda. Nie ufam, często pisze z pozycji guru. Nie uważam, żeby sama umiała ocenić dobrze to co przetwarza, jednocześnie nie sądzę żeby to robiła z wyrachowania. Ale prawda jest taka, że jej Fruits and greens postawiło moją odporność na nogi w 100%. Nic innego nie dało rady, a to ogarnęło mnie w 3 miesiace.
Hmmmm , 3ci miesiąc na antydepresantach – ziołowych (!) , z nawracającą od lat migreną, która podobno wynika z napięcia w mięśniach karku, które to wynika z niezaopiekowanych stanów napięcia ===> niezaopiekowane stany depresyjne i tak kółko się zamyka.
Mam 34 lata, latami w moich torebkach miałam wszystkie możliwie dostępne przeciwbólowe leki „na głowę”, od mniej więcej roku łykam ich znacznie mniej, jednak nadal mi się zdarza.
Pracuję z ciałem i z duszą, na terapii.
Bardzo chciałabym z lekarzem w nurcie niekonwencjonalnym przyjrzeć się temu co moje ciało mówi.
Słucham siebie coraz uważniej, i zgadzam się, że ciało jest mądre a ból głowy to często czerwone światło żeby się zatrzymać, wyspać, odłożyć komputer i po-być ….
Blum, nie jestem przykładem postawy „pełne nie dla leków” bo w mojej torebce nadal znajduję różne, jednak coraz częściej to ziołowe kompozycje i z tego się cieszę, z szukania i znajdowania rozwiązań, bo ziołowe leki na sen pomogą dziś, jutro problemom ze spaniem przyjrzę się na terapii…
Jednocześnie mój Brat od wielu lat bierze leki na epilepsję , bo pomagają mu w miarę normalnie funkcjonować bez ataków a Mama łyka leki z hormonami bo usunięto jej tarczycę, nie zalecam im dynamicznej yogi ani medytacji w zamian, dziękuję za konwencjonalną, niedoskonałą, dostępną medycynę…
I tak to czuję, potrzebujemy szukać przyczyn świadomie, a jeśli ból jest nie do zniesienia, mam na myśli też ten na duszy, to sięgać po pomoc, bo to jest mądrość … Uściski! Świetny temat!
Dr Grzegorz Zięba – byłam przemiłe zaskoczona po jego wykładzie
Z punktu widzenia pacjenta niestety mam podobne doświadczenia jak Blim. Od kliku lat zmagam się z problemami z brzuchem i jeszcze żaden lekarz mi nie pomógł a chodziłam do wielu. Większość zachowuje się właśnie tak, że od razu przepisuje tabsy, które w ogóle nie poprawiają mojego odczuwalnego stanu, i nie lubią za długo tłumaczyć swoich decyzji i odpowiadać na moje pytania. Niestety. ALE nie mam zamiaru rezygnować i będę dalej szukać lekarza, który mi pomoże. Ponieważ wiem, że ma więcej doświadczenia w medycynie, ponadto studiował ją długie lata i żadne moje czytanie mądrości internetowych o medycynie alternatywnej tego nie zastąpi. Poza tym domyślam się, że takie zachowanie lekarzy ma jakiś powód, że większość pacjentów to ignoranci, którzy oczekują recept do tego część z nich bezczelna i roszczeniowa a lekarz to tylko człowiek i nie każdy będzie potrafił sobie z tym poradzić.
Co do bloga Pepsi, miałam dokładnie takie obawy o których pisze Nela. Uważajcie! Z tego bloga co chwilę wylewają się jakieś teorie spiskowe a nie wierzę, że produkowanie ich w takich ilościach jest zdrowe i normalne.
No i jak już wyszedł ten temat to podzielcie się proszę nazwiskami lekarzy, którzy Wam pomogli. To jest dla mnie bardzo cenna informacja, którą nie koniecznie można znaleźć w necie. Nie rezygnujmy z wizyt u lekarzy, tylko szukajmy takich, którzy nam pomogą.
PS. Też nie mogłam dodać dłuższego komentarza 😉
Kocham Twojego bloga i podziwiam Twoje poczynania od wielu lat (w szafie całkiem spora kolekcja koszulek Toxic Candy), ale ten wpis mnie bardzo bardzo rozczarował. ilość kwestii, które chciałabym poruszyć przekracza zdecydowanie ramy bloga…postaram się więc krótko. jestem lekarzem i jednocześnie interesuję się medycyną niekonwencjonalną, głównie medycyną Wschodu. lekarz w swojej praktyce musi kierować się evidence based medicine – medycyną opartą na faktach, stosować przede wszystkim te metody, których skuteczność została dowiedziona w sposób naukowy. i takie metody stosujemy. nie leczymy opierając się na własnej intuicji. sama jestem zwolenniczką czerpania z natury i stosowania wszystkich metod terapeutycznych, które poprawiają komfort pacjenta (nawet jeśli działają tylko na zasadzie placebo), ale nie jako podstawowej terapii, a jedynie jako dodatku do tego, co zaleca osoba, które całe swoje życie poświęciła na to, żeby nauczyć się leczyć ludzi. te wszystkie rewelacje fanatyków medycyny naturalnej, ruchów antyszczepionkowych zwykle nie mają żadnego poparcia w badaniach naukowych i są powtarzane przez osoby, które nie mają bladego pojęcia o medycynie. komu zaufasz – to już zależy tylko od Ciebie, na tym polega wolność (poza kwestią szczepień, bo tutaj mówimy o odporności zbiorowej, więc nie działasz tylko na własną szkodę). to raz.
a dwa – w swoim poście tak strasznie generalizujesz i piszesz tak szablonowo, że naprawdę przykro to czytać. jeśli nawet ktoś tak światły jak Ty ma takie podejście to jaki jest sens rozmawiania z pacjentem? 🙁 nie jestem z lekarskiej rodziny, nie poszłam na studia dla hajsu. medycyna jest moją pasją. nawet w Twoim girl gangu jest dziewczyna, która jest mocno zaangażowana w profilaktykę (głównie zdaje się nowotworów kobiecych) – Aleksandra Światowska. sama chciałabym się specjalizować w neurochirurgii, więc atak na internistów, pediatrów, lekarzy rodzinnych mnie osobiście nie dotyka, ale czytam ten post z wielkim żalem. przedstawia on środowisko lekarskie w sposób krzywdzący i oderwany od rzeczywistości.
czy istnieje magiczna tabletka? nie, ale w każdej tabletce zawarta jest jakaś substancja aktywna, która działając na odpowiednie receptory, enzymy, szlaki metaboliczne wywiera określony wpływ na organizm. o tym uczyliśmy się przez wiele lat na studiach. czy naprawdę uważasz, że chory człowiek – dajmy na to chory na napadowe migotanie przedsionków czy epilepsję – powinien kierować się własną intuicją? zgadzam się w 100 procentach z tym, że należy obserwować własne ciało i żyć z nim w zgodzie, ale jestem osobą zdrową (w stosunku do pacjentów, z którymi mam kontak) i Ty – jak sądzę – też. konkretne choroby wymagają konkretnej interwencji farmakologicznej, zabiegowej i/lub innej (fizjoterapeutycznej, psychologicznej, dietetycznej), bo tylko w taki sposób można zatrzymać patologiczne procesy zachodzące w organizmie, uzupełnić niedobór potrzebnej substancji, przywrócić równowagę. skąd wiemy jak to zrobić? bo znamy biochemię, fizjologię i anatomię.
antybiotyk stosowałam dwa razy w życiu, ale nie zawaham się podać go każdemu pacjentowi, który będzie tego potrzebował, bo wiem, jakie są wskazania do jego stosowania. to nie jest koncert życzeń ani moje „widzimisię”. na pacjenta muszę patrzeć holistycznie, bo organizm człowieka to układ naczyń połączonych. doskonale znam działanie uboczne leków i zna je też sam pacjent, są dokładnie opisane w ulotce. staram się rozmawiać z pacjentem – ale on nie zawsze chce ze mną. ludzie nie ufają lekarzom, a Ty wpisami jak ten nie pomagasz.
wrócę jeszcze raz do tego, od czego zaczęłam swój post – interesuje mnie medycyna niekonwencjonalna, w tej chwili na biurku obok atlasu radiologicznego i podręcznika chorób wewnętrznych leży książka o akupunkturze, ale całe swoje życie poświęciłam medycynie oraz pracy naukowej, i mówię Ci – w leczeniu, jak we wszystkim, ważna jest równowaga. proszę o zachowanie zdrowego rozsądku.
przepraszam, że tak to rozbiłam, ale nie dało się inaczej zamieścić tak długiego komentarza.
Izabela – mój tekst jest o MOICH DOŚWIADCZENIACH. Rozumiem, że Cię rozczarował, podobnie jak mnie poziom polskiej służby zdrowia. Nie generalizuję, opisuję czego ja doświadczyłam.
Jeszcze raz -Izabela, niepotrzebnie się unosisz. Czy ja napisałam, że medycyna konwencjonalna be, a szaraltaneria cacy? No przecież nie. Emocje niewspółmierne do faktów. Czy ja nie napisałam, że szukam lekarzy takich jak Ty właśnie? No przecież napisałam! Poprosiłam o polecanie takich w komentarzach pod postem. Nie jestem świruską i jestem gotowa czerpać z konwencjonalnej i niekonwencjonalnej. Dyskutowanie o tym czy słuchać intuicji przy migotaniach przedsionka, czy lekarza jest śmieszne 😉 obie jesteśmy mądre i przecież wiemy! Miałam na myśli bardziej choroby cywilizacyjne takie jak choćby cukrzyca, którą da się odwrócić dietą, nie trzeba się doprowadzać do momentu, w którym robisz sobie zastrzyki insulinowe. Mówię o zaburzeniach psychicznych, gdzie medytacja, ruch, pokarm, woda i panowanie nad umysłem sprawia, że nie trzeba brać leków. Czy to pomoże schizofrenikom czy osobom bipolar? Nie, albo nie w 100%. Nie mówię przecież „nigdy nie idźcie do lekarza”. Mówię o tym, żeby nie przeginać z lekami, patrzeć na ciało holistycznie, a dzięki dobremu kontaktowi z nim, iść do lekarza na tyle szybko, żeby nie musieć korzystać z poważnej pomocy za chwilę.
A jednak dalej upieram się, że leczenie zwykłego przeziębienia toną leków bez recepty plus faszerowanie się przeciwbólami z byle powodu jest szkodliwe. Jako naród jesteśmy leniwymi lekomanami w mojej ocenie.
Uff, przeczytałam komentarze i zgadzam się w całej rozciągłości z tym, co napisała Nela.
„Neguję leki przeciwbólowe i pseudosuple na ból dupy, pleców, otłuszczoną wątrobę, za duży apetyt, za mały apetyt, wiatry, niespokojne stopy i nietolerancję laktozy – bo to tuszowanie efektów, a nie naprawianie skutków” – i tutaj się również zgadzam, główne w temacie supli, bo oczywiście są sytuacje, w których podanie leków przeciwbólowych jest konieczne.
Medycyna jest wyjątkową, bardzo szeroką dziedziną wiedzy – leży gdzieś na pograniczu nauk ścisłych, biologii i…sztuki. Nie ma gotowych rozwiązań. Terapię staramy się dostosować do potrzeb i możliwości pacjenta oraz systemu ochrony zdrowia w naszym kraju. Uwierz, że chcemy dobrze.
Izabela – ja z całego serca sobie życzę samych takich lekarzy jak Ty. Serio! Inie umniejszam i szanuję i chcę żeby to było jasne <3
Nie unoszę się 🙂 Po przeczytaniu komentarzy mogę nawet powiedzieć, że w wielu kwestiach się z Tobą zgadzam. Tytuł i treść wpisu zrozumiałam odrobię inaczej. Pozdrawiam i życzę, żeby na Twojej drodze pojawiali się sami fajni lekarze, którzy traktują pacjenta jak partnera.
Co do Twojego pytania o to z usług jakich lekarzy korzystamy to mi bardzo pomogło holistyczne podejście do mojego zdrowia. Miałam jeden konkretny problem, który uniemożliwiał mi normalne funkcjonowanie. Najpierw leczyłam się u wielu lekarzy prywatnie, i dostawałam co prawda zlecenia różnych badań, a po wykryciu bakterii dostawałam antybiotyk ale nie widziałam ani odrobiny poprawy. Ten schemat przechodziłam u różnych lekarzy, w tym tych bardzo znanych w swojej specjalizacji, pracujących na wysokich stanowiskach więc teoretycznie bardzo doświadczonych ale kolejne antybiotyki nic nie działały na mnie. Dostałam jednak od pewnej osoby namiar na lekarza, który bardzo jej pomógł. Zgłosiłam się do niego i jakie było moje zdziwienie, kiedy przeprowadzono ze mną dokładny wywiad, potem wszystko bardzo dokładnie mi wyjaśniono a wizyta trwała nie 10 minut a prawie godzinę. Do tego z lekarzem mogłam być w kontakcie mailowym.Dostałam odpowiednie suplementy, witaminy oraz co ważne rygorystyczną dietę na pewien okres czasu i propozycję spotkania dopiero za kilka m-cy. I jakie było moje zdziwienie, że już po około miesiącu ból i wszelkie dolegliwości zniknęły. Dzięki temu lekarzowi zmieniłam podejście do swojego ciała. A był to pan Jacek z Instytutu Medycyny Holistycznej Vegamedica w Warszawie. Nie wiem czy mogłam podać konkretnie nazwę, ale może ktoś akurat potrzebuje pomocy w jakiejś kwestii. Bardzo się cieszę, że powstał ten wpis i zwróciłaś uwagę na to że prawdziwe leczenie swojego organizmu to nie tylko pomoc doraźna ale coś znacznie więcej.
Violka – jak najbardziej można się dzielić sprawdzonymi lekarzami z pełnej nazwy i w pełnej krasie. Właśnie o to prosiłam 🙂
Ja ostatnio skłaniam się coraz bardziej ku medycynie chińskiej – po części troszkę zboczenie zawodowe, bo jestem mocno związana z j. chińskim i Chinami w ogóle. Pomijając qi, ying i yang i inne zabobonne naleciałości sądzę, że przynajmniej niektóre praktyki mogą mieć pozytywny wpływ na ciało, przede wszystkim ziołolecznictwo, dieta itp. Medycyna chińska ma długą tradycję i można powiedzieć, że jest to nauka empiryczna. Ponadto podoba mi się generalne podejście do ciała – ciało jest całością i żeby dobrze funkcjonowało to każdy jego element musi być sprawny, więc leki nie mogą niszczyć jednego organu lecząc inny 🙂 Zresztą dieta, profilaktyczne ćwiczenia są bardzo ważne dla Chińczyków.
Na razie jestem jeszcze żółtodziobem w temacie, ale mogę polecić książkę T. Błaszczyka „Leczę ziołami chińskimi”. Znajomy chińczyk polecił mi też przeczytanie Encyklopedii korzeni i roślin Li Shizhena – w planach 🙂
Uważałabym natomiast z lekarzami medycyny chińskiej w Polsce, obawiam się, że przynajmniej niektórzy mogą być niedokształceni.
Bałam się, że jak otworzę ten post, to przeczytam coś o inżynierze Jerzym Ziębie. Cieszę się, że wypowiedziały się praktykujące lekarki, bo są to najbardziej wartościowe komentarze pod tym wpisem.
Gratuluję, że możesz sobie pozwolić na długie chorowanie w domu. Weź pod uwagę, że nie każdy ma prawo do płatnego L-4 i nie od każdych obowiązków można się zwolnić.
Blum, no nie wiem, mam mieszane uczucia. Jak to możliwe, że większość lekarzy do których trafiam (szczególnie takich do ok. 4X roku życia) mi pomaga? Może faktycznie masz za duże oczekiwania? Ortopeda nie jest fizjoterapeutą, ani osteopatą. Może natomiast zasugerować skorzystanie z ich pomocy. Dlaczego więc szukasz wiedzy z pewnej dziedziny u specjalisty, który zajmuje się zupełnie inną działką? Jeśli szukasz wiedzy z dietetyki idziesz do dietetyka. Chcesz wyleczyć kontuzje? Idziesz do fizjoterapeuty, najlepiej takiego, który współpracuje z ortopedą. Chcesz wyleczyć naturalnie jakieś schorzenie? Idziesz do lekarza medycyny chińskiej czy tybetańskiej. Medycyna jest zbyt szeroką dziedziną, żeby mieć 100% znajomość jednej dziedziny, a co dopiero pojęcie o niej jako o całości. Nie chcesz być faszerowana lekami? Świetnie! Powiedz to dodając, że jesteś gotowa na inne wyrzeczenia. Natomiast daleka jestem od stwierdzenia, które przytoczyłaś w poście, że lekarz lecząc jeden narząd z którym są problemy olewa resztę ciała. To nie wina ludzi z branży medycznej, że zalecenie „więcej snu, zdrowsza dieta, regularna aktywność fizyczna, mniej stresu” obijają się o ścianę w większości przypadków.
I podpisuje się pod Nelą i Izabelą- przeciętny pacjent miewa nawet problem z tym, żeby brać regularnie leki. Serio. A co dopiero mówić o zmianie stylu życia.
I to, że Ty nie potrzebujesz dowodów, nie znaczy, że lekarz może Ci zaufać. Może to się zmieni po 3, 5 czy 10 wizycie, a może lekarz nie będzie chciał brać na siebie tej odpowiedzialności i nie wiem dlaczego można by mieć mu to za złe.
Może opowiedz o swoich problemach samotnej matce z 2 dzieci pracującej na umowie zlecenie za 1500zł? Może polec jej jedzenie jagód goji do śniadania i ćiwczenia jogi na bóle menstruacyjne?
Kasiakaś – a sorry, nie wiedziałam, że to moja wina, że jest w takiej sytuacji i że powinnam się czuć totalnie chujowo, że ja w takiej nie jestem…
Majka – ale ja mówię, że nie chcę leków. Nie zabraniam im wypisywania mi recepty, nie mówię, że nie mają mi polecać swoich udokumentowanych, efektywnych terapii. Chciałabym, żeby proponowali coś obok tego.
Sorki,ale jeśli jakikolwiek ktokolwiek po medycynie mi mówi, że bez mięsa nie mogę być zdrowa (zwłaszcza, że nie mam najmniejszych problemów z anemią i przez ponad 10 lat wege/wegan nie miałam) to jest dla mnie zerowym autorytetem. Jak idę do lekarza od tarczycy też chciałabym, żeby mówił mi jak leczyć tarczycę, a nie przecież jak leczyć kolana! Lekarze zwyczajnie idą na łatwiznę.
Chyba chodzi o to, że większość rzeczy podlega rozkładowi normalnemu (pojęcie statystyczne). W efekcie, jakby spojrzeć na „jakość” pacjentów, to w całej grupie pacjentów zaledwie kilka procent tychże byłaby warta zaufania (że świadomie i z rozsądkiem ustosunkują się do tego, co mówi im lekarz). Ten sam rozkład normalny obejmuje populację lekarzy (a także cyklistów i każdą inną grupę). I wg tego rozkładu tylko kilka procent lekarzy jest warta zaufania od strony pacjentów. Prawdopodobieństwo, że godzien zaufania pacjent trafi na godnego zaufania lekarza jest po prostu niewielkie… Ale nie należy się poddawać 😉
Zuzanna – jestem jak najdalsza od poddawania się haha 😀 Ja nawet nie uważam, że oni powinni ufać, że pacjent się zastosuje. Ale uświadamiać powinni. W szkole nie mówią, w domu nie mówią o zdrowiu i profilaktyce, to kto ma mówić o tym jak nie lekarz pierwszego kontaktu np? 🙂
Zgaddzam się z Tobą w wielu kwestiach. Też nie jestem zwolennikiem medycyny takowej i rzadko kiedy się jej poddaje. Uważam, że raczej przemysł farmaceutyczny na nas zarabia, więc to proste że nas nie wyleczą. Na czym mieliby zarobić? Ale sama się czasem poddaje. Od 2 lat cierpię na bezsenność. Żaden lekarz nie umiał i nie chciał mi pomóc i wpychał we mnie leki. Ale wiesz, kiedy nie śpisz 2 miesiące dobrze, weźmiesz cokolwiek by zasnąć. Tak więc nawet leki czasem się przydają. To pójście na łatwizne, ale jednak. Zastanawiam się co bym zrobiła gdyby postawiono mi diagnozę rak i jedynym leczeniem miałaby być chemioterapia. Nie wiem czy bym się zdecydowała, albo czy bym się zdecydowała ze strachu. Czytałam o wszelkich alternatywach, w które byłabym w stanie bardziej uwierzyć niż w magiczną moc chemii, ale od dziecka wpajano nam ten śmieszny autorytet lekarza i bałabym się powierzyć swoje życie sobie i alternatywie, niż gościowi w kitlu. Nie mam pojęcia czemu.
Blum – true 🙂
I pomyśl jeszcze tak, na ten blog trafiają właśnie tacy poszukiwacze prawdy o samym sobie 😉
Nie jest źle. Mam wrażenie, że jest coraz lepiej. Coraz więcej ludzi zaczyna „dojrzewać”, czyli świadomie brać się za własne życie, jak byka za rogi. W szkole nie mówią, jak to robić, w domu na ogół tez nie mówią, ale ludzie poszukują (przynajmniej część z nich) i znajdują, że można żyć fajniej, bardziej świadomie. I potem podają to dalej (jako i Ty podajesz). Kula śniegowa się toczy! HO HO HO (to ze św. Mikołaja)
😉
Blum, super, że jesteś świadoma jeżeli chodzi o medycynę, leczenie, swoje ciało i jego potrzeby. Jak dziewczyny wcześniej wspominały pacjent taki jak Ty, to skarb!
Natomiast nie rozumiem, dlaczego dziwisz się, że ktoś uważa, że brzmisz w tekście radykalnie – taka jesteś. Dopiero w komentarzach piszesz, że nie wszyscy lekarze są źli i nie wszystkie leki. Hejtujesz leki bez recepty na przeziębienie, przeciwbólowe i na zbytni apetyt – super! tylko ja nie znam lekarza, który by serio to komuś polecił.
Uważam też, że jako osoba popularna i często idol dla młodych dziewczyn, powinnaś uważać na to jak mówisz o pewnych swoich poglądach, zwłaszcza tak delikatnych tematach jak leczenie. Bo ja doskonale rozumiem, że to tylko Twoje zdanie, ale obawiam się, że dla niektórych nastolatek to może być trudniejsze.
Anonim – szanuję, ale nie zamierzam brać odpowiedzialność, za to co ktoś zrobi pod moim wpływem. Każdy z nas odpowiada za siebie. Nie namawiam, nie mówię tonem mędrca, mówię o sobie. W tekście też zaznaczam, że medycyna konwencjonalna ratuje życie i bywa niezastąpiona i całkiem serio pytam o spoko lekarzy 🙂
To nie jest szydera.
Lekarze nie przepisują apapu, ale polecają gripexy (na zatoki, na przeziębienie itp) i inne tego typu syfy. To mnie martwi. Zastanawia mnie też, to co dowiedziałam się o pracy lekarzy z ust osoby, która była przedstawicielem firmy farmaceutycznej. Duże pieniądze, duże nagrody za polecanie, duży sytem monitoringu jaki lekarz ile ich środka poleca i zostaje to kupione w aptekach. Nie jestem fanką teorii spiskowych, ale nie widzę powodu, żeby facet, który teraz po prostu jest rehabilitantem i fizjo, miałby mi wciskać kit.
Dzięki za ten post.
Tak, jestem lekarzem… co gorsza internistą 😛 i nawet nie wiesz jaki mam wkurw jak widzę w tv te debilne reklamy leków czy suplementów (w których tak by the way można włożyć wszystko, bo to przecież nie jest leki i nie wymaga żadnych badań, żeby wprowadzić na rynek). M.in.przez te głupawe reklamy nie oglądam tv (i w sumie bardzo dobrze). Często my (lekarze) pracujemy pod straszną presją czasu. Bo w Polsce jeden lekarz często wykonuje pracę za kilka osób. Nie wspomnę o ilości papierów, ankiet i podpisów, które ma obowiązek jako lekarz wykonać.
Program studiów niezmieniany od przysłowiowego króla Ćwieczka to inna rzecz. O diecie ja nie miałam żadnych zajęć i z tego co wiem nadal nic się nie zmieniło, a bardzo mocno wierzę, że jestem tym co jem. Jednak miałabym prośbę, żebyś nie uogólniała tak z buta, że każdy lekarz to debilny pigularz, chociaż reklamy wszystko wmawiają, że jest tableta na wszystko. Bierzesz i śmigasz jak nówka.
Cieszy mnie fakt, że jest coraz więcej ludzi, którzy są świadomi i zainteresowani jak działa ludzkie ciało. Byłoby jeszcze fajnie, gdyby patrzyli na nas (lekarz) jak na ludzi, a nie robokopy, bo nawet do toalety strach czasami wyjść, żeby nie usłyszeć kilku „słów od serca”. Coraz mniej w ludziach cierpliwości i coraz więcej wrzasku, że Im się należy (skoro dr Google tak twierdzi).
Pozdrowienia 😉
P.S.poprzedni wpis też mój, ale się nie dogadałam z moim telefonem 😛
Niesforna – to dobre połączenie by było- fajni lekarze i świadomi pacjenci, prawda?:)
Mam wrażenie, że problem tego tekstu polega nie tyle na kontrowersyjności samego tematu, co na Twojej generalizacji dot. tego, że lekarze są źli, a z drugiej strony na argumentacji „bo tak mi powiedział…” w kwestii ogólnej oceny służby zdrowia. Po tekście „Lekarze nie są godni zaufania” piszesz jednak w komentarzach, że przecież nie generalizujesz i opierasz się tylko na własnym doświadczeniu. To jak w końcu?
Kochana zerknij tutaj. http://Www.totalnabiologia.com.pl Myślę ze jak ktoś ma otwarty umysł jak Ty na pewno szybko załapie o co tu chodzi. Choroba to nie wróg, to przyjaciel. Pozdrawiam!
Wiesz, Blim, na Hashimoto z niedoczynnoscia przepisuje sie hormony nie dlatego, że nikomu nie chce sie leczyć schorzenia, tylko woli usuwać skutki. Po prostu niektórych chorób wspólczesna medycyna nie potrafi wyleczyc, jak np cukrzycy typu 1., można tylko starać sie umożliwić choremu w miare normalne życie.
I być może, że ktoś, kiedyś dowiedzie, że dieta taka i taka wyleczy z choroby autoimmunologicznej, als dopóki nie bedziecie odpowiednich badań, lekarze nie beda jej zalecać. Bo niestety, Tylko możesz wierzyć w madrość swego ciała i nie sie kierowac, lekarz powinien jednak bardziej polegać na EBM niż na swoim widzimisie…
Podpisuję się pod Twoim postem rękami i nogami. Miałam jakiś czas temu kryzys zdrowotny, którego konsekwencje zbieram po dziś dzień. Lekarze przepisywali mi kolejne leki na kolejne przypadłości. Jeden problem zaogniał kolejny i w taki sposób pewnego dnia okazało się, że mam do łykania garść tabletek: od leków od gastrologa zaczynając, na antydepresantach kończąc. Czułam się jeszcze gorzej. Postanowiłam, że zacznę słuchać swojego ciała, skupię się na nastawieniu, aktywności, diecie. Zacznę się suplementować, wesprę orientalnymi ziołami i komicznie brzmiącymi preparatami. I co? I może nie jest idealnie, ale jestem na dobrej drodze. Zaczęłam się bardziej szanować, no i najzwyczajniej w świecie lubić. W końcu, po 28 latach. Gdybym pozostała przy zaleceniach lekarzy stałabym się wegetującym i przestraszonym własnego ciała stworkiem. Ale tak się nie stało. I nadal o siebie walczę! 🙂
Z jednej strony uczę się na weta i jestem wolontariuszem w lecznicy i wiem już, że medycyna ludzka czy weterynaryjna nie działa. Wszystko jest nie do końca i po omacku. Z reguły jak już na coś wpadną to za późno.
Z drugiej strony nie wyobrażam sobie codzienności bez ketonalu. Mam taką uroczą przypadłość, że mój mózg sam się nakręca. Na WSZYSTKO (czasem nic, czasem coś- pewnie sam nie wie) reaguje silnym bólem głowy. Więc nie wierzę też, że moje ciało jest idealne i wie czego chce, skoro mam pod czaszką guzik samozniszczenia.
Ale temat wart przemyślenia. Nurtujący. Na pewno posiedzi mi w głowie
Pozdrawiam
Bardzo krzywdzący post, bardzo płytki i bezrefleksyjny niestety. Obnaża brak znajomości albo ignorancję dla rzeczywistości.
Owszem, zdarzają się wśród lekarzy ignoranci, fanatycy i nieuki. Jestem bardzo blisko środowiska lekarskiego. Widzę namacalnie, jak bardzo krzywdzące są opinie takie jak powyższa. Krzywdzące, bo zwalają winę na lekarzy – że oni to tylko kasa, że im się nie chce, że bez powołania itp. A to w 99% przypadków bzdura!
1. Najczęściej lekarze tracą zapał do swojej pracy i życzliwość dla pacjentów z dwóch powodów: 1 – udowadaniają, że lepiej się znają na medycynie (to po cholerę przyłażą do lekarza zwiększając kolejki?), 2 – system, system, system – i tak, jest to bardzo dobre wytłumaczenie dla ich zmęcznia i irytacji pacjentami. Bo gdyby mieli nie 15, ale 30 minut na pacjenta, byłoby im znacznie łatwiej wysłuchać i z życzliwością pomóc. Dlaczego nie mają 30 minut? Bo system im na tyle nie pozwala (w rzeczywistości w wielu przypadkach nawet te 15 minut to luksus).
2. Chcecie lekarzy życzliwszych, z lepszym podejściem i bardziej wyedukowanych? Przestańcie do nich chodzić 🙂 Otóż, wiele wizyt u lekarzy jest istotnie bez sensu, bo ludzie (szczególnie ci z korpo) przychodzą do lekarza z bzdurami (np. po lewe zwolnienie). To mnoży kolejki. To mnoży zmęczenie. A lekarze pracują więcej godzin niż my moglibyśmy znieść nie dla kasy, tylko często właśnie z powołania, bo mają świadomość, że przy takim braku lekarzy, jaki mamy w Polsce, ludzie będą czekać na wizytę jeszcze dłużej.
3. Ja też jestem za medycyną holistyczną – tzn. uwzględniającą zarówno metody alternatywne jak i klasyczne. I wiem, że mnóstwo lekarzy ma dokładnie takie podejście. Tylko oni różnią się od nas tym, że czytali więcej niż my i najczęściej wiedzą więcej niż my – co przekłada się na to, że często mają większą świadomość ryzyk niż my, oczytani przede wszystkim w internetach (patrz nagonka na NOPy, wmawianie, że szczepionki powodują autyzm i są robione z ludzkich płodów, gratuluję każdemu, kto w to wierzy). WIęc jeśli do lekarza przychodzi kolejny pacjent, który „wie lepiej”, bo „dr Google powiedział”, to sorry, ale nie dziwi mnie ich podejście.
4. Pacjenci oczekują cudu. Przecież jak Goździkowej pomógł lek A to wystarczy, że pan doktor da receptę, po co ma badać, żeby pomógł Iksińskiej. A jak nie da to cham i się nie zna. W końcu dr google powiedział, co oznaczają te objawy… Tymczasem – tak jak ktoś to napisał wyżej – nie wszystkie choroby można wyleczyć medycyną, są takie, w których medycyna ma możliwość leczyć wyłącznie objawy. Dobrym przykładem jest tu anoreksja czy astma. Hashimoto jest chorobą uznaną za psychosomatyczną, więc w leczeniu pomoże najprędzej psychoterapeuta.
5. Jeśli lekarz poleca gripex to dlatego, że ma on składniki, które pomogą szybko wrócić do zdrowia. Jeśli podpowiada ibuprom zatoki to dlatego, że pomoże on bardziej niż jakiekolwiek naturalne płukanki uniknąć poważnych konsekwencji zapalenia zatok. Przy infekcjach wirusowych możesz sobie łykać ziele i pić napary, ale infekcje bakteryjne najskuteczniej i najszybciej zwalcza się antybiotykiem bez ryzyka przewlekłych powikłań i nieodwracalnych konsekwencji. To tak jak ze szczepieniami.
I w moim odczuciu tłumaczenie, że to tylko moje zdanie i niech sobie inni robią co chcą brzmi śmiesznie, jeśli nie jest pokazana druga strona medalu. Na szczęście – tę właśnie drugą stronę fajnie pokazuje kilka osób w komentarzach.
Mogłabym tu tak długo, ale i tak za bardzo się rozpisałam…
No cóż, chciałąbym żeby ten post był generalizacją, ale dla mnie jest życiówką. Po 1,5 wróciłam do zdrowia po tym jak lekarka bezmyślnie przeprowadziła na mnie szereg kuracji antybiotykowych. To była masakra. Wydałam masę pieniędzy, straciłam masę czasu, a choroba wykluczyła mnie z wielu aktywności. Wystarczyło odpowiednio mnie przebadać i zabezpieczyć. Niestety lekarz ma zapłacone i nie obchodziło go, że ze skutkami jego niekompetencji musiałam walczyć tak długo.
„Nie mają pojęcia o leczeniu dietą. Ruchem. Medytacją. Oddechem. Śpiewaniem. Nie wiem czym jeszcze.”
Otóż mają. Dietą możesz zaleczyć celiakie lub nadciśnienie tętniczne, ale nie wyleczysz tym zapalenia spojówek.
Ruchem wyleczysz nadwagę, ale niewiele więcej.
Medytacją możesz sprawić żeby twoje awokado nie zgniło, ale będziesz przy tym musiała szeptać mu czułe słowka:P Ok, Medytacją, oddechem i śpiewaniem nie wyleczysz nic, najwyżej jednodiową chandrę, ale uwierz mi, lekarze i naukowcy badają to skrupulatnie i swoje terapie opierają na rzetelnych badaniach i wiedzy naukowej, tzw evidence based medicine.
Wiesz jak się nazywa „medycyna alternatywna” która działa? Medycyna! Bo sok z dziurawca piły nasze babcie i jeszcze 100 lat temu żyły średnio 40 lat (dziś 70), a w soku z cytryny odkryto witaminę C i nagle ludzie przestali chorować na szkorbut.
Czytam książkę o badaniach lekarskich i pozwolę się z Tobą niezgodzić 🙂
P.S Medytacja, dieta i śpiewanie mogą być superlecznicze, po prostu uruchamiają możliwości organizmu w kontekście samoleczenia.
Lekarz to nie cudotworca, zajęło ci trochę doprowadzić sie do choroby, zajmie ci trochę wyleczenie. Niekazdy lekarz to ignorant czy oszust. Spotkałam paru dentystow oszustow, ale nie lekarzy. Nie kazdy lekarz chętnie przepisuje leki, mój nie chce przepisywac. Wiekszość lekarzy, ktorych spotkałam oprócz lekow zalecała diete również. Na pacjenta 15 min? Chyba nie bardzo. Przeciez jest przepis prawny, ze lekarz nie moze przyjac wiecej niz 10 pacjentow dziennie. Lekarz laekarzowi nie rowno.
No nie. Moim zdaniem bardzo szkodliwy post w dobie paranoi antyszczepionkowej i straszeniu antydepresantami. A co z np. cukrzycą typu I? Też się „wyleczysz” śpiewaniem? Lek na depresję to tabletki. Nie ruch, nie oddech, a REALNIE działające leki, które oh well mają skutki uboczne, ale oferują Ci w zamian ŻYCIE.
Ja znalazła! Dr Justyna Stępkowska – wspaniała, wyleczyła nas z wielu chorób ziołami.
gdyby nie medycyna konwencjonalna to by mnie tu nie było
Cieszę się, że jesteś. Medycyna interwencyjna potrafi zrobić wiele dobrego!
Przypadkiem trafiłam na ten tekst i Twojego bloga i w sumie z większością trudno się nie zgodzić. Miałam identyczne podejście, bo przez lekarzy i ich testowanie różnych procedur na mnie doprowadziło mój organizm do ruiny. Lata odbijania się od drzwi gabinetów lekarzy i dobijania się do drzwi gabinetów innych lekarzy, którzy nie tylko wyleczą z pierwotnej dolegliwości, ale i usuną skutki „metod terapeutycznych” stosowanych przez poprzednich lekarzy. Myślałam już że nie ma dla mnie ratunku, ale trafiłam do dr Stępkowskiej Justyny (już chyba była tu polecana), która odczarowała lekarzy w moich oczach. Przekonałam się, że są super specjaliści, choć jest ich niestety mało. No i trudno by przyjmowali na NFZ, gdzie lekarz musi stosować procedury, a nie leczyć. Także szukajcie, da radę znaleźć super lekarza, a dla dr Stępkowskiej i dla Ciebie Blum zostawiam ❤️❤️
Nam w walce o poczęcie skutecznie pomogła Dr Stępkowska Justyna. Po wielu latach chodzenia po różnych specjalistach, również zielarzach i naturoterapeutach trafiliśmy do dr Stępkowskiej. Jako lekarz znający się nie tylko na ziołach, ale przede wszystkim na medycynie ona w końcu nam dopomogła. Nasza Marysia będzie już miała 2 latka. Jest naszym cudem, do którego wkrótce dołączy kolejny cud, który teraz noszę pod sercem. naprawde warto 🙂 PS. Nie poddawaj sie!