Jesień zaprasza nas do środka. Coraz mniejszą mamy ochotę, by przebywać na zewnątrz, a coraz większą, by być przy sobie — zarówno jeśli chodzi o przemyślenia, jak i całkiem fizycznie — bardziej zajmować się ciałem i zakopać się pod kocykiem w domowej gawrze. To nie tylko wspaniały czas, by zbliżyć się do swojej wewnętrznej twórczyni, ale również, by konsumować. Pozwalam sobie zostawić tu książki i filmy idealne na jesień. Czarujące, wilgotne, szeleszczące liściem lub wciągające i klimatyczne.
TRUFLARZE
Na Truflarzy wybrałam się do mojego ukochanego kina Luna już kilka miesięcy temu. Poszłam sama. Zapadłam się w fotelu i cieszyłam, że nie ma ze mną nikogo, kto śmiałby narzekać na powolność akcji, bo faktycznie nie ma jej tu dużo. Są za to przepiękne lasy, relacje międzyludzkie, a kary filmu są niesamowicie malarskie. Film pokazuje włoskich dziadziusiów i ich psy, które pomagają im w poszukiwaniu trufli. Biznes truflowy się zmienia, nie wszystkim się to podoba. Niektórzy tęsknią za etosem związanym z poszukiwaniem drogocennych grzybów. Jeśli nie interesuje cię kino akcji, szukasz pięknych obrazów, interesują cię filmy kręcące się wokół jedzenia i przyrody Truflarze ugoszczą cię swoim spokojnym klimatem.
Film obejrzysz online w Canal+ online , Premiery Canal+, Player, Play Now, AppleTV, Chilli, LOOMI by opera.
SERCE DĘBU
Wiewiórkę mam w herbie, nie musiał mnie zatem nikt namawiać na pójście do kina na Serce Dębu. Film bez słowa komentarza za to z piękną muzyką obrazuje rok z życia dwustuletniego dębu. Poruszający, zapierający dech w piersiach, zabawny i… niepełny. Moim największym problemem w filmach przyrodniczych jest obsesyjne kibicowanie życiu, zwłaszcza temu, które miałoby zaraz być zjedzone. Żal mi każdej myszy, antylopy i ryby. W tym filmie nie zobaczycie ani jednej śmierci (oprócz tej ze starości) i dopiero po seansie uświadomiłam sobie, że tego nielubianego elementu zabrakło tu do pełni. Serce dębu przeprowadza nas przez okres rozkwitu i intensywnych zalotów, trudu wychowywania młodych, gromadzenia zapasów i zamierania, by na następną wiosnę znów odżyć. Jeśli czytałyście CIEPŁO i zamierzacie przeczytać RZEŚKO, musicie zobaczyć Serce Dębu. Dopiero zatrzymanie się z nosem przy ziemi dłużej niż jedną chwilę, pomaga dostrzec subtelne zmiany, które nieustannie zachodzą w świecie. Serce Dębu obrazowo pokazuje to, o czym ja z takim zapałem piszę — o cykliczności. Zabrałabym na ten film mojego tatę i moją przyjaciółkę Anię.
Film grany jest obecnie w kinach.
KOT W TOKIO
Dostać kota w worku jest czasem całkiem dobrze. Nie jestem wielbicielką japońskich klimatów i trochę podchodziłam do Kota, którego dostałam w prezencie, jak pies do jeża : ). Okazało się, że całkiem niepotrzebnie. Bradley Nick kreśli raczej proste sceny, mimo to, nie wiem, jak to robi, ale angażuje czytelnika w swoją historię. Jest w tej książce pewna powściągliwość, której zwykle nie lubię, ale tym razem bardzo mi się podobała. Książka nie jest zbiorem opowiadań, choć opowiada losy różnych postaci, ich życia splata pewien tajemniczy kot i duch Tokio. I faktycznie, czytanie przypomina zagapienie się na kota, którego spotykasz w małej uliczce, przyciąga twoją uwagę, więc przypatrujesz mu się, a może nawet trochę za nim idziesz. Potem mijasz go znów i znów, za każdym razem w innym punkcie miasta i nawet nie wiesz kiedy, nawiązujecie relację. Niezbyt może bliską, niespecjalnie pieszczotliwą, ale coraz ciaśniejszą. Nie jest tak, że nie mogłam się oderwać od tej lektury, albo byłam nią szalenie podekscytowana, ale ani na chwilę mnie nie znudziła, intrygowała mnie, trochę wzruszyła. I chociaż koty nadal nie są moimi ulubionymi zwierzętami, spędziłam z kotem Bradley’a kilka wieczorów pełnych przyjemności. Żaden z nich nie był wieczorem straconym.
KOT W TOKIO (ten link jest afiliacyjny, należę do programu partnerskiego Empik, dzięki czemu dowolną przeczytaną przeze mnie książkę mogę wam w tym sklepie polecić i dostać od tego %).
MARZENIE PANNY BENSON
Chwaliłam już na Instagramie i chwaliłam na Facebooku. Mój entuzjazm spowodowany jest tegorocznym powrotem do czytania książek dla przyjemności, tak, jak robiłam to w dzieciństwie. Bez liczenia na zdobycie wiedzy ani poszerzenie kompetencji, bezwstydnie zatapiam się w lekturach książek, by przez chwilę żyć życiem ich bohaterów. I lubię, kiedy tym bohaterów da się lubić. Niezwykle męczą mnie zarówno filmy, seriale, jak i książki o millenialsach, którzy nie wiedzą, czego chcą, a ich problemy, choć mi nieobce, rozdmuchane są do gigantycznych rozmiarów (sorry Rooney). I o ile w filmach wystarcza mi klimat, światło, obraz, muzyka, o tyle w książkach czytanych dla przyjemności lubię porechotać, oblać rumieńcem, oburzyć, czegoś doświadczyć. Unikam ciężarów, nie chcę przeładowywać głowy, robię to wszak dla rekreacji i przyjemności. Przyjemności przy lekturze Marzenia panny Benson miałam pod dostatkiem. To jest książka, która kojarzy mi się z przeżywaniem przygód podobnym do tego, kiedy czytało się jako dziecko. Chichrałam się w głos z powodu roztargnienia i yolo pani Pretty. Wzruszała mnie pokraczna panna Benson, ograniczona własnymi lękami i przekonaniami. Podobał mi się ich wspólny upór i swada, z jaką pokonywały trudności i nawet ten cholerny koniec mi się podobał. Nie przeszkadzało mi ani trochę, że nie interesuję się chrząszczami (choć po seansie Serca Dębu może zmienię zdanie na ich temat) ani tym bardziej dalekimi wyprawami statkiem. To po prostu była wspaniała przygoda – bez zbędnych rozkmin, wypakowana jak ptyś kremem radochą z czytania.
MARZENIE PANNY BENSON (ten link jest afiliacyjny, należę do programu partnerskiego Empik, dzięki czemu dowolną przeczytaną przeze mnie książkę mogę wam w tym sklepie polecić i dostać od tego %).
Oczywiście do tej listy dorzucam, jak co roku: Baśń o wężowym sercu, Była sobie rzeka oraz po namyśle Czerwoną Baśń (choć ta ostatnia nie jest idealnie napisana, była interesująca i dobrze wpisze się w jesienny klimat).
1 Comment
Ze swojej strony polecam Lato gdy mama miała zielone oczy. Niepozorna z wielkości,ale rozrywająca serce, jeżeli tego się szuka w książkach!