Domowy zielnik jest możliwy nawet wtedy, gdy nie ma się ogródka ani balkonu. Przyznam jednak szczerze, że nie wyobrażam sobie na dłuższą metę mieszkania w miejscu, które nie pozwala mi na grzebanie w ziemi. Tu na zdjęciu szałwia – używam do naparów, ale też do tego wspaniałego makaronu: pasta burro e salvia.
Całość prezentuje się mniej więcej tak. Szałwia, mięta, bazylia. Aromatyczne, dodawane do wody, sałatek i kanapek. Zioła przesadzone do doniczek i nowej ziemi zachowują się całkiem inaczej niż te, które kupuje się w mizernej doniczce w supermarkecie. Trzeba tylko pamiętać, by odpowiednio często je podlewać.
Świat roślin i zwierząt z roku na rok woła mnie i coraz mocniej do siebie przyciąga. Zapewne niemałą zasługę miał w tym COVID. Po roku detoksu od miejskich aktywności nie wiem, czy tęsknię za teatrami, knajpkami i miejskim życiem. Zauważyłam, że chociaż sprawia mi ono przyjemność, tworzy tyle różnorodnych kontekstów, relacji, sytuacji, a każda z nich generuje chciejstwa – modowe, wizualne no i fomo. Tymczasem szczęśliwsza bywam boso, stojąc sobie na spróchniałym pieńku i patrząc jak tydzień po tygodniu, zmieniają się zioła i kwiaty na łące.
Luna zdaje się podzielać moje preferencje.
A tu jaki kwiatek!
Z tego wszystkiego wróciłam do tematu szukania ziemi poza miastem. Nigdy nie planowałam mieszkać poza tkanką miejską, nie wiem, czy życie na wsi byłoby dla mnie, ale wiem, że domek letniskowy już tak. Zwłaszcza odkąd nie pracuję na etat, nie mam dzieci w wieku szkolnym i zaczęłam jeździć autem. Niestety wszystkie obejrzane działki albo miały feler nie do przeskoczenia, albo za wysoką jak na moje obecne możliwości i chęci kwotę. Oczywiście z tyłu głowy pojawia mi się myśl, że może to jakieś romantyczne wyobrażenia przeze mnie przemawiają, ale… muszę przyznać, że natura, bliskość grzybnego lasu, cisza, to są rzeczy, które okazały się być dla mnie ważniejsze niż szkoła jogi i bliskość Placu Zbawiciela.
W tym roku zebrałam pierwsze w życiu kurki!
Wróćmy jednak na chwilę do miasta! Uwielbiam lato i wiosnę za możliwość przemieszczania się wszędzie rowerem. Ostatnio naprawdę często korzystam z tej opcji. W moim przypadku w miarę możliwości zawsze pierwszym wyborem jest rower, później nogi, potem zbiorkom, a na końcu auto. Gdzieś w tym wszystkim jest jeszcze motocykl.
Warszawa da się lubić. Ja ją wręcz uwielbiam, ale końcówka lipca to dla mnie zawsze już za wiele. Za wiele głośnych remontów, za dużo idiotów (przepraszam, nie umiem inaczej), którzy głośno jeżdżą po mieście, szpanując wypożyczonym autem, nocne wyścigi, śmierdzące, przepełnione śmietniki, wszystkie bodźce latem kumulują się i sprawiają, że chcę szczekać i gryźć.
Tym bardziej doceniam przestrzeń własnego myszkanka, spokój poranków, chwile w łóżku. Muszę jednak przyznać, że coś dawno się nie przeprowadzaliśmy i zaczyna mnie wiercić. Lubię to mieszkanie, ale nie czuję go jako swój dom. Wiem, że jestem tu tymczasowa. Oprócz braku balkonu przeszkadza mi to, że jest ciemne. Dla niektórych to zbawienie, gdy słońce nie praży cały czas w okna, ja jednak kocham złote, zalewające mieszkanie światło.
Na szczęście mam tego światła trochę w innych miejscach.
Od moich sąsiadów z Hemp Juice dostałam urodzinowy prezent. Mój ulubiony olejek i dwa takie, których jeszcze nie używałam. Zwłaszcza ten na sen mnie ciekawi. Cały lipiec dopinałam temat książki, jeszcze jakieś zlecenia i w efekcie mój umysł generował mi tak męczące sny, że chyba będę to piła na shoty.
Jeden z olejków był dla tej pannicy. Smakuje łososiem i budzi jej wielki entuzjazm. Luna co prawda nie jest zbyt pobudliwym wyżłem, ale zamierzam z nią jechać do Szczecina i musi być gotowa na zmianę miejsca, współdzielenie domu z kotem, zostawanie solo w domu mojego taty i podróż pociągiem. Mam nadzieję, że happy pet jej pomoże.
JEŚLI CHCESZ SKORZYSTAĆ ZE ŻNIŻKI 15% W HEMP JUICE, PRZY ZAKUPACH WPISZ KOD BLIMSIEN. KOD NIE DZIAŁA NA ZESTAWY. KOD DZIAŁA NA ZASADZIE AFILIACJI.
W ramach prezentu dostałam też lampę solną. Teraz mam tylko 1 pokój i 3 lampy. Jedną już ulokowałam w mojej pracowni, a ta wygląda jak piękny, pomarańczowy księżyc, albo wróżbiarska kula. Widzę dla siebie same błyszczące ciepłym światłem przygody. Dla Ciebie też!
Lipiec to dobry moment na spóźnione prezenty urodzinowe. Od mojej przyjaciółki dostałam ilustrację moich marzeń, która przyleciała do mnie aż z Brazylii! Chciałyśmy iść też na jagodziankę do Słodki Słony (moim zdaniem najlepsze w Warszawie), ale wymagałoby to ustawienia się w kolejce chyba w godzinie otwarcia. Musiałyśmy zadowolić się sernikiem.
Były też miejskie spacery. Mam dziwną minę, bo prawie zawsze gdy głaszczę zwierzątka, zaciskam bardzo mocno zęby, żeby ich nie zgnieść moją miłością. Też tak macie? Mam je ochotę tak uścisnąć, że aż ściskam zęby, żeby im kostek nie pogruchotać. To zbyt wiele miłości, jak na mnie!
Kubki stylizowane na PRL. Dla jednych brzydactwa, dla innych klasyka polskiego designu rodem ze szkolnej stołówki. Wzbudziły wielkie zainteresowanie na IG, dlatego od razu mówię, że ta wystawa to mały sklepik Reset Point przy ul. Dąbrowskiego w Warszawie.
Ja zaś jestem bardzo zadowolona z mojego ceramicznego sitka, które latem służy mi również za miskę – na owoce, bób i warzywa. Pokochałam zajęcia z ceramiki i staram się chodzić przynajmniej raz w miesiącu. Robię to dla swojej głowy i ducha.
Pojechaliśmy też na wesele mojej przyjaciółki do Tarnowa. Wydawało się, że to będzie dość przykry obowiązek (tak nam przedstawiła tę uroczystość sama zainteresowana), a bawiliśmy się cudownie, towarzyszyła nam Luna, wesele było bez spiny, aż żałuję, że nie tańczyłam, ale było tysiąc stopni, a ja cała w swędzącej wysypce, skupiałam się na siedzeniu nieruchomo, żeby materiał sukienki jak najmniej pocierał moje ciało. Mimo to Tarnów okazał się piękny, a wycieczka była czystą przyjemnością.
Zanim okazało się, że tajemnicza wysypka to łupież Giberta, dermatolożka zdiagnozowała mi alergię i kazała wywalić większość kosmetyków (czego na szczęście nie zrobiłam, po prostu przestałam ich używać) i wymienić mydła i proszki do prania. Żegnajcie zapachowe płyny do płukania, żegnajcie komercyjne proszki. I chociaż sama kiedyś robiłam eko proszek do prania (przepis tu), to potem zaczęłam kupować zwykłe płyny – z wygody i dlatego, że się nie zbrylały. Dermatolożka była fatalna i nie trafiła z diagnozą, ale za to poznałam dzięki niej proszek i kostki do zmywarki marki GRON Balance, które bardzo chcę tu polecić. Nie pachną, mają proste składy i są super dla alergików. Jeśli macie rekomendacje podobnych produktów dostępnych od ręki w Rossmanie – chętnie je przyjmę.
Końcówka czerwca i początek lipca upłynęły mi pod znakiem lektury Auroville. Bardzo polecam zabrać tę książkę na wakacje. Więcej zachwytów i fragmenty książki znajdziesz tu: Auroville. Miasto z marzeń.
Najłatwiej było mi wrzucać ostatnio na bloga przepisy. Trochę dlatego, że mimo pisania książki jeść przecież trzeba. A trochę dlatego, że okazało się, że moja dieta jest bardzo uboga. Nie wdając się w szczegóły – musiałam przyłożyć się do swojego odżywiania, a lato jest moją ulubioną porą do kulinarnych eksperymentów, bo pod ręką jest tyle pysznych owoców i warzyw. Koniecznie wypróbujcie przepis na letnią sałatkę i pieczoną fetę oraz ten superszybki a bardzo satysfakcjonujący przepis na surówkę z ogórków w azjatyckim stylu.
Miałam też przyjemność pojawić się na yin jodze prowadzonej przez Madalenę. Wszystko z okazji jej współpracy z moimi kochanymi Plantule. Magda stworzyła mini kolekcję trzech znanych i lubianych pomocy jogowych – wałka, poduszki medytacyjnej i woreczka na oczy, ale w poszewkach z przepięknego lnu. Jako wielbicielka jogi, Plantule i lnu byłam przeszczęśliwa. Spotkałam też kilka znajomych oraz osoby, które znam, ale tylko z internetu. Było to odświeżające i cudowne. Bardzo zatęskniłam za regularną praktyką w szkole, ale na tę przyjdzie mi jeszcze poczekać.
Przez te wszystkie zawirowania hormonalno-zdrowotne niezbyt dobrze czułam się ze swoim ciałem, tym bardziej się więc cieszę, że zrobiłam sobie teraz długi urlop, podczas którego zamierzam dobrze się odżywiać, wysypiać, dużo ruszać i śmiać. Przygasłam trochę ostatnio, słabo się czułam w swoim ciele i… widać to po tym, że prawie w ogóle nie pokazuję się na zdjęciach. Zauwżyłam to dopiero ostatnio. Niemniej – zadbałam o siebie, wzięłam dobry kierunek na troskę i opiekę i płynę w tę stronę.
Moja znajomość z Magdą zaczęła się od tego, że zagadałam o piękny kombinezon, który miała na sobie. Co ciekawe, zgodziła mi się go przywieźć z Bali. Kompletnie nieznanej osobie. Niestety został wykupiony na pniu, ale miłe wspomnienie pozostało. Wspaniale było poznać Magdę na żywo, choć jako joginkę znam ją już od kilku miesięcy, bo praktykuję z nią poprzez Portal Yogi.
Nadal mam kod zniżkowy na hasło BLIMSIEN15 – daje 15% rabatu na nieprzecenione kolekcje Plantule Pillows. Niestety kod nie działa na lnianą kolekcję, ale na inne przedmioty już tak. Jest to kod afiliacyjny. Kocham Plantule i niebawem będę recenzować inne poduszki niż ta, na której spałam do tej pory. Muszę przyznać, że uwielbiam ją, bo bardzo pomogła mi na problemy z kręgosłupem szyjnym. Recenzja poduszki z łuską gryki jest TU.
Pytałyście o mój zegarek i czy to smartwatch. Tak, kupiłam go na Allegro bez robienia spektakularnego researchu. Zależało mi, żeby liczył mi kroki, monitorował sen i spalone kalorie. Chciałam uwolnić się od chodzenia wszędzie z telefonem i udało się! Wyłączyłam powiadomienia, telefon zostaje w domu, a ja idę na spacer, na łąkę czy na spotkanie z przyjaciółmi. Podoba mi się, że monitoruje również czas, kiedy jadę na rowerze, nie podoba mi się, że nie umie monitorować jogi. Nie jest wodoszczelny. Szukałam czegoś prostego i na ten moment jestem zadowolona. Okazało się, że odkąd go mam, nie było dnia, bym przechodziła mniej niż 10 tys. kroków. Telefon często pokazywał, że robię 4-6 tysięcy, więc to miłe mieć teraz bardziej precyzyjne wyliczenia. Prawdopodobnie mogę ustawić w nim budzik, który obudzi mnie najbliżej pożądanej godziny, kiedy mój sen jest najpłytszy, żeby łatwiej mi się wstawało. Nie jestem pewna czy wiem, jak to włączyć. Smartwatch kupiłam TU i działa na apce Da Fit.
Zrobiłam też duże zapasy płatków, fasolek, komosy i migdałów. Nie mam pojęcia kiedy moja dieta z diety pełnej różnorodnego pokarmu stała się dietą typu bułka z serem, ale poczułam, jak jest uboga w momencie, gdy przyłapałam się na ślinotoku na widok wędzonej makreli (której nie jem już pewnie z 17 lat). Także zaopatrzona gotuję, testuję i pewnie będę się dzielić nowymi pomysłami. Odkryłam też, że po latach absolutnej niechęci do kaszy gryczanej (którą kochałam jako dziecko), znów ją wcinam ze smakiem. O tym, gdzie kupić kasze, strączki, mąki i oleje pisałam tu. Słoki zaś nie pełnią funkcji ozdobnej – przesypując kasze, mąki i inne do szczelnie zamkniętych pojemników masz pewność, że opanujesz ewentualny najazd moli spożywczych. Mogę o tym napisać kiedyś więcej.
Wbrew temu co widzicie na zdjęciach, lipiec pozostawił mnie zmęczoną jak konia po westernie. Niby książkę skończyłam pisać z końcem czerwca (i już wtedy ledwo zipałam), ale lipiec to była sesja zdjęciowa, poprawki, poprawki, poprawki, akcepty i kolejne uwagi. Dopinanie wszystkiego na ostatni guzik. Uf! Ale to już! Dziś książka poszła do druku. Zadowolona autorka wygląda tak:
Prawdziwa jesieniara, co? Prawie można uwierzyć, że nie będę płakać za latem ; ). CIEPŁO to książka, która uczy, jak z trybu PRZETRWANIE wejść w celebrację jesieni. To też jedyna taka pozycja na polskim rynku wydawniczym, gdzie dowiesz się, co dzieje się z ciałem jesienią i zimą z punktu widzenia Ajurwedy i jak można sobie z tym radzić. Powyższe dwa zdjęcia wykonała Marta Brylińska, ale w książce są też zdjęcia innych dwóch kobiet, które bardzo sobie cenię. Jeśli chcesz zaprosić Ciepło do swojego domu, możesz już zamówić książkę w przedsprzedaży (o TUTAJ), a dotrze do Ciebie w dniu premiery.

8 komentarzy
a który konkretnie to model zegarka? link kieruje do strony sprzedawcy ?
Sprawdzę później, po prostu KWADRATOWY 😀
Moja czteroletnia córka: „Mamo a wiesz jak się nazywa pan co jedzie tak szybko autem? IDIOTA!” także tak 😉
Blum, uwaga na lampkę, czytałam, że sól może zniszczyć powierzchnię pod lampką – ja swoją trzymam na podstawce 🙂
Hej, czy robiłaś teraz prawo jazdy czy już miałaś, i teraz po prostu wracasz do jazdy? Zastanawiam się, czy kiedy się idzie na czterdziechę, umysł i ciało jeszcze przyswoją nową umiejętność… jak było u Ciebie?
Mam od dawna, po prostu nigdy nie miałam swojego auta, więc po kursie właściwie nie jeździłam poza małymi wyjątkami. Teraz prowadzę, ale czuję się pewniej, kiedy obok mnie ktoś siedzi. Muszę przełamać barierę w głowie, bo jak już się sama wypuszczam, to jest spoko, ale ile mnie ta decyzja kosztuje to moje 😀
Jak zawsze piękne migawki z lata! Aura już coraz bardziej jesienna i właśnie zamówiłam Twoją książkę, nie mogę się doczekać premiery <3
Dziękuję za zaufanie i życzę przyjemnej, otulającej lektury!