We wrześniu działo się tyle, że nie zdążyłam nawet z fotopodsumowaniem, że nie wiem nawet, od czego zacząć i że wątpię w ten format, gdyż wydaje mi się nagle zbyt prywatny, dokumentalny. Jakby same słowa były ok, same obrazy też, ale zaserwowanie ich razem, było jak seks przy zapalonym świetle. Można rozebrać się w świetle dnia (zdjęcia), można też kochać się po ciemku (słowa), ale połączenie jednego z drugim jest naprawdę aktem dużego zaufania i chęci wejścia w świat drugiego człowieka. Tylko że tu performerką jestem wyłącznie ja. Jak cam girl? Nigdy nie chciałam być cam girl, więc dziś tekstu będzie mniej.

Czasami wyglądam jak ziemniak, czasami jak seksowna kotka, a czasami tak. Być może tak wyglądałabym jako matka. We wrześniu mała nimfa kleszcza zaraziła Lunę babeszjozą, a ja wiele godzin dziennie spędzałam u weterynarza. Czasem na boso, kwitnąć po 2 h na kroplówce, w takim schowku na karmę i leki oddzielonym od gabinetu cienką zasłoną. Byłam niemym świadkiem każdej wizyty. Niesamowite, jak różne relacje mają ludzie ze swoimi zwierzętami. Od totalnego jebla, do totalnej znieczulicy. Nasz weterynarz jawił mi się, jako bohater. Przysięgam, że wtykanie psom termometrów w zadki i przyszywanie kotom ogonów nie jest chyba tak ciężkie, jak wysłuchiwanie tych wszystkich ciumkających do swoich stworzonek bab (ja też rzecz jasna ciumkam, ale jak ten człowiek znosi to 24/7 to ja nie wiem, postawiłabym mu pomnik z czekolady).

WAŻNE: zabezpieczajcie swoje psy cały rok. Co miesiąc. Regularnie jak w zegarku. W kilka dni można stracić przyjaciela na całe życie.

Byliśmy w Szwecji zrobić zdjęcia do kolekcji Tyszerta i ostatni dzień, jedyny wolny dzień, spędziliśmy w Sztokholmie. Fantastyczne miasto. Bardzo podoba mi się północ, choć mój temperament jest zdecydowanie bliżej południa Europy. Przywiozłam dla Was kilka zdjęć.

To, czego można pozazdrościć Szwedom to dostęp do natury. Mam wrażenie, że polskie miasta są nieludzkie.,

W podróż zabrałam ze sobą Rok Małpy Patti Smith. Muszę przyznać, że Poniedziałkowe Dzieci mnie zachwyciły, było w nich mnóstwo pasji, młodości i rock’n’rolla. Inne książki Patti, no cóż… wydaje mi się ona zdziwaczałą starszą panią. Taka starsza to znów nie jest, widziałam ją kilka lat temu na scenie, ta kobieta ma ogromną energię! Jednak jej zapiski są jak dzienniki, trochę nie wiadomo po co dlaczego. Jednocześnie akurat Rok Małpy miał w sobie coś, co mnie uwiodło. Bardzo nudna, senna narracja wyświetlała się w mojej głowie jak film Jima Jarmuscha. Towarzyszyła mi w podróży jak stukot pociągu, miarowy, powolny, ale hipnotyzujący.

Radża jak zwykle w swoim winylowym żywiole. Wybrał kilka płyt po okładkach, co mnie rozbawiło. Zwłaszcza gdy uznał, że ciemnoskóry muzyk w czerwonych kozakach zasługuje na to, by kupić jego płytę. Przez te kozaki właśnie. Okazała się bardzo przyjemna (odsłuchaliśmy go po nazwie z internetów, nie mam pojęcia, co stało się z naszym sprzętem grającym).

Szperactwo.

Jak widać od Patti nie mogłam się uwolnić.
Jest i pan w kozaku. Na Instagramie złapał również i Wasze oko!
Obok był sklep o uroczej nazwie GRANDPA dla stylowych seniorów (serioserio). Na witrynie miał przyklejony napis: suport your local grandpa. Bardzo kochane to było.

Mówiłyście, że muszę spróbować cynamonowych bułeczek. Te są domowe, upiekła je Marta Streng i były pyszne. Mam dla Was przepis, ale nie mam piekarnika, żeby je upiec. Jasieniarstwo stoi pod znakiem zapytania.

Ponieważ Wasze rekomendacje były podzielone i niektóre mówiły, że jak bułeczka to tylko z kardamonem – postanowiłam przetestować i taką. I przetestowałam. Uwielbiam kardamon. Była pyyyszna!
Szczerze mówiąc, zjadłabym je wszystkie!

Poza włóczeniem się po sklepach ze starymi płytami zaszliśmy też do kilku wspaniałych vintage shopów. Dzieliły się one na dwie kategorie: totalne lata 70 i charity shopy pełne dżetowato-kiczowatych szmatek.
Tu nazwa, gdyby któraś z Was potrzebowała.

I keep him safe.
He keeps me wild.

 

Z pieskiem.

We wrześniu poznałam też Natalię, znaną jako Miedziak-Skonieczna. Porwała mnie na spacer, żebyśmy obczaiły miejscówkę, gdzie miała fotografować i zobaczyły, czy będę w przyszłości chciała się przed nią rozebrać. Tym razem się nie rozebrałam (jasno), ale wymieniłyśmy dużo słów (intymność). Znalazłyśmy też baśniową, przepiękną mgłę. Pokażę Wam ją jeszcze na innych zdjęciach.

Natalia i jej mąż Radek przygotowali wspaniałą grę towarzyską lub może narzędzie do samopoznania. Jest to talia kart, która z levelu small talk od razu wrzuca Cię na głęboką wodę. I ja to szanuję. Karty znajdziecie na stronie Geometria Pytań.
Jeszcze tylko tysiąc zdjęć pieska na pieńku i jestem gotowa zakończyć to wydanie fotomigawek 🙂
Z ciocią. Luna się szybko zaprzyjaźnia.

I już! Do usłyszenia pod koniec października.

 

...

4 komentarze

  1. Kocham cykl Twoich fotomigawek i też we wrześniu przeczytałam Rok Małpy, miałam podobne wrażenia. Do Patti zawsze chętnie wracam, światu bardzo potrzeba takich kobiet

  2. Nie podejrzewam Cię o premedytację 😉 ale zawsze Twoje fotomigawki są takie spójne klimatycznie. Bardzo przyjemnie się na nie patrzy.
    Napisałaś, że temperamentem jest Ci bliżej do południa niż północy. Otóż moi Szwedzcy znajomi są jednymi z najbardziej otwartych, wylewnych, zadowolonych z życia, chwytających chwilę ludzi jakich znam. Może to przypadek, nie wiem. Ale sama byłam zaskoczona, gdy ich poznałam.

  3. Blum

    To spójność kolorystyczna w obróbce, ale też trochę zasługa nudnego życia – ciągle my i pies 🙂 No i też po prostu to są zdjęcia mojego autorstwa, więc wrażliwość patrzącego jest nieustannie ta sama (módlmy się tylko za jego skille). Dziękuję!

Leave a Reply

.