Pod jednym ze zdjęć na stronie adopcyjnej dla psiaków, fundacja/schronisko napisało „jak można w ogóle rozważać kupno psa, kiedy jest tyle potrzebujących piesków, trzeba nie mieć serca!!!”. No i się zaczęło! Wszystkie pańcie i mamcie ciapusiów, chrupków i reksiów zaczęły wylewać jad, że tacy ludzie to w ogóle nie mogą się mienić psiarzami, psów miłośnikami, mają kamienie z serca i w dużym skrócie mówiąc, w piekle czeka na nich kocioł i jest to kocioł pomiędzy prezydentem Andrzejem D. a Stalinem. Mniej więcej.
Porozmawiajmy więc dziś o tym, skąd biorą się Fafiki, Chrupki, Reksie i Azory w schroniskach i jak temu zapobiegać.
- Psy znajdują się w schroniskach ponieważ, ludzie postanawiają mieć psa (niezależnie od źródła), ale brakuje im przenikliwości, żeby ocenić, że w ogóle nie mają na niego miejsca i ochoty w swoim życiu. Kiedy ten fakt do nich dociera, pozbywają się psa.
- Psy trafiają do schronisk, bo są bezprawnie rozmnażane. Według polskiego prawa tylko licencjonowane hodowle mogą rozmnażać zwierzęta. Zwierzęta rozmnażają się dlatego, że właściciele ich nie pilnują, że właściciele uważają, że zwierzęta zasługują na to, by uprawiać seks i mieć młode oraz dla korzyści majątkowych.
- Nieważne jak bardzo kochasz zwierzęta, powstrzymaj się przed komentowaniem cudzych wyborów. Może Ci ulży, kiedy napiszesz jadowity komentarz pod postem kogoś, kto chce oddać swoje zwierzę do adopcji, ale musisz mieć świadomość, że zawstydzanie i hejtowanie takich ludzi nie sprawi, że oni nie pozbędą się psa, przemyślą sprawę, a potem będą żyć ze zwierzęciem długo i szczęśliwie. To sprawi jedynie, że zamiast użerać się z opinią publiczną, porzucą tego psa w lesie, na stacji benzynowej, czy przy drodze. Empatia i wrażliwość na los zwierząt, dzieci, seniorów mało kiedy wystarcza. Żeby dobrze pomagać, trzeba mieć dużo zimnej krwi i zdrowego rozsądku, bo można tylko bardziej zaszkodzić emocjonalnymi reakcjami.
W idealnym świecie nie byłoby kundelków, bo… bo hodowcy rozmnażaliby z rozmysłem psy, sprzedawaliby je przekonanym i odpowiedzialnym właścicielom, a dzikie zwierzęta byłyby pozbawiane płodności (mowa o piwnicznych kotach i dzikich psach, nie łosiach i rysiach rzecz jasna). Brzydko to ujmując „rynek wtórny” ograniczałby się do psów, których właściciele z jakiegoś powodu nie mogą/nie chcą ich już mieć. Warto wiedzieć, że w Polsce rozmnażanie zwierząt na własną rękę jest NIELEGALNE.
W rzeczywistości w Polsce psy ciągle są trzymane na łańcuchach, karmione namoczonym chlebem i ziemniakami, a w wersji miejskiego pato — zostawiane w nagrzanych samochodach, wystawiane na balkon, zamiast być wybiegane na spacerze i karmione Pedeegree zamiast odpowiednią karmą. Co tu mówić o świadomym rozmnażaniu i dobrych hodowlach? Można pomarzyć. Dlatego nie neguję adopcji, sama adoptowałam i uważam, że tych niechcianych zwierząt jest ciągle niesłychanie dużo. Nie chcę jednak oceniać ludzi, którzy psy chcą kupić i nie znoszę, kiedy przy tej okazji można wylać na obcego człowieka wiaderko jadu. Hodowle to nie tylko fikuśne i dziwne rasy, które źle funkcjonują (tak jak buldożki, których niektóre kraje zakazują już hodować, bo te zwierzęta są zwyczajnie zdeformowane, co utrudnia im funkcjonowanie). W oczach opinii publicznej ludzie biorą rasowego pieska z próżności, bo piesek wygląda luksusowo i ładnie, nie to, co Pikuś. Nie zgadzam się z tym. Znam wiele osób, które wybrały konkretną rasę, bo ta rasa miała cechy, które sprawiały, że pasowała do trybu życia przewodników. Tak się podejmuje odpowiedzialne decyzje. Znam też wiele smutnych historii Fafików i Azorów przygarniętych z dobroci serca, które miały takie temperamenty i takie przejścia za sobą, że zmieniały domy jak rękawiczki lub finalnie żyją gdzieś, utrudniając życie innym. Jeśli chodzi o dobro zwierząt, często zdrowy rozsądek jest cenniejszy niż rozgorączkowane serce.
Chcę za to porozmawiać o hodowlach. Ich ciemną stroną jest to, że mogą wywoływać popyt na daną rasę. Moda na yorki, mopsy, amstaffy, terriery, kiedyś ratlerki itp. Co się dzieje, kiedy piesek staje się modny i powszechnie pożądany? Do akcji wkraczają pseudohodowle, handlarze psami z kartonu itp. itd. Osłabia mnie, że ludzie są w stanie zapłacić za takie zwierzęta. Rodowodowy pies kosztuje kilka tysięcy złotych, nie dlatego, że to luksus i piękno, tylko dlatego, że odpowiedzialne i świadome wyhodowanie psa, kosztuje bardzo dużo pieniędzy. Suka i pies muszą mieć rodowody, a żeby je zdobyć, muszą zaliczyć kilka wystaw. Muszą mieć zrobione badania, a ich maluchy muszą być szczepione, badane, odrobaczane, uczone czystości. Ludzie wkładają w to masę serca i super dużo czasu. W rozmowie z hodowcą usłyszałam dlaczego, niektóre „hodowle” oddają psy wcześniej do nowych domów, powodując tym lęk separacyjny i zaburzenia w przyszłości. Oddają je tak szybko, jak się da, bo im szczenię starsze, tym więcej je, a karmy są bardzo drogie, kiedy musisz wykarmić od kilku do kilkunastu psów. Takich ludzi trzeba unikać jak ognia. Trzeba powstrzymać w sobie chęć życia z rasowym psem, ale jak najniższym kosztem.
Fafik jest taki śliczny, Fiona też jest rasowa, czyli zróbmy sobie szczenię.
Jest grupa ludzi, którzy kupują rodowodowe zwierzęta, poznają innych ze stworami tej samej rasy i… postanawiają omijając wszelkie procedury, wyhodować sobie takiego prawie rasowego pieska. Prawie bullteriera np. który wygląda tak samo, ale… no właśnie! Nikt nie robi tym psom badań, tacy ludzie nie wiedzą nic o połogu, o karmieniu, robią to bezmyślnie, łącząc psy „naturalnie” czyli jak popadnie. OLXy i Allegro są pełne ogłoszeń o „szczeniętach po rodowyodywch rodzicach”, a ludzie z chęcią je kupują, bo piesek ładny, a my nie jesteśmy snobami, nie potrzebujemy papierka. Papierek nie jest dla snobów, nikt nie wiesza go sobie oprawionego nad kominkiem, rodowód jest dowodem, że ktoś rozmnożył zwierzę odpowiedzialnie! Zwierzęta z allegro, OLX czy sprzedawane na targu z pudła często są tak chore, tak zarobaczone, że kiedy w końcu nowi właściciele zabierają się za leczenie, zwierzę im… umiera. Te zwierzęta mają również problemy emocjonalne, co sprawia, że są trudne w wychowaniu i trafiają się komu? No ludziom, ktorzy oszczędzają na psie, więc pies, zamiast wylądować u behawiorysty, a właściciel, zamiast czytać fachową literaturę, po prostu… wystawi go na OLX. Są jeszcze hodowle, w których jednak ktoś rozmnaża psy jedynie dla zysku. Willa zawalona jest klatkami, nikt nie sprząta, nie spaceruje z tymi zwierzętami, one toną we własnych odchodach i są eksploatowane cieczka po cieczce, a na koniec wyrzucane. To jest cały czas historia ludzkiej głupoty i zachłanności, a nie zagadnienie czy jest w porządku kupić zwierzę. Zapytałam dziś pierwotną hodowczynię suczki, którą adoptowaliśmy o to, jak rozróżnić dobrą hodowlę od pseudo. Marta Preiss ujęła mnie tym, że w zapisie umowy, kiedy sprzedaje szczenię, ma zaznaczone, że gdyby ktokolwiek nie mógł, lub nie chciał dłużej opiekować się psem, ona musi zostać poinformowana. Zatem pies, który dwukrotnie zmienił dom, trafił z powrotem do niej, a ona mogła bardzo odpowiedzialnie poszukać mu ostatecznego domu. Dzięki temu mądremu zapisowi pies nie wylądował u rodziny na wsi, w schronisku, ani w fundacji. Ta odpowiedzialność zrobiła na mnie duże wrażenie i była częścią odpowiedzialności hodowcy, o której staram się dziś mówić.
CO CHARAKTERYZUJE DOBRĄ HODOWLĘ, KTÓRA JEST CRUELTY FREE
Marta Preiss Weimarstars (FCI): W legalnej hodowli wydawana jest metryczka przez ZKwP (Związek kynologiczny w Polsce), to taki jakby „dowód osobisty” szczeniaka. Zawarto w niej wszystkie najważniejsze informacje, w tym informacje o rodzicach (udowadnia to m.in. brak krycia kazirodczego), co za tym idzie, gwarantuje brak wszelkich chorób, również psychicznych. Następną bardzo ważną cechą szanującej się i dbającej o zwierzęta hodowli są godne warunki, w których zwierzęta mogą normalnie funkcjonować. Jak najlepsze dbanie o karmiącą sukę (tj. kontrole weterynaryjne, dobrej jakości karmy, zapewnianie ruchu na świeżym powietrzu, higiena poporodowa, odpowiednia suplementacja oraz socjalizacja z maluszkami), pozwala nam na odchowanie zdrowych, wesołych i pięknych szczeniąt. ZKwP podlega pod Międzynarodową Federację Kynologiczną (FCI), jest to organizacja, w której wszystkie psy rasowe muszą spełniać odpowiednie standardy, nie tylko samego wyglądu, ale też i charakteru i zdrowia.
Czy każdy papier jest gwarantem tego, że hodowla jest prawidłowo prowadzona?
M: Niestety, coraz liczniej na polskim rynku pojawiają się różne kluby, stowarzyszenia itp. Wydają one również „dokumenty” szczeniakowi, ale niestety są to jedynie nic nieznaczące kartki, w których zazwyczaj jest stek kłamstw.
Jest tylko JEDEN wzór legalnej metryczki szczeniaka, która uprawnia do wyrobienia rodowodu, wydawanej tylko i wyłącznie przez ZKwP. Jest to bardzo ważne, ponieważ kupując psa z rodowodem, mamy pewność, że psiak ten nie posiada żadnych wad dziedzicznych i posiada zrównoważony charakter. W rodowodzie jest udokumentowane pochodzenie psa nawet do kilku pokoleń wstecz. Natomiast w pseudohodowli niestety najczęściej rodzice szczeniaka są nieznani, a co gorsze – taki szczeniak pochodzi nierzadko z kazirodczego skojarzenia, co za tym idzie, posiada przez to problemy psychiczne, takie jak lęki czy agresję. Pseudohodowle często nastawione są przede wszystkim na zysk, masowo rozmnażają psy, z których część wyląduje w schronisku. Legalne hodowle natomiast kierują się w pierwszej kolejności dobrem zwierząt, aby te w przyszłości mogły wydać na świat zdrowe potomstwo. To wszystko kosztuje, dlatego też psy z rodowodami nie są tanie, ale i tak cena za niego nie rekompensuje poniesionych nakładów (koszty wyjazdów na wystawy w kraju, jak i za granicą, wysokiej jakości karmy, suplementy, opieka weterynaryjna, konkursy, przeglądy hodowlane, reproduktor, czipy, wyrobienie dokumentów). Im niższa cena szczeniaka, tym więcej podejrzeń i niejasności.
Na co zwracać szczególną uwagę decydując się na kupno psa?
M: Wybierając Przyjaciela na długie lata, należy dokładnie wypytać hodowcę o wszystko, poprosić o rodowody, przyjechać, obejrzeć rodziców, oraz warunki, w jakich odchowuje się miot. Korzystniej kupić szczeniaka z legalnej hodowli i spać spokojnie, niż kupić z pseudo taniej, a później tracić pieniądze, czas i zdrowie jeżdżąc po weterynarzach, czy behawiorystach. Jeśli kogoś nie stać na psa z legalnej hodowli, zawsze może przygarnąć psiaka ze schroniska, bądź zaadoptować z jakiejś fundacji. Oczywiście nie każda hodowla podlegająca pod ZKwP jest godna polecenia, zatem należy w pierwszej kolejności poszukać opinii na jej temat.
Dlaczego uważasz, że geny to tak ważna rzecz?
M: Geny to bardzo ważna kwestia w zakupie, czy przygarnięciu psa. W pseudo najczęściej nikt nie zwraca na to uwagi, bo chodzi z reguły o zysk. Nikogo tak naprawdę nie obchodzi, czy suka „hodowlana” jest w odpowiedniej kondycji fizycznej, czy psychicznej. Często takie suki zachodzą w ciążę co cieczkę. Najgorszym i niestety najczęstszym przypadkiem, są tam krycia kazirodcze. Takie skojarzenia często kończą się schorowanymi szczeniętami, są osłabione, wymagają też nierzadko operacji. Rodzą się kaleki lub wyrastają z nich psy z ogromnymi problemami psychicznymi, są niezrównoważone. Ludzie nieradzący sobie z takimi problemami niestety często oddają takie psy do schronisk lub – co gorsza – po prostu je „wyrzucają”. Większość pseudohodowli nie ma pieniędzy na badania weterynaryjne. Suki z pseudo nierzadko są zaniedbane, wychudzone, schorowane. Takie psy nie są w stanie wydać na świat zdrowych, silnych szczeniąt, a bardzo często podczas porodu same umierają w strasznych męczarniach i okropnych warunkach.
Marta zwróciła mi też uwagę na aspekt, którego nie poruszyłam w poście o historii Luny. Adoptując psa w typie danej rasy, nie wiemy czy taki pies nie pochodzi z pseudo i czy jego charakter nie będzie zaburzony. Nie mówimy tu o przejściach, a jedynie genach. W tym sensie kundelki wydają się być bezpieczniejsze w adopcji, bo raczej same się rozmnażają, nikt nie robi tego dla kasy i nie są to psy, które okazały się tak agresywne, lękowe czy zaburzone, że dom, który kupił „psa z karonowego pudełka na targu” równie szybko się go pozbył. To coś o czym warto pomyśleć przed adopcją.
Edukujcie swoich znajomych, tłumaczcie im, dlaczego psy z rodowodem są tak kosztowne, zwłaszcza tych, którzy otwarcie mówią, że chcą psa w typie rasy, ale wiecie, że planują go kupić z taniego i niezaufanego źródła. To właśnie takie zwierzęta najczęściej trafią chwilę później do adopcji. Niezależnie czy wybierzecie kupno psa u hodowcy, czy schronisko, upewnijcie się, że macie odpowiednie nakłady środków i cierpliwości, by w razie problemów poradzić sobie z psem i nigdy, ale to przenigdy nie kupujcie psów, czy kotów z pseudohodowli. To najgorsze z możliwych rozwiązań. Tak samo nie kupujcie zwierząt w sklepach zoologicznych. Przyjmijcie, że jeśli zwierzę ma być traktowane dobrze i etycznie, musicie za to zapłacić profesjonaliście, który urabia się po łokcie, żeby takiemu psiemu czy kociemu maluchowi zapewnić opiekę.
W kolejnym wpisie poruszę tematykę mądrej adopcji psa. Ze schroniska, z ulicy, od poprzednich właścicieli. Być może zainteresuje Cię też ten wpis (klik).

20 komentarzy
W idealnym świecie nie byłoby tych kundelków, ale kurcze jak są to ciężko tak powiedzieć że to wina innych wiec ja sobie kupię rasowego psa. W pewnym sensie wszyscy odpowiadamy zbiorowo, również za to jak wygląda nasza planeta. Nie wyobrażam sobie powiedzieć – przecież nie jestem wielką fabryką, nie zanieczyszczam rzek, jestem tylko szaraczkiem, wiec czemu mam w ogóle segregowac śmieci? Ze zwierzętami jest podobnie. Nie ja stworzyłam problem, ale..
Nie rozumiem jednak jak ludzie wrażliwi mogą wylewać jad na innego człowieka dlatego że jednak nie podziela powyżscyh poglądów. To że ktoś wział rasowego psa nie czyni z niego gorszego ani lepszego, każdy decyduje w swoim sumieniu. I warto się zastanowić pisząc zjadliwy komentarz czy to pomoże czy to po prostu ujście dla frustracji, które zneichęci jesczze bardziej do jakiejkolwiek pomocy czy przemyślen
Wszystko prawda poza tym, ze bardzo bardzo wyidealizowałaś „legalne” hodowle. Fakt posiadania rodowodu i rejestracja w związku kynologicznym nie gwarantuje ani zdrowia szczeniąt, ani dobrych warunków ani etyki hodowli. Niestety nieuczciwi ludzie nastawieni na zysk, mający dobro zwierząt na uwadze dotąd, dopóki mają z tego zysk, są wszędzie i nie brakuje ich wśród tych zarejestrowanych.
To prawda i o tym mówi m.in Marta! Chciałam żeby ten post mówił o tym, jak powinna wyglądać hodowla i jak odróżnić dobrą od złej. To nie jest jedyna opcja, ale o tym będzie kolejny post 🙂
Mój ukochany pies był z tej „dobrej”. Niestety to, że jednak jest zła wszyło chwile po tym jak do nas trafił.
Bardzo cenię Twoje wpisy, ale z tym nie mogę się zgodzić z jednego powodu.
Jeżeli w Polsce jest ponad 100 tys. (tak, STO TYSIĘCY) bezdomnych psów, to naprawdę trzeba być wyjątkowo pozbawionym empatii i wyobraźni, żeby decydować się na zakup psa. Nawet z najlepszej, najbardziej troskliwej hodowli.
Dlaczego?
Dlatego, że skoro jest ponad sto tysięcy psów czekających na dom, to znalezienie psa o cechach pasujących, jak napisałaś, „do trybu życia przewodników” nie jest żadnym wyczynem.
Wystarczy chcieć.
Chcieć skontaktować się z schroniskiem, chcieć zapytać pracowników/wolontariuszy, który pies prezentuje poszukiwane cechy, wreszcie chcieć pojechać do schronu, zapoznać się z psem, wyprowadzić kilka razy na spacer, zdobyć jego zaufanie i pewność, że to właśnie ten i że się go nie odda, gdy trzeba będzie wyjść minimum cztery razy dziennie na spacer, niezależnie od pogody, albo gdy zachoruje, a leczenie pochłonie oszczędności na tegoroczny urlop.
Ale przecież kundelek ze schroniska, choćby był najukochańszy i oddał nowym państwu całe psie serce, nie będzie ładnie wyglądał na instagramowych obrazkach. Chcesz być influencerką, to musisz mieć zwierzę, pod zdjęciem którego zachwycone panny będą wzdychać „jaki śliczny! co to za rasa???”.
Bzdura z tym wyglądem. W schroniskach jest naprawdę tyle psów (ponad sto tysięcy…), że da się skorelować ulubiony typ psiej urody z pożądaną psychiką.
Ale jak napisałam, trzeba chcieć. Najpierw chcieć pomyśleć, a potem chcieć ruszyć pupkę i poszukać.
Tylko często tego chcenia wystarcza wyłącznie na znalezienie hodowli (prawdziwej czy pseudo), nawet na drugim końcu kraju. Podczas gdy schronisko jest kilka-kilkanaście kilometrów dalej.
Jeszcze jedno. O ile rozumiem, że ktoś, kto nie przepada za spacerami raczej nie zechce zostać właścicielem husky’ego (i będzie to decyzja godna pochwały), to nie rozumiem, jak można się kierować urodą przy wyborze psa (lub kota, bo kotów też ta kwestia dotyczy).
Czy jeśli komuś rodzi się brzydkie dziecko, to się go z tego powodu pozbywa???
Tak, zwierzę to nie dziecko. Ale gdy przygarniasz zwierzę, stajesz się jego stadem, jego rodziną.
A przecież nikt zdrowy psychicznie nie pozbywa się członków rodziny tylko dlatego, że mają krzywe uszy, garbią się, zaczęli łysieć, obrośli tłuszczem.
Także ten. Hodowla, przy takiej liczbie bezdomnych zwierząt, to patologia. Tak uważam i nadal krzywo patrzę na ludzi, którzy idą na łatwiznę i kupują zamiast adoptować.
(źródło danych o liczbie bezdomnych zwierząt: https://www.rmf24.pl/fakty/news-nik-alarmuje-rosnie-liczba-bezdomnych-psow-i-kotow,nId,2516571)
Karo, szanuję Twoją opinię, ale nie zgadzam się z nią. Teraz jest mega moda na kundelki i pomaganie, wykreowana właśnie przez influencerów. Mieć rasowego psa to w social mediach obciach 😉 Zobacz np. na Joannę Glogazę czy Wujaszka Liestyle albo Akopa Szostaka. Rasowe psy mają zazwyczaj dziewczyny, które piszą psie blogi i uprawiają psie sporty ze swoimi psami, uczestniczą w zawodach itp.
Blum, to nie moda tylko problem urósł do takich rozmiarów że mówi się o nim coraz więcej, coraz więcej fundacji ma dostep do mediów wiec nagłaśniają sprawę. No i co za tym idzie coraz więcej ludzi zastanawia się czy faktycznie jest ok kupować jeżeli doprowadziliśmy do takiej skali problemu. Tak jak napisałam wcześniej mówienie że nie ja rozmnożam i porzucam, więc nie mój problem – nie przemawia to do mnie.
Druga sprawa – hodowle (także te super etyczne i prowadzone przez miłośników rasy) to część problemu. Pseudohodowle i szemrane obesrane wille z wysypem szczeniąt to odpowiedź na prrawdziwe etyczne hodowle, w których szczenie jest drogie. Jest popyt jest i podaż, logiczne że jak są telefony za 4 kafle to są i podróbki za 5 stówek. I . ze zwierzętami działa to tak samo, więc mówienie że jakby były tylko hodowle prawdziwe to nie byłoby przecież problemu – to myślenie życzeniowe, które nie odpowiada na realny już problem.
Po trzecie – choć jestem za tym by każdy robił tak jak uważa to wydaje mi się że najtrudniej jest nam wszystkim przyznać że chodzi o wygląd zwierzaka i zaspokojenie naszych potrzeb dopasowania zwierzęcia idealnego. Wiadomo że nie możemy tak działać z ludzmi i dziećmi, ale ze zwierzakami już się da, bo konkretna rasa to konkretny wygląd, charakter i predyspozycje. Nie ukrywajmy, że jak ktoś chce biegać i chce ruchliwego psa to w każdym schronisku znajdzie odpowiednie zwierzę, ale wstyd nam jakoś przyznać że chcielibyśmy aby pies wyglądał tak jak nam się marzy i miał charakter jaki oczekujemy. Z ludzmi się nie da tak, ale zwierzaki daja iluzję znalezienia tego doskonałego towarzysza, który na dodatek pięknie wygląda. Hodowcy mówią o tym jak ważne są geny i charakter, panie od blogów że tylko collie będzie odpowiedni do frisbie i porannych joggingów, ale tak naprawdę chodzi o to że mamy oczekiwania, nie jesteśmy bezinteresowni i wstydzimy się tego, wiec ubieramy to w ideologie pt „mam dzieci i musz e mieć łagodnego labradora”
Ludzie, naprawdę nie musicie się tłumaczyć że tak jak z każdą relacją – oczekujemy czegoś od psa i kupujemy.
Hodowla to biznes. Zarabianie na zwierzetach wcale nie lepsze niz cyrk cz zoo. Myslalas kiedys co sie dzieje z suka po kilku miotach szczeniakow? Myslisz ze hodowcy maja specjalne warunki dla emerytowanych suczek? Albo do kiepskiego domu albo do kiepskiego schroniska albo do piachu. A jak urodzi sie szczeniak z krzywymi zebami? Jednym jadrem? Do piachu zanim urosnie. Bo sie nie sprzeda za ogromne pieniadze. Moja siostra jest weterynarzem i zdziwilabys sie ile rasowych szczeniakow przynosza wlasciciele super legalnych hodowli do uspienia. Bardzo duzo, co chwile,. Bo kolor nie taki, bo brakuje zeba, bo troche ma zeza, bo jakis brzydki. BO SIE NIE SPRZEDA ZA DUZE PIENIADZE.
Dziękuję za odpowiedź 🙂
Zajrzałam na IG osób, które wymieniłaś. To wspaniale, że mają kundelki! I brawo za pokazywanie ich w taki sposób.
Ale nie masz racji, pisząc, że rasowe psy mają przede wszystkim osoby piszące blogi „branżowe”.
A Kasia Tusk? Sprawdzam: 268K (Glogaza: 30K, Wujaszek Liestyle 115K, Akop Szosztak 278K).
A Macaedmian Girl i jej rasowe kotki? (483K)
Nie wiem, może są uratowane z jakiejś pseudohodowli albo ze schronu? Ale na pewno nie wyglądają jak standardowy kundel.
Tak mi jeszcze gdzieś w pamięci miga Woliński z jego yorkiem i Olga Frycz z bodajże bulterierem (chociaż ona ma chyba dwa psy, i chyba oba są adoptowane).
Tak czy owak chciałabym, żeby ludzie byli bardziej rozsądni w temacie zwierząt. A z osobami, które kupują w hodowlach, po prostu rozluźniam kontakty. Szkoda mi życia na relacje z ludźmi, którzy jeszcze dokładają swoją cegiełkę do cierpienia zwierząt (tych, które muszą pozostać w schronisku, bo nadal nikt ich nie chce, i tych, które są zmuszane do rodzenia w hodowlach i tych, które są w hodowlach rodzone).
Przy okazji zajrzałam na Twój IG. Masz pięknego psa. Czyli można adoptować rasowego. Tak jak pisałam.
Ważne, że się kochacie. (I tak, przyjemniej się ogląda profile z psami/kotami niż dziećmi, nawet tymi nieumazanymi marchewką.)
Pozdrawiam 🙂
Basiu ale ja się 100 pro zgadzam, że mamy oczekiwania i chcemy żeby było łatwo. Myślę o tym co mówisz i słyszę to. Zastanawiam się nad tematem od dawna i zastanawiam się w Twojej wizji jak to ma wyglądać – na świecie zostają same kundelki?
Ja mam ogólny problem z nazwą „właściciel psa” myślę raczej o byciu przewodnikiem, mój problem polegał też na tym, że ja nie czułam, że chciałabym uczestniczyć w tworzeniu kolejnych zwierząt, skoro tyle ich już jest (wiem, że zabrzmię jak nawiedzona lewaczka, ale podobne dylematy mam jeśli chodzi o macierzyństwo). Przez długą chwilę sądziłam, że w ogóle nie chcę już opiekować się zwierzętami, wyszło tak, że pękliśmy i adoptowaliśmy Lunę.
Moje posty jednak są merytoryczne i chcę żeby były trzeźwe i pokazywały wiele możliwości. Wiem, że np. moi rodzice nie będą bawić się w adopcję. Wiem też, że dla nich wybór istnieje tylko pomiędzy hodowlą profesjonalną a pieskiem bez rodowodu, kupionym za kilka stówek. Tak samo, mój tata nie przejdzie na wegetarianizm. To są realia i zamiast zmuszać ich do wyboru dobrego wg mnie, chcę pokazać dlaczego warto wybrać etycznie na miarę swoich możliwości.
Kasiu, nie mam takich doświadczeń. Raz zdarzyło mi się przygarnąć rodowodowego kota, który był po prostu brzydki i nikt go nie chciał kupić (mój kochany Adik), ale hodowczyni go zatrzymała dla siebie, a na oddanie zdecydowała się tylko dlatego, że jej samiec był agresywny wobec niego. Zdarzyło mi się odkupić w dobrej wierze od hodowców kotkę, która zakończyła swój reprodukcyjny żywot – z perspektywy czasu nie zrobiłabym tego ponownie, hodowcy jak tylko pozbyli się problemu przestali odbierać telefony i interesować się kotem.
Z drugiej strony Marta, pierwotny hodowca Luny, który potem stał się jej domem tymczasowym na własną rękę chcąc oddać psa do adopcji zrobił wszystkie badania (wiele, bo mała miała problemy ze zdrowiem) karmił ją specjalistycznymi lekami i suplami, nie po to, żeby jeszcze na niej zarobić. Miesiąc czekaliśmy na decyzję czy nadajemy się do adopcji, nie było mowy żebyśmy u nas przeprowadzali sterylkę, bo Marta chciała wiedzieć, że wszystko pójdzie ok, mamy kontakt do dziś, po adopcji odwiedziliśmy ją, a dziś ona odwiedza nas, odpowiada na milion naszych pytań, a nie ma w tym żadnego biznesu. Widziałam też jej sukę, która już nie jest rozpłodowa, ma 8 lat i mieszka sobie w domu wraz z małym kundelkiem. Siostra Luny będzie nową suką rozpłodową, ale jeszcze nie teraz, więc w tym roku miotu nie było.
Nie piszę o dobrych hodowlach, bo ktoś mi za to płaci, albo bo jestem hodowcą. Piszę o takich, bo miałam z takimi styczność, zarówno psimi, jak i kocimi i wiem, że to ważne, żeby jeśli chce się kupić zwierzę, kupić je właśnie u takich ludzi.
Karo, jasne, że się da. Dla mnie kupno zwierzęcia nie wchodziło w rachubę z powodów światopoglądowych, ale i tak zostałam zmieszana z błotem, że pies jest za ładny i nie ze schroniska, czyli nie uratowałam najgorszego, najbiedniejszego, najbrzydszego. No cóż… adoptowałam za to chorego, ładnego i po przejściach. Wiem jednak, że ludzie różnie wybierają, dla niektórych ja będę bez serca, dla innych będę anielicą w ludzkiej skórze 😉 Chciałabym, żeby ludzie, którzy nie mogą/nie chcą adoptować, wiedzieli GDZIE kupić, a gdzie nie powinni. Tak samo, jak uwielbiam, kiedy ludzie ograniczają spożycie mięsa, nawet jeśli nie rezygnują całkowicie. Wierzę w moc takich mikro działań i jednocześnie jestem wdzięczna za ludzi, którzy naprawdę robią makro.
myślę, że ta faza hejtu, która na ciebie spływa bierze się z tego, że się bardzo mocno nie znasz, ale niestety jednak wypowiadasz. masz pierwszego własnego psa, od paru miesięcy, pies jest adoptowany ale z hodowli, ktoś w niego zainwestował, ktoś go ułożył i wychował, ty go po prostu wzięłaś na pewnym etapie. nie masz doświadczenia na temat psów ze schroniska i adopcji w schroniskach, nie masz doświadczenia z hodowlami oprócz jednej i nawet z psami masz bardzo niewielkie doświadczenie, ale rozpisujesz się i nie wiedzieć czemu, jeszcze ludziom doradzasz, bazując na tym co gdzieś sama przeczytałaś – bez własnej weryfikacji.
ludzie wypowiadają się pod tymi wpisami o psach bardzo obszernie i szczegółowo, dużo psiarzy pisze tu naprawdę mądre rzeczy, mądrzejsze od tego co ty piszesz, a dla ciebie to wszystko jest atak personalny na ciebie i twojego ładnego psa, który jest przecież taki chory.
i mogłabym tutaj napisać bardzo wiele, że na przykład pochodzę z domu, w którym zawsze było przynajmniej pięć psów w tym samym momencie, ładnych czy brzydkich, znalezionych w lesie przywiążanych do drzewa, szczeniaków znalezionych w worku foliowym w śmietniku, psów z ulicy, ze schroniska czy z adopcji po nieudanej sprzedaży. przeszłam przez adoptowanie psów tak chorych, że właściciel chciał je uśpić, a ja je ratowałam, psa z cukrzycą, kilka ślepych, jednego z przetrąconym kręgosłupem, który mógł się tylko czołgać, dwa psy które miały 3 łapy i trzeba je było znosić z 4 piętra na każdy spacer, psa z zespołem cushinga, który wyłysiał i skóra mu gniła od zewnątrz, psa który miał guza mózgu, jeden nowotwór nadnerczy powodujący nadmiar adrenaliny i napady agresji u psa, i wiele wiele innych, bo prędzej czy później każdy pies na coś choruje. od 10 lat mieszkam na swoim i dalej przygarniam wiele psów, które znaleziono w lesie, w worku w rzece, które właściciel hodowli chciał uśpić. psy nieułożone, niewychowane, dorosłe psy nienauczone wychodzenia na spacer, pochodzące z interwencji. w dzieciństwie zostałam także pogryziona przez psa (mam blizny na całej twarzy), widziałam mojego psa rozjechanego przez auto pod blokiem, w dorosłym życiu musiałam podjąć trzy razy decyzję o uśpieniu adoptowanego przeze mnie psa, bo niestety był już tak chory, że nie mogłam mu pomóc.
mam 28 lat i myślę, że spokojnie przez moje życie przewinęło się około 40-50 psów, wszystkie adoptowane i tylko kilka rasowych (szczeniaki do uśpienia przez właściciela hodowli ze względu na defekty dyskwalifikujące otrzymanie rodowodu). i wiesz po co to piszę? żeby Ci pokazać jak wygląda doświadczenie w adopcji psów i doświadczenie z posiadaniem „chorego pieska” (o tym się jeszcze przekonasz, jak twojemu psu padną nerki i wątroba od leków i będzie sikał w mieszkaniu 10 razy dziennie bez żadnej kontroli, spokojnie, to jeszcze Cię czeka).
mam naprawdę duże doświadczenie, które pozwala mi powiedzieć, że wiem jak wyglądają hodowle psów rasowych, co jest ich głównym celem, wiem jakie psy trafiają do schronisk i kto interesuje się adopcją jakiego psa.
adoptowałaś psa z hodowli, który nie wymagał tresury, nauki kontaktu z człowiekiem, sikania na spacerze, jedyne czego oczekuje twój pies to ciepły dom i kilka tabletek czy jakieś podstawowe leczenie. nie odkryłaś ameryki, nie wynalazłaś lekarstwa na raka, nie masz doświadczenia, po prostu adoptowałaś ułożonego psa, który przypadkiem jest także rasowy.
przeżyj z tym psem jeszcze 10 lat jego wzlotów, upadków, rozwoju tej choroby i innych nowych, adoptuj jeszcze 10 psów ze schroniska, z ulicy, z innych „źródeł”, porozmawiaj z niezależnymi weterynarzami na jaki typ leczenia decydują sie odwiedzający ich właściciele z hodowli.
porozmawiałaś z właścicielką hodowli, która oczywiście swoje będzie chwaliła, masz dorosłego psa od kilku miesięcy, który na tabsach jest bezobjawowy. SUPER, ale w sumie to w dupie byłaś i gówno widziałaś.
i nie zrozum mnie źle, bo znasz się na wielu rzeczach i można się dużo od ciebie nauczyć. ale w temacie adopcji psów niewiele wiesz oprócz tego co przeczytałaś albo ktoś ci powiedział. (czyli co wiedzą inni ludzie). posłuchaj komentarzy pod twoimi wpisami, które opisują o wiele większe doświadczenie niż twoje i nie bierz tego jako atak.
po prostu bardzo śmiesznie sie to czyta jak bardzo się (nie)znasz.
Kasiu – z całym szacunkiem do Twojej osoby – nigdy nie chcę przechodzić tej drogi, którą przechodzisz Ty. Nie mam ani takich mocy psychicznych, ani materialnych, ani chęci. Zrobiłam tyle na ile było mnie stać, przy czym zaznaczam zupełnie szczerze – nie zrobiłam tego z porywu serca, zrobiłam to, bo bardzo chciałam znów żyć z psem. Zrobiłam to zgodnie z moimi oczekiwaniami i potrzebami, bo lubię moje życie i nie czuję się gotowa na tak heroiczne poświęcenia jak Twoje.
Jest masa osób, które nigdy nie chcą być specjalistami w dziedzinie psów i nie są gotowe na to co opisujesz. Możesz to oceniać oczywiście tak, jak tylko czujesz i chcesz. Ja nie zakładam psiarskiego bloga o ratowaniu świata, nie zakładam fundacji, to jest mały wycinek mojej rzeczywistości, którym się dzielę i te treści mogą być raczej kierowane do równie egoistycznych i hedonistycznie nastawionych ludzi co ja. Muszę przyznać Ci rację – nie mam doświadczenia z 40 psami, to 4 pies, z którym mam okazję żyć i mój wpis nie jest wpisem profesjonalisty ani aktywisty. To wpis dziewczyny, która chciała żyć z psem, nie chciała go kupować i jednocześnie, powiedzmy to głośno – NIE CHCIAŁA ZMIENIAĆ SWOJEGO ŻYCIA o 180 stopni. Wybrała to, na co czuła, że ją stać.
Niezależnie od Twojej oceny mojej decyzji, na szczęście nie masz na nią wpływu, bo wszelką odpowiedzialność za decyzje, które podejmuję są moje i mojej rodziny. Rozumiem też, że nie wszystkie treści są tu dla wszystkich. Zapewniam Cię, że dla profesjonalistów, moje wpisy o ajurwedzie, które są bardzo powierzchowne i zaznamiające mainstream z medycyną naturalną również nie są ciekawe. Gdybyś chciała przeczytać informacje skierowane do takiego wyjadacza w dziedzinie psów, jakim niewątpliwie jesteś, to nie jest dobry adres.
Blum, w temacie komentarza powyżej – amen.
Co do pozostałych, myślę, że edukacja przydałaby się nie tylko adoptującym, ale też „zwierzęcym” aktywistom. Sugestie, że jak się nie miało kilkudziesięciu psów, to się na nich nie zna, a kupujący są niegodni przyjaźni tylko odstręczają od przygarniania. Co wy właściwie chcecie tym osiągnąć?
Legalne hodowle nie są idealne, ale to samo dotyczy schronisk i domów tymczasowych: sprawiają niekiedy wrażenie, jakby nie wiedziały, co mają, a zwierzęta potrafią wciskać równie nachalnie co pseudohodowcy. Kumpel miał dostać „malutką i spokojną” kotkę. Wyrosła mu miniaturka rysia, skacząca po ścianach i drapiąca ciuchy.Nie oddał jej, przeczekał i żyją sobie teraz szczęśliwie, ale nie może też powiedzieć, że przez pierwszą „formalną” adopcję przeprowadzili go ogarnięci ludzie. Tak, mieli prawo nie wiedzieć, co wyrośnie z kota, ale nie powinni byli kłamać.
Koleżanka mojej mamy odchowała kilka kotów, w tym roku pierwszy raz postanowiła zwrócić się do fundacji.Zapewne zrobiła to też po raz ostatni, bo rozmówczyni opieprzyła ją za to, że nie chce mieć kota czarno-białego.
Na studiach poznałam dziewczynę, która chciała mi wcisnąć kota po pięciu minutach rozmowy. Argument, że moi rodzice mogliby mieć „ale” do niej nie docierał. Ona kolejne koty przynosi z matką w tajemnicy przed ojcem, a on też już nie protestuje, tylko klnie na ich widok. Bardzo ją bawiła ta sytuacja. Jej ojca pewnie mniej.
To oczywiście tylko wybrane, patologiczne przykłady z życia jednostek, ale każda taka krzywa akcja to przyszłościowo jedna adopcja mniej i jedno bezdomne zwierzę więcej. Domyślam się odpowiedzi, że nie można generalizować, a w każdym środowisku znajdzie się czarna owca, ale może przeznaczcie choć część tego swojego „świętego gniewu” na tępienie głupich filantropów? Uczcie kolegów i koleżanki, żeby nie wciskali na cito „najbardziej potrzebujących”, tylko pomagali się dobrać i żeby nie zaklinali rzeczywistości idiotyzmami typu „znajda kocha bardziej” albo „nierasowe są zdrowsze niż rasowe”. I żeby nie strzelali focha, gdy ktoś ma wątpliwości lub się przed finalizacją, nie daj Boże, rozmyśli.
I jeszcze coś:
Narracja prowadzona przez tych wszystkich #niekupujadoptuj jest dla mnie pełna sprzeczności, bo z jednej strony nalegacie (słusznie) na przemyślaną decyzję, a z drugiej odrzucacie wszystko, co się na nią składa: preferencje co do wyglądu i charakteru, uwzględnienie swego życia stylu życia (pod poprzednim wpisem o Lunie ktoś pogardliwie stwierdził, że niektórym piesek musi pasować do sukienki) i zasobność portfela (zaopiekowanie się chorą znajdą jest szlachetne, ale też w pytę kosztuje). Schroniska, domy tymczasowe oraz ich sympatycy powinni ułatwiać dobranie się ludziom i zwierzętom, biorąc pod uwagę potrzeby o b y d w u stron, a nie wmawiać, że jedna z nich nie powinna ich w ogóle mieć.
PS.2:
Często porównujecie adopcję zwierzęcia do przygarnięcia dziecka, które przecież jest w tym momencie kochane bezwarunkowo i akceptowane ze wszystkimi swymi wadami. Sęk w tym, że przy opiece nad dzieckiem część emocjonalnych i materialnych kosztów przejmuje państwo i społeczeństwo. Istnieje darmowa opieka medyczna i publiczne instytucje z przeszkolonymi ekspertami. Właściciel zwierzęcia jest finansowo zdany na siebie. Nie istnieje przecież „animalsowa” składka zdrowotna ani MOPS. Całym zapleczem opiekunów jest środowisko takich zwierzolubów jak my, więc chyba lepiej, żeby było ono nietoksyczne.
Od jakiegoś czasu śledzę rozwój dyskusji na Twoim blogu odnośnie Luny i tematu rasowe – nierasowe.
Rok temu podjelismy decyzje ze bierzemy psa. Pies mial lubic podroze samochodem i wycieczki (sporo jezdzimy). Chcialam go tez zabierac do pracy gdzie sa czasami inne psy – kolejne schody. Mieszkamy w bloku, wiec odpadaja pieski wielkopowierzchniowe itd. Pojechalismy do schroniska rozejrzec się, obczaić „Fafiki i Azory”. Nie nastawialiśmy się. Po miesiacach spacerow (w tym takich do domu zeby pies poznal kotka) adoptowalismy suczke.
Po roku musze przyznac ze pies jest dla nas idealny. Czasem mam ochote go zamordowac bo jak kazdy pies potrafi doprowadzic nas do szału ale jest najlepszym psem jakiego mozna sobie wymarzyc. Serio. Ma tylko jedna wade. Jest brzydka. I to nie urocza w kundelkowaty sposob. Jest czarna, z nieciekawym ryjkiem. I wlasnie dlatego siedziala w schronisku latami. Dla nas wygląd nie był istotny.
Nie jest prawdą, że jeśli chcesz psa o konkretnych „parametrach” to nie znajdziesz go w schronie. One tam są i czekają. Nie ma nic złego w tym, że chcesz konkrentego psa bo np. zawsze marzyles o mopsie. Nic zlego w tym ze chcesz psa ktory bedzie ladny. Ale jesli serio boisz sie wziac psa ze schrona bo np. masz male dzieci albo inne zwierze to nie boj sie tylko wyprowadz kilka brzydali na spacer. W schronie siedza nie tylko psy z powaznymi chorobami lub takie po przejsciach. Czasem trafiaja tam bo mialy po prostu niefart.
Powodzenia z Luną
Natka – dzięki za ten głos! Mojego posta kieruję do osób, które nie mają takiego samozaparcia i woli. Właśnie wałkuję temat z moją mamą, która bardzo chce mieć maltańczyka, ale nie bardzo chce go kupić z hodowli, więc oczywiście myśli o „rasowym, bez rodowodu na kolanka” i ten post to poniekąd próba wytłumaczenia jej dlaczego to nie jest dobry pomysł. Są ludzie, którzy nie mają ochoty na pół roku badania terenu, a pies „ma mi się podobać skoro mam z nim wychodzić na spacery”. Moge oczywiście oceniać ich postawę, ale robiąc to, na pewno nie namówię na lepszą opcję 🙁
Pingback: Sierpniowa piąteczka: jak (eko)żyć etc. – Żegnaj, kokonie bezpieczeństwa