Grudzień przewrotnie posypał puszystym, jak cukier puder śniegiem, żeby na tydzień przed świętami wszystko stopić. No cóż, przynajmniej tradycji „w tym roku białych świąt nie będzie” stało się zadość. Rozkoszowałam się każdą chwilą tej przedświątecznej atmosfery.
Kolejne warszawskie miejsce jak z bajki. Lubię w tym mieście to, że w każdym kącie jest inaczej. Zawsze jest na czym zawiesić oko. To akurat Pałac Szustra.
Nie byłabym sobą, gdybym nie miała w każdym miejscu, w którym mieszkam zaprzyjaźnionego drzewa. Okazało się, że ten gagatek to mój wspólny znajomy z jedną z czytelniczek. Nie tylko rozpoznała go po tym zdjęciu, ale i skomentowała ich wspólną znajomość. Ja znam jegomościa nie aż tak długo. Jesienią przywabił mnie swoimi miedzianymi liśćmi. Oprócz tego, że jest wielki i piękny, światło podświetla go tak, że o każdej porze roku, jak zdążyłam się przekonać, wygląda zjawiskowo.
Wiem, wiem, kolejne zdjęcie drzewa. Ale czy zdołałabyś się powstrzymać? Luna uwielbia śnieżną zimę, więc kiedy tylko spadnie śnieg, jestem zobligowana do białych szaleństw. Kiedyś wydawało mi się, że ponieważ przynależę do grupy bezdzietnych lambo ominą mnie sanki i bałwanki, ale okazuje się, że nie ma nic lepszego niż ganianie w śniegu, psie siuśki na skwerkach nigdy nie pachną tak nęcąco, a w ogóle to rzuć śnieżkę, bedem łapać!
Zawsze wydawało mi się, że kalendarze zrywki są „dla starych ludzi”. Cóż mogę powiedzieć — mam już rydwan emerytów (tak, to ten wózek na kółkach, z którym jeździ się na targ), mam siatki z firanki, paryżankę i pudełeczko-organizer na tabletki z witaminami, zatem kolejny gadżet do kolekcji nie zawadzi ; ). Kalendarze marki Venus&CO są wyjątkowe. Zawierają przepisy, zdjęcia, poezję, ćwiczenia do czucia w ciele i związane z samoświadomością. To mój drugi i trochę nie mogę się doczekać aż wyrwę pierwszą kartkę. Postanowień w tym roku nie robię (poza planami związanymi z prowadzeniem firmy). Chcesz posłuchać dlaczego i jak wyluzować w szale noworocznej napinki? Wskakuj na Spotify i wpisz Rurki z Kremem – nowy odcinek mojego podcastu Cię pogłaszcze.
W tym toku ustawiliśmy sobie wyjątkowo nisko poprzeczkę. Nie było galowych ubrań, a duża część potraw była kupiona. Dla mnie to faktycznie święto, bo większość posiłków w ciągu roku przygotowuję od A do Z w domu. Złośliwi mogliby wypomnieć nieuprasowany obrus, ale naszą jedyną aspiracją było spędzić rodzinnie i miło czas. Czas napinki i perfekcjonistycznych pomysłów o świętach z żurnala nie jest miły. Nie dla nas.
Rodzinna porcelana jest wyjątkowa. To jest właśnie luksus posiadania własnego domu, można w nim przechowywać zastawy, obrusy czy ozdoby, których używa się tylko kilka razy do roku. To buduje nastrój, przedmioty stają się cenne i nabierają znaczenia. Przy moim trybie życia to coś, na co nie mogę sobie pozwolić, ale też… oszczędza mi to ogromu przechowywanych rzeczy, których użyję tylko kilkanaście lub kilkadziesiąt razy w życiu. Ulubionego kubka do kawy używam jakieś 600 razy w roku.
Moje rodzinne miasto znane jest głównie ze sporów na temat tego czy leży, czy nie leży nad morzem i mapki z prognozą pogody. Chodzi oczywiście o Szczecin. Jest wiele rzeczy, które w Szczecinie uwielbiam — poniemiecka architektura, bliskość morza i Berlina, Puszcza Wkrzańska, Jezioro Szmaragdowe, kwitnące magnolie, wspaniała Odra. Mimo tego, odkąd byłam nastolatką, po prostu czułam, że wyjadę z tego miasta, że do niego nie pasuję. Co prawda wydawało mi się, że dobrze czułabym się w Londynie lub Berlinie, a teraz wiem, że nie ma takiej opcji, mimo wszystko, choć lubię odwiedzać, mam poczucie, że nie jesteśmy dla siebie. Ale to nic! I tak przywiozłam Wam kilka migawek. Myślę, że przy następnej okazji postaram się zrobić mały przewodnik po Szczecinie. Poznam to miasto na nowo, dziś pamiętam je głównie z dzieciństwa, nigdy nie wydawałam tu swoich pieniędzy, nie miałam tworzonego przez siebie domu, nie prowadziłam auta inaczej niż okazjonalnie. Niewiele już o sobie ze Szczecinem wiemy, a wiele z Was ciekawi, czy warto go odwiedzić.
Latem tu jest tak pięknie! Przywiozę Wam trochę zdjęć następnym razem.
Miałam bardzo mieszane uczucia w związku z tym kolorem, a po latach się przyzwyczaiłam i bardzo lubię budynek Urzędu Miasta.
W Szczecinie prowadze niezliczoną ilość alternatywnych żywotów, bo architektura jest tu piękna. Mam na myśli tę, która nie została zbombardowana podczas wojny. Po gruzach wyrosły niestety bloczyska, architektura wczesnych lat 2000, jest też mnóstwo reklam, billboardów i przestrzennego nieładu. To mnie irytuje najbardziej. Idźcie jednak na Błonia, pospacerujcie po śródmieściu, przejdźcie się po Wałach Chrobrego, jest na co popatrzeć.
Tak wiele się zmieniło odkąd wyjechałam. Wyremontowano Teatr Letni.
Fasady tych kamienic latem oblewa różowo-złote światło. Ja oczywiście mieszkam w ostatnim mieszkaniu nie licząc strychu w tej wieżyczce. A przynajmniej tak sobie wyobrażam.
Luna splądrowała okolicę, by pozyskać kacze jedzenie. Lepsze to, niż gdyby realnie miała polować na kaczki. Szczęśliwie jej instynkt łowiecki obejmuje głównie spleśniały chleb i resztki jedzenia (mogłabym napisać o tym książkę).
Ogniste Ptaki znane dziś jako Płonące Ptaki autorstwa Władysława Hasiora znajdują się tuż obok amfiteatru. Pochodzę ze Szczecina, ale długo mieszkałam w Krakowie, więc Zakopane nie jest mi obce. Jeśli macie szansę, odwiedźcie tam Dom Hasiora. Fascynująca kolekcja.
Jedno z miejsc, w których bywam w Szczecinie najczęściej: Puszcza Wkrzańska i jej okolice.
A cóż to za zajączek?
Ten kontrast był magnetyzujący.Widzisz te sylwetki majaczące we mgle? Kilka lat temu spędziłam w Szczecinie z Luną ponad miesiąc i byłyśmy w puszczy codziennie. Tak napatrzyłam się na rowerzystów śmigających po lesie, że sama zapragnęłam kupić rower i zwiększyć porcję ruchu. Nic z tego nie wyszło (i może dobrze, okazało się, że takie jednostajne bieganie przy rowerze nie jest dobre dla psa, bo jego poczucie wierności, które zmusza zwierzę do nadążenia za opiekunem jest ważniejsze niż komunikowanie, że się przegrzewa, co może prowadzić do śmierci), ale nadal jestem zachwycona, że coraz więcej ludzi się rusza. W Polsce, w Szczecinie, Warszawie w Krakowie. Jeździmy na rolkach, łyżwach, uprawiamy nordic walking, biegamy, wykorzystujemy plenerowe siłownie. To jest super!
W Puszczy najbardziej kocham to, że łączy ze sobą las sosnowy o piaszczystym podłożu z częścią liściastą, która pachnie mokrą ziemią. Są całkiem inne, mają inne kolory, inaczej pachną, a jak się przez nie przejdzie widać pola i dużo pustej przestrzeni. To jest coś, czego bardzo brakuje mi w Warszawie. Nie będę jednak narzekać, w Warszawie uwielbiam dzikie brzegi Wisły o pięknych plażach. Dają mi wiele przyjemności.
Nie mogłam się napatrzeć. Warto iść w teren o każdej porze roku. Nigdy nie jest tak, że nie ma na co patrzeć.
W Warszawie zdążyłam jeszcze zamortyzować zakup łyżew i przetestowałam pierwsze lodowisko. Małe, miejskie lodowiska pod PKiN oraz na starówce są za darmo, określone godziny są nawet przeznaczone dla osób z autyzmem. Ale się ucieszyłam! Te ciche godziny w założeniu mają być pozbawione mocnego oświetlenia i głośnej muzyki (a może muzyki w ogóle?). To przyjemna opcja, gdy chcesz pojeździć z własną playlistą lub w ciszy. Niestety w rzeczywistości było bardzo głośno, muzyka grała na całego (z jednego głośnika ustawionego obok wypożyczalni), ludzi też było dużo i co z przykrością stwierdzam, nie wszyscy wiedzieli, jak się zachowywać. Może jednak wynikało to z przerwy pomiędzy świętami a Nowym Rokiem? Na pewno spróbuję jeszcze kilka razy, kiedy dzieci wrócą już do szkół. Akcja organizowana jest pod hasłem Aktywna Warszawa. Wstęp na lodowisko jest darmowy. Można przyjść z własnymi łyżwami lub wypożyczyć łyżwy na miejscu (z tego, co widziałam koszt to ok. 50 zł za parę).
Myślałam, że w tym wpisie zmieszczę jeszcze nieco miasta, ulubione zimowe kosmetyki i inne rzeczy. Pozwolę sobie to jednak zostawić na osobny wpis. Do usłyszenia!
4 komentarze
Już się przeraziłam, ale wypożyczenie łyżew kosztuje 10 zł, nie 50 🫢
Oooo naprawdę? Ja miałam swoje, rzuciłam okiem na cennik pod PKiN z ciekawości i wydawało mi się, że 50 zł za całą ślizgawkę (czyli 2 h?). Może byłam rozkojarzona. Też wydało mi się bardzo drogo. Sprawdze dokładnie jak będę następnym razem 🙂
Hej, u kogo robiłas analize kolorystyczną? pamiętam,że o tym wspominalaś.
U Kod Stylu 🙂