Grudzień jest brokatową gwiazdką wśród jesienno-zimowych ciemności (a przynajmniej jeśli unika się galerii handlowych i zatłoczonych miejsc, które napastują człowieka nadmiarem bodźców). Cisza, ciemność, długie wieczory, ciepłe światełka i ciepłe łóżko. Dobrze jest zaszyć się i po prostu być.
Wiem, że czasami mogę brzmieć, jakbym przeczyła sama sobie. Czasami tak jest – ciągle testuję i ulepszam swoje podejście do życia i codzienności. Szukam harmonii i optymalnych rozwiązań. Szamoczę się głównie pomiędzy bardzo sztywnym i uporządkowanym życiem (które w przesadzie powoduje do kija w… i pewnego braku elastyczności) a życiem z dnia na dzień, podążając za wezwaniem serca (co w nadmiarze oznacza brak struktury i czyni człowieka, bezwolnym i nieskutecznym, jak ciało złożone ze skóry, mięśni i ścięgien, ale pozbawione stelażu kręgosłupa i kości). Badam, co jest dobre w zyciu prywatnym, a co w zawodowym. Teraz głównie zajmuję się nawykami, bo prawda jest taka, że to te małe rzeczy, które robimy codziennie, tworzą rzeczywistość, która potem składa się na miesiące, lata a w końcu życie. To oczywiście nie jest dla mnie dobra wiadomość, bo baaaardzo ciężko jest mi zmusić się do rutynowego działania, jednocześnie wiem, jak duży spokój czuję, gdy nie muszę nadwyrężać mięśnia silnej woli i podejmować codziennie niezliczonej ilości błahych decyzji.
Chociaż w grudniu pojawił się przymrozek i nawet wyżla sucz musiała przyodziać sweterek, śniegu ani widu, ani słychu. Czy Wam też żal jest znikających pór roku? Mam wrażenie, że ostatnie lata to jesień i lato bez wiosny i zimy.
W tym roku kupiliśmy choinkę już na początku grudnia. Postanowiłam nadrobić wszystkie lata, kiedy jej nie miałam w swoim domu i na nowo odkryłam dziecięcą radość z szarych poranków, kiedy przystrojone drzewko świeci w ciemności, która powoli zamienia się w dzień. We wpisie o choince ktoś wysmarował komentarz o tym, jak puste jest sprowadzanie świąt do choinki i ozdabiania domu, kiedy nie czci się Jezusa Chrystusa. Ja traktuję święta jako tradycję, święto światła i moment, by przy dobrym jedzeniu spotkać się z rodziną, porozmawiać i pokrzepić wspólnie spędzonym czasem. Chcę jednak zwrócić uwagę, że KK rabował święta, które nie należą do niego, rabował miejsca na świątynie, przekręcał istniejące wierzenia, legendy i przemianowywał je na własne. Wystarczy poczytać o św. Łucji, której nie tak daleko do Lucyfera (niosącego światło).
W naszym kręgu kulturowym zanim pojawiła się choinka, zimą inaczej ozdabiano mieszkania. Z przesileniem zimowym związana była podłaźniczka – ucięty czubek iglastego drzewka, który zwieszano szpicem do dołu z sufitu. Tradycja była związana z zieloną roślinnością, czymś żywym wygrzebanym spod śniegu, co miało dodawać otuchy i zwiastować, że jeszcze trochę i pojawi się wiosna a wraz z nią wróci życie. Podłaźniczkę dekorowano ręcznie robionymi łańcuchami, które symbolizowały połączenie rodzinne, jabłkami, które przedstawiały witalność i młodość oraz orzechami, które reprezentowały mądrość. Sama chętniej powiesiłabym podłaźniczkę w domu i przywróciła tę piękną tradycję, ale choinka jest zwyczajnie łatwiejsza do zamontowania. Drzewko świąteczne przejęliśmy od niemieckich sąsiadów na przełomie XIII i XIX wieku, więc ja bym się nie zapędzała z tymi komentarzami o głupich świeckich, którzy wykorzystują do komercyjnych celów symbole związane z Jezusem 😉
Jest jeszcze jedna piękna zimowa tradycja, którą warto wspomnieć i która była znana na terenach Polski, Ukrainy, Łotwy, Litwy, Białorusi, wschodnich Niemiec i Skandynawii. Mowa oczywiście o pająkach, czyli bardzo różnorodnych ozdobach, które wyglądają trochę jak ażurowe abażury zwisające z sufitu. Te na zdjęciach to screeny, które zapisałam sobie na przyszłość, nie jestem pewna czy były wzorowane na pająkach, czy to przypadkowa zbieżność. Te najpiękniejsze pająki widziałam kiedyś w domu na Szwedzkiej, w pokoju Kasi Doroty, która jest badaczką starych tradycji z wymienionych przeze mnie terenów i przywraca je do życia. O Kasi pisałam niejednokrotnie, zajmuje się ona również robieniem lalek mocy – to znów piękna tradycja, która spodoba się osobom, lubującym się w domowej magii.
W nadchodzącym roku planuję sama zrobić kilka pająków do naszego mieszkania. Najbardziej podobają mi się takie ze złomy i wielokolorowych papierowych ozdób.
Grudzień upływał mi pod znakiem spotkań ze znajomymi (również tymi, którzy wyprowadzili się z Warszawy) i szwendaczce po mieście (w której często towarzyszyła mi niezastąpiona Luna).
W przerwach pomiędzy sprawunkami wpadałyśmy tu i tam na ciepłą herbatę lub lampkę wina.
Napojem grudnia nie był grzaniec. Zdecydowanie prym wiodło złote mleko.
Miałam też wreszcie czas, żeby zamknąć 2019 w foto książce. To nauczyło mnie jednego – potrzebuję większej systematyczności, jeśli chodzi o selekcję i przechowywanie zdjęć. Wybranie tych fotek zajęło mi całe wieki!
Słuchałyśmy z Lu amerykańskich kolęd w wykonaniu rosyjskiego chóru i pakowałyśmy prezenty.
Przygotowanie wigilii i pierwszego dnia świąt było ekscytujące i wyczerpujące równocześnie. Pierwszy raz wyprawiałam przyjęcie na 10 osób i przygotowanie wszystkich dań, ciast i reszty zajęło mi naprawdę sporo czasu, chociaż i tak podzieliliśmy się z W. obowiązkami. Dopiero teraz rozumiem frazę „jedzcie, czemu nie jecie” oraz luksus bycia gościem, który wpada, je i wypada. Ale było warto! Piękny, przepełniony ciepłem czas.
Skoki cukru pozwoliła nam okiełznać herbatka z kozieradki. Mam nadzieję, że skorzystałyście z tego prostego przepisu na napar.
A teraz pozostaje już tylko czekanie na NOWE. Macie już przeczucie o czym będzie dla Was 2020?
6 komentarzy
Nie jesteś już weganką? Możesz napisać dlaczego?
Czy polecasz jakiś bullet journal? Sprawdził się u Ciebie?
Pozdrowienia serdeczne!
Bardzo naturalny, szczery (tak myślę) i bezpretensjonalny post. Świetnie się czytało. Tylko krowa nie zmienia poglądów, a uważam że i to jest kłamstwem 😉 Dobrze, że szukasz swojej ścieżki nie wpadając w pułapkę konsekwencji.
1. Od 15 lat jestem wegetarianką. Był faktycznie czas, że ok. roku byłam na diecie wegańskiej, jednak czułam się na niej bardzo źle i nie sądzę, żebym postowała też dużo przepisów w tamtym czasie (to było jeszcze mad tea party). Ryby i potrawy z mięsem były przygotowywane przez mojego partnera, bo on i reszta rodziny spożywają mięso.
2. Nie korzystam z bullet journali, ale monitoruję swoje zdrowie i nawyki z nim związane w planerze dobrostanu – https://blimsien.com/plan-dobrostan-ciekawe-narzedzie-monitorowania-osiedbania/ i go bardzo polecam!
Piękne zdjęcia, zwłaszcza to trzecie z Luną!
Luna jest ultrafotogenicznym stworkiem 🙂
Jak przyjemnie czytało mi się wpis! Mam nadzieję, że 2020 będzie dla mnie rokiem uwaznosci, w którym będzie mało tel a więcej czasu z ludźmi. Będzie rokiem z dobrymi nawykami (ssanie oleju, szczotkowaniem ciała i języka), zdrowym odżywianiem i sportem. Będzie nauka (mój okropny angielski) a także nauka o swoim wnętrzu. 27 lat zbliża się powoli i wcale nie żałuję, że jestem starsza więcej wiem, lepiej się czuje sama ze sobą i jestem jakby spokojniejsza? Tak, to jest to.