To zastanawiające, ale kiedy pytam innych dziewczyn, dlaczego często wolą towarzystwo kumpli niż innych kobiet, jako jeden z powodów podają to, że koledzy nie znikają im z radaru, kiedy się zakochują. Znasz to? Masz koleżankę i wydawało Ci się, że teraz to już nie będzie jak w gimnazjum. A jednak jest tak samo. A może sama masz ten problem, że kiedy pojawia się brokat, tęcza i jednorożce, porozumienie dusz, to świat przestaje się liczyć, bo liczy się tylko ON? WY! MIŁOŚĆ.
A miłość jest słodka i piękna, wiadomo. Myślałaś już, że nigdy nie zakochasz się jak kiedyś i poznajesz tę osobę, z którą jakbyś znała się wieki. Z nikim się tak nie rozmawia, z nikim nie chodzi po górach, galeriach sztuki i nikt nie ma takich ciekawych myśli w głowie. W początkowej fazie zakochania, ba, przez kilka pierwszych lat związku bardzo łatwo jest w ramach zrobienia miejsca na ukochaną osobę wyrzucić za wiele aktywności i ludzi ze swojego życia. Sielanka kończy się w momencie, kiedy różowa mgła opada, kiedy się rozstajecie, kiedy potrzebujecie od siebie oddechu lub przychodzi kryzys. I nagle w ryk. Bo inni ruszyli do przodu i często nie chcą być traktowani przedmiotowo. Nie obchodzi ich, że teraz, kiedy Ty łakniesz ich towarzystwa, powinni Twoim zdaniem przejawiać chęć spotkań i wspólnych aktywności. I no cóż… być może sama się o to prosiłaś. A może Ciebie wkurzają te przyjaciółki, które przypominają sobie o Tobie tylko, kiedy chcą ponarzekać na swojego mężczyznę. Oto garść moich refleksji, które pomogą Ci nie wejść w rolę baby – bluszcza:
1 Jeśli stracisz siebie, to nie masz czego dać. Proste. Po kilku latach nawet u boku najfajniejszego faceta na świecie, spędzając czas tylko z nim/jego znajomymi/jego rodziną/ razem nie będziesz miała nic do zaoferowania swojemu związkowi. Po prostu nie przyniesiesz nic z zewnątrz. To nie robi nikomu dobrze ani Tobie, ani związkowi, ani Twoim innym relacjom. Nie chodzi też o to, żeby zlać się w jedną całość. Raczej, żeby każdy z partnerów mógł wzbogacać i wnieść coś w życie tej drugiej osoby.
2 Zazwyczaj jest tak, że to kobiety oddają siebie. Z naturalnej potrzeby, z dziką przyjemnością. A potem wystawiają swoim partnerom słony rachunek. No bo jak to? To ja rzuciłam dla ciebie jogę (milej było oglądać netflixa pod kocem) a Ty nie rzuciłeś koszykówki? Oddajemy swoje pasje i przebieramy palcami, czekając na ten magiczny, wspólnie spędzony czas. A potem raban i pretensje. Trochę do niego, bo wydawało się, że na fali miłości zrobi to samo. Trochę do siebie samych, bo jak potem wrócić na właściwą ścieżkę? Warto uświadomić sobie, że często dajemy o wiele więcej, niż inni od nas oczekują. Serio.
3 Warto zachować kawałek świata TYLKO DLA SIEBIE. Tak samo, jak nie wszystko robisz z przyjaciółkami, tak samo, jak nie wszystko opowiesz rodzicom, tak naprawdę nie wszystkim musisz się dzielić ze swoim partnerem. Jestem głęboko przekonana o tym, że będąc jak kot, chodząc swoimi drogami i zajmując się swoimi sprawami, zasilasz swoją wewnętrzną energię, jesteś bardziej osadzona w sobie i silniejsza. To, co z tą siłą zrobisz potem, to już Twoja sprawa. Możesz wnieść ją do związku, możesz po prostu budować na niej świadomość, że wybierasz drugą osobę, bo Ci z nią najzwyczajniej w świecie dobrze, a nie bo ona jest całym światem.
4 Byłaś kiedyś w komunii dusz tak bliskiej, że po kilku latach nie bardzo wiedziałaś, które jest, którym i opcjonalnie czy jesteście jeszcze kochankami, czy może już kumplami? To efekt uboczny tego, że jest się jednością, a nie dwiema całościami.
No super. A teraz konkrety Blum, co mogę zrobić, żeby nie być tym jednorożcem wymiotującym tęczą?
- Nie rezygnować z dotychczasowych relacji, jeśli są superważne, karmią Cię, wspierają, inspirują. Wiadomo, że kiedy trzeba zrobić miejsce na nową, superważną osobę w życiu, trzeba będzie odmówić kilku znajomym, ale nie pozbywaj się przyjaciół!
- Dalej uczestniczyć w swoich zajęciach. Hiszpański, poranne medytacje, bieganie wieczorem? Nie odpuszczaj.
- Nie zarzucać swoich zawodowych dążeń, tylko dlatego, że możesz się na kimś oprzeć. Jeśli praca Cię cieszy oczywiście. Jeśli chcesz się rozwijać zawodowo.
- Pojechać czasem gdzieś samodzielnie. To daje mega poczucie sprawczości i wyjmuje Cię z kontekstu związku. Nie musisz wcale samotnie wyprawiać się na allinclusive do Tajlandii ani ruszać autostopem w świat. Możesz np. pojechać na babski wypad w góry. My ostatnio tak zrobiłyśmy! 11 lasek z girl gangu, podwieczorek, piesza wędrówka, pierogi i racuchy, wino i śmiechy chichy. Opowieści, które nie przeszłyby przy żadnym facecie. Ognisko. Wgapianie się w gwiazdy.
- Nie zamykać się na nowych ludzi. Przepływ ludzi w życiu jest bardzo ważny, bo to oni są naszymi zwierciadłami, pokazują nam, w jakim miejscu życia jesteśmy, co robimy, dokąd płyniemy. Fajnie więc iść gdzieś, gdzie trzeba będzie poznać nowe osoby i wejść z nimi w interakcje. A jeśli się sprawdzą, czemu potem nie poznać ich ze swoim partnerem? A może tylko zamienisz kilka słów, które dadzą Ci do myślenia i będziesz mogła przedyskutować temat w domu?
- Polegać na sobie. Nie być księżniczką, którą trzeba wszędzie zawieźć, przywieźć i która wstydzi się zadzwonić po pizzę. Jeśli ktoś robi dla Ciebie wszystkie te rzeczy to super, ale pamiętaj, że nie jest to jego obowiązkiem.
Podzielicie się ze mną swoimi historiami? Największego pozwiązkowego kalectwa? Utraty przyjaciółki, bo się zakochała, jakby wpadła pod samochód? Porażek i sukcesów na tym tle?
Ja byłam w związku, w którym jak z niego wyszłam, nie wiedziałam, w który tramwaj wsiąść, żeby dojechać w jakieś nowe miejsce. A samodzielna podróż z ogarnięciem wszystkich detali takiej podróży była dla mnie tak ekscytujące, jakbym pierwszy raz jechała sama do szkoły jako dziecko. Od tego czasu obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie porzucę siebie, swojego życia i nie stanę się społecznie kaleka. Kiedy czuję się ciekawą osobą, jestem też o wiele lepszą partnerką. Jak jest u Was? Opowiedzcie mi :)
17 komentarzy
Hejka Blum! No właśnie, trafiłaś w sedno, bo często trapi mnie pytanie: czy to jeszcze miłość, przyjaźń czy co to za hybryda, którą stał się mój związek? Nie żebym była niezadowolona – po prostu bycie kumplami jest dla nas ważne i czasem zastanawiam się czy nie za bardzo… Co o tym sądzisz? Masz jakieś ciekawe spostrzeżenia w tym temacie „analizując” swoje własne związki?
Paulina – jak wolicie razem się przytulać i chillowac zamiast uprawiać seks… to jest to kumpelstwo. Za dużo kumpelstwa! Za dużo bliskości.
To było w liceum, on rok młodszy. Miły (aż za) chłopak z dobrej rodziny, inteligentny, aktywny społecznie, no generalnie do rany przyłóż. Ja – zaczynałam związek jako rebelka z ogoloną głową, skończyłam jako przykladna uczennica w spódniczkach. Wyłączał mi moją muzykę, nie lubił moich znajomych, wieczory, które wcześniej były dla mnie super okazją towarzyską, zamieniły się w nudny wieczór z filmem. Całe szczęście po paru miesiącach przejrzałam na oczy i zakończyłam to z kretesem spaląc wraz przyjaciółkami jego ostatnie kwiaty dla mnie:)) jak czarownice! Teraz mam super chłopaka, przy którym jestem zupełnie sobą i który mnie wspiera a nie tłamsi 🙂
Pojechaliśmy razem na podróż życia, po tygodniu skończyliśmy w Warszawie, po dwóch latach stali bywalcy fastyfoodow, jedyne co nas było w stanie zaskoczyć to nowy odcinek dextera lub nowy smak chipsów w Żabce pod blokiem. Teraz powrocona do domu rodzinnego, ciężko pracuje, by poznać na nowo kogoś, kogo dla Niego najbardziej olałam – SIEBIE!
Na szczęście przyjaciółki, często popełniają te same błędy, więc nie bójmy się wracać do nich, mówiąc: „sorry, głupio zrobiłam, że mnie nie było”
Blum co rozumiesz przez „za dużo bliskości”? Dla mnie miłość jest bardzo niejasnym i skomplikowanym zjawiskiem, nie ryzykowalabym chyba stwierdzeniem, że jak w związku jest mało seksu to to już nie jest miłość, ale może to jakieś moje przekonanie, któremu powinnam się przyjrzeć. Pisząc to myślę o związkach z dużym stażem, gdzie żar już trochę opadł, czy to znaczy, że już nie ma między tymi osobami miłości? Czy seks i pożądanie = miłość? Wg mnie nie. W tym momencie mojego życia jakim jestem nie potrafię w ogóle zdefiniować miłości i chyba nawet nie będę próbować…
Edyta – ja mówię tylko o swoich odczuciach,absolutnie nie o żadnych uniwersalnych prawdach. U mnie ziomalstwo było tak duże, że pociągaliśmy się równie mocno co rodzeństwo. Była miłość, bliskość, to była najważniejsza osoba na świecie. Ale nie był to dla mnie już mężczyzna… Seks jest ważny. Jak go nie ma tygodniami albo miesiącami to coś jest nie tak.
Jestem w trzy letnim związku, to mój pierwszy chłopak. Od ponad roku żadnego seksu. Jedyne co robimy razem to oglądamy filmy/seriale. Choć marze o jakiś wyjazdach na spontanie, szalonych przygodach i mu o tym mówię to z pretensjami zarzuca mi ” to coś wymyśl”, „czemu ja mam takie rzeczy planować”. Zaczęłam to akceptować, że może jestem nudną osobą i tak będzie wyglądać moje życie. On codziennie mi powtarza, że mnie kocha, ja odpowiadam z automatu, że też. Nie wiem kim jestem, co czuje. Chcę odejść, ale się boje, że nikogo nie poznam, na studiach nie nawiązałam żadnych głębszych relacji czego strasznie żałuje. Boję się że jak odejdę to będę samotna i że sobie nie poradzę. Miałam szanse poznać dwóch fajnych facetów, ale zrezygnowałam ze spotkań bo uważałam że i tak nikt mnie nie zrozumie bardziej od niego, też może nie zaakceptuje. Jednym słowem, dramat.
Zgadzam się, seks jest ważny i powinien być częścią związku. Jeśli zanika całkowicie to też trzeba zadać sobie pytanie czego się oczekuje od związku i czy to co jest mnie satysfakcjonuje. Ale ogólnie częstotliwość, temperamenty itp to już bardzo indywidualna sprawa, myślę, że zależy to też od dobrego dopasowania się partnerów a faktycznie jak się nie zna siebie to można się źle dopasować. Nie wykluczam, że para, która uprawia seks raz w miesiącu lub rzadziej nie może być fajnym i szczęśliwym związkiem. Tym bardziej np w wieku 70 lat, wtedy to raczej bardziej liczy się to, żeby mieć wspólny język, wsparcie i dobrze się bawić w swoim towarzystwie 😉 Miłość ma tyle wymiarów, że ja np. sama już nie wiem, co jest miłością a co nie, czym się różni miłość do siostry, zwierzątka, przyrody, pracy którą się wykonuje, od miłości do partnera, co z tego jest przywiązaniem a co można nazwać prawdziwą miłością i czy w ogóle coś takiego istnieje. A seksu to już w ogóle nie ogarniam 😉
Masz rację. Obserwuję siebie w przeszłości i całą armię kobiet, obdartych ze swoich osobowości, charakterów, kolorów, wszystkiego tego, z czego składa się ich trzon. Stają się nudnymi „Grażynkami”, albo co gorsza, „dziewczyną X” – tak jakby były jakąś, za przeproszeniem, naroślą. Jeśli ktoś próbuje nas całkowicie przytłoczyć swoją osobą – i w drugą stronę – jeśli my same zatracamy siebie, są lepsze drogi. Dużo ciekawsze, mądrzejsze, dojrzalsze i szczęśliwsze.
Natalia strach przed samotnością i tym, że już nikogo nie spotkamy kto nas tak „zaakceptuje” jest chyba tym, co głównie trzyma w nieudanych czy niechcianych relacjach. Jako osoba, która ma za sobą 4 związki a obecnie od tygodnia jest znów singielką mogę Ci tylko podpowiedzieć to, w co sama wierzę – jeśli nie da się już nic uratować, nic przepracować i szczerze przegadać wspólnie czy nawet pójść na terapię dla par, jeśli naprawdę nie da się już nic zrobić to nie bójcie się rozejść. Spotkacie właściwe osoby dla siebie we właściwym czasie 🙂 Jeśli to Twój pierwszy chłopak to pewnie trudno Ci jest sobie nawet wyobrazić, że mogłoby być inaczej w związku niż jest teraz. Ja na studiach też nie nawiązałam raczej głębszych relacji, ale co z tego? Nowi ludzie i znajomości cały czas się pojawiają w życiu, jeśli się na to otworzymy 🙂 Na pewno jesteś młodą osobą, jeszcze dużo życia i chłopaków przed Tobą 😉
Pingback: Marcowe znaleziska z sieci | ekopozytywna
Kolejny fajny tekst :-)) Podpisuje sie obiema nogami i rekoma 😉 Czzasem bardzo ciezko osiagnac ten zloty srodek, ale warto o niego walczyc. Bo kiedy zwiazek przechodzi trudnosci, lub sypie sie, wowczas docenia sie to, ze ma sie do czego wrocic. Ze ma sie siebie, swoje ulubione czynnosci, ma sie w swoim zyciu osoby, ktore sa w nim bezinteresownie, od ktorych nie oczekujesz aby spelnialy twoje potrzeby, ale ktore sa zawsze obecne kiedy potrzebujesz wyjsc do ludzi, porozmawiac, po prostu byc soba.
Natalia – chlopak, ktory powoduje, ze czujesz sie nudna i bezbarwna to nie jest inwestycja w przyslosc… Doskonale Cie rozumiem, ja rowniez nie sadzilam, w po mojej pierwszej milosci nie poznam nikogo „kto tak mnie zrozumie”. To byl zwariowany zwiazek wbrew roznicy wieku, odleglosci i konwenansom. Trwal prawie 7 lat poniewaz nie potrafilam go skonczyc. Do dzisiaj ta osoba jest obecna w moim zyciu, ale inaczej. Ja od tego czasu przezylam dwa „zlamane serca”, szalona relacje z Argentynczykiem, ktory byl 12000 km dalej a akturalnie jestem od 7 miesiecy w zwiazku z osoba poznana przez aplikacje T. 😉 W tym roku skoncze 30 lat i ciesze sie, ze przezylam to co przezylam poniewaz dowiedzialam sie wiele o sobie i o tym czego oczekuje w zwiazku. Nie daj sie zgasic. Calusy.
Mysle, ze kazdy w swoim zyciu przynajmniej raz takie cos przezyje. Jedni cos sie naucza i wyciagna wnioski. Inni nie i dalej robia to samo i w kolko. Ja sie ciesze, ze naleze do tych pierwszyszych!
Dobrze miec przypominacza w formie Twojego tekstu :)!
O matko, ile to razy traciłam kontakt z przyjaciółką, bo była tak zakochana… 4, 5? Myślę, że to sporo biorąc pod uwagę fakt, że mam 24 lata. I choć staram się zawsze podchodzić do tego ze zrozumieniem i nie robić dantejskich scen, to jednak żal mi tych mile spędzonych dni. Robią sobie krzywdę, ale w końcu jeżeli ktoś chce spędzać czas tylko z ukochanym, to nawet siłą nie dasz rady przekonać, że może jednak się spotkajmy. W końcu sama raz tak odsunęłam przyjaciółkę na dalszy tor, więc wiem, że to walka z wiatrakami…
Bardzo przydatny post! Właśnie rozstałam się z chłopakiem, no może nie rozstałam, dałam sobie czas do przemyśleń czy to ma dalej sens. Nie jestem osobą, która traci kontakt ze światem, bo zachłystuje się nowym związkiem, mam przyjaciół, do których mogę się odezwać. Ale rzecz w tym, że jednak zrezygnowałam z kilku rzeczy dla tego związku, chociażby z wyjazdu na Erasmusa, bo chłopak uważał, że to będzie koniec.. Nie było mi przykro, bo uważam, że ten kto wybrał, żeby nic nie stracić – straci najwięcej. I od niego też nie oczekuje, ze porzuci swoje hobby i pasje na rzecz spędzania czasu we dwoje, wspieram go w jego każdej aktywności, ale nie dostaje nic w zamian… ani docenienia, ani miłego słowa, ani poświęcenia też z jego strony
Pingback: Marcowe znaleziska z sieci - ekopozytywna
Ja właśnie zaczynam życie od nowa. Dochodzę do siebie po wieloletnim związku, takim organicznym (inaczej nie mogę tego nazwać) – pierwsza miłość, chemia totalna, wspólna miłość – muzyka i koncerty. Wpadłam kompletnie, byłam panią domu, ogarniaczem wszystkiego. On nie musiał robić nic, bo wszystko było po mojej stronie. Czułam się dobrze w tej roli, do momentu, kiedy zaczynałam zauważać, że on ma czas na czytanie książek, ja kończę obiad o 22.00, a on ma pretensje, że usypiam na serialu, bo tylko to robiliśmy w wolnym czasie. Do tego wszystkiego doszło uzależnienie. Kiedy czerwona lampka zaczęła aż dymić, postawiłam warunki. Było tych warunków i deadline-ów kilka, każdy przemijał.W którymś momencie, siedząc w weekend koło upojonego człowieka, z którym kiedyś chciałam spędzić resztę życia, a z którym nie uprawiałąm seksu od 1,5 miesiąca (bo albo nie mógł, albo mnie obrzydzał), stwierdziłam, że czas zająć się bardziej sobą. Zbliżyłam się bardziej do moich koleżanek, które stały się najbliższymi mi obecnie osobami. Zaczęły się wspólne wyjazdy, imprezy. Odważyłam się na samotne wyjazdy na koncerty/ festiwale, również zagraniczne. Wcześniej on takie tematy bardziej ogarniał. Ja musiałam się tego sama nauczyć. Wkręciłam się w treningi i praktycznie wracałam do domu po 21.00. O zaczął mieć pretensje, że nie ma jak wbić się w mój grafik.
Moje „nowe” życie zaczęło mi się tak podobać, że nie chcialam powrotu do starego układu. Tym bardziej, że uzależnienie dalej się rozwijało. Z jednej skrajności weszłam w drugą. Finał jest taki, iż podziękowałam temu związkowi. Jestem sama, celebruję „me-time”. Nie wyobrażam sobie teraz, żeby ktoś pałętał mi się po domu i żebym z kimkolwiek musiała uzgdaniać swój harmonogram. Mężczyzn traktuję na zasadzie krótkiego romansu, byleby znowu się nie zaangażować i nie stracić swojej tak bardzo wywalczonej samodzielności. Na każdą próbę męskiej ingerencji w moje plany reaguję agresywnie. Pewnie przez jakiś czas tak będzie 🙂