Nawet nie wiem, jak zacząć. Często żyjemy automatycznie? A może nie uogólniać, chcąc tak naprawdę opowiedzieć o swoim doświadczeniu? To jeszcze raz — często żyję automatycznie, zatrzymuję się na powierzchni zdarzeń i nie docieram do ich głębi. Kiedy scrolluję po serwisie z newsami (znowu!) i wydaje mi się, że chcę wiedzieć, co dzieje się na świecie. Gdy nerwowo reaguję na cudzy komentarz w internetowej dyskusji lub gdy działam od rdzenia, automatycznie w relacji z drugą osobą. Pod powierzchnią jest coś więcej: energetyczne zaproszenie.

Co to znaczy? Działamy zgodnie z podświadomym oprogramowaniem. Nie możemy go zmienić, dopóki nie uświadomimy sobie jego zawartości, a to dopiero początek drogi. Gdy spojrzysz na rzeczywistość: relacje, rozrywkę, informacje, pracę, hobby, możesz zauważyć, że wszystko zaprasza cię do określonej dynamiki. Swój do swego ciągnie, jak mówią niektórzy. Ci mniej mili powiedzą: zdrowy z kulawym nie potańczy. Wiesz, co to znaczy? Że nieustannie nadajemy do siebie podświadomym kodem. Brzmi to może nadal enigmatycznie, więc podam kilka przykładów:

Istnieją kobiety, które wiecznie przyciągają łajdaków, zajętych, żonatych lub emocjonalnie niedostępnych. Gdyby kandydatów umieścić za zasłonką i gdyby było ich stu, taka kobieta bez pudła wytypuje akurat tego, z którym nic się udać nie może. Wcale nie dlatego, że na świadomym poziomie nie chce miłości i szacunku, ale dlatego, że nieświadomie zaprasza partnera do takiego rodzaju zachowań, że ten, który mógłby na jej świadome potrzeby odpowiedzieć, często nie ma u niej szans. Możesz to nazwać stylem przywiązania jeśli chcesz. Taka osoba wybiera to, co znajome i co kojarzy jej się z miłością, niekoniecznie to, czego naprawdę pragnie.

Jeśli masz wysoki poziom lęku i boisz się, że w pracy wszyscy patrzą ci na ręce, jest duża szansa, że staniesz się kozłem ofiarnym szefa, albo życzliwego kolegi z biurka obok, który zawsze na głos i niewybrednie będzie komentował twoją pracę. I nie mam na myśli prawa przyciągania (choć może opisuje to samo zjawisko), tylko fakt, że funkcjonujemy w podświadomych dynamikach, często nie widząc, do czego inni nas zapraszają, ani do czego my same ich zapraszamy.

ZANIM TO ZAUWAŻYŁAM

Temat zaproszeń zauważyłam na swojej terapii, podczas nauki pracy z energią i nauczyłam się tym lepiej nawigować dzięki medytacji. To te trzy narzędzia pozwoliły mi w ogóle zadać pytanie: kto i do czego mnie zaprasza, ale też: do czego ja zapraszam innych?

Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, jak często na poziomie świadomym pragnę jednego, ale na podświadomym, zapraszam całkiem inną dynamikę. Chciałabym zaprosić więcej bliskości i obecności ze strony partnera, ale marudzę i narzekam, co nie jest zaproszeniem do wspólnej zabawy i przeżywania razem fajnych chwil. Chciałam zaprosić do współpracy moje wymarzone klientki, ale obwarowywałam się zasiekami, ciągle mówiąc do klientek, których dla odmiany nie chciałam obsługiwać z różnych powodów. Chciałam przeżywać z ludźmi w moich socialach radość i ciepło, ale miałam w sobie tyle starego lęku, że zapraszałam ich do wspólnego narzekania. Teraz widzę pewne rzeczy wyraźniej. Czy żarty z samej siebie to dystans, czy może jednak osłona miękkiego brzuszka, żeby przypadkiem nie narazić się na konfrontację?

Z drugiej strony są zaproszenia, na które reagowałam z automatu. Walka, ucieczka czy zamrożenie? Co wybierzesz? Odpalam serwis z wiadomościami i mój gadzi mózg wysyła impuls do kciuka — kliknij. Klikam i od kilkunastu dni słucham o nieuczciwej policji porywającej nastolatki, szarlatanach podających się za lekarzy w telewizji śniadaniowej, śmiertelnych wypadkach drogowych. Oddaję im swoją energię, sączy się ze mnie małym strumieniem, ale regularnie, buja moim systemem nerwowym. Świadomie jestem ciekawa, co słychać na świecie, ale realnie zostaję zapraszana do oddania uwagi w zamian za silne, negatywne emocje. Po kilkunastu dniach boję się wypadku motocyklowego, jeszcze bardziej boję się prowadzić, boję się wychodzić wieczorem z suczką Luną i boję się być pieszą. To samo ponoć robią tru-crimowe audycje. Co myślałaś, że dostajesz, a co dostałaś? Do czego zostałaś zaproszona?

Inny przypadek. Jako dziecko zostałam nauczona, by brać na siebie odpowiedzialność za emocje innych. Byłam za to nagradzana. Weszło mi to w krew. Do teraz wystarczy, że ktoś bliski rzuci we mnie swoim zmartwieniem, swoimi emocjami, swoim bólem, a ja już nie wiem, co jest jego, a co moje. Świadomie chciałabym odpowiadać za samą siebie, ale moja podświadomość mówi: daj mi, ja za ciebie poniosę! Ja ci ulżę! Ja za ciebie to zrobię! I za innych się wstydzę, za innych mnie boli, za innych cierpię, za innych się martwię.

Dawniej wydawało mi się, że gdy ktoś mnie zaczepia, pyskuje do mnie, obwinia mnie, muszę odpowiedzieć. Muszę powiedzieć, co myślę, zająć stanowisko. Czasem to nie musiało być zaproszenie wystosowane wprost. Dziś np. na Facebooku ukazał się mym oczom nagłówek „Moja żona nie potrafi gotować. Nawet dzieci nie chcą tego jeść. Musiałem wysłać ją na kurs gotowania…”. Odpaliło mnie to przy porannej kawie. Pomyślałam od razu „o ty bucu, sam się bierz za gary, dziadu jeden”. A potem to zauważyłam. A potem się przyjrzałam — jak media, w tym sociale angażują mnie i aktywizują do pewnych postaw. Którą doszę mi podnoszą? Czy moja pitta właśnie dostała na łeb i para jej leci uszami? Czy ja właśnie włączam wewnętrzną rozjuszoną feministkę? I czy uda mi się ją ukoić do spotkania z moim partnerem, czy może podskórnie czując niezgodę na buców, jak ten z nagłówka, zaproszę ukochanego do wojny płci? Mimo że przecież chciałam do bliskości i zabawy…? Widzisz już?

NASZA ODPOWIEDZIALNOŚĆ

Po odpowiedniej liczbie godzin spędzonej na medytowaniu (a można medytować, szorując kabinę prysznicową) dociera do nas, że nie ma takiej siły, która sprawi, że możemy żyć i decydować za innych. Być może partner zdecyduje się wbrew umowie nas zdradzić lub opuścić. Być może trafimy na klienta/szefa z piekła rodem, zawsze jednak możemy przejrzeć daną grę i wziąć odpowiedzialność za to, jak odpowiemy na to zaproszenie. Czy ja je podejmę? A może powiem „och, to zupełnie nie współgra z moim systemem operacyjnym, nie uda nam się to” i odejdziemy? Ponieważ każdej z nas przydarzyć się mogą rzeczy złe lub nieprzyjemne, ale jeśli nie są one zakodowane w naszym systemie operacyjnym to raczej wypadki przy pracy niż reguła, która sprawia, że zmieniają się twarze, miejsca, czasy, ale schemat pozostaje nienaruszony i wielokrotnie odtworzony.

U mnie ta praca czasem polega tylko na obserwacji zaproszenia i zdecydowania, co z nim zrobię. Ostatnio zostałam zaproszona do wzięcia odpowiedzialności za uczucia i czyny innej osoby. Zobaczyłam to świadomie pierwszy raz w dorosłym życiu. Dałam sobie czas pomiędzy byciem zaproszoną a własną reakcją na to (medytacja uczy jak to robić). Nie spałam trzy noce, obracałam w głowie to zaproszenie, dialogowałam wewnętrznie, aż w końcu zrozumiałam, że ja kiedyś to bym w ciemno chwyciła tego rozgrzanego ziemniaka, tylko dlatego, że ktoś postanowił we mnie nim rzucić, nawet przez chwilę nie zastanawiałabym się, czy ten ziemniak jest mój. Tym razem po prostu go nie złapałam. To nie jest moje, nie pomogę ci tego nieść. Kosztowało mnie to bardzo dużo, ale wierzę, że nabiorę wprawy.

Innym razem ta praca polega na obserwacji, co ja w sobie takiego mam, co aktywuje innych i do czego ich to aktywuje. 15 lat temu byłam bardzo konfrontacyjna, czasem też okrutna. Dziś nie zapraszam nikogo do konfrontacji. Mało osób mnie atakuje, a ja się mało zacietrzewiam. Znajome pitty, które uwielbiały wojny na argumenty i intelektualną szermierkę naturalnie oddaliły się. Przestaliśmy do siebie pasować. Nie chcesz być blisko kogoś, kto nieustannie odrzuca twoje zaproszenie do konkretnej dynamiki, a ja naprawdę nie chciałam dłużej agresywnych dyskusji, choćby i były najciekawsze. Przestałam być dla nich partnerką i poszli swoją drogą (tak, czasem z animi tęsknię i przeżyłam żałobę).

Czasem, jak w przypadku internetowych głupich nagłówków czy angażujących mocne emocje influencerów potrzebuję dać sobie czas. Przystosować mój system nerwowy do tego, by nie podejmować ich gry. Odobserwowałam ich wszystkich. To samo robię w życiu prywatnym, jeśli ktoś rozkręca dramę na wysokim C, ja się oddalam. Nawet jeśli ta drama nie dotyczy mnie. Wysokie emocje, lęk, napięcie, agresja — nie pasują mi. Bardzo aktywizują moją vatę, ciężko mi potem dojść do siebie. Nie stać mnie na zapraszanie do życia spokoju i wyważania, gdy obok mnie jest ktoś, kto ciągle buja moją łódką, a jak już wiesz, mam tendencje do tego, by traktować cudze emocje jak własne. Twój sztorm jest moim sztormem.

Ten proces jest dla mnie również o odpowiedzialności. Kiedy zaczęłam o tym w ten sposób myśleć, zaczęłam pisać o poniedziałkowych zachwytach. Wiem, jak napisać clickbait i umiem angażować emocje odbiorców, ale celowo tego nie robię, bo odbiorcy, którzy chcą być do tego zapraszani, to nie są odbiorcy, którymi chcę się otaczać. Część zaproszeń wysyłam więc świadomie — są o zachwycie, spokoju, wdzięczności i refleksji. To chcę z tobą współdzielić.

Coraz częściej świadomie zatrzymuję się i przyglądam, do czego ktoś mnie zaprasza, czy ja muszę i czy chcę to zaproszenie przyjąć, a przede wszystkim, czy zbliża mnie ono do deklarowanych wartości? Czy pozwala mi ucieleśniać moje ideały? (pisałam o ucieleśnianiu tu: klik). Uczę się stać przy sobie — na poziomie emocji, na poziomie energii. Im klarowniej widzę ten mechanizm, tym mniej mam do zarzucenia osobom wystosowującym zaproszenia (choć niektórzy manipulują całkiem świadomie), bo czuję, że odpowiedzialność za to, jak obejdę się z danym zaproszeniem i czy wystoję przy sobie, leży po mojej stronie. I jasne, niektórzy zareagują histerycznie na to, że nie chcemy dłużej uczestniczyć w konkretnej dynamice (może przeżywałyście to kiedyś podczas swojej terapii, gdy zmiana w was wprowadzała zgrzyty z bliskimi?). To jest ok. Po prostu nie powinno nas to powstrzymywać od dokonywania swoich wyborów na nasz własny temat. I to jest ta trudna część.


 

 

...

5 komentarzy

  1. Justyna

    Super tekst,od dłuższego czasu też staram się pracować z energią.Na samym początku nie wiedziałam jak to się robi,od zawsze musiałam mieć ostatnie zdanie,jak ktoś mnie zaczepiał musiałam odpowiedzieć,generowało to we mnie bardzo dużo nerwów i złości.Jednak wychodziłam z założenia że nie dam „sobie w kaszę dmuchać”. Wydaje mi się że też odpuściłam, przestałam wdawać się w dyskusję.Tak bardzo poczułam negatywna energię że bez wahania rzuciłam pracę,odcięłam się od ludzi. Dzieki Tobie zaczęłam doceniac inne rzeczy,momenty. Bardzo podobał mi się twój tekst o tym że mając mało też możesz być szczęśliwa ,ogólnie uważam że to co robisz jest bardzo wartościowe 🙂

  2. Mona_Lu

    Qrde Blimsien. Jakby to powiedzieć. Dziękuję Ci, że odpowiadasz na moje zaproszenia! <3

  3. wspaniały, wartościowy tekst. Daje do myślenia i pomaga zauważyć pewne rzeczy. Bardzo poczułam te słowa o tym, czy żarty z siebie to dystans, czy ochrona przed konfrontacją? Urwałam kontakt z osobą, z którą często było zabawnie, bo na ochotnika podkładałam siebie jako temat do żartów. Jakże dobrze się poczułam w swoim ciele, nie robiąc z siebie ciagle żartów. Nadal czuję, że mam do siebie dystans, lecz nikt tego nie wykorzystuje.
    Wspaniale piszesz! Sama esencja. Mam ochotę chłonąć każde zdanie. Dziękuję!

  4. Blum

    Cała przyjemność po mojej stronie Moniko 🙂

  5. Genialny i unikatowy tekst. Ja też bardzo mocno zaczęłam przyglądać się temu co i kogo zapraszam i dlaczego. To duży temat, ale jakże ważny i jak praca w tym obszarze może dużo zmienić. Dziękuję za ten wpis:)

Leave a Reply

.