Ups… wygląda na to, że to nie będzie najbardziej pozytywne wydanie kokolores. Może właśnie teraz jest czas, kiedy trzeba zedrzeć błyszczące pozłotko i przyjrzeć się prawdzie, takiej, jaka ona jest. Może dzieci wcale nie grymaszą, bo są podłe, nasze uduchowienie to ucieczkowa strategia unikania, ego podpowiada nam, żeby pomóc, ale bardziej szkodzimy, a patchwork, w który tak radośnie wbiegamy, okaże się trudniejszy, niż się zdawało. Może tak być, choć wcale nie musi. O tym zdecydujecie Wy same, ja tylko zapraszam do lektury.
Co czuje niejadek? Frustruje mnie jedzenie posiłków razem z dziećmi. Ten chce schabowego, ta ziemniaki, ale nie takie ziemniaki, najlepiej inne ziemniaki, a jak je w końcu dostanie, okazuje się, że są ble. Najlepsze oczywiście są buły z serem i keczupem lub smarowidła typu Nutella. Nie sądzę, żeby nasze dzieciaki były niejadkami, ale samo rozkminianie dlaczego w zupie nie mogą pływać śmieci, czemu ziemniaki muszą być w formie puree i czemu warzywa są średnioakceptowalne, przywodzi mi na myśl własne kulinarne wspomnienia z dzieciństwa. Papryka parzyła mnie w język (słowo!), mięso kitrałam między zębami a policzkiem, by w dogodnym momencie się go niezauważenie dla rodzicielki pozbyć, a pory do dziś kojarzą mi się tylko z wymiotowaniem. Pamiętam też, że na talerzu musiało być relatywnie mało składników i nie mogły one się stykać ze sobą. Dziś myślę, że mam pewien rodzaj nadwrażliwości sensorycznej, która w oczach mojej matki przemieniała mnie w „trudne dziecko”, a dziś przemienia we wredną sucz, kiedy się przebodźcuję. Czytanie o jedzeniu jest również ciekawe, bo to jedzenie lub niejedzenie było naszą pierwszą autonomią, samoukujeniem lub autodestrukcją. Fajnie po latach uświadomić sobie pewne mechanizmy. No, chyba że jesteś mamą niejadka! Wtedy czytaj obowiązkowo.
Brzydka prawda o rodzinach patchworkowych. Rodziny mieszane nigdy nie będą miały takiej samej dynamiki, jak te pierwsze. Coraz więcej ludzi rozwodzi się i stara się ułożyć sobie życie na nowo (i słusznie, przecież nie będą czekać na śmierć), ale mało kto wie, że patchworku trzeba się nauczyć. Stosując te same zasady, schematy i techniki działania, które były w pierwotnej rodzinie (i hej… może wcale nie działały, skoro się rozpadła?) nie zajdzie się daleko w kolejnej, miesznaje rodzinie.
Dawać pieniądze bezdodomnym czy nie dawać? Mądre pomaganie jest sztuką i warto je rozróżnić od pomagania, które więcej szkodzi niż naprawia, a głównie ma sprawić, że to my poczujemy się dobrze ze sobą.
Duchowość może być jedynie ucieczką. Kocham teksty Maćka Wieloboba, bo są mądre, przenikliwe i przekłuwają balonik ego. Są ludzie (a czasami to ja jestem tą osobą), które bez końca duchowo, rozumiecie, rozwijają się. Są tak nieustannie zajęte uczeniem się i rozwojem, że nie starcza im czasu na implementację i prawdziwą pracę. A prawdziwa praca odbywa się nie na warsztatach, festiwalach i podczas ceremonii, ale zazwyczaj we własnym domu, w rozmowie ze wkurzającą sąsiadką, w kłótni z ukochaną osobą, w telefonie od gderliwej matki, zaś zen najlepiej się ćwiczy, gdy dziecko bardzo nie spieszy się do przedszkola, a pies robi kupę na środku ulicy dokładnie wtedy, kiedy nie masz już przy sobie ani pół worka.

8 komentarzy
czytam po raz drugi ten cykl u Ciebie, od dechy do dechy. Bardzo fajne, choć niepokojace te artykuły. O bezdomnych dalej nie wiem co robić. Zwykle daję jakiś grosz albo kupuję bulke, nie wiem, chyba nie przekonała mnie ta rozmowa. Wynika to może z mojej wiary, ze oni są w stanie się odbić od dna. Wiec zostawienie ich bez jedzenia czyni z nich po prpstu głodnych bezdomnych. Nie zmobilizowanych. A Ty co myślisz?
Miało być z mojej „niewiary” 🙂
Traktuję żebranie jako pracę, bo wiem jakie to łatwe i chyba każdy, kto w młodości cośtam brzdękał na gitarze, czy po prostu czarująco zbierał na piwko/bilet/wakacje wie, że to bardzo psuje i uczy, że jeśli mogę tak, nie zrobię tego inaczej. Te doświadczenia sprawiają, że nie chcę przykładać się do pogrążenia w nałogu przez tych ludzi. Dawniej kupowałam jedzenie, ale po kilku sytuacjach gdzie zostało ono na moich oczach wyrzucone lub ja zwyzywana, decyduję się nie dawać. Wspieram domy dziecka, schronisko, dom samotnej matki z dzieckiem – rzeczowo. Boję się pomagać źle i ze zwierzętami też mam niestety ten problem. Kiedyś adoptowałam słonia, dziś nie wiem czy to dobrze, słyszy się różne rzeczy o tych „rezerwatach” i tym że to tylko biznes i słonie są tam okrutnie traktowane. Cały czas temat pomocy jest żywy we mnie, zdaję sobie tez od niedawna sprawę, jak biali ludzie z Zachodu forsują różne formy pomocy zupełnie nie rozumiejąc potrzeb i mentalności tym, którym starają się pomóc i… jestem tym bardzo zawstydzona.
To prawda, kiedys czytałam o takiej akcji, w której sklepy przekazywały buty dla Afryki. Nie pamietam o który konkretnie kraj chodziło, ale wiem że zniszczyło to lokalną gospodarkę. Bo tam już były sklepy z butami prowadzone przez miejscowych sprzedawców. Ci ludzie potrzebowali kompletnie innej pomocy. Ale my wtryniliśmy się z tymi butami, bo mamy w głowie obrazek bosych dzieci i czujemy się dobrze pomagając w taki rzeczowy sposób. W przypadku bezdomnych nie do końca wiem co można im proponować w zamian. Wiec ta ciepła zupa jak są mrozy czy bułka – jakoś nie wierzę że gdyby wszyscy im odmówili to by poszukali innego wyjścia. Nie utożsamiam też podania czegoś do jedzenia z akceptacją ich życiowych wyborów i zachęty do tkwienia w tym stanie, robiłabym to gdybym kupowała im alko, bo i tak piją albo dawała kasę. Ale jak już jest niebezpiecznie zimno to ciężko komuś odmówić jedzenia. Czasem mnie proszą o kawę żebym kupila w żabce. Ale rozumiem że jak widzisz że ktoś wyrzuca to co mu ofiarowałaś to mogłaś się zirytować, też takie sytuacje miałam. W trakcie pisania tego komentarza przyszło mi do głowy, że w sumie warto wiedzieć co można takim ludziom zaproponować w zamian dawania drobnych czy jedzenia. Gdybym znała kilka przykładowych miejsc gdzie to jedzenie jest rozdawane w moim mieście, kilka noclegowni, miejsc gdzie można się udać po pomoc gdy braknie na leki (trudno odmówić gdy ktoś pokazuje niewykupione recepty) to może dałoby się jakoś wyjść z tej sytuacji z poczuciem że nie zostawiło się kogoś na lodzie i że on ma jakis wybór.
Ze zwierzętami – kiedys wspierałam fundacje pomagające kotom i psom i wyadoptowujące je później do nowych opiekunów. Obecnie jedynie wspomagam finansowo akcje sterylizacyjne dzikich kotów, a reszta akcji – nie dziękuję. Mam inne kryteria wartości życia i leczenie bardzo chorych zwierząt albo takich których inwalidztwo nie pozwala na normalne funkcjonowanie – nie mam na to zgody.
Basiu – problemem jest to, że często bezdomni proszą o jedzenie mając nadzieję, że da się im NA jedzenie. Dlatego są niechętni, kiedy to jedzenie realnie się dla nich kupuje i je wyrzucają lub też kiedy proponuje się jedzenie, nagle odmawiają.
Nie wiem skąd jesteś, ale mogą zainteresować Cię Food not bombs no i w Warszawie jest Jadłodzielnia, a np. w Katowicach widziałam lodówki społeczne, gdzie możesz zostawić jedzenie, które inni mogą zabrać 🙂 Są też online inicjatywy zwłaszcza po świętach, gdzie nadmiar jedzenia zamiast wyrzucać po tym jak się zepsuje, oddaje się wolontariuszom, którzy je rozdają potrzebującym.
Opcji jest całkiem sporo, nie jestem pewna czy dawanie hajsu na ulicy jest najlepszą. Chętnie poczytałabym więcej artykułów o mądrym pomaganiu 🙂
mogę polecić 80000hours.org, promują tzw efektywny altruizm, ogólnie na ich stronie oprócz pragmatycznego planowania kariery pod względem użyteczności dla innych (trochę upraszczam, wiem że brzmi brzydko) można znaleźć sekcje z najwiekszymi problemami światowymi i miejscami pracy w tym zakresie. Jak mówie podejście bardzo utylitarne. Np. pamietam jak zszokowało mnie, to był chyba wpis na ich blogu, że lepiej byc programistą jeżeli chcesz pomagać ludziom, a wcale nie lekarzem – i statystyka ile lekarz jest w stanie uratowac ludzi, a ile taki programista oddajac 10% dochodu może pomoc. O Food not bombs słyszałam, we Wrocławiu ska d jestem sa jeszcze schroniska im Brata ALberta no i sklepowisko- nie wiem czy jescze działa, inicjatywa przednia: http://wroclaw.naszemiasto.pl/artykul/wroclawski-emmaus-zbiera-uzywane-sprzety-i-pomaga,3210651,artgal,t,id,tm.html
A ja w temacie „nadwrażliwości sensorycznej” o której wspominasz w temacie niejadków. Jeśli czujesz taką cechę u siebie i często jesteś przebodźcowana w „normalnych” życiowych sytuacjach, to bardzo bardzo polecam książkę „Wysoko wrażliwi” Elaine Aron. Mnie zmieniła życie i przyniosła wielką ulgę – przez lata myslałam, że coś jest ze mną nie tak, że nie daję rady, nie wyrabiam tempa tego świata… Jest doskonale napisana, mądra i rzuca zupelnie nowe światło na nadwrażliwośc. Pozdrowienia serdeczne!
Dziękuję bardzo za tę rekomendację! Na pewno rozejrzę się za tą książką!