Latem moja mieszana skóra wariuje. Pory zapychają się błyskawicznie, czoło pokrywa drobna kaszka, pod wpływem słońca naskórek się pogrubia, a policzki są czerwone. Moja skóra sama już nie wie, czy jest przetłuszczająca się, odwodniona, gruba czy łuszcząca się i cieniutka. I tak jak ja czekam z utęsknieniem na lato, tak moja twarz przebierałaby nogami (gdyby miała nogi) na myśl o jesieni. Dziś chcę Wam pokazać krem — cud, który okazał się remedium na moje skórne problemy i hitem jeśli chodzi o naturalną pielęgnację.
Zazwyczaj staram się nie polecać kosmetyków na blogu. Internet pełen jest zarówno postprawdy, jak i kijowych recenzji kosmetycznych produktów i metod, które piszą ludzie, którzy totalnie nie znają się na pielęgnacji skóry. Sama swojego czasu testowałam te wszystkie sposoby i produkty, a mądrości czerpałam z internetowych grup dyskusyjnych i blogosfery, a moja cera była w opłakanym stanie. Odważyłam się polecić ten krem, bo zaleciła mi go specjalistka, która wyprowadziła moją cerę na prostą i której ufam. Wiem, że ma wiedzę o składach i nie jest to wiedza powierzchowna. Dlatego polecając Wam ten produkt, mam pewność, że nie jest to bubel, choć jak zareaguje na niego Twoja skóra, możesz sprawdzić tylko Ty sama.
DLA KOGO? Krem PURE CONTROL przeznaczony jest dla skór mieszanych i problematycznych w tym także trądzikowych. Kosmetyk zawiera substancje o działaniu przeciwzapalnym, nawilżającym i odżywczym. Producent obiecuje, że krem reguluje pracę gruczołów łojowych, a ja się z tym zgadzam. Skóra faktycznie stała się nawilżona, a nadprodukcja sebum ustała. Na opakowaniu jest napisane, że krem jest oczyszczająco — odmładzający. Nie jestem pewna, czy wierzę w odmładzające właściwości produktów do codziennej, domowej pielęgnacji, więc tu się nie wypowiem. Skóra na pewno stała się czystsza, bez suchych skórek i podrażnień i jest lepiej nawilżona.
OPAKOWANIE jest fatalne. To znaczy, cieszę się, że nie ma dostępu tlenu i nie jest to słoiczek, w którym trzeba gmerać palcem, namnażając bakterie. Pompka chodzi łatwo i dobrze dozuje produkt, ale opakowanie jest plastikowe i niesłuchanie tandetne. Do mnie dotarło już poobdzierane. Kiedyś zależało mi, żeby kosmetyki, których używam miały ładne opakowania. Dziś nie ma to dla mnie wielkiego znaczenia, jeśli produkt jest skuteczny, ale chciałabym, żeby marka, która chwali się na swojej stronie miłością do natury, miała opakowania do recyclingu, najchętniej szklane. Przeszkadza mi też, że przez to, że opakowanie jest matowe, nie widzę ile kremu mi jeszcze zostało.
ZAPACH jest ziołowy i lekko słodki. Najpierw bardzo mi się podobał, po dłuższym używaniu stał się dla mnie nieco zbyt intensywny, ale zakładam, że u Was może być inaczej, bo ja przez ostatnie lata bardzo uwrażliwiłam się na zapachy, jeśli chodzi o kosmetyki.
WYDAJNOŚĆ jest bardzo dobra. Potrzeba minimum kremu, żeby pokryć całą twarz. U mnie to mniej niż jedna pompka. Używam kremu tylko rano, nawet nie codziennie, po prostu wtedy, kiedy czuję, że moja skóra tego potrzebuje. Więcej o tym, dlaczego nie nadużywam kremu pisałam w TYM poście.
CENA to 139 zł za 70 ml. Uważam, że to drogo, ale też ten kosmetyk jest definitywnie wart tej ceny. Odkąd skupiłam się na pielęgnacji i przestałam malować, okazało się, że wydaję dużo mniej pieniędzy, bo… niewiele muszę zakrywać. Mój demakijaż jest ultraprosty i supertani, więc najwięcej kosztuje mnie dieta krem do twarzy, krem pod oczy i tusz do rzęs.
AKTYWNE EKSTRATKY: EKSTRAT Z ALOESU, OCZAR WIRGINIJSKI (HAMAMELIS) OLEJ ARGANOWY, EKSTRAKT Z WĄKROTKI AZJATYCKIEJ, ŻYWOKOST LEKARSKI, EKSTRAKT Z KWIATÓW STAWIKÓW, OLEJEK LAWENDOWY, KWAS HIALURONOWY.
PEŁNY SKŁAD: Aqua, Hamamelis Virginiana Leaf Water, Hydrogenated Vegetable Glycerides Citrate, Canola Oil, Coco-Caprylate/Caprate, Isostearyl Isostearate, Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate, Propanediol, Glycerin, Isoamyl Cocoate, Glyceryl Stearate, Stearic Acid, Cetearyl Alcohol, Argania Spinosa Kernel Oil, Niacinamide, Sodium Stearoyl, Glutamate, Hydrolyzed Glycosaminoglycans, Hyaluronic Acid, Krameria Triandra Root Extract, Aloe Barbadensis Extract, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Stachys Officinalis Flower/Leaf/Stern Extract, Hamamelis Virginiana Bark/Twig Extract, Centella Asiatica Root Extract, Symphytum Officinale Root Extract, Xanthan Gum, Tocopherol Tetrasodium, Glutamate Diacetate, Lavandula Angustifolia Oil, Citrus Medica Limonum Oil, Malaleuca Alternifolia Oil, Salvia Sclarea Oil, Citral, Geraniol, , Linalol, Limonene.
Kiedy zachęcona działaniem kremu pomyślałam, żeby dokupić coś jeszcze z tej samej serii, moja ekspertka powiedziała, że reszta kosmetyków tej marki nie jest już tak dobra i że ten krem do cery mieszanej jest sztosem, ale reszty nie może mi polecić. Nie wiem jak będzie u Was, ale pomyślałam, że taka notatka na marginesie może się przydać.

1 Comment
Witaj Blum! Cieszę się, że trafiłam na ten post. Jakbym czytała o swojej skórze, ledwo jest trochę cieplej jest i słońce przebija się przez chmury już mam początki armagedonu na twarzy ;-/ I aż mam ochotę spróbować tego kremu. Pozdrawiam