Życie zmienia się jak w kalejdoskopie. Nie jestem uczonym mędrcem, ani nikim w tym stylu. Ale jestem osobą, która żywo doświadcza życia (chociaż się tego boi) i testuje różne filozofie, chadza różnymi, w tym mało uczęszczanymi ścieżkami, ale nie boi się też wrócić na autostradę, którą suną wszyscy, tylko po to, żeby za chwilę jednak zboczyć w krzaki. Tak. Moje życie jest ciągłym poszukiwaniem. Zawsze myślałam, że celem jest znalezienie i odkrycie. Dziś myślę raczej, że celem jest właśnie sama eksploracja. Wrzucam siebie w doświadczenia i obserwuję co się ze mną dzieje. Jestem bohaterką powieści, która pisze się na gorąco i nikt nie wie co stanie się jutro. Nie namawiam do kopiowania wszystkich moich doświadczeń. Sama nie wiem przecież co z nich wyniknie. Ale może Cię zainspirują? Pozwól mi więc przemówić swoim głosem. Prosto z serca.
Dużą część zeszłego roku poświęciłam na poznanie siebie i wypracowanie sobie narzędzi badawczych, żeby wiedzieć co się ze mną dzieje. Bardzo się wyciszyłam, sporo spacerowałam, unikałam życia towarzyskiego, imprez, a już na pewno wszelkich używek poza teiną i kofeiną. Nie przepracowywałam się. A nawet żyłam w celibacie. Odmawiałam udziału w wielu projektach. Nie poznawałam nowych ludzi. Chciałam żeby tafla mojej wody była czysta.
GOOD GIRL BLIMSIEN. Grzeczniejsza od Papieża?
Czy planowałam, że już zawsze będę unikać alkoholu, życia towarzyskiego, seksu i mocno przyprawianych potraw? Nie wiem, nie myślałam o tym wcale. Chciałam wygładzić swoje wewnętrzne wody, spojrzeć we własne odbicie i coś zobaczyć. Zrezygnowanie z wszystkich wymienionych rzeczy nie było wcale wyrzeczeniem, było ulgą, jakby ktoś zdjął mi ciężar z pleców. Byłam jak gąbka, która jest tak morka, że nie może absolutnie przyjąć żadnego doświadczenia więcej. Zaufałam sobie i pozwoliłam prowadzić się swoim wewnętrznym potrzebom. Nie chciałam sobie niczego narzucać. Nie kierowały mną żadne zasady, a tylko czysta ciekawość i potrzeby. Nie obiecywałam sobie, że wytrzymam określoną liczbę dni. Dałam sobie szansę na posłuchanie wewnętrznego przewodnictwa. Abstynencja i wyciszenie nie są wcale lepsze od życia pełnego adrenaliny. W każdym razie nie dla każdego i nie o każdej porze. Niektórzy lubią żyć szybko i mocno. Jak śpiewał Lemmy „that’s the way I like it baby ’cause I don’t wanna live forever”. Czy nie żałował nie wiemy. Może sam nie zdążył się zastanowić skoro umarł już dwa dni po tym jak dowiedział się o swoim raku, na którego ciężko pracował przez całe życie. Nie można jednak powiedzieć, że kilkadziesiąt lat życia tego świra było gorsze niż nudne, czerstwe i martwe życie niejednego szanowanego dziewięćdziesięciolatka. Ale o tym, że „czystość” nie jest wcale lepsza od drugiej strony medalu dowiedziałam się po wielu miesiącach trwania w niej.
KRYTERIUM PRZYJEMNOŚCI
Mawiają, żeby za długo nie wpatrywać się w nicość, bo nicość zacznie wpatrywać się w ciebie. Doświadczyłam tego dziesięć lat temu i każdego dnia modlę się o to, żeby nie wrócić w tamto miejsce. A jednak trochę brudu nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Trochę nicości, trochę Bad Girl Blimsien, trochę głupot i bezmyślnych przygód różnego rodzaju. Wielki apetyt i wielkie pragnienie. Zazwyczaj jednak ten apetyt odbijał mi się bulimiczną czkawką. Rugałam siebie za każde najmniejsze przewinienie not ver selfloving panienko Blimsien, biczowałam się za kompulsywną huśtawkę pomiędzy wstrzemięźliwością, a utaplaniem się w brudzie. Odkąd zmądrzałam po wieku pacholęcym nigdy nie udało mi się już być grzesznikiem, którego nie gryzłoby sumienie. Nawet jeśli to była tylko moja, grzesznika sprawa.
Wiesz co zmieniło się po miesiącach życia w czystości?
Dorosłam do KLAUZULI PRZYJEMNOŚCI. To trochę jak klauzula sumienia, a właściwie druga strona tej samej monety. Yin tego yang. Kumasz? Teraz zamiast batożyć się za przewinienia pytam nie „czy to właściwe” ani nawet „czy to przyzwoite”. Nie pytam siebie „czy to rozsądne” ani „czy dojrzałe”. Ponoć jedną z moich największych wad jest to, że w jakiś sposób próbuję brać odpowiedzialność za innych dorosłych ludzi. Zawsze uważam, że mogłam być lepsza, bardziej kochająca i współczująca. Bardzo ładnie to z mojej strony, ale jak kiedyś zauważyła jedna pani psycholog „pozwólmy ludziom wpadać w tarapaty, pozwólmy im pakować się w gówno, ranić się, grać w gry. Ostatecznie nie jest pani wiele mądrzejsza od nich i naprawdę nie jest wszechmocna by ich chronić”. Co za niewygodna myśl. Nie mogę być już taka dobra, uduchowiona i z wglądem? Mam być po prostu ludzka i niedoskonała? Ano. Teraz więc obowiązuje tylko jedno pytanie: CZY TO PRZYJEMNE?
Czy zobowiązania, które właśnie podejmujesz dadzą ci radość?
Czy wydanie pieniędzy na spontaniczną podróż jest przyjemne? Czy zamierzasz się zamęczać, że je wydałaś w ten nieplanowany sposób?
Czy spotkanie z tą osobą, to coś na co masz ochotę? A co jeśli nie? Czy umiesz jej odmówić bez podawania przyczyn? Czy umiesz znieść to, że niektórzy odsuną się lub poczują urażeni?
Czy możesz znaleźć radość w swojej pracy, nawet jeśli czasem jesteś zmęczona?
Czy pójdziesz mówić przed setkami ludzi mimo, że tego nie lubisz? Czy finalne uczucie będzie przyjemne?
Czy masz ochotę na dotyk tej osoby, która chce cię dotykać? Czy ty masz ochotę kogoś dotykać?
Czy masz ochotę rozpocząć kolejny dzień? Co zrobisz, żeby był przyjemny?
Czy upić się, zakochać się, spóźnić się, nie zakochiwać się wcale jest przyjemnie?
Czy przyjemnie jest marznąć wracając nocą samotnie do domu po głębokiej konwersacji?
Nie polecam tej metody wszystkim. Nie wydaje mi się, żeby była dostępna bez konsekwencji dla tych, którzy nie poznali choć trochę siebie. Myślę, że Klauzula Przyjemności bez samopoznania może rozleniwiać, rozpijać, rozbijać związki. Ale kiedy celem jest przyjemność i doświadczanie, kiedy celem jest niepohamowana ciekawość świata, oh jak przyjemnie jest puścić lejce.
Czy Twoje życie jest przyjemne? Czy wiesz, że idąc za przyjemnością można żyć fajnie? Wybrać pracę, która Cię jara, poświęcić się hobby lub rozsmakować w zimie pod kocem z książką. Można pościć i biegać, albo jeść czekoladę. Można nawet błądzić bez wyrzutów sumienia, za to z wielką radością w sercu.
Co o tym myślisz? A może spróbujesz przeżyć tydzień kierując się kompasem przyjemności? A robiąc rzeczy, które „musisz” robić odnaleźć w nich przyjemność? Dziką radość? W siarczystym mrozie. W dniu pracy. W hałasujących dzieciach? W ciężkich studiach? Przecież wybraliśmy to wszystko dla siebie sami. Rozsmakujmy się w wyborach, których dokonaliśmy. Ostatecznie za dziesięć lat nie będziemy pamiętać znoju, zostanie duma. Z doktoratu, dzieci, kariery czy czego tam.
I żeby nikt nie napisał o was nigdy „miała poszarzałą z niezadowolenia maskę zamiast twarzy, lata znoju i zawodu odcisnęły na niej brzydkie ślady”. Ino żwawo, z przyjemnością!
P.S A jakby jednak nie wyszło, z pewnością dam Wam znać. Żadna filozofia nie może być raz na zawsze, bo… nie zamierzam jeszcze umierać. Ciekawe co urodzi się za jakiś czas w tej podróży zwanej życiem, w odpowiedzi na Kryterium Przyjemności.
PS.2 Jeśli ktoś Was do czegoś zmusza, a bardzo nie chcecie powiedzcie proszę, że „Klauzula przyjemności mi tego zabrania”. Nawet gdyby to coś wewnątrz Was zmuszało Was uparcie do sprzątania 😉
24 komentarze
Patrząc na Twoje posta na fb, odróciłam się do mojego chłopaka (przeszkadzając mu oglądać film o Banksy’m) i stwierdziłam – jak ja uwielbiam jak Ona pisze. Dzięki Ci za ten post i za impuls do sprawienia aby ten rok był dla mnie… przyjemniejszy 🙂
Wszystkiego dobrego!
Karolina – cała przyjemność jak zawsze po mojej stronie 🙂
Powiem Ci, że w zeszłym roku od niemal samego początku kierowałam się już głównie swoimi marzeniami, wiedziałam, że w końcu będzie mi, właśnie jak to określiłaś – przyjemnie i w końcu jest – TERAZ. Droga do tego co zaplanowałam była kręta i bolesna jak nigdy (ponad pół roku), ale przeżyłam swoje, może niektóre z pomysłów i sposobów, żeby te rzeczy osiągnąć był najdurniejsze w całym moim życiu, ale! Ja też bardzo poznałam siebie, bardzo dużo się nauczyłam w tym krótkim czasie, a miałam przecież dopiero 20 lat, bo od 1. stycznia 21 już ;p! I teraz się tak nie boję życia ani opinii innych i jestem gotowa robić wszystko, co mi się zamarzy, w zgodzie ze sobą. 🙂 Świetny tekst, już nawet nie jest mi głupio tu komentować! 😀
Jestem teraz w punkcie po poznaniu siebie, chyba po osiągnięciu emocjonalnej dojrzałości, odnalezieniu emocjonalnej inteligencji i zrozumieniu, co jest dla mnie ok, a co już takie nie jest. Od jakiegoś czasu unikam rzeczy, czynności i ludzi, którzy sprawiają, że czuję się niekomfortowo, nie przynoszą mi niczego dobrego i wykraczam poza „Kryterium przyjemności”. Jestem przy tym pracowita, dbam o swoje ciało, o swój rozwój. Teraz zastanawiam się, co zrobić ze swoim zawodowym życiem, bo obecna praca nie do końca mi odpowiada (a znalazłam się w niej, porzuciwszy poprzednią, bo nie dawała mi oczekiwanej satysfakcji). Jakie to szczęście, że odnajduję siebie w Tobie i pomimo wczorajszych rozterek – dziś po porannej lekturze przy kawie mogę dalej brnąć w 'bycie dobrą dla siebie’. Daje mi to dużo satysfakcji, pogodzenie się ze sobą i szereg innych, szczęściodajnych elementów. Dzięki, Blum.
Of kilku dni słucham The Desire Map , Danielle Laporte. W temacie uczucia przyjemnosci z Życia właśnie.
To ciekawe jak Wszechświat nam podsuwa nowe wątki w ważnych tematach 🙂
Niech nam będzie przyjemnie, dobrze :). Uściski !
Ja za to jestem na początkowym etapie. Czara goryczy się u mnie przelała ostatnio. Toksyczność codzienności doprowadziła do tego, że powiedziałam sobie STOP. Codziennie staram się wyprostować swoje pokręcone życie. Boję się tego co nadejdzie, ale jestem też podniecona odkrywaniem samej siebie. Tego co MI się podoba, tego co JA lubię i tego co JA chcę. Niestety to nie takie proste. Niektóre relacje poszły już w odstawkę, ale czuję się wspaniale, bo w końcu dojrzałam do poukładania swojego życia w sposób taki jak ja chcę. By w przyszłości żyć swoim życiem, a nie doskonale wpasować się w czyjeś wyobrażenie żony, córki, matki, pracownicy, czy kogokolwiek innego. Kroczek po kroczku osiągnę stan na jakim mi zależy. 🙂
Oczywiście swoją zasługę też w tym wszystkim masz Ty i to miejsce, Dlatego bardzo dziękuję. :*
Zgadzam się z komentarzem Mini – też chcę zacząć układać swoje życie tak jak JA chcę. Od września chodzę na terapię, żeby uporządkować pewne sprawy przeszłości. Wierzę, że odnajdę samą siebie w końcu i swoje miejsce na ziemi. Kończę relację, która teoretycznie powinna dawać mi radość, a która przyniosła zawód i żal. ALE otwieram się na nowe. Pragnę żyć i wyjść ze schematów i swoich własnych przyzwyczajeń. Ale przede wszystkim wsłuchać się w siebie, bo niestety w ubiegłym roku tego nie zrobiłam… Boję się bardzo tej ciszy. Ale wiem, że bardzo tego potrzebuję. Stworzyć samą siebie od nowa, polubić siebie, poznać. Wiedzieć czego ja chcę. Pozdrawiam Cię serdecznie.
A ja spytam tak ni z gruchy ni z pietruchy – Blim czy Ty w końcu zaczęłaś zajmować się produkcją tych rurek z kremem czy nie? 😉
Dee – nie. Ostatnio wręcz zastanawiam się nad porzuceniem bloga tak w ogóle. A co tu dopiero mówić o rurkach.
Oj przykro to słyszeć, im więcej osób z pozytywną kobiecą energią tym lepiej 🙂 mam nadzieję, że tylko brak czasu jest powodem tych gdybań. Kciuki będę za ciebie trzymać na zlocie co byś się nie potknęła ani razu 😉
Stracilas zapal/ serce/ motywacje/pomysl na bloga? czemu po glowie Ci chodzi porzucenie?
Dee – dzięki! <3
Aśka - nie jest łatwo tworzyć wartościowe treści często. Przyznam też, że żeby były takie jak chcę muszą być osobiste, a jednak mam opory przed pokazywaniem się aż tak w necie, a czuję że pisząc inaczej niż przez pryzmat moich doświadczeń i bez bycia szczerą, blog nie miałby sensu. Jednak ja jestem osobą zza kulis, niezbyt dobrze się czuję z tym, że inni wiedzą 😉 w świecie fizycznym i np spotykajac ich ja nie wiem o nich nic, oni bardzo wiele.
Poza tym - piszę teraz dużo dla innych. Biorę udział w różnych przedsięwzięciach artystycznych i tam teraz płynie większość mojej energii poza życiem zawodowym.
„Jednak ja jestem osobą zza kulis, niezbyt dobrze się czuję z tym, że inni wiedzą w świecie fizycznym i np spotykajac ich ja nie wiem o nich nic, oni bardzo wiele.”
oooooj bardzo dobrze ten stan rozumiem! tez to niestety przezywam, bardzo niekomfortowe. Z ta mala roznica, ze Ty jednak swiadomie pokazalas swiatu twarz, mam na mysli; zdecydowalas sie na identyfikacje twarzy z blogiem.
Aśka – bo to był blog kulinarny przecież na początku. Nigdy nie sądziłam, że rozwinie się w tę stronę.
Z resztą póki co nikt mi krzywdy nie robi, nie trolluje i nie hejtuje. Ale przeżywam chwile stresu gdy np facet, z którym się umawiam zaczyna buszować po blogu 😉 albo ludzie z pracy. Nie bo nie jestem tam czy tu sobą, ale bo to oddzielne grunty, na ktorych odsłaniam inne części siebie.
a ja bym powiedziała – olej to. Jak nie czujesz, to nie pisz nic na siłę. Mogę Ci zagwarantować, że nawet jeśli będziesz pisała raz w miesiącu to będzie tu stado czytelniczek/ów i wszyscy będą zachwyceni 🙂
Ciężko jest po tak długim czasie zdecydować co tak naprawdę chce się komu powiedzieć i pokazać a co nie do końca. A i ludzie też pewno „oczekują”, bo wiadomo że jak u Blum to będzie osobiście i z kopem w dupę…jeśli masz pisać dwa razy w tygodniu makaron z serem albo raz w miesiącu porządną kolację na wypasie – to ja wolę poczekać 🙂
Trafiłaś w sedno Blimsien. Od jakiegoś czasu patrząc na otaczającą mnie rzeczywistość mam wrażenie, że przechodzę kolejne poziomy w grze o nazwie „życie”. Jestem jeszcze młoda, czasami bezmyślna, częściej leniwa, ale myślę o samorozwoju, swoim świecie wewnętrznym – i światach wewnętrznych innych – z zapałem, który niekiedy przeraża. Odnoszę wrażenie, że kiedy dojdę do pewnego momentu, zdam sobie sprawę z jakiejś rzeczy (takiej jak „nie jestem więźniem osób, które działają na mnie negatywnie, nie muszę się im tłumaczyć, nie muszę męczyć się w ich towarzystwie”), to tuż obok ktoś starszy, bardziej doświadczony macha do mnie ręką i wiem, że on już przeszedł TEN level w swojej grze. To bardzo ważne być podekscytowanym życiem, bez względu na wiek. Bo jeżeli mam się wypalić i iść przed siebie rozbita, niezadowolona z siebie i wszystkiego co widzę dookoła, to jak u licha mam przetrwać kolejne parędziesiąt lat na Naszej planecie Ziemia?
Szukać przyjemności w rzeczach, które musimy robić – chyba to jest ten sekret to pokonania oporów przed nudną rutyną. Wszystko zależy od podejścia. 😀
Na ten moment podzielam Twoją filozofię.
Wstanę rano i dam Chodakowskiej wycisnąć ze mnie siódme poty, nie dlatego że Miranda Kerr ma zgrabniejsze nogi ode mnie, tylko dlatego, że ruch fizyczny sprawia mi przyjemność.
[ ciąg dalszy ]
Zasadę „co mi sprawia przyjemność” można podłożyć pod wiele różnych sytuacji, ale chyba najważniejsze jest to, aby mimo wszystko używać jej rozważnie – w zgodzie ze sobą. Tak jak powiedziałaś, nie jest ona dla wszystkich. Ale bez wątpienia daje możliwość rozwoju pewności siebie, bo właśnie pozwalaniem sobie na bycie szczęśliwym budujemy się od środka. ♥
Przyjemność może być niebezpieczna, chęć jej osiągania poprzez dopatrywanie się we wszystkim, bo można ją pomylić z poczuciem szczęścia. I o ile szczęście to stan zależny od nas samych, zintensyfikowany za sprawą uczuć i płynący z wnetrza, o tyle przyjemność skierowana jest raczej ku materializmowi, na konkretne emocje, które pragniemy osiągnąć.
Fajna jest idea, by odnajdywać plusy we wszystkim co się robi, szczególnie jeśli nie bardzo możliwe są na chwilę obecną zmiany – jak właśnie z tą pracą, która męczy ale plusy może jakieś zawiera na końcu tego mdlącego łańcucha pokarmowego, zespolonego z obowiązków i umartwiania.
Bardzo fajne miejsce, ten Twój blog Blimsien. Głupotą byłoby rezygnować z niego ( o ile sprawia Ci przyjemność tworzenie go), tylko przez wzgląd na fakt, że ludzie poprzez pryzmat „czytania Cię tutaj”, znają Cię lepiej niż Ty ich. Jakie ma to znaczenie? Przynajmniej może trafisz na osoby wartościowe, które nie założą masek tylko po to, by poznać Cię bliżej, bo wiedzą już jaka poniekąd jesteś i może czują w Tobie bratnią duszę, skutkować to może pominięciem bezpłodnych small talks i od razu przejdziecie do sedna. Do rozmów o tyle inspirujących, co bogactwo różnorodności charakterów osób które przypadkiem, bądź też nie, napotkasz:)
Poza tym można by odnieść wrażenie, że obawiasz się tego, iż nie wkalkulujesz się in real life w kosztorys, który ktoś wykonał na Twój temat na podstawie tego, co tu wyczytał.
Lej na to. Jak ktoś ma własny rozum i otwarte serce, bez względu na wszystko nie będzie oceniał ani tworzył sobie wyimaginowanej Blum, do której musisz szablonowo pasować. A jeśli jednak tak się stanie… w takim wypadku, taka osoba najwyraźniej niekoniecznie załapie się do kręgu znajomych.Tak już bywa i już.
Najważniejsze byś znając siebie ,znała własną wartość.
C’est la vie!
Marta T. – nie obawiam się selekcji ludzi w życiu prywatnym. No może poza mężczyznami, bo wtedy lubię sama decydować kiedy i jakie karty odsłaniam.
Ale np w relacjach ludzi z pracy i innych relacjach zawodowych to bywa nikomfortowe. Mimo to uważam, że to czym się dzielę jest zbyt potrzebne żeby zachowac to jedynie dla siebie. Nie po tych mailach z podziękowaniami, które od Was dostaję 🙂
Nie ma gdzie kliknąć „lubię to”, więc piszę 😀
Bardzo ładnie napisane 🙂
To będziesz jeszcze dla nas pisać Blum? 🙁
pikaczu: „To bardzo ważne być podekscytowanym życiem, bez względu na wiek. Bo jeżeli mam się wypalić i iść przed siebie rozbita, niezadowolona z siebie i wszystkiego co widzę dookoła, to jak u licha mam przetrwać kolejne parędziesiąt lat na Naszej planecie Ziemia?”
<3
’The desire for more positive experience is itself a negative experience. And, paradoxically, the acceptance of one’s negative experience is itself a positive experience.’
to mi pomaga zawsze
w ogole taka ksiazka, 'the sublte art of not giving a fuck’, czyli subtelna sztuka niedawania jebania
Niech nam będzie przyjemnie! Aho!