Pieczona feta nie jest wynalazkiem żadnego blogera, ani nawet tiktokerki, która sprawiła, że fetę w pewnym momencie piekło 15 milionów ludzi na Tiktoku, a tablice Pinteresta zostały dosłownie zalane pieczonym serem z warzywami i makaronem. Zapiekanie to dość powszechny grecki sposób obchodzenia się z fetą. Wszyscy zachwycamy się czymś, a przez blogosferę, jak i przez zbiorową świadomość nieustannie przetaczają się kulinarne trendy. Pamiętacie je wszystkie?
Czarne lody z węglem aktywnym, prawdziwe, domowe burgery, kraftowe piwo, neapolitańska pizza, kombucha, butelkowane herbaty na bazie yerba mate, frytki belgijskie, sushi. Pojawiają się, osiągają swój szczyt, a później odchodzą do niebytu, albo na stałe goszczą w naszych miastach, domach i knajpkach, w których jemy. Dla mnie jedzenie jest nieustannym zapożyczaniem, ulepszaniem, zmienianiem. Właściwie to jak ustne podawanie historii dalej. Ktoś opowiada ci o czymś, ale ty chcąc podać historię dalej, zawsze przepuszczasz ją przez siebie i swoją wrażliwość. Pamiętam zeszłoroczną aferę, gdy znana blogerka kulinarna oskarżyła jeszcze bardziej znany dyskont o plagiat jej przepisu na pomidorowy piernik. Rzecz w tym, że zanim przepis pojawił się u niej, od dawna hulał w innych wersjach na anglojęzycznych stronach, czego nie omieszkał jej wytknąć komentujący.
Odtwarzanie smaków dzieciństwa, wakacji, pór roku dotyczy w sumie nas wszystkich, bo jedzenie jest nośnikiem wspomnień, ale i tożsamości. Ileż to wojen toczyło się o jedynie słuszną wersję sałatki jarzynowej (z jabłkiem czy ogórkiem kiszonym?). Pierogi ruskie muszą zawierać równe proporcje ziemniaka i sera oraz być mocno pieprzne, to moje zdanie, z którym nie każdy się zgadza. Czy placki ziemniaczane jemy z grzybowym lub myśliwskim sosem? A może posypane cukrem? A dajecie jajko do kruchego ciasta lub do ciasta na pierogi? Słodkie niuanse, które sprawiają, że „smakuje jak u mamy”.
We wszystkim, co robimy, pozostawiamy cząstkę siebie, swojej energii. Jak podpis. To, jak piszemy, sposób, w jaki całujemy, nasza mimika, to jak stawiamy kroki, wymawiamy zgłoski, gestykulujemy czy się śmiejemy. Przyjacielskie uściski na powitanie i to, jak się żegnamy. Tak samo jest z gotowaniem — ulubione zioła i to, czego nigdy nie dodajemy (nienawistnicy kolendry, do Was mówię). Warzywa jędrne i chrupkie lub rozgotowane. Sposób łączenia pokarmów, przyzwyczajenia, stopień ostrości. We wszystkim tym jesteśmy my — nie do podrobienia.
Chciałam się tym podzielić, bo pokazując Wam mój obiad na IG, dostałam komentarz, że pieczona feta jest plagiatem Rozkosznego, którego to pomysł sprzed roku. Nie jestem na bieżąco z blogosferą. Ja skorzystałam z przepisu Yumny, która rozpropagowała go na TikToku. Nie miksuję fety z oliwą na sos do makaronu. Dodaję czosnku i ziół prowansalskich oraz płatków chilli na wierzch, a moją fetę układam na strączkach — czarnej soczewicy lub hinduskiej fasolce moth o orzechowym aromacie. Mieszam z zieleniną, albo frytkami z pieczonych warzyw w formie frytek. Polewam odrobiną oliwy, a resztę wykorzystuję potem do pasty do smarowania chleba lub do jakiejś sałatki. Nie jestem szefową kuchni — ja po prostu kocham jeść i kocham gotować. Często modyfikuję przepisy innych lub rzucam okiem na zdjęcie w książce kucharskiej i wyobrażam sobie, co to za danie. Często nawet nie czytam przepisów. Nie chciałabym jednak, żebyście żyły w przekonaniu, że wirtuozeria układania smaków to w moim przypadku geniusz z powietrza. To raczej gotowanie z cudzych przepisów, a później stopniowe lub gwałtowne oddalanie się od nich, a czasem tworzenie własnych kompozycji z prostych składników. Moim zdaniem w kuchni, jak w każdej innej dziedzinie pomaga doświadczenie i obycie. Jedzenie, czytanie, słuchanie, oglądanie i smakowanie tego, co robią inni. Próby odtwarzania, próby nawiązywania, zachwyty, zapożyczenia, próby (udane lub nie) łamania zasad.
W jedzeniu sprawa jest prosta. Liczy się to, czy posiłek będzie udany. A na to składa się jeszcze nasza miłość i troska, sposób podania i to, z kim go zjemy.
PIECZONA FETA Z POMIDORKAMI I LETNIA SAŁATKA
Składniki:
1/2 szklanki oliwy z oliwek
1 feta
ok. 10 małych pomidorków
1 szklanka ugotowanej czarnej soczewicy lub fasolki moth
dwie garści rukoli
3 ząbki czosnku
zioła prowansalskie
płatki chilli
świeżo mielony czarny pieprz
Przepis:
- Pomidorki umyj i przekrój na pół. Fetę umieść w żaroodpornym, niewielkim naczyniu. Obłóż pomidorkami, posyp płatkami chilli i ziołami prowansalskimi oraz przekręć kilka młynków pieprzu. Czosnek obierz, pokrój na grube plastry i rozrzuć po pomidorkach. Dodaj 1/2 szklankę oliwy oblewając nią fetę i pomidorki. Wstaw do nagrzanego na 200 stopni piekarnika. Piecz, dopóki feta się lekko nie zrumieni, a pomidorki upieką i lekko rozpadną.
- Ugotuj czarną soczewicę lub fasolkę moth zgodnie z opisem na opakowaniu. Ja namaczam je kilka godzin wcześniej, żeby były bardziej lekkostrawne. Umyj liście rukoli i odwiruj w maszynce do sałaty.
- W dużym, głębokim talerzu wyłóż odcedzoną soczewicę. Nałóż na nią fetę, obłóż pomidorkami, polej oliwą z ząbkami czosnku. Możesz ją jeszcze obsypać świeżymi ziołami jeśli masz ochotę.
P.S Nawet nie macie pojęcia ile cudzych przepisów np. z Pinteresta przetestowałam i… były niezjadliwe. Najgorzej wspominam chyba cytrynową (kto mnie zna ten wie, jak kocham ten owoc) zupę grecką. To była porażka na całej linii. Zawód sprawiły mi frytki z polenty Jamiego Olivera oraz fasolka z tofu, którą jako pierwszy przepis z PROSTO Ottolenghiego wzięłam na warsztat. Gdyby nawet chcieć kopiować cudze przepisy 1:1 i wybierać tylko te najlepsze, praca jedzeniowego DJ’a byłaby bardzo czasochłonna :). I to jest chyba największy problem z gotowaniem nieustannie nowych dań. Nigdy nie wiadomo, czy coś będzie perełką czy smutnym gniotem (a i takie autorskie mam na swoim koncie, na szczęście zostały głównie na starym blogu).