Wychodzę z założenia, że suche pisanie o technikach i rodzajach medytacji nie ma sensu. A przynajmniej nie w mojej przestrzeni. Nie jestem nauczycielką medytacji, ale faktycznie, regularnie medytuję i dziś chcę podzielić się z Tobą jedną z moich ulubionych medytacji.Jest to medytacja do zadań specjalnych. Korzystam z niej zawsze gdy:
♥ czuję się małym paprochem w wielkim Wszechświecie
♥ czuję się przestraszona, że urody, zdrowia, bogactwa, miłości czy powodzenia nie starczy dla wszystkich (a ja na bank stoję w ogonku tej kolejki)
♥ odczuwam irytację na myśl o kimś, ktoś mnie złości, zazdroszczę mu czegoś lub w ogóle chciałabym, żeby ten ktoś katapultował się na inną planetę
♥ boję się klęski klimatycznej
♥ odczuwam zerwane połączenie ze światem i innymi ludźmi (to dużo gorsze niż jak w PKP zrywa się WiFi)
NA CZYM POLEGA MEDYTACJA LOVING KINDNESS?
Ile prowadzących tyle sposobów. Są te, gdzie należy sobie wyobrażać czakrę serca i płynące z niej zielone światło, są takie, gdzie najpierw otrzymuje się dobre i serdeczne życzenia od swojego nauczyciela/przewodnika/ważnej dla nas osoby. Ja upraszcza ją do minimum. Sądzę, że po raz pierwszy zetknęłam się z nią na 8 tygodniowym kursie mindfulnessu, a jeśli nie, to że właśnie podczas praktyki w kursie przysposobiłam sobie jej najprostszą i najbardziej użyteczną dla mnie wersję.
INSTRUKCJA
Usiądź wygodnie w siadzie skrzyżnym i daj uwagę swojemu ciału. Odsuń ramiona od uszu, rozluźnij mięśnie twarzy i szczęki, weź kilka głębokich oddechów i wydechów i puść napięcie z ciała.
1.
Zamknij oczy i przywołaj w wyobraźni osobę lub istotę, którą bardzo kochasz i cenisz. To nie tak, że stawiasz ją na podium i kochasz NAJBARDZIEJ. Chodzi po prostu o kogoś, kto budzi w Tobie dobre uczucia i bardzo łatwo jest Ci życzyć mu dobrze. Dla mnie w wyjątkowo mrocznych dniach to moja suczka Luna (chyba że akurat mamy kosę, bo żarła śmieci na mieście). To może być Twoje dziecko, mąż, dziewczyna, mama, ukochana babcia.
Zwizualizuj sobie tę osobę w niewielkiej odległości od siebie. Niech usiądzie w takiej samej pozycji jak Ty (no, chyba że to zwierzak ;)). Ja lubię, gdy moja osoba jest na odległość moich ramion. A teraz w wyobraźni lub na głos wypowiedz do niej np. takie życzenia:
Obyś żył/a z lekkością.
Obyś był szczęśliwy/a.
Obyś był/a wolny od bólu.
Obyś był bezpieczny/a.
Obyś żył/a spokojnie i szczęśliwie.
Obyś cieszył/a się bogactwem.
Niech Twoje życie będzie pełne szczęścia, zdrowia i dobrego samopoczucia.
Po każdym życzeniu pozwól sobie poczuć przepływ tej pozytywnej energii. Zaobserwuj swoje emocje i uczucia. Pozwól sobie „zobaczyć” mimikę i postawę ciała osoby, która siedzi naprzeciwko Ciebie. Kiedy poczujesz, że już, podziękuj tej osobie i pozwól jej odejść. Czas zaprosić następną osobę.
Gdy mam wyjątkowo zły dzień, zapraszam nawet kilka ukochanych osób. Czuję, jak moje serce się raduje, jak podskakuje, życząc im dobrze, widzę ich uśmiechy lub merdające ogonki i puszczam ich takich radosnych w świat.
2.
Kolejną osobą, którą zapraszam, jestem… ja sama. W niektórych kulturach (Amerykanie lubią tę opcję) medytację miłującej dobroci zaczyna się od siebie w myśl zasady, że najpierw trzeba dać sobie, żeby móc dać innym. W Polsce to tak nie działa. Często o wiele łatwiej przychodzi nam życzenie dobrze innym, a przy sobie wzruszamy się, zacinamy lub płaczemy. Na kursie, w którym uczestniczyłam, prowadząca sugerowała, by zacząć od kogoś łatwego do kochania, a dopiero potem przejść do siebie. Zaobserwowałam, że zapraszam siebie w różnych odsłonach. Czasem zapraszam siebie taką, jaka jestem teraz. To przydaje mi się, zwłaszcza kiedy jestem zagubiona, smutna i potrzebuję znaleźć oparcie i ukojenie. Czasem przywołuję siebie z dzieciństwa. Siebie, jako małą dziewczynkę – i wtedy jest to mój sposób na zaopiekowanie się swoim wewnętrznym dzieckiem. Kiedy już pożyczę sobie wszystkiego najlepszego, zapraszam kolejną osobę.
3.
Kolejno zapraszam neutralną osobę. Listonosza. Panią z Żabki. Kogoś z pracy. Kogoś, kogo trochę znam lub mam świadomość jego istnienia, ale nie mam w związku z tą osobą żadnych specjalnie mocnych emocji. Powtarzam cały proces ze składaniem życzeń. Na tym etapie zazwyczaj czuję się już mocno połączona ze światem. Dałam dużo dobrej energii ukochanym osobom i dostałam sporo od samej siebie. Wtedy czuję, że wszystko będzie dobrze, że świat mi sprzyja, że miłości nie może zabraknąć i jestem gotowa dzielić się nią dalej.
4.
Kiedy martwię się o planetę, lubię zatrzymać się i życzyć też dobrze światu. Składam te same życzenia rybom, lasom, oceanom, chmurom, ziemi, jeziorom, rzekom i łąkom. Składam je wszystkim zwierzętom i ludziom. Życzę z całego serca, żeby były zdrowe, spokojne, szczęśliwe, żeby ich równowaga została zachowana.
5.
Teraz zapraszam osobę, której nie lubię. Osobę, która wyjątkowo utrudnia mi życie. Osobę, z którą się nie zgadzam. Osobę, której przed rozpoczęciem medytacji wcale nie życzyłam ani zdrowia, ani bogactwa, ani miłości. Teraz jednak jestem już na zupełnie innym poziomie energetycznym i czuję się tam zasobna w dobre uczucia, tak połączona ze światem, że nie ma powodu, by nie życzyć dobrze komukolwiek. Kiedy komuś bardzo zazdroszczę i odczuwam kompleksy – to jeden z moich ulubionych sposobów, by przepracować temat. Czasem czuję do kogoś złość, czasem zapraszam kogoś, z kim nie mogę w realu się pojednać. Oczywiście często jest tak, że nie odczuwam negatywnych uczuć o tej skali do nikogo, kogo znam. Jeśli chcę popracować z medytacją loving kindness głębiej, zapraszam do siadu nielubianego polityka. Oczywiście tu też składam te same życzenia, co w każdej rundzie.
Czasem ta medytacja jest dla mnie trudna. Rozpraszam się, wiercę lub nie jestem w stanie poczuć życzeń, które składam. Ważne, żeby one płynęły z serca, a nie z umysłu. Skąd wiem, kiedy robię to dobrze? Wtedy, kiedy moje serce podskakuje, ciepło rozlewa się po klatce piersiowej i czuję się, jakbym była zakochana. Zazwyczaj czuję wtedy też spokój, połączenie z innymi, szacunek i zrozumienie. Z tej pozycji łatwo jest mi wyznaczać asertywne granice, działać w imię sprawy, w którą wierzę, ale bez poniżania ludzi, z którymi mamy inne poglądy.
Dodatkowa uwaga: ta medytacja ma zwrócić naszą uwagę, na fakt, że jako ludzie wszyscy jesteśmy podobni. Pragniemy dla siebie tych samych rzeczy (choć wybieramy czasem różne strategie, by je osiągnąć). Maciej Wielobób radzi, by praktykę przenieść też z poduszki medytacyjnej do realu. Możemy przypominać sobie i życzyć dobrze komuś, kto zajechał nam drogę, wepchnął się przed nami w kolejkę czy po prostu wysyłać najlepsze życzenia przechodniom.
Kiedy życzenia nijak nie są w stanie obudzić mojego serca, przyglądam się temu trochę, jak podczas terapii. Dlaczego mam tę trudność? Co mi przeszkadza? Co jest nie tak? Co budzi jakie emocje? Nie oceniam tego, że w danym momencie nie potrafię zanurzyć się w tej medytacji. Traktuję to, jako ciekawe informacje o stanie, w którym jestem.
Zajmuję się gromadzeniem dla Ciebie sposobów i narzędzi służących do osiędbania. Jeśli inspirują Cię moje treści i chcesz pomóc mi tworzyć ich więcej, doładuj mnie energią poprzez Patronite! A może już jesteś na Patronite i mnie wspierasz? Jeśli tak daj znać, czy chciałabyś, żebym nagrała dla Ciebie medytację loving kindness w formie pliku dźwiękowego. Poprowadzę Cię w sposób, w jaki sama wykonuję tę medytację -> daj mi znać w komentarzu pod tym postem lub wiadomości prywatnej! Dziękuję, że pomagasz mi pisać częściej.

1 Comment
Blum, a to życzenie „obyś żył bez bólu”, chodzi mi o to, że przy afirmowaniu bardzo staram się pozytywnie formułować życzenia. Bo „podświadomość nie widzi NIE”. Czy nie lepiej byłoby życzyć zdrowia? Co zresztą robisz w kolejnym życzeniu. I może to już świrowanie ;), ale czy nie lepiej życzyć, „jesteś” niż „obyś był”, bo to sugeruje, że ktoś nie jest aktualnie. A tego nie chcemy 🙂