Luty był taki krótki, a jednocześnie niesamowicie wypakowany wydarzeniami.Co zabawne, kiedy teraz przeglądam zdjęcia, wydaje mi się, że te wydarzenia to był głównie mój wewnętrzny monolog, który sprawił, że znów postanowiłam zmienić swoje życie, że po cyklu śmierci przyszedł cykl życia i napełnił mnie ochotą!
Pokręgowe selfie i publikacja na Instagramie to już moja tradycja! Ku własnemu zdziweniu w lutym tyle z Was chciało się ze mną porelaksować i pogadać, że zwołałam aż dwa kręgi, a ten walentynkowy był dla mnie naprawdę cudowny. Wyszłam z niego tak poruszona! Tu z piramidą ze świeczek (zawsze na krąg jadę z wielką siatą świec, kadzideł, herbat, termosów i innych rzeczy).
Luna odnalazła (no dobra, wyciągnęłam go z szafki) swojego ukochanego. Ten Kermit to najlepsza psia zabawka. Kupiłam go kiedyś w lumpeksie jako nastolatka, a już po adopcji Luny przywiozłam ze Szczecina (w zamyśle z własnej symaptii i dla siebie, ale szybko go przejęła, a ja jestem zbyt stara na pluszaki). Niestety Kermit słabo znosi tę miłość i choć ona bardzo go oszczędza, jej miłość bywa nieco…
nadmiarowa. Gdybyście przypadkiem miały taki egzemplarz Kermita w domu dajcie znać! Chętnie odkupię.
My kiedyś robiliśmy środy, a nasz znajomy robi przyjęcia z pizzą i co zabawne, już drugi raz przydarzyło mi się, że spotkałam tam dziewczynę (za każdym razem inną), która jakiś czas później napisała mi, że mnie śledzi na instagramie. Notatka na marginesie: nie pić wina i nie jeść glutenu z serem, jakby jutra miało nie być, nigdy nie wiesz, kto podgląda ; ) Notatka na marginesie nr 2: mój znajomy ma same klawe znajome!
Ostatnie chwile w tym wygodnym mieszkaniu i… całkiem nowe przygody już wkrótce!
Mimo słonecznej pogody nie schowałam jeszcze wełnianych swetrów na dno szafy.
I zgodnie z ajurwedyjskimi wskazówkami chodziłam z zakrytymi zatokami, a podczas dnia i w formie lekkiej kolacji popijałam długo gotowany rosół (u mnie warzywny i bardzo polecam swój przepis, o ten tu).
I dobrze zrobiłam, bo nagle pod koniec lutego zrobiło się wietrznie, zimno, a nawet dość często padał śnieg lub grad.
Przy okazji walentynek dostałam książkę kucharską o afrodyzjakach. Nic z niej jeszcze nie gotowałam i nie wiem, czy ugotuję, ale wizualnie to dla mnie duża uczta. W środku intrygujące erotyczne i zmysłowe zdjęcia z nutą retro.
Teatr Nowy to nieustannie moje ulubione miejsce na wege lunch i żeby spotkać się z klientami i obgadać biznesy lub spotkać się z sąsiadami.
W innej kawiarni chwyciłam za książkę, a tam taka dedykacja. Uwielbiam dedykacje, czemu dziś tak mało osób to robi? Jestem szalenie ciekawa kim dziś jest Jacek i czy wyrósł na tego, na kogo się zapowiadał?
Psyjaciółka.
Bardzo często mam sny, w których w roli moich przewodników duchowych występują zwierzęta. Sny to moja super-moc. Miewam oczywiście poranki gdy nie umiem wyłowić w pamięci żadnego snu, miewam noce gdy mój mózg ewidentnie przetwarza dane, ale miewam też TE sny. Łatwo mi powiedzieć co znaczą, to jest tak czytelne, że nie muszę się nad tym głowić. To mogłaby być ilustracja jednego z nich. Chcesz posłuchać?
Wojtek, śniło mi się, że byliśmy w lesie z Luną i ten las prowadził na plażę, ale to nie była nadbałtycka plaża i wcale nie było lato i nie było kolorowych parawanów, ani zapachu smażonej ryby i olejku do opalania.
Było ciepło i cicho. Trochę jak kiedy sen kończy ci się śnić i wiesz, że zaraz się obudzisz, ale twoja dusza dopiero wślizguje się w ciało i jeszcze jest ono za duże, ciepłe, a w środku jest przyjemnie ciemno. Stałeś ubrany cały na czarno, a Luna ganiała szukając tropów.
I bawiła się z psami. Na drzewach nie było liści i ta cisza, jak cisza przed burzą była przejmująca. Nie sądzę jednak, żeby mógł padać ulewny deszcz. To było takie miejsce w bezczasie, w żadnej porze roku, w żadnym miejscu, takie, jakie zdarzają się tylko w snach i baśniach.
Było tam dość samotnie i pusto. I nagle zobaczyłam je.
A właściwie to coś. Z daleka wyglądało, jak wyrzucony na brzeg konar. Poczerniały i sękaty. Kiedy podeszłam jednak bliżej, wyglądało jak czarna lama albo leżący w pozycji sfinksa Anubis. Nie wiem czy to były uszy czy guzy na głowie – takie jak ma żyrafa. Podeszłam jeszcze bliżej, ale plaża była długa. Pniak wstał i było jasne, że to zwierzę. Ale jakie? Miało długie nogi i było wielkości małego kucyka. Przemieszczało się bezszelestnie. Luna nie reagowało. Dopiero podchodząc bardzo blisko spostrzegłam, że to czarny chart. Ale nie taki zwykły. Bardzo wysoki i chudy. Część futra jakby miał przy sobie, ale pojedyncze kłaczki odstawały od niego. Wyglądał jak z baśni, w której bohater musi wejść do lasu i ten las symbolizuje jego podświadomość. I nie uwierzysz, obok pojawił się drugi, bardziej foremny – biały. Ale ten biały zachowywał się jak pies. Czarny był jak zjawa i nie reagował na nas w ogóle. Snuł się po plaży, jakby czekał tam na nas od zawsze, a potem sen się skończył.
I jeszcze jeden lutowy krąg!
Kontynuując noworoczną tradycję obcowania ze sztuką, wybrałam się do Zachęty.
W której była super wystawa dla dzieci! Czy budowanie baz z foteli i koców było i Waszą ulubioną zabawą w dzieciństwie?
Zabrałam ze sobą zaprzyjaźnioną fotografkę Agnieszkę Wanat. Jeśli lubicie Zachętę podrzucam, że nieopodal jest mała kawiarnia Nancy Lee – fajne miejsce gdzie można napić się kawy, zjeść ciastko lub wege lunch lub przekąskę.
Zainspirowane i ośmielone dziecięcymi malunkami uznałyśmy, że pora na artystyczną randkę w sklepie dla plastyków. Aga od dawna chciała namalować coś akwarelami, a mnie prześladują tygrysy, postanowiłam więc wybrać kilka obrazków z Pinteresta i namalować je w większym rozmiarze, żeby pobawić się kolorem i popracować z intencją. Często maluję lub rysuję, kiedy muszę coś nie tyle przemyśleć, co prze-czuć.
Bardzo często nawet nie kończę. Maluję tylko tyle, ile potrzebuję, żeby poczuć, że wystarczy. Dlatego maluję na tekturach a nie na płótnie i wybieram tanie farby. Liczy się proces, nie efekt.
Goście przynieśli świeże kwiaty – uwielbiam!
W lutym sporo się działo, ale podobnie, jak zmieniła się już energia – ptaki śpiewają inaczej, w zgrubiałych gałęziach drzew i krzewów krążą zielone soki, ale niewiele jeszcze widać, tak i w moim życiu. Przyznam szczerze, że już mam dość powtarzalnych zdjęć w brązach zrobionych w naszym mieszkaniu i czekam na wiosnę i wyjście w świat i przygody. Ciekawa jestem, czy też już czujecie tę zmianę?
7 komentarzy
Lubię czytać i oglądać te podsumowania 🙂 Wiosnę czuć w powietrzu, ptaki tak pięknie rano i wieczorem ćwierkają.. Czekam z utęsknieniem, bo w głowie mam już ramoneskę i moje czarne buty 🙂
Przeprowadzasz się?
PS. na smartfonie nie można dodawać komentarzy, sprawdzałaś czy widzisz u siebie przycisk „opublikuj komentarz”? Jakby coś było źle ustawione i ten przycisk jest poza „kadrem”.
O! Może to by tłumaczyło tak małą ilość komentarzy? Zawsze myślałam, że po prostu wolicie to robić na fejsie! Tak, przeprowadzamy się, sprzedajemy samochód i w ogóle dużo zmieniamy.
Ja po prostu nie mogę doczekać się mniejszej ilości ubrań na skórze i właśnie tego, żeby ta skóra mogła odetchnąć 🙂
Bardzo fajny klimat! 🙂 Z przyjemnością się ogląda
Bardzo lubię te podsumowania 🙂
Fajne wyzwanie jest u https://simplicite.pl/wyzwanie-minimalistki-8/ to tak a’propos zmniejszania liczby rzeczy przy przeprowadzce 😉
Kermit super, moja psa też uwielbia pluszaki. Bardzo polecam misia firmy KONG, bo w środku nie ma waty, tylko kościotrupa ze sznurka. I pies się nie napcha.
Ja daję jej konga nafaszerowanego smaczkami. Wszystkie zabawki psie rozrywa w kilka minut – nawet pancerne gumowe – oszczędza tylko Kermita i Kong.