Kobiety są życiem. Żyzne, bujne, nieskończone, manifestujące się w tysiącach słów, myśli i gestów. Zachwyca mnie to za każdym razem. Wróciłam właśnie z kobiecego wyjazdu, ledwo zebrałam majdan w walizkę, już na nowo rozpoczęłam wicie gniazda w domu.
Trochę może gderając, bo ja przecież w domu nic nie robię, ale nie ma mnie kilka dni, a kurz przykrył wszystko, jak moja nieobecność. Rozmiękczył kontury, przytłumił kolory. Nieomal umarła mięta, nikt nie pomyślał, że życie do życia potrzebuje czułej uwagi i odrobiny wody. W lodówce zastałam pęczek zwiędłego szczypiorku i świece. Ledwo tylko przyszłam, a zrobiłam pranie, dom wypełnił zapach zupy, podłogi stały się czyste.
Na wyjeździe kobiety otoczone były tylko najpotrzebniejszymi przedmiotami: notesami do notowania snów oraz myśli, olejkami o zapachu lawendy, by masować delikatną skórę dekoltu, instrumentami muzycznymi, witaminami wspierającymi życie. W pokoju były pachnące spreje i naturalne świece o drzewnej nucie. Na trawniku kotłowały się butelki na wodę zimą i ciepłą, przeciwsłoneczne okulary, a w kątach pokoju maski do spania zaciemniające oczy, gdyby noc nie chciała się pojawić. Moja towarzyszka wzięła tylko najpotrzebniejsze rzeczy, w tym pół kilo biżuterii, różany zapach i olej do płukania ust co rano. Jakżeby nie zabrać słoika oleju na kilka dni? A gdy byłam kiedyś z dziewczynami pod namiotem, w ich torebkach znalazłam figurki, kadzidła, kremy do rąk, wzięły ze sobą lampki, miękkie koce, by nawet z dala od domu, na trzy dni pobytu wytworzyć tę atmosferę przytulności, bezpieczeństwa no i piękna.
Mężczyźni nie są gorsi ze swoją linearnością, jednym kremem do brody, pod oczy, na suche łokcie i pięty. Ze swoimi śrubkami, opakowaniem trytytek i jeszcze czymś, zwyczajowo z pewnością zwanym wihajstrem, o czym nikt oprócz nich nie wie, do czego to służy. Dziś jednak zachwycają mnie kobiety, płynące jak rzeka, która zaraz wpadnie do morza, zalewające sobą wszystko, wylewające się z koryt i dodające życia, wszędzie tam, gdzie się pojawią.
Kobieta to zawsze wartość dodana, zmienne jakości, to bogactwo, multizadaniowość, to szpargały i durnostojki, czasem nadmiar słów, czasem cierpliwe ucho. Podoba mi się, że tam, gdzie kobieta stawia stopę, tam pojawia się ciepło i piękno. Wijemy swoje nory wszędzie, tam gdzie jesteśmy. Lepimy gniazdo z dostępnej rzeczywistości. Jesteśmy bramą życia rozumianego w sposób najbardziej oczywisty i najbardziej metaforyczny. O tym myślę, pijąc pierwszą po powrocie kawę. I jeszcze o wierszu, też napisanym przez kobietę, który tu teraz w tym zachwycie pozostawię.
Autorka: Wisława Szymborska
Musi być do wyboru,
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską.
Delight to zbiór esejów autorstwa J.B. Priestleya, które powstawały w 1949 roku w nieciekawej, brytyjskiej, powojennej rzeczywistości. Pomysł ten zrecyklingowała Hannah Jasne Parkinson, której książką Drobne Przyjemności zostałam obdarowana i… o ile pomysł mnie zachwycił, o tyle wrażliwością językową i sposobem odczuwania świata znacząco się od autorki różnię. Zainspirowana, postanowiłam jednak zapoczątkować serię poniedziałkowych wpisów na temat małych zachwytów, do której mam nadzieję i Wy się przyłączycie, kiwając ze zrozumieniem głowami lub wymieniając w komentarzu własne zachwyty z minionego tygodnia. Wierzę, że ustawienie rejestru na małe cuda codzienności może przynieść wiele ulgi i napawać nadzieją w postcovidowym świecie, w którym inflacja i wojna spędzają wielu sen z powiek. Odczarujmy razem poniedziałki naszymi mikrozachwytami! Do usłyszenia za tydzień.
1 Comment
Bardzo się cieszę, że zachwyty wróciły, bo bardzo przyjemnie się je czyta. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych! I jakoś tak w ogóle chętniej ostatnio zaglądam na blogi, niż na social media. Wszystko tam takie szybkie, za moment znika, a tutaj można sobie wejść i spokojnie pobuszować 🙂