fot. Natalia Miedziak Skonieczny

Kobiety są życiem. Żyzne, bujne, nieskończone, manifestujące się w tysiącach słów, myśli i gestów. Zachwyca mnie to za każdym razem. Wróciłam właśnie z kobiecego wyjazdu, ledwo zebrałam majdan w walizkę, już na nowo rozpoczęłam wicie gniazda w domu.

Trochę może gderając, bo ja przecież w domu nic nie robię, ale nie ma mnie kilka dni, a kurz przykrył wszystko, jak moja nieobecność. Rozmiękczył kontury, przytłumił kolory. Nieomal umarła mięta, nikt nie pomyślał, że życie do życia potrzebuje czułej uwagi i odrobiny wody. W lodówce zastałam pęczek zwiędłego szczypiorku i świece. Ledwo tylko przyszłam, a zrobiłam pranie, dom wypełnił zapach zupy, podłogi stały się czyste.

Na wyjeździe kobiety otoczone były tylko najpotrzebniejszymi przedmiotami: notesami do notowania snów oraz myśli, olejkami o zapachu lawendy, by masować delikatną skórę dekoltu, instrumentami muzycznymi, witaminami wspierającymi życie. W pokoju były pachnące spreje i naturalne świece o drzewnej nucie. Na trawniku kotłowały się butelki na wodę zimą i ciepłą, przeciwsłoneczne okulary, a w kątach pokoju maski do spania zaciemniające oczy, gdyby noc nie chciała się pojawić. Moja towarzyszka wzięła tylko najpotrzebniejsze rzeczy, w tym pół kilo biżuterii, różany zapach i olej do płukania ust co rano. Jakżeby nie zabrać słoika oleju na kilka dni? A gdy byłam kiedyś z dziewczynami pod namiotem, w ich torebkach znalazłam figurki, kadzidła, kremy do rąk, wzięły ze sobą lampki, miękkie koce, by nawet z dala od domu, na trzy dni pobytu wytworzyć tę atmosferę przytulności, bezpieczeństwa no i piękna.

Mężczyźni nie są gorsi ze swoją linearnością, jednym kremem do brody, pod oczy, na suche łokcie i pięty. Ze swoimi śrubkami, opakowaniem trytytek i jeszcze czymś, zwyczajowo z pewnością zwanym wihajstrem, o czym nikt oprócz nich nie wie, do czego to służy. Dziś jednak zachwycają mnie kobiety, płynące jak rzeka, która zaraz wpadnie do morza, zalewające sobą wszystko, wylewające się z koryt i dodające życia, wszędzie tam, gdzie się pojawią.

Kobieta to zawsze wartość dodana, zmienne jakości, to bogactwo, multizadaniowość, to szpargały i durnostojki, czasem nadmiar słów, czasem cierpliwe ucho. Podoba mi się, że tam, gdzie kobieta stawia stopę, tam pojawia się ciepło i piękno. Wijemy swoje nory wszędzie, tam gdzie jesteśmy. Lepimy gniazdo z dostępnej rzeczywistości. Jesteśmy bramą życia rozumianego w sposób najbardziej oczywisty i najbardziej metaforyczny. O tym myślę, pijąc pierwszą po powrocie kawę. I jeszcze o wierszu, też napisanym przez kobietę, który tu teraz w tym zachwycie pozostawię.

 

Autorka: Wisława Szymborska

Musi być do wy­bo­ru,
Zmie­niać się, żeby tyl­ko nic się nie zmie­ni­ło.
To ła­twe, nie­moż­li­we, trud­ne, war­te pró­by.
Oczy ma, je­śli trze­ba, raz mo­dre, raz sza­re,
czar­ne, we­so­łe, bez po­wo­du peł­ne łez.
Śpi z nim jak pierw­sza z brze­gu, je­dy­na na świe­cie.
Uro­dzi mu czwo­ro dzie­ci, żad­nych dzie­ci, jed­no.
Na­iw­na, ale naj­le­piej do­ra­dzi.
Sła­ba, ale udźwi­gnie.
Nie ma gło­wy na kar­ku, to bę­dzie ją mia­ła.
Czy­ta Ja­sper­sa i pi­sma ko­bie­ce.
Nie wie po co ta śrub­ka i zbu­du­je most.
mło­da, jak zwy­kle mło­da, cią­gle jesz­cze mło­da.
Trzy­ma w rę­kach wró­bel­ka ze zła­ma­nym skrzy­dłem,
wła­sne pie­nią­dze na po­dróż da­le­ką i dłu­gą,
ta­sak do mię­sa, kom­pres i kie­li­szek czy­stej.
Do­kąd tak bie­gnie, czy nie jest zmę­czo­na.
Ależ nie, tyl­ko tro­chę, bar­dzo, nic nie szko­dzi.
Albo go ko­cha albo się upar­ła.

Na do­bre, na nie­do­bre i na li­tość bo­ską.


Delight to zbiór esejów autorstwa J.B. Priestleya, które powstawały w 1949 roku w nieciekawej, brytyjskiej, powojennej rzeczywistości. Pomysł ten zrecyklingowała Hannah Jasne Parkinson, której książką Drobne Przyjemności zostałam obdarowana i… o ile pomysł mnie zachwycił, o tyle wrażliwością językową i sposobem odczuwania świata znacząco się od autorki różnię. Zainspirowana, postanowiłam jednak zapoczątkować serię poniedziałkowych wpisów na temat małych zachwytów, do której mam nadzieję i Wy się przyłączycie, kiwając ze zrozumieniem głowami lub wymieniając w komentarzu własne zachwyty z minionego tygodnia. Wierzę, że ustawienie rejestru na małe cuda codzienności może przynieść wiele ulgi i napawać nadzieją w postcovidowym świecie, w którym inflacja i wojna spędzają wielu sen z powiek. Odczarujmy razem poniedziałki naszymi mikrozachwytami! Do usłyszenia za tydzień.

...

1 Comment

  1. Bardzo się cieszę, że zachwyty wróciły, bo bardzo przyjemnie się je czyta. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych! I jakoś tak w ogóle chętniej ostatnio zaglądam na blogi, niż na social media. Wszystko tam takie szybkie, za moment znika, a tutaj można sobie wejść i spokojnie pobuszować 🙂

Leave a Reply

.