Jest coś niesamowicie krzepiącego w kwiatach, które dostaje się od bliskich. Nasionach, szczepkach, małych doniczkach. Balkonowych pomidorkach, monsterach i szczawikach. To coś całkiem innego niż rośliny z ogrodniczego lub budowlanego. Mają historię. Znam je z pomieszczeń ludzi, których znam i lubię. Część ich domu, ich czułej ręki pielęgnującej te kwiaty (coś żywego! jak to pięknie) teraz jest u mnie. Sztafeta czułości w doglądaniu listków. Dom zmultiplikowany i zamknięty w kolejnej matrioszce. Przechowane historie i nasiąkanie nowymi. Coś, co ma znaczenie.
Delight to zbiór esejów autorstwa J.B. Priestleya, które powstawały w 1949 roku w nieciekawej, brytyjskiej, powojennej rzeczywistości. Pomysł ten zrecyklingowała Hannah Jasne Parkinson, której książką Drobne Przyjemności zostałam obdarowana i… o ile pomysł mnie zachwycił, o tyle wrażliwością językową i sposobem odczuwania świata znacząco się od autorki różnię. Zainspirowana, postanowiłam jednak zapoczątkować serię poniedziałkowych wpisów na temat małych zachwytów, do której mam nadzieję i Wy się przyłączycie, kiwając ze zrozumieniem głowami lub wymieniając w komentarzu własne zachwyty z minionego tygodnia. Wierzę, że ustawienie rejestru na małe cuda codzienności może przynieść wiele ulgi i napawać nadzieją w postcovidowym świecie, w którym inflacja i wojna spędzają wielu sen z powiek. Odczarujmy razem poniedziałki naszymi mikrozachwytami!