Sytuacja prosta jak drut, jak powiedziałby mój świętej pamięci dziadek. Maj i czerwiec to czas najlepszych z najlepszych rzeczy do jedzenia. To festiwal smaków, faktur i pomruki zadowolenia. Lubię lipiec, sierpień jest w porządku, ale właśnie teraz zachwycam się, co roku tak samo, może nawet bardziej tym, co znajduję w warzywniakach, na ryneczkach, na straganach.Zacznijmy od chrupkich i gorzkawych lub kwaskowatych  listków rukoli, szpinaku, szczawiu przez wspaniale słodką młodą kapustę, którą potem można jeść w prostym kapuśniaku lub duszoną z odrobiną zasmażki. Niechybnie wypada wspomnieć o młodych ziemniaczkach, zaraz za nim uwagi domaga się kalafior. Kalarepka? Młody czosnek? Chrupiąca i delikatna marchewka z długim ogonem zielonej naci? Pachnące pęczki kopru? Mogę tak w nieskończoność. Przebieram nogami już na początku sezonu na szparagi (w tym roku zaczął się wyjątkowo późno) i jem je z taką pasją, aż na koniec nie mogę już na nie patrzeć i wcale mi nie żal, bo ledwo szparagi robią się suche i zdrewniałe, przerośnięte lub zbyt małe, już rozpoczyna się sezon na bób, można dostać krajowe truskawki, a dosłownie chwilę później kwitnie czarny bez, a jego kwiaty są wspaniałe na syrop i jako dodatek do dżemu.

W tym roku Ola Szwałek zaintrygowała mnie pomysłem dodawania pachnących miodem szczytów rzepaku prosto do sałatek lub blanszowania ich i podawania jako poboczną zieleninę. Nie wiem niestety gdzie taki rzepak pozyskać, bo to jedna z najbardziej pryskanych roślin w kraju. Czytałam o pędach chmielu z patelni, nigdy ich jednak nie próbowałam. Chciałabym kiedyś z kwiatów nasturcji lub kuleczek lipy zrobić polskie kapary – z czystej ludzkiej ciekawości, bo za kaparami to ja jakoś bardzo nie szaleję. Na łąkach widziałam już  także rumianek bezpromieniowy, którego kwiatostany można zjadać na surowo, a świeży zielony gorszek, na który przyjdzie jeszcze trochę poczekać zawsze mnie ekscytuje.

Żadna pora roku nie zachwyca mnie tak jak przełom wiosny i lata. Celebruję każdą chwilę, każdy moment, każdy przejaw tej obfitości. I o tym między innymi jest moja najnowsza książka, a w niej podpowiadam nie tylko, jakie warzywa i owoce przynależą do danego sezonu, ale też dzielę się z Tobą smacznymi i prostymi przepisami. Jeśli podobnie jak ja uwielbiasz ten czas w roku Rześko bardzo Ci się spodoba. Zachęcam Cię gorąco do zakupu (niechybnie jest to autoreklama).

 

 

 

🌿 KUP MOJĄ NAJNOWSZĄ KSIĄŻKĘ RZEŚKO 🌿

A poza tym wrzucam kilka przepisów, które znajdziesz na blogu i które są idealne na bliżej niesprecyzowane „teraz”:

Bardzo wiosenny obiad: młode ziemniaki i kotlety jajeczne.

Smażona młoda kapusta.

Tarta z zielonymi szparagami

Cytrynowe grzanki z bobem.


Delight to zbiór esejów autorstwa J.B. Priestleya, które powstawały w 1949 roku w nieciekawej, brytyjskiej, powojennej rzeczywistości. Pomysł ten zrecyklingowała Hannah Jasne Parkinson, której książką Drobne Przyjemności zostałam obdarowana i… o ile pomysł mnie zachwycił, o tyle wrażliwością językową i sposobem odczuwania świata znacząco się od autorki różnię. Zainspirowana, postanowiłam jednak zapoczątkować serię poniedziałkowych wpisów na temat małych zachwytów, do której mam nadzieję i Wy się przyłączycie, kiwając ze zrozumieniem głowami lub wymieniając w komentarzu własne zachwyty z minionego tygodnia. Wierzę, że ustawienie rejestru na małe cuda codzienności może przynieść wiele ulgi i napawać nadzieją w postcovidowym świecie, w którym inflacja i wojna spędzają wielu sen z powiek. Odczarujmy razem poniedziałki naszymi mikrozachwytami! Do usłyszenia za tydzień.

...

1 Comment

Leave a Reply

.