Nie powiedziałabym, że to zachwyt, ale ciepłe uczucie błogości rozlewające się po ciele. Niespieszna niedziela spędzona na przygotowywaniu się do następnego tygodnia. Dla jednych może głupie, dla mnie to szczęście.
Być może jedno z tych, o których nie myśli się wiele, zanim się ich nie straci. Ciepły dom, on szoruje łazienkę, ja sprzątam lodówkę i kuchenne szafki. Odkurzamy, organizujemy, obcinamy Lunie paznokcie. Planuję posiłki, uzupełniam listę zakupów. Sprawdzam kalendarz na przyszły tydzień. Płacę za różne zobowiązania. Cieszę się, że mogę płacić, bo to oznacza, że zarabiam i że pieniądze są w ruchu. Cieszę się, że mam co sprzątać. Lubię to kręcenie się po domu, kiedy wszyscy są na miejscu. Lubię swój dom i lubię czuć, że tworzymy relację, a on opiekuje się nami. Nie podobają mi się przestrzenie minimalistyczne ani oszczędne. Lubię wnętrza, gdzie energia mieszkańców wsiąka w drewniane dechy, żyje w symbiozie z domowymi roślinami i zwierzętami, gdzie ściany zdobią zdjęcia i ilustracje. Wchodzi się do takiego domu tak, jak wskakuje się w dobrą książkę. Otwierasz na pierwszej stronie, czytasz akapit i już jesteś w bardzo konkretnym świecie. W moim domu czuję, jakby miał własny charakter, polepiony z naszych i czule nas obejmował, kiedy jesteśmy w jego miękkim brzuchu.
Te małe, dla postronnych nic nieznaczące czynności, dla mnie znaczą bardzo wiele. Krzątanie się, nastawienie zupy, obskubanie kilku suchych listków, wytrzepanie koca to moje niedzielne rytuały, które w tygodniu są często małymi uciążliwościami, ale pod sam jego koniec nadają mi status bogini, która własną dłonią kształtuje materię dookoła siebie, organizuje światy, stwarza i decyduje. A świat, który stwarza to świat dobry, czuły i opiekuńczy. Miło w nim będzie istnieć przez następne 6 dni, aż do kolejnej niedzieli.
Delight to zbiór esejów autorstwa J.B. Priestleya, które powstawały w 1949 roku w nieciekawej, brytyjskiej, powojennej rzeczywistości. Pomysł ten zrecyklingowała Hannah Jasne Parkinson, której książką Drobne Przyjemności zostałam obdarowana i… o ile pomysł mnie zachwycił, o tyle wrażliwością językową i sposobem odczuwania świata znacząco się od autorki różnię. Zainspirowana, postanowiłam jednak zapoczątkować serię poniedziałkowych wpisów na temat małych zachwytów, do której mam nadzieję i Wy się przyłączycie, kiwając ze zrozumieniem głowami lub wymieniając w komentarzu własne zachwyty z minionego tygodnia. Wierzę, że ustawienie rejestru na małe cuda codzienności może przynieść wiele ulgi i napawać nadzieją w postcovidowym świecie, w którym inflacja i wojna spędzają wielu sen z powiek. Odczarujmy razem poniedziałki naszymi mikrozachwytami! Do usłyszenia za tydzień.
4 komentarze
Genialne. Jak pisać o cotygodniowym sprzątaniu, żeby zrobić z tego przyjemną czynność. 😄
Ale już na poważnie, muszę sobie zapamiętać ten tekst i przywoływać jego klimat za każdym razem, gdy przyjdzie pora na ogarnięcie domu, a chęci na to nie będzie. Bo to jest naprawdę genialny sposób, by pozytywnie podejść do porządków. Jako zadbanie o własną przestrzeń, a więc również o siebie i bliskich.
Czuję to. I po zastanowieniu to mogę podobnie podejść do kilku innych zwykłych i prozaicznych czynności, które nie zawsze wzbudzają entuzjazm.😊
Wiesz co na mnie bardzo dobrze działa, jak nie mam flow na sprzątanie i organizowanie? Filmy honey jubu na YT. Serio… nawet kibel mi się wtedy chce myć :D.
Też tak mam 🙂 Koreanki z YT pomagają mi wciągnąć się w akcję 🙂
A niedzielę bardzo pięknie opisałaś. Spędzam ją podobnie, tylko zaczynamy od porannego spaceru nad morzem. Zawsze uważałam, że potem to tylko taka nuda ale faktycznie to lubimy i tą niespieszność.
Ach bo jak za dużo nudy to źle, ale jak cały tydzień jest bieguniem sprintuniem, to niedziela z odpięciem wrotek to cuuudo!