
A właśnie, że tak! Zachwyca mnie Polska. I tym zachwytem chcę się z Tobą podzielić, nawet, a może przede wszystkim dlatego, że jest inflacja, poniedziałek, wojna za rogiem, szarówka, chujówka, jesień i ciemność. Dlatego, że Polska nie rozpieszcza na wielu poziomach i mieć jej po czubki uszu jest łatwo. A jednak, pijąc poranną kawę, przeglądałam leniwie zdjęcia w internecie, a tam jesień wilgotna i miedziana, już nie złota. Stada owiec, górskie, kamieniste potoki wijące się wokół iglastych drzew. Zatęskniłam jak dzika za Zakopanem.
Za oscypkiem z żurawiną, za ośnieżonymi dróżkami, za zachwytami związanymi z górami, do których było mi z Krakowa najbliżej. A i trochę dalszych znajomych brało góralskie śluby i to jest dopiero wizualna uczta. Bardzo chętnie się dowiem, skąd górale przy kapeluszach mają te muszelki, przecież nie z Morskiego Oka. Zawsze mnie to intrygowało. A to tylko Zakopane.
Dziś telefon przypomniał mi wizytę w rodzinnych stronach i moje ukochane plaże w Rewalu i Trzęsaczu. Ja się zachwycam Portugalią, ale takich plaż jak mamy w Polsce to nie ma nigdzie. Klify zamieszkałe przez ptaki, biały piasek drobny jak mąka i ściany kościoła, które jeszcze się ostały, bo po resztę upomniało się morze. Bałtyk nie jest morzem najwspanialszej urody, dość zimny, ponury, mało zasolony, a jednocześnie najwspanialszy do kilometrowych spacerów brzegiem. I choć większość kojarzy Hel i Trójmiasto, przysięgam, że zachodnie plaże są wspaniałe, kameralne, stosunkowo mało nadgryzione komercją, bo i miasteczka do nich przyklejone są niewielkie i wraz z końcem sezonu robią się puste. Zostaje tylko przyroda.
Mam też na dnie serca wspomnienie ze śląskiego Nikiszowca, które jest jak świąteczna kula, którą potrząsasz i wirują w niej płatki śniegu. Stoimy ze znajomą wśród ceglanych niskich zabudowań z ramami okiennymi pomalowanymi na czerwień. Pada śnieg. Jest ciemno. Dla mnie to jedno z najprzytulniejszych wspomnień związanych z zimą i jej mrokiem.

I kiedy tak dobrze pogrzebię w pamięci, tyle jest tych miejsc, tak różnorodnych, tak wysyconych pięknem, te góry, morze, jeziora i moje ulubione sosnowe lasy, które latem pachną żywicą i igliwiem. Łąki wybuchające kwiatami i jeszcze dziki brzeg Wisły, który jest najwspanialszy, który ratuje moje zdrowie psychiczne, kiedy wybieram się na nadwiślańską plażę z psem i patrzę na wodę i wiatr śpiewa mi swoje nadwodne piosenki. Kiedyś nie widziałam tego wszystkiego. Wydawało mi się to błahe, nudne, mało egzotyczne. Dorastanie mnie zmieniło. Wyczuliło na naszą przyrodę, ale i na piękne miejscowości, miejskie smaczki. Zachwyty znajomych z zagranicy pokazały unikatowość miejsca, z którego pochodzę. I choć jako Polska, zawsze z kompleksem zachodniej Europy (a przynajmniej my w Szczecinie bardzo chcieliśmy tego niemieckiego standardu życia) goniliśmy za zachodem, nowoczesnością, spieszno nam było porzucać naszą wsiowość, religijne zabobony i lokalne gusła, właśnie to, że nie zdążyliśmy, może okazać się naszą największą szansą.

W dobie dyskontów i ujednolicenia, gdy ludzie mówią „każde miasto na zachodzie jest takie samo, te same sklepy, te same kawiarnie, takie same budynki”, my nie zniszczyliśmy jeszcze wszystkiego. Wciąż mamy unikatowe miejsca, niewybetonowane rzeki, wciąż mamy łąki w mieście i małe działeczki ROD. Chodzimy na grzyby i na jagody i robimy dżemy i kompoty. Mamy jeszcze trochę prawdziwego jedzenia i tę odrobinę słowiańskiej duchowości związanej bardziej z rytmem natury niż z czymkolwiek innym.
I ja dziś to świętuję. Korzenie to mój zasób. Dokądkolwiek pójdę, to, co dostałam od Polski, ukształtowało mnie. Może to jak z terapią, może jak z rodziną pochodzenia. Najpierw widzisz paskudne schematy, braki, dysfunkcje i bardzo się złościsz. Finalnie jednak bierzesz za siebie dorosłą odpowiedzialność i widzisz też wszystko dobre, co pozwoliło ci być dziś osobą, którą jesteś. Dzięki Polsko! Dużo dzięki Tobie mam. Zbudowałaś mnie jako osobę.
A Ty? Opowiesz mi, co najbardziej zachwyca Cię w Polsce? To może być natura, architektura, zwyczaje, lokalne smaki. A może Twoje zachwyty są dziś z całkiem innego porządku? Na wszystko mam miejsce w komentarzach. Zapraszam!
Delight to zbiór esejów autorstwa J.B. Priestleya, które powstawały w 1949 roku w nieciekawej, brytyjskiej, powojennej rzeczywistości. Pomysł ten zrecyklingowała Hannah Jasne Parkinson, której książką Drobne Przyjemności zostałam obdarowana i… o ile pomysł mnie zachwycił, o tyle wrażliwością językową i sposobem odczuwania świata znacząco się od autorki różnię. Zainspirowana, postanowiłam jednak zapoczątkować serię poniedziałkowych wpisów na temat małych zachwytów, do której mam nadzieję i Wy się przyłączycie, kiwając ze zrozumieniem głowami lub wymieniając w komentarzu własne zachwyty z minionego tygodnia. Wierzę, że ustawienie rejestru na małe cuda codzienności może przynieść wiele ulgi i napawać nadzieją w postcovidowym świecie, w którym inflacja i wojna spędzają wielu sen z powiek. Odczarujmy razem poniedziałki naszymi mikrozachwytami! Do usłyszenia za tydzień.
5 komentarzy
Wybraliśmy się wczoraj na spacer do lasu. W miejsce, gdzie od kilku lat spacerujemy, więc znamy je już nieco. Tym razem zeszliśmy ze ścieżki, pochodziliśmy na przełaj i w pewnym momencie wyszliśmy na leśną drogę.
„Tutaj jest droga? I my na nią nigdy nie trafiliśmy? Niemożliwe. Sprawdźmy to.”
Droga była zachwycająco piękna! Złoto-brązowa od dębowych liści na drzewach i pod nogami. Wokół, wszędzie. Cudo!
Po kilkunastu metrach okazało się, że to znana nam doskonale trasa, ale w takiej odsłonie chyba jeszcze jej nie widzieliśmy.
To było niezwykłe uczucie iść tą „nową” i przepiękną drogą. Nadal mam w sobie ten zachwyt.
A najważniejsze, że ja czuję zachwyt polską przyrodą niezależnie od pory roku, miejsca, czasu. Zachwycam się najbliższym miejskim parkiem, czyimś ogródkiem pod blokiem, pięknem Bugu i Wisły, nadbużańskimi lasami i polami z rodzinnych stron, plażami bałtyckimi, jeziorami mazurskimi, górami. Wszystkim. Również niebem z okna na 13 piętrze. Jaki spektak potrafią zrobić jesienne chmury!
Ja też wczoraj spacerowałam złotą drogą, takim najgrubszym dywanem suchych złotych liści, jeszcze całych i nasyconych kolorem. Najlepiej. I nagle taki świeży powiew wiosny i lekka dezorientacja skąd? Na polach kwitł rzepak posiany jako poplon, świeżość wiosny z zapachem jesiennego lasu, no bomba!
Ja Polskę zaczynam odkrywać dopiero teraz. Bo wcześniej ciągnęło mnie do podróży, słońca, nauki języków – za granicę. A na miejscu moje życie toczyło się między Wrocławiem, Opolem, Dolnym Śląskiem, wakacje spędzałam w Świnoujściu, po drodze mijając Szczecin i pamiętam to zaskoczenie, będąc gdzieś po raz pierwszy w jakimś małym mieście w centrum Polski, że nie cała Polska jest poniemiecka. Że są miejscowości, gdzie na cmentarzach groby Polaków mają wcześniejszą datę śmierci niż 1945. Niby jest to oczywiste, ale jakoś tak nie zaprzątało mojej młodej głowy. Dopiero teraz zaczęłam zaczęłam interesować się historią, ale nie Polski opowiedzianej przez pryzmat historii Warszawy, Krakowa, drugiej wojny i rozbiorów. Ale właśnie małych miast wsi, terenów i ludzi, dla których Polska wygląda trochę inaczej niż moja Polska. Mam listę książek do nadrobienia i miejsc do zobaczenia. Jestem pewna, że jeszcze wiele razy Polska mnie zachwyci.
Mnie zachwyca polskie malarstwo w ten bolesny podchodzący do gardła ale też pełen ekscytacji sposób. Za każdym razem gdy patrzę na Brzozowskiego, Fangora, Wróblewskiego to czuję, że ono wola do najbardziej mojej części ja i że czego bym nie zrobiła to jestem stąd.
Hej, girl! Wiesz co? To najbardziej patriotyczne i mi bliskie co można przeczytać z okazji 11 listopada. Taki zakochany w przyrodzie i w tych drobnostach naszych typu kompot 😉 patriotyzm to coś z czym się totalnie zgadzam.