Ciekawość świata nigdy mnie nie opuszczała. Czasem meandrowałam po najmroczniejszych zakamarkach ludzkiej duszy, jak wtedy, gdy interesowała mnie śmierć i seryjni mordercy lub natura uzależnień. Innym razem interesowała mnie sztuka i wzornictwo, przyrodnicze ciekawostki lub proces fermentacji zachodzący w herbacie. Cenię w sobie tę wrodzoną ciekawość i bardzo lubię ją w innych ludziach. Tych, którzy jako dzieci rozkładali odkurzacz, by zobaczyć, co jest w środku i „jak to działa”. Tych, którzy zadręczali rodziców i dziadków pytaniami dotyczącymi natury otaczającego świata lub pojęć metafizycznych. Pamiętam, jak podekscytowana wyłożyłam rodzicom, że wbrew temu, co mówi w kościele ksiądz, nieba i piekła nie ma, a wytłumaczyła mi rok ode mnie starsza to sąsiadka Asia, która powiedziała, że po niebie latają samoloty, a ziemię gryzą buldożery i jakoś nikt na niebo i piekło się nie natknął, więc to bujda. Siostra mojej koleżanki z podstawówki natomiast bardzo chciała wiedzieć, jaką byłabyś zupą, gdybyś oczywiście jakąkolwiek była.

Dawniej bardziej zajmowała mnie historia, później sfrustrowana kiepską pamięcią, z której z gracją i łatwością ulatują daty oraz nazwiska, przerzuciłam się na świat natury. To zawsze ciekawe, jakiego chrząszcza właśnie oglądam lub skąd w Bałtyku wziął się krab. Moja ciekawość praktycznie nie ma granic i rejestruje zarówno sposób na glazurowanie śliwek, najlepszy patent na wyrabianie ciasta drożdżowego, jak i obojnactwo ślimaków. Przemyka przez architekturę, zahacza o żyjątka morskie, wraca do sztuki, odbija się od motoryzacji, którą w tym domu wchłania się poprzez proces osmozy. A przecież wymieniłam ledwie te małe, iskrzące ciekawostki, które chciały, by się im przyjrzeć. Nie mówię nawet o moim zainteresowaniu ajurwedą, tematami mistycznymi czy nauką strukturyzowania biznesu w jednoosobowej działalności gospodarczej.

I to mnie dziś zachwyca. Odkąd nie muszę siedzieć dupogodzin w szkolnej ławce, odkąd nie boli mnie brzuch na myśl o wezwaniu do tablicy, odkryłam, że uwielbiam się uczyć. Zachwyca mnie różnorodność świata i że tak wiele jest rzeczy, właściwie cała nieskończoność, które można pojąć. A te rzeczy mają warstwy. Gdzie się nie obrócisz, tam możesz się czegoś dowiedzieć, nauczyć, zdobyć jakąś umiejętność. Subtelną lub całkiem namacalną. To bogactwo interesujących dziedzin, które można poznawać intelektualnie lub poprzez oczy albo pracę własnych rąk, albo powierzchnię swoich stóp mnie zachwyca. Zamierzam chłonąć świat otwartymi oczami aż do końca moich dni. Wciąż ucząc się od nowa. Nigdy nie tracąc zapału.


Delight to zbiór esejów autorstwa J.B. Priestleya, które powstawały w 1949 roku w nieciekawej, brytyjskiej, powojennej rzeczywistości. Pomysł ten zrecyklingowała Hannah Jasne Parkinson, której książką Drobne Przyjemności zostałam obdarowana i… o ile pomysł mnie zachwycił, o tyle wrażliwością językową i sposobem odczuwania świata znacząco się od autorki różnię. Zainspirowana, postanowiłam jednak zapoczątkować serię poniedziałkowych wpisów na temat małych zachwytów, do której mam nadzieję i Wy się przyłączycie, kiwając ze zrozumieniem głowami lub wymieniając w komentarzu własne zachwyty z minionego tygodnia. Wierzę, że ustawienie rejestru na małe cuda codzienności może przynieść wiele ulgi i napawać nadzieją w postcovidowym świecie, w którym inflacja i wojna spędzają wielu sen z powiek. Odczarujmy razem poniedziałki naszymi mikrozachwytami! Do usłyszenia za tydzień.


...

6 komentarzy

  1. Pamiętam z dzieciństwa, gdy moja babcia powiedziała mi, że podejrzewa, że boga jednak nie ma, bo przecież ludzie już w kosmos latają, a nikt go nigdy nie spotkał 😀

  2. Blum

    Czyli to międzypokoleniowa rozkmina ;). Jak miałam 6 lat to wydawała mi się ta myśl olśniewająca, gdyż bóg ojciec musiał siedzieć na puchatej chmurze i widzieć nas z niej i wszystko, co robimy (jakoś nie zastanawiałam się skąd ma takie oczy dobre). Bardzo mnie wtedy martwiło, że widzi jak dłubię w nosie :D.

  3. Marta Janek

    Haha, widzę rozkminy na temat istnienia lub nieistnienia Boga są bardzo żywe u wszystkich dzieci – ja pamiętam, jak mój starszy brat zadał wówczas 8-letniej mnie pytanie: „a jaki masz dowód na istnienie Boga?”. Rozwaliło to mój dziecięcy umysł i poważnie myślę, że to jedno pytanie zmieniło całe moje nastawienie do świata. Niesamowite, jakie dzieci są chłonne.

  4. Blum

    Dzieci są cudowne w tej materii. Z równym zainteresowaniem interesuje je kwestia istnienia boga, istota szlamu w kałużach oraz tego, co będzie na obiad. Szanuję bardzo taki rozrzut tematyczny.

  5. Ciekawa dyskusja o istnieniu Boga. Polecam przeczytać „Gwiezdny pył” w ramach dyskusji, że „Boga nikt nie widział” w kosmosie. 🙂 To są zebrane historie różnych kosmonautów o tym, jak lot w kosmos zmienia niesamowicie perspektywę patrzenia na Siłę Wyższą i w ogóle na wartości w świecie. Kiedyś przy okazji „klubu książkowego” w pracy czytaliśmy sobie właśnie tą książkę i opis tego, co czuli wybitni kosmonauci, kiedy wracali na Ziemię i tego, jak toczyły się ich losy – historie nie do podrobienia! 🙂

  6. Blum

    Wspaniała rekomendacja! Zapisuję na liście książek do przeczytania.

Leave a Reply

.