Szukając nowego miejsca do zamieszkania, długo spacerowaliśmy po okolicy. Rozważaliśmy różne, mało komercyjne opcje szukając czegoś klimatycznego i szukając okazji. Dziwny dom, który wygląda jak góralska chata, a mieszkają w nim pszczoły, opuszczona kamienica z pięknym ogrodem, inna opuszczona kamienica przy ul. Narbutta, aż w końcu Wojtek trafił na DOM.
Co dziwne, chodziliśmy do tego domu na wykłady. Taki tam szeregowiec na trzy rodziny. Nie zauważaliśmy go, dopóki nie mieliśmy się przeprowadzić. Ten segment był o oczko dalej od tego, do którego uczęszczaliśmy. Na tamtym etapie oglądaliśmy wiele dziwnych opcji i puszczaliśmy wodze fantazji, ale kiedy go zobaczyłam, wiedziałam: TO TEN. Te przeczucia zazwyczaj mnie nie mylą ani wobec mężczyzn, ani innych bardzo ważnych spraw. Dom wydawał się pusty, a ja zaczęłam węszyć. Sprawdziłam wszystkie strony z ogłoszeniami, ale nic nie znalazłam. Sprawdziłam adres w Google. Dowiedziałam się, że rok temu, jeszcze ktoś tam bywał, jakieś graty leżały na parapecie, choć dom wyglądał już wtedy na mocno zapuszczony. Rozpytaliśmy znajomych, którzy wynajmowali biuro w tym domu, tam, gdzie chodziliśmy na wykłady, ale nikt nic nie wiedział. Rozpytaliśmy sąsiadów, nadal nic. Wojtek szukał nowych opcji, ale ja wiedziałam: to TU. I codziennie suszyłam mu głowę, że trzeba dotrzeć do właścicieli.
Któregoś dnia, miałam iść na spacer z Lu, ale byłam czymś zajęta. Wojtek powiedział, żebym poszła do psiego parku na końcu ulicy, ale moja intuicja miała całkiem inne plany. Już wtedy wgapiałam się codziennie na Google maps w zdjęcie naszego domu. Poszłam do parku, Luna kąpała się w stawie, aportowała patyki, aż w końcu uznałam, że czas przejść się gdzieś dalej. W połowie ulicy zobaczyłam samochód jadący w kierunku mojej wymarzonej lokalizacji i dostałam turbo dopalania. Biegłam jak wypłoszony zając. Samochód zatrzymał się i wysiadła z niego para. Dwóch starszych mężczyzn grzebało w garażu opuszczonej chaty, a młodzi do nich podchodzili. Mało nie dostałam zadyszki!
Dzień dobry, czy znacie może właściciela tego domu? — zapytałam, licząc się z tym, że ludzie wynajmują tu garaże i składują różne rzeczy. Odpowiedzieli, że znają. Zapytałam, czy dom jest na wynajem. Być może — odpowiedzieli — ale to jest dom, któremu potrzebny jest generalny remont. Tego nikt nie wynajmie. Tu od 30 lat nic nie było robione. Siostra mieszka za granicą i nie ma głowy do tego.
A czy ja mogę go zobaczyć? Bo ja chcę go wynająć, bo to mój dom! — krzyknęłam i wbiłam z psem do środka.
Zanim w ogóle zaczęliśmy szukać, bez ustalania niczego i bez naradzania się, zrobiliśmy listy. Jak ma wyglądać nasze nowe miejsce? Czego oczekujemy? Moja lista zawisła na Facebooku w formie ogłoszenia:
✨Zazwyczaj, kiedy udostępniam tu jakąś formę -potrzebuję-tego-Wszechświecie-napierdalaj to z Waszą pomocą się udaje. Dlatego pozwolę sobie pomóc zrealizować nasze marzenia:
?️♀️ szukamy klimatycznej chaty dla klimatycznych ludzi – jest nas dwoje, mamy psa, mamy dochodzące okazjonalnie dzieci
? kochamy jak w okolicy jest zielono – patrz -> mamy psa.
?mamy swoje meble i nie boimy się remontów! Z gruzu umiemy zrobić cacuszko i zależy nam na wolności w lokum
? gotujemy, jesteśmy rodzinni, starzy i nie demolujemy ani dziko nie imprezujemy. Nie jesteśmy syfiarzami, dbamy, sprzątamy i siejemy good vibsy!
.
Szukamy kosmicznej okazji typu „znajomemu stoi bo wyjechał w podróż życia do Azji i boi się wynająć obcym” albo „miejscówka ma potencjał, ale nikomu nie chce się wkładać pracy w wynajem”.
.
Nam się chce! Zależy nam na niskim koszcie, ale wnosimy ze sobą dużo dobrego.
A potem napisałam też:
Jak wiecie szukamy dla nas nowego Domu. Każdy ma jakieś marzenia. Ja chciałabym mieć duży stół w jadalni (bo bez stołu nie ma rodziny), Wojtuś chciałby garaż, Luna chciałaby żeby blisko był park i najfajniej ogród, ja chciałabym pokój na pracownię, bo robię z domu i dostaję od tego kota, marzy mi się też balkon (no przecież wysiałam groch i milin przeżył zimę). Tola chciałaby mieć swój oddzielny pokój, koniecznie bez brata. Nie wiadomo, czego chce Antek, bo się nie odzywa. Kiedy jednak próbuję zrobić burzę mózgów i rzucam: no dobra, co naprawdę MUSI BYĆ w domu, Tola mówi: jedzenie i lodówka – dziękuję, pozdrawiam, identyfikuję się ?
SZCZYPTA SZCZEGÓŁÓW
Dom ma dwa garaże i ogród. Wielki taras. Jest w cichej uliczce, która kończy się naszym ulubionym parkiem. Wchodzę do środka. Śmierdzi stęchlizną, a ściany dawno nie widziały wałka i farby. Kuchnia cała do zrobienia. Trochę design jak z lat 70., ale w polskim, nie najlepszym tego słowa znaczeniu. Docieram z podnieconą Luną do dużego pokoju. Parkiet! Drewniana jodełka, moja ukochana! Widok na ogród, wyjście na garaż. KOMINEK! Masa miejsca na stół i jadalnię, na hamak i na książki. Na tarasie dzikie wino. W ogrodzie grusza (to dla mnie ważne, w moim domu rodzinnym na podwórku była grusza, tu w Warszawie za oknem mamy gruszę i ta grusza tam!). Wchodzę na górę. Dwa pokoje. Jeden dla dzieci i sypialnia dla nas. Zalana światłem, klimatyczna. Wbudowane w ściany drewniane szafy, które można spotkać w niektórych warszawskich kamienicach i które są reliktem przeszłości, ale ja je z jakiegoś powodu bardzo kocham. Duża łazienka o niezbyt ładnym wyglądzie, ale do dopracowania. No i oh! No i drewniana dobudówka, cała przeszklona serią okien. Pachnie pająkami, tzn. ja tak mówię od dziecka, ale w rzeczywistości to zapach drewnianego domku kempingowego nad polskim morzem. Uwielbiam!
Już się tam rozstawiam! Już tam wkładam rośliny, odmalowuję, już układam książki! Robię tam dla Was kręgi i warsztaty, zapraszam specjalistów i na żywo robimy wykłady, nagrywam dla Was filmy na YouTube. Już mam biuro w domu, ale tak inne niż cały dom, że oh! Podłoga jest pochlapana farbą. Widzę, jak rozkładam tam dywan i maty, żeby móc Wam robić relaksację.
Jest jeszcze jedno piętro, a na nim dwa osobne pokoje i łazienka z prysznicem. To za dużo jak dla nas. Ale potem kombinowaliśmy — może zrobimy tam co-work. A może ten dom, jest wspaniałą okazją, żeby zrobić co-housing z fajnymi ludźmi? Dogoniła mnie siostrzenica właścicielki. Natchniona opowiadam jej „o, tu będą stały donice z ziołami, to jest idealne miejsce na pracownię”. Była zdziwiona, ale dała mi numer do cioci, a nawet zrobiła zdjęcia domu, żebym na spokojnie mogła je pokazać Wojtkowi.
O SPOKOJU MÓWIĄC
Nie było mowy. Biegłam do domu jak na skrzydłach, nie mogąc uwierzyć, że nie tylko zrządzeniem losu dotarłam do właścicielki, mam do niej numer (a już byłam gotowa pisać wnioski o pokazanie mi księgi wieczystej, czy co tam trzeba zrobić, żeby wiedzieć kto, kto do licha jest właścicielem! ) ale też, że dom spełnia absolutnie wszystkie punkty z naszej listy (to wydawało się niewyobrażalne). Jest w naszej ukochanej dzielnicy, każdy ma swój pokój, garaże, wielka piwnica, ogród, taras, stan gruz. No bo nie byłoby nas za nic stać, żeby wynająć dom w tej lokalizacji, ale w takim stanie? Przecież możemy to zrobić. Będziemy czyścić, skrobać, odnawiać, meblować, siać, pielić! Wszystko to, będziemy Wam relacjonować, żebyście mogli poznać nasze patnety i zastosować je u siebie. Jak tylko przyszłam do domu, zaczęłam się dobijać do mojej przyjaciółki Sary, która przerwała firmowego calla z ludźmi ze Stanów, bo była pewna, że właśnie się rozwodzę albo że może Luna umarła, tymczasem ja musiałam jej wykrzyczeć do słuchawki: STARA, WIDZIAŁAM TEN DOM. MÓJ DOM! BĘDZIESZ JESZCZE PIŁA WINO W HAMAKU NA TARASIE I BĘDZIE CI PACHNIAŁO MACIEJKĄ!
Później nie było dnia, żebyśmy nie byli na tej ulicy. Szybko dostaliśmy klucze do domu. Byliśmy tam sami w dzikiej euforii. Byliśmy tam sami, notując wszystko, co trzeba zrobić, licząc i myśląc krytycznie. Byliśmy tam z hydraulikiem, konsultowaliśmy sprawę z moim tatą. Dom był w gorszym stanie, niż myśleliśmy. Poprzedni lokatorzy upychali śmieci w jednym z garaży, nie było cyrkulacji powietrza, taras przeciekał, rury były stare. Trzeba by było wymienić pion kanalizacyjny, doszczelnić okna, wycyklinować podłogę, odmalować wszystkie ściany, ale najpierw wszystko umyć. Odbluszczyć ogród, przyciąć gruszę, wypielić podjazd, usunąć stare ogrodzenie, pomalować elewację, postawić kuchnię. Jednak na każdym z tych etapów okazywało się, że nie jest aż tak źle, jak się to przedstawia. Kotłownia, którą trzeba było wyciąć w pień i zamontować piec gazowy, okazała się reliktem przeszłości, który owszem, trzeba zlikwidować, ale ogrzewanie jest centralne i nie potrzeba pieca. Hydraulik powiedział, że roboty nie jest dużo, mimo że trzeba będzie pruć ścianę w łazience. Mój tata ocenił, że taras, który trzeba skuć do żywego i remont garażu może kosztować z 10-15 tysięcy. Tyle że my po pierwsze umiemy wiele rzeczy zrobić sami, własnymi rękoma, po drugie byliśmy umówieni z właścicielką, która domu bardzo sprzedać nie chciała, a wynająć w obecnym stanie nie mogła, na rok wakacji czynszowych, kiedy spokojnie pracowalibyśmy nad domem. Właścicielce zależało na jak najdłuższym wynajmie. Nie planowała wracać do Polski, ale jej dzieci kochały to miejsce i być może, miały w planach, kiedyś wrócić.
10 lat w domu z ogrodem. Wow. Wyremontowanym i urządzonym przez nas. Bez urządzania Ikeą, bez regulaminów co wolno, a co nie, bo właściciel przemyślał i urządził wszytko sam i nie zgadza się na żadne zmiany. Wow. Wow. Wow.
W garażu znaleźliśmy część starego drewanianego stareg kredensu, z którego Wojtek wymyślił szafki do kuchni. Znaleźliśmy wyprzedającą się hurtownię, która bardzo tanio puszczała w świat piękny biały kamień, który byłby idealnym blatem na kredens. Meble mieliśmy swoje, AGD też. Byliśmy w domu z papierową taśmą i zapisami, mierzyliśmy, co się gdzie zmieści. Zaplanowaliśmy co i kiedy trzeba będzie wyremontować, w jakiej kolejności, żeby móc zamieszkać i nie być bardzo utyranym rocznym remontem.
Co mam Wam powiedzieć? Od miesięcy myślałam o większym miejscu dla nas. Myślałam i marzyłam. Kiedy dostaliśmy wypowiedzenie, czułam się koszmarnie. Wszystkie mieszkania z ogłoszeń były albo bardzo daleko od miasta, albo były to małe klity. Nie wolno było z psem albo z dziećmi. Wystrój był koszmarny, ceny też. Myślałam wtedy, że mniejszy metraż przy psie, naszej dwójce często pracującej z domu i dwójce dzieci, które okazjonalnie u nas są, no ale hej, potrzebują spać, oglądać filmy, mieć swoją przestrzeń, że to jest niemożliwe. Jeśli tak się dzieje Blimsien, zastosuj się do własnych rad i puść. Po prostu uznaj, że wypowiedzenie to tylko część planu na coś satysfakcjonującego i większego. Na coś, czego chcesz od dawna. Puść to i płyń, mimo że tak bardzo się teraz boisz. No i kiedy zobaczyłam ten dom, wiedziałam, że to na to czekałam. Wiedziałam, gdzie jest jego serce. Pytałam go, czy nas chce. To było dla nas z Wojtkiem najważniejsze: szukamy miejsca, które szuka nas. Potrzebujemy miejsca, które potrzebuje nas równie mocno. Kiedy postawiliśmy stopę w tym domu, było jasne, że możemy przestać szukać.
Z właścicielką polubiliśmy się i myśleliśmy podobnie. Napisałam jej list wyjaśniający plan naszych działań i intencje oraz zdjęcia przed i po naszego obecnego mieszkania. Była marzycielką. Rozumiała nas, ale wszyscy namawiali ją na sprzedaż. Podnieśliśmy cenę czynszu, tak, żeby mogła za to mieć emeryturę tam, gdzie obecnie mieszka. Mieliśmy chemię z domem, mieliśmy chemię z właścicielką, wszystko było na BIG YESSS!
Chciała się tylko upewnić, że nie będziemy jak poprzedni lokatorzy zaniedbywać domu i że do jesieni wykonamy najważniejsze prace i wiemy, na jak gruby remont się piszemy. Wysłała na ostatnie spotkanie z nami swojego zaprzyjaźnionego architekta, który miał sprawdzić nasze pomysły i w razie podpisania umowy kontrolować nasze postępy. Na dzień dobry powiedział nam, że on namawia ją z całego serca, by sprzedała w cholerę ten dom, ale odkąd się odezwaliśmy, ona zaczęła się wahać. Wojtek obejrzał z nim każdą rurę, cegłę i śrubkę. Na koniec facet stwierdził: „jakkolwiek sam namawiałem właścicielkę i moją serdeczną przyjaciółkę na sprzedaż tego domu, wiecie, co robicie. Widziałam zdjęcia waszego mieszkania i już wiem, że to jest idealne miejsce dla was, rozumiem czemu ten dom was pociąga. Z przykrością zmieniam zdanie i przekażę mojej przyjaciółce, że wasz pomysł ma ręce i nogi, a wy jesteście super”.
Okazaliśmy PIT-y, żeby udowodnić, że po zakończeniu wakacji czynszowych będziemy w stanie płacić. Pan pożegnał się z nami i wiedzieliśmy, że zobaczymy się jeszcze wiele razy, bo wszystko się zgadza i po prostu czas zacząć się przeprowadzać i remontować. W międzyczasie mieliśmy poznać siostrę wynajmującej, przewietrzyć dom, wszystko szło dobrze, aż do następnego ranka…
Właścicielka powiedziała, że waha się, odkąd usłyszała naszą propozycję. Że nie spodziewała się takiej opcji, ale była ona idealnie w czas i trafiała w jej potrzeby, że ona nie chce sprzedawać tego domu, ale jednak musi wziąć pod uwagę swój wiek. Co, jeśli będzie wymagała leczenia? Co, jeśli będzie potrzebowała ten dom nagle sprzedać? Jak miałaby to zrobić, po tym, jak go wyremontowaliśmy tak gruntownie? 10 lat to dla niej bardzo dużo czasu. Nawet 5 to zbyt dużo, żeby móc być pewną, że nie będzie potrzebowała nagle dużej sumy. A jej nie ma. Bo gdyby miała pieniądze, sama wyremontowała dom i wynajęła za ceną, jaką kosztują domy w tej okolicy. Powiedziała, że nie ma do nas żadnych zarzutów, że nie czuje się do końca dobrze z taką decyzją, ale chyba jest ona najbardziej racjonalna i że podejmuje ją głową.
Nie dziwiliśmy się jej. Za rok przechodzi na emeryturę. Mieszka za granicą. Od lat nie mieszka w Polsce, podobnie jak jej dzieci. Może ona będzie teraz ściubiła grosz do grosza, a dzieci nigdy nie wrócą do Polski i dom i tak będzie trzeba w końcu sprzedać? Nie dziwiliśmy się jej, ale polubiliśmy już ją, a dom przerobiliśmy na wszystkie strony. Od marzeń do bardzo szczegółowych konkretów. Pękało nam serce i czuliśmy stratę. Stratę tego rodzaju, co kiedy zakochujesz się bez wzajemności i już widzisz całe życie razem i choć ono realnie nigdy się nie zaczęło, opłakujesz utratę tych wyobrażeń.
No i co zrobić z gotowością, którą tak wielki metraż i ogrom pracy w nas wzbudził? Już mentalnie nastawiliśmy się na ten czynsz. Ja już miałam zaplanowane nowe aktywności z Wami. Wojtek już reperował motocykl w garażu, już sprzedawał odnowione meble z retro duszą. Byliśmy już gotowi energetycznie na WIĘCEJ. Jak teraz to więcej upchnąć w małe i drogie mieszkanie, w którym nic nie wolno zmienić? Byliśmy załamani i nie rozumieliśmy, co to za okropna kpina losu. Nasze głowy mówiły „może to i dobrze” a część znajomych odetchnęła z ulgą. Ale nasze serca, mówiły co innego, mówiły, że ten dom i my = WNM.
Rozpoczęliśmy poszukiwania innego lokalu. Czas do wyprowadzki przez cały proces z domem bardzo się skurczył, a gula w brzuchu i napięcie rosło.
11 komentarzy
Hej, sama mieszkam w Warszawie i długo szukałam „tego mojego miejsca” do wynajęcia. Przeszłam przez wiele „castingów” albo boleśnie rozczarowałam się samym mieszkaniem po jego obejrzeniu.
Przez długi czas wydawało mi się, że niemożliwe jest znalezienie mieszkania z moimi kryteriami i porzuciłam poszukiwania… Rzygałam już tymi ofertami na olx albo gumtree i kawalerkami 15m2 za 2000zł.
Po jakimś czasie Mieszkanie samo do mnie przyszło. Koleżanka koleżanki koleżanki opuszczała obecne mieszkanie i szukała kogoś za siebie.
Dokładnie znam uczucie planowania swojej przyszłości, stawiania mebli i wieszania obrazów w swoim niedoszłym mieszkaniu. I pamiętam to uczucie żalu, gdy właściciel zdecydował się wynająć jednak je komuś innemu.
Blimsien, nie poddawaj się. Jestem pewna, że to Wasze M. czeka na was i będzie jeszcze lepsze od opisanego domu.
Marta – taaaak, samo pakowanie nie jest tak wyczerpujące, jak rozczarowania, urzadzanie mieszkania w głowie, sprzedawanie gratów (bo teraz będzie mniej miejsca) albo wręcz przeciwnie, trzeba dokupić (bo metraż większy). To zużywa takie pokłady mentalnej energii, że ożeszfuck.
Mieszkanie już znaleźliśmy. Jest w cenie całego tego domu 🙁 Nie trzeba tam nic robić, jest odświeżone, właściciele są przemili. Jest bardzo w naszym klimacie, choć ja nie czuję z nim aż takiej chemii, jak z tym domem.
ALE
to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest, że machina już ruszyła. Że myśl o własnej pracowni została zasiana, że to, z czym chciałam wyjść do Was nabrało realnych kształtów przy okazji tego domu. W mieszkaniu nie ma na to szans, a jednak idea jest i domaga się realizacji. I właśnie to będzie kolejny krok na ścieżce serca. Nie znam całej drogi, ale znam jej kawałek. Znam nastepny krok i zrobię wszystko, co trzeba zrobić, żeby go postawić 🙂
Ojej, bardzo szkoda. Opcja jak z marzeń, jeszcze na moko! Doskonale wiem, co czułas i co czujesz. W mojej głowie też są myśli o domu otwartym, gdzie można szukać schronienia, ciepła, rozmów i pysznego jedzenia. Wizja dużej kuchni i emocji, które w takiej przestrzeni mają miejsce jest moją utopią. Ale jeszcze nic straconego! Może duże mieszkanie albo kolejny dom sam do Was przyjdzie. Może trzeba jeszcze czasu i zbiegu okoliczności. Może to nie był ten dom. Niech się spełnia!
Boże serce mi krwawi jak to czytam, więc co dopiero Wam 🙁
Przykro, gdy się to wszystko czyta.. Chciałabym poczuć kiedyś podobne emocje (bo błysk w oczach na Waszym zdjęciu widzę :). Bo nadal serce mi bije mocniej do kamienic. Ale skoro wiecie czego chcecie, to to się trafi. Prędzej czy później, może to jeszcze nie był ten moment, może tak musiało być?
Zna, ten ból, okropnie to przykre. Mieszkam teraz w swoim czternastym wynajmowanym mieszkaniu i po raz pierwszy czuję, że to mój dom i chyba by mi serce pękło jakbym się miała stąd wyprowadzić. Też mam je tego rodzaju fartem co Wy i mam wrażenie, że w Warszawie to jedyny sposób, żeby spoko żyć nie zarabiajac bardzo durzo. Ale myślę, że każde miejsce, w którym się mieszka przynosi coś nowego i dobrego. Żyłam w tylu ponurych norach, dziwnych miejscach i towarzystwach, ale z każdego wzięłam coś pozytywnego dla siebie. Czy to międzyludzko, czy poznając miasto z innej perspektywy czy właśnie dojżały tam jakieś moje marzenia.
Serce mi pękło, jak to przeczytałam…. Czytałam Twoje słowa i wizualizowałam sobie Wasz przyszły dom. Szkoda, bo co więcej można napisać :/ ? Trzymam kciuki, żeby TEN DOM WASZ się szybko odnalazł i przyjął Was w swoje progi.
Nowy dom już jest! Właśnie wczoraj ruszyliśmy z przeprowadzką 🙂
Ten dom to zdecydowanie była Inspiracja, której potrzebowaliście 🙂
Pootwierał Wam w głowach drzwi i puścił Was dalej w procesie 🙂
Nawiedzony Dom 🙂
Ale wiecie co, piekne jest w tej historii to, ze Wasze (Twoje i Wojtka) spojrzenie na zycie i wspolna przestrzen jest tak spojne. I tak sobie mysle, ze decyzje zostaly juz podjete a machina wprawila w ruch i calkiem mozliwe, ze czeka na Was cos tak pieknego czego teraz jeszcze nawet nie potraficie sobie wyobrazic <3 A historia z domem uswiadomila Wam czego tak naprawde chcecie.
Taaaak, my z Wojtkiem się bardzo różnimy w temperamencie, sytuacjach konfliktowych czy ilości wypowiadanych słów, ale mamy bardzo spójne wartości i chcemy żyć w podobny sposób. To wspaniałe trafić na kogoś, kto chce tego samego i już przy tej akcji z domem byliśmy bardzo wdzięczni wobec siebie i tacy „wow, tylko Ty mógłbyś/mogłabyś iść ze mną w to! żaden inny mój partner/partnerka by nie sądzili, że tak trzeba żyć” haha 🙂 bycie z Wojtkiem to luksus bycia zrozumianą.