Miałam ostatnio ciekawą rozmowę o guście i stylu. Moja rozmówczyni ubolewała, że w ubiorze czy preferencji, co do wystroju wnętrz, brak jej spójności. Definiowała to jako brak własnego stylu, choć ja postrzegam to całkiem inaczej. Wskazywała na problem braku wspólnego mianownika, podczas gdy ja uważam, że wspólnym mianownikiem jest właśnie ona. Ta rozmowa była tylko wyzwalaczem dla przemyśleń o potrzebie etykietowania się, które noszę w sobie od dawna. Dziś chcę się nimi z tobą podzielić.
Ten tekst nie jest krytyką żadnej postawy, a raczej chęcią przyglądnięcia się powodom, dla których potrzebujemy się osadzić w jakiś ramach. Myślę, że wszyscy podskórnie chcemy te ramy mieć, by czuć się w nich bezpiecznie i by mieć poczucie, że wiemy, kim jesteśmy, a nasza tożsamość jest mocno zdefiniowana. Czuję, że wiele moich iluzji związanych z tymi potrzebami odpadło wraz z praktyką medytacyjną, podczas której przyglądałam się swoim myślom i uznawałam, że one nie są mną. Przyglądałam się dyskomfortowi w swoim ciele lub przyjemnym wrażeniom, które z niego płynęły i uznawałam, że moje ciało nie jest mną. Moja dieta nie jest mną. Moje poglądy nie są mną. Moja rola społeczna, zawód, rola w rodzinie też nie jest mną. To wszystko etykiety, które powstają, przyczepiają się mocno, a potem kruszeją pod wpływem czasu i doświadczeń i odpadają, gubią się gdzieś po drodze, albo i nie. Kiedyś bardzo doskwierało mi, że wszędzie jestem z zewnątrz. Wśród joginów czułam się czytelniczką książek. Wśród książkowych moli, dziewczyną zakochaną we wrotkach. Na wrotkach, miłośniczką kuchni. Nigdy nie umiałam przynależeć do grupy religijnej ani żadnej innej i przez wiele lat to sobie wyrzucałam. Miałam wrażenie, że w większej jedności mogłabym rozpuścić się, zostać uznana, być bezpieczna i nie zadawać sobie wciąż od nowa tego pytania „kim jestem”.
Widzę pokusę, której wcześniej i sama ulegałam, by powiedzieć o sobie: „jestem feministką”, „jestem dziennikarką”, „jestem wegetarianką”, „jestem żoną”. Zrozumiałam jednak, że z tych etykiet nie wynika nic prócz przywiązania, odrobiny próby kontroli i fałszywego poczucia bezpieczeństwa. W rzeczywistości można być wegetarianką, żoną, a nawet feministyczną dziennikarką, ale nadal jest się po prostu… sobą. Mieszaniną własnych wspomnień, zranień, zachwytów i preferencji, które mogą być różne. Akcenty naszej osoby też rozkładać się będą różnie i o ile nie ma nic złego w spójnym stylu czy etykietowaniu siebie, warto byłoby uznać, że jednak to my z naszą zagmatwaną wyjątkowością jesteśmy trzonem siebie samych. A jeśli posiedzieć w ciszy, zagapić się na jezioro okaże się, że za tym wszystkim jest po prostu nieskończona świadomość, której ani płeć, ani orientacja seksualna, ani nasze gusta nie dotyczą w najmniejszym stopniu. Połączenie się z nią pozwala nam na empatię i prawdziwe poczucie przynależności do wszystkiego, co żyje. Mówiła mi o tym Katarzyna Barczyńska, która opisywała to jako puls życia, który łączy nas wszystkich i wszystko, ponad podziałami. Kilka lat temu słuchałam jej, rozumiałam to, co mówi, ale tego nie czułam. Dziś czuję to bardzo mocno. Naszą rozmowę przeczytasz tu (klik).
Piszę o tym wcale nie w związku ze stylem ubierania się czy urządzania mieszkania. Pisze o tym, ponieważ wiem, jak często po zetknięciu się z Ajurwedą zastanawiacie się, którą jesteście doszą. To pytanie skrywa potrzebę uporządkowania informacji i przykrycia się tą etykietą, logicznego zastosowania wskazówek dla konkretnej konstytucji. Życie jednak wymyka się prostym kategoriom, jest o wiele bardziej złożone. Każda osoba składa się ze wszystkich trzech dosz, a to, która będzie przodować, nie jest powiedziane raz na zawsze. Wiele zależy od twojego wieku, tego, czy masz dzieci, w jakim dniu cyklu jesteś, jaka jest pogoda, co dzieje się w twoim życiu zawodowym i osobistym, co jesz. Wszystkie te warunki nakładają się na predyspozycje, z którymi przyszłaś na świat, a te w dodatku mogą różnić się dla ciała i umysłu lub mieszać różne cechy w uroczy, bardzo osobisty kogel-mogel. Jeśli bardzo się postarasz, uzyskasz w końcu diagnozę. Jest pani pittą, vatą-kaphą albo jeszcze coś innego. I jeśli tak się stanie, wiele na tym stracisz, bo przecież jesteś wyjątkowa i zmienna. Życzę ci, żebyś nigdy nie straciła czułości i świeżości patrzenia na siebie, swoje potrzeby, swoje obecne preferencje, słabości, mocne strony. Ostatecznie to, że jesteś i jesteś sobą, jest ważniejsze niż jakakolwiek etykietka czy spójność, bo jest twoje.
![Matronite ...](http://blimsien.com/wp-content/uploads/2018/10/baner.jpg)
2 komentarze
Nino, czy mogłabyś jeszcze raz dodać link do rozmowy z Katarzyną Barczyńską? W tekście nie ma hyperlinku, może coś się nie zapisało poprawnie.
Jasne. Wrzucam link tu i poprawiam już w tekście: https://blimsien.com/jak-korzystac-z-mocy-kamieni-mineralow-i-krysztalow-na-pytania-odpowiada-ekspertka-katarzyna-barczynska/