monday delight blimsien

Nie jestem Bogiem. Jedyna procesja w moim imieniu to skromne święto moich urodzin, a jednak co roku wiosną, czuję, jakby świat świętował, że jestem. Jakbym ja świętowała świat. Jakby wszystko było świętem. Nikt nie musi sypać kwiatów z koszyczka, bo drzewa nie czekają ani na świętych, ani na bóstwa, widząc boski pierwiastek w każdym stworzeniu, sypiąc pod nogi pachnące, delikatne płatki w pijanej ekstazie narodzin nowego. A może wcale nie, może nigdy nie chodziło o nas, o stworzenie, o boski pierwiastek. Może po prostu drzewa połechtane miło ciepłą temperaturą, głaskane złotym słońcem po zgrubiałej korze, chcą z radości, z bezwstydnej przyjemności bycia żywym rozebrać się ze swoich koronkowych, delikatnych sukienek? Robią striptease i zrzucają po kawałeczku różowe, białe i bladoróżowe wdzianka. Magnolie duże jak łuski po pociskach płatki, owocowe drzewka subtelne, okrągłe roślinne confetti. Wszystko to wiruje pod nogami, przed oczami, a nawet po zaciśnięciu powiek, słodkim zapachem wciska się do nosa.

Nie da się być smutnym i obojętnym wiosną. Próbowałam. Zostałam obezwładniona jej urokiem, siłą życia, która przebija przez świeżo wylane asfaltowe alejki. Mądrością pestek, które przeleżały bezwładnie całą końcówkę lata, jesień i zimę wpadając w moją skrzynkę z ziołami a teraz wiedzione jakąś pierwotną mądrością, zakodowaną przez najwspanialszego z deweloperów rosną, wypuszczają liście, robią się silne. Próbowałam, ale nawet moje ciało tej wiosny się zmieniło, rozpromieniło, zakwitło. Gotowe na przyjemność słońca, wiatru na skórze i dodatnich temperatur. 

Nie jestem bogiem, ani nawet nikim ważnym, a jak co roku zostałam zaproszona do celebracji tego święta życia. Zmartwychwstałam razem z Chrystusem, mimo że nie ma mnie w żadnej z Ewangelii. 

Po prostu jestem i mnie to zachwyca.


Delight to zbiór esejów autorstwa J.B. Priestleya, które powstawały w 1949 roku w nieciekawej, brytyjskiej, powojennej rzeczywistości. Pomysł ten zrecyklingowała Hannah Jasne Parkinson, której książką Drobne Przyjemności zostałam obdarowana i… o ile pomysł mnie zachwycił, o tyle wrażliwością językową i sposobem odczuwania świata znacząco się od autorki różnię. Zainspirowana, postanowiłam jednak zapoczątkować serię poniedziałkowych wpisów na temat małych zachwytów, do której mam nadzieję i Wy się przyłączycie, kiwając ze zrozumieniem głowami lub wymieniając w komentarzu własne zachwyty z minionego tygodnia. Wierzę, że ustawienie rejestru na małe cuda codzienności może przynieść wiele ulgi i napawać nadzieją w postcovidowym świecie, w którym inflacja i wojna spędzają wielu sen z powiek. Odczarujmy razem poniedziałki naszymi mikrozachwytami! Do usłyszenia za tydzień.




.