Ostatnio na wielu blogach, w magazynach i ogólnie „zewsząd” słyszę powtarzające się „weź się za siebie” i „jak opanować odkładanie na później” oraz „siła woli, głupcze!”. Otóż chciałabym zapytać jaki to kapral w Tobie ciągle smyra Cię batem po tyłku, pogania i krzyczy „przestań sobie pobłażać”, „możesz to zrobić lepiej” i nieśmiertelne „jeśli wystarczająco się postarasz, możesz mieć wszystko i być każdym”. A takiego.
Owszem, możesz dużo i kreujesz swój los. Szczerze wierzę w to, że każdy z nas może się zmienić, jeśli tylko zechce. Może zajrzeć wgłąb siebie, albo wcale nie, może podpatrzeć innych, którym się udało to co nam się właśnie podoba, i spróbować wziąć od nich to co najlepsze, dać się zainspirować. Można odrobić lekcje, ulepszyć siebie, ciągle się rozwijać i nigdy nie przestawać. Nie słuchałabym jednak podszeptów o obrzydliwym i rozlazłym pobłażaniu sobie. O wdrażaniu dyscypliny. Ogólnie to nie bądź ślimakiem, nieudacznikiem lub nie daj boże grubasem. Nie bądź nieporadna, biedna, mało ogarnięta. To grzech śmiertelny. No kaman, chcesz być człowiekiem sukcesu czy nie?
Chcesz mieć płaski brzuszek, świetne stopnie, kolejny tytuł naukowy, awans? Lepszy samochód? Samochód w ogóle? Chcesz tego wszystkiego czy nie chcesz? Zdecyduj się. I jeśli przypadkiem odpowiesz sobie „tak” musisz wiedzieć jedno – krew, pot i łzy. NO FUCKING MERCY! Chyba nie wymiękasz cieniaro?
No to ja stanowczo się z tym nie zgadzam. Tak jak nie zgadzam się z biciem dzieci, jak nie zgadzam się z gnębieniem psów. Nie zgadzam się też z gnębieniem siebie. Ludzie, którzy ogromnie boją się zobaczyć swój miękki brzuszek, ludzie którzy boją się słabości i ona ich brzydzi, to bardzo nieszczęśliwi i zaburzeni ludzie. I mówię to ja, a był to jeden z moich tematów do przepracowania. Oh, jak ja nienawidziłam ludzi słabych, brzydkich, niedostatecznie bystrych. W tym siebie. Oh, jak chętnie odrzucałam marchewkę i okładałam się kijem po plerach krzycząc „jazda, ruszaj się leniwa dupo, inaczej nigdy nie osiągniesz tego o czym marzysz”. Mój boże! Z dzisiejszej perspektywy, nawet nie chciałabym! Nic nie jest warte automowy nienawiści. Sabotowania samego siebie i to pod płaszczykiem samorozwoju. To nie motywuje, to bardzo niszczy. I możesz mieć miliony plnów (albo nawet amerykańskich dolarów, choć ostatnio polecam brytyjskie funty) brzuch jak tarkę, najpiękniejszego męża świata i nadal czuć się, no powiedzmy cokolwiek licho.
Każdy z nas jest w środku delikatny. I jeśli nie staniemy się w pewnym sensie dość mocni, mocni w sposób mądry, nigdy nie ochronimy tego miękkiego wnętrza. A wiesz co wtedy się dzieje? Kiedy wnętrze kilka razy się wyleje jak żółtko z niedogotowanego jaja, kiedy ktoś wsadzi Ci tam palucha, kiedy naruszy Twoje granice, uznasz że trzeba się bronić. Ja uznałam. A obrona to pancerz. Gruby pancerz. Zbroja i twierdza. Problem w tym, że im grubsze opancerzenie, tym bardziej wnętrze miękkie, przelewające i wrażliwe. Oj, jakie wrażliwe! A jak kiedyś kogoś do niego dopuścisz i on Cię zawiedzie, naprawdę będzie z Tobą krucho. Dlatego najlepiej jest wypracować sobie lekki pancerzyk chitynowy. Taki w sam raz.
To oznacza, że trzeba do miękkiego środka zajrzeć i się nie przestraszyć. A potem się tym środkiem zaopiekować. To trochę jak dziecko. I to ciekawe, bo każdy z nas myśli, że ma tyle lat ile ma, że dorasta, a zrzucona skóra zostaje za nami, gdzieś tam hen. A tymczasem nosimy w sobie nasze poprzednie wcielenia, takie różnorakie embriony i poczwarki, ooo gorsze to znacznie niż szatańskie in vitro! Masz w sobie nadal dzieciaka, który jest wrażliwy i musisz nauczyć się go chronić. Mimo tego, a może przede wszystkim dlatego, bo jesteś dorosła.
Czy Twoim zdaniem najlepszym sposobem wychowywania dziecka jest darcie na niego japy? Lub straszenie go? A może zawstydzanie? Robisz, któreś z tych rzeczy sobie? Boisz się, że jak wejdziesz w tryb pobłażania sobie, to się całkiem rozpuścisz, rozleniwisz, znikniesz? Być może więc wcale siebie nie znasz.
Zamiast marchewki z kijem, zastosuj samą marchewkę. Marchewka jest zdrowa. Poczęstuj siebie. Bądź dla siebie miła. Kiedy padasz z nóg, po prostu odpocznij. Tak, kosztem prania, pracy domowej, spotkania towarzyskiego. Jeśli chcesz schudnąć, nie musztruj się (na boga!) znajdź sposoby i potrawy, które Ci służą, ruch który lubisz i zacznij korzystać z tych nowych preferencji. Jeśli nie jesteś w czymś geniuszem, zastanów się, czy na pewno musisz być? I czy właśnie teraz powtórne nauczenie się francuskiego, to jest właśnie to, co jest warte godzin ślęczenia nad książkami, a przecież francuski nie wchodzi Ci gładko. Ja dość dawno pogodziłam się już z moją kiepską pamięcią (aczkolwiek ćwiczę ją, coby nie zanikła totalnie), matematycznym beztalenciem i tym, że organizatorka ze mnie żadna. Nie będę mieć pupy jak Byonce, bo zamiast trzaskać przysiady wolę poczytać książkę lub spotkać się z przyjaciółką, a mój dom nigdy nie będzie czyściutkim pudełeczkiem, za to zawsze będę umiała wyczarować w nim coś z niczego do jedzenia. I będzie to zacne.
Nie chodzi o usprawiedliwianie się. Musisz zachować wobec siebie elementarną uczciwość. Jeśli coś sobie obiecasz, dotrzymuj słowa. Dbaj o swoje interesy. Ale pamiętaj też, że są wyjątki od reguł i że dobrze jest traktować się z czułością i ciepłem. Dobrze potraktowany przyjaciel potrafi być bardzo lojalny i radosny w relacji z nami. Chciałabym żebyś była swoją najlepszą przyjaciółką. Kaprala i głosy krytycznych rodziców zostaw po prostu tam gdzie ich miejsce. W koszarach prawdopodobnie. I nigdy do tych koszar nie wracaj.
14 komentarzy
Przyklaskuję Tobie. W pełni się zgadzam. I staram się ze sobą przyjaźnić /)
Ja wlasnie jestem po przesłuchaniu książki Brene Brown ” The gifts on imperfections ” która bardzo polecam, jest w temacie tego posta 🙂
Mam wrażenie, że nie tylko wypada być idealnym, ale nie wypada też mieć czasu wolnego. Wypada dużo pracować, po pracy dorabiać, studiować lub chodzić na kurs, do tego ćwiczyć, a jak ma się dzieci wozić je z zajęć na zajęcia i na edukacyjne wycieczki, broń Boże pozwolić im na taplanie się w błocie. Wszystko w idealnym domu, a na koniec dnia zdrowa kolacja, oczywiście zrobiona własnoręcznie. Moim zdaniem warto mieć jedną-dwie działki, w których się nie odpuszcza. U mnie takie działki to związek i bieganie, i nad tymi rzeczami pracować będę zawsze. W innych wypadkach potrafię się pogodzić z tym, że nie będzie idealnie, ale przynajmniej mam czas na książkę czy kawę. Z bólem porzuciłam naukę niemieckiego, ale nie wchodził, nie wchodził i już. Nie chodzi o to, żeby się zniechęcać i poddawać, ale wyczuć ten moment, kiedy warto odpuścić.
Od razu przypomina się tekst, jaki znalazłam szukając fioletowego minionka: Don’t judge me – I was born to be AWESOME, NOT PERFECT.
Racja hehe.
Cele trzeba sobie wyznaczać, inaczej życie nie ma sensu. Jednak w przypadku porażki zamiast się ganić i biczować, wstać i albo iść dalej albo zmienić drogę do celu.
Jakby nie było zgadzam się – sobie być najlepszym kumplem bezcenne, bo tak naprawdę do końca życia jedyną osobą z jaką pozostaniesz, jesteś TY sam 🙂
Blum, bardzo lubię cię czytać, ale robię to rzadziej niż bym chciała, bo… zniechęca mnie malutka czcionka. Rozważ większą, proszę! Na pewno wielu ludziom uprzyjemni to życie 😉
Mortycja – zrozumiano!
baaardzo fajne, nie zaglądam tu często, ale tekst trafił bardzo w punkt. dzięk! 🙂
„Zamiast marchewki z kijem, zastosuj samą marchewkę. Marchewka jest zdrowa. Poczęstuj siebie.”
Mortycja: przytrzymaj ctrl i naciśnij + 😉
Bądź swoim najlepszym przyjacielem <3 Dziękuję!!
<3
Pingback: Perfekcjonizm? Nie dzięki. – weronika bartkowska
Pingback: POPochane, duużo przemyśleń i pytań. -
Ohhh, a coz to za cudny wygaszacz na zdjeciu?
(Marta, ja mam chyba taki sam i znalazlam to tak „Flip Clock Screensaver for Windows OR Mac”)
Kurcze czytalam juz ten tekst wczesniej i za kazdym razem zmusza mnie do refleksji, lubie do niego wracac :)) Sama tak sie motam w swoich przemysleniach..
Wiele z nas ma problemy z motywacja do dzialania i chcialoby osiagnac wiele roznych rzeczy – np. pojechac na wymarzone wakacje do jakichs super duper cieplych krajow ze az caly facebook mi pozazdrosci ;p I w tym kontekscie teoretycznie tak, no mozemy zagodpodarowac pewnie i czasem i finansami i jakos to zaplanowac zeby takie marzenie spelnic. Ale przy tym wszystkich chyba trzeba siebie dobrze znac, byc wobec siebie szczerym zeby moc ocenic sytuacje czy w ogole akurat te wakacje to jest moje marzenie czy jednak skopiowane bo zobaczone u kolezanki na insta i nie chce byc gorsza, czy jest sens wbijac sie w mniejsza kiecke , czy jest w ogole jakis powod ku temu zeby uczyc sie kolejnego jezyka i takie tam rozne. Ja nadal sobie robie wiele wyrzutow ze robie malo, bo wiem, ze moglabym duzo wiecej natomiast takie mysli nie wychodza gdzie z wnetrza a raczej dopadaja mnie glownie kiedy przescrolluje sobie mojego feeda i widze ze jest tyle opcji na spedzanie czasu, krztalcenie sie i podrozowanie. Taka troche pulapka naszych czasow ze niby mozna wszystko ale ostatecznie doba ma 24h i trzeba cos tam wybrac sposrod niekonczacej sie liczby opcji na to, jak przezyc nasze zycie.