lajfhaki

Pomyślałam sobie ostatnio, że warto dodać nową kategorię wpisów. Lajfhaki to nie tyle złote rady, co raczej „jedna pani drugiej pani”. Jesteśmy globalną wioską, na tej stronie w dodatku z podobnymi zainteresowaniami, czemu nie doradzić sobie „gdzie najdorodniejsze pomidorki”. Na pierwszy ogień sprawa podróży. Jestem totalną gapą, która nigdy nie wie gdzie ma klucze w torebce, czy na pewno wzięła telefon z pracy, a kiedy się pakuję, jako rasowa domatorka, próbuję zabrać ze sobą, dosłownie wszystko. Jest jednak w tym natłoku bezradności kilka sposobów, które znam i działają i mogę podać je dalej.

1 Ręcznik z mikrofibry. Taki dla sportowców. Mega lekki, zajmuje mało miejsca, bardzo szybko schnie i świetnie pije wodę z długich włosów!

2 Zamiast mleczek do demakijażu, miceli, żelów Glove. W hotelach zazwyczaj są małe mydełka, którymi będzie spokojnie można umyć szmatkę. Odpada temat „podróżnych mini wersji dużych kosmetyków”. Nie cierpię porady o podróżnych mini wersjach, bo i tak nigdy nie zużywam tych mini wersji do końca, a do kolejnej podróży się przeterminowują. I niby tak, mogłabym je zużywać w domu i kończyć, ale jakoś nigdy to dla mnie nie zadziałało.

* Jeśli jednak wolisz żel to polecam wziąć Babydream, który opisywałam TU. Nada się zarówno do twarzy, higieny intymnej, jak i całego ciała. No i jako szampon.

3 Szampon w kostce. Np Lush. Nie ma problemu na lotnisku. Nie ma wielkiej butelki ani odlewek. Ani bułek, które przesiąkły zapachem mydła (been there, done that!).

4 Każda z nas zna chyba numer pt „nie wezmę pasty do zębów, na bank ktoś weźmie”. Ja proponuję zaopatrzyć się w tabletki do mycia zębów Lusha. Są dostępne np na allegro. To droga opcja na co dzień (dla mnie też niezbyt komfortowa do używania na stałe) ale na wyjazd w sam raz. Nie mówię tu nawet o wielkiej podróży. Takie 2-3 dniowe wypady potrafią sprawić, że człowiek zabiera dużo dużych rzeczy. A tak? zarzucasz tabletę i po problemie.

5 Jeśli z jakiś powodów nie przypada Ci do gustu opcja z rękawicą do demakijażu, tabletkami do mycia zębów i żelem dla dzieci od stóp do głów, zawsze możesz kupić pakiet małych słoiczków i buteleczek, do których włożysz wszystko czego używasz zazwyczaj. Ja korzystałam z nich dużo, zwłaszcza kiedy jeździłam do Surfera do jego miasta, a nie chciałam targać całej kosmetyczki (mimo, że ma długie włosy nie używa niestety odżywek). Takie pojemniczki są dostępne w Sephorach, ale też każdym Rossmanie, Superpharmie itp.

6 Pomyślałam o tym ostatnio, bo zauważyłam, że moje znajome używają toników, wód termalnych lub innych odświeżających mgiełek, zamiast kupić po prostu… hydrolat! Hydrolat jest to woda, którą otrzymuje się podczas destylacji roślin lub kwiatów. Dobierając właściwy nie tylko będziemy mieć pewność, że nie ma on żadnych niepotrzebnych dodatków (odświeżające mgiełki to zazwyczaj syf) ale też, że pielęgnuje naszą cerę. Nawilża, koi. Dobieramy hydrolat w zależności od potrzeb naszej skóry. Ja uwielbiam ostatnio różany choć dużą popularnością cieszy się też oczarowy.

7 Odżywka w kostce Lusha. Oczywiście podobnie jak szamponu nie trzeba brać całych kostek, można ukruszyć. Jeśli jednak wytrzymasz bez odżywki, zawsze możesz nałożyć na same końcówki włosów silikonową bazę pod makijaż albo odrobinkę kremu do rąk!

BONUSIK

lifehacks

Sposób na przewożenie „mokrych” kosmetyków podpatrzyłam u mojej współlokatorki Jagi. Jeśli bierzesz w podróż szampon, żel, odżywkę lub cokolwiek tego typu w pełnowymiarowym opakowaniu możesz to zamknąć w plastikowej śniadaniówce. Ten genialny w prostocie pomysł był dla mnie odkryciem, bo zazwyczaj upakowywałam te kosmetyki do tej samej kosmetyczki co kolorówkę lub pędzle. Ewentualnie zrezygnowana wkładałam sposobem „na Janusza” w reklamówkę.

Drugą opcją, tym razem to mój własny patent, są woreczki strunowe. Idealne by przewozić w nich pędzle (po dotarciu do miejsca destynacji otwieram je, coby nie namnożyć bakterii beztlenowych, nie wiem czy ma to sens czy nie, ale tak właśnie robię ; ) W woreczkach strunowych wożę też pudry lub minerały, albo biżuterię.

Do tej opcji zaliczają się też bawełniane woreczki, coś w rodzaju takich, w których dobrze wozi się posegregowaną bieliznę, kostiumy kąpielowe itp.

To tyle z moich szczerozłotych rad najwyższej rangi. Może się Wam przydadzą jeszcze w te wakcaje. Jestem ciekawa jak Wam się podoba nowa seria „Lajfhacks” i jakie są Wasze sposoby na podróżowanie lekkie, bezstresowe i przyjemne?

...

8 komentarzy

  1. łańcuszki – jeśli bierzemy biżu w podróż i nie chcemy, żeby się poplątała to przeciągnijmy łańcuszek przez słomkę do picia i zapnijmy.

    woreczki strunowe są w deche, bo jeśli fruwamy na wysokości 10 km to lakiery czy inne bazy mogą pęknąć – nie wyleje się ciulstwo. poza tym taki wymóg na lotnisku.

    kable i inne przedłużacze splatam i zaczepiam na nich klamrę do włosów, tudzież gumkę.

    pasta do zębów – u dentystów często są próbki colgejtów czy oral-b, poproście o kilka. idealne do podróży. są też próbki nici do zębów – można je umyć pod kranem i kilka razy użyć podczas podróży.

    ogólnie w podróż biorę stare kosmetyki czy szmaty – nigdy nie wiadomo kiedy coś zgubimy lub ukradną. będzie mniej płakania po tym 😉

  2. Pasta do zębów w małych, podróżnych opakowaniach to świetna opcja. Ja myję zęby po każdym posiłku (co spotyka się zwykle z dziwnymi reakcjami, chociaż mnie raczej dziwi, czemu inni tego nie robią…) i małą tubkę noszę przy sobie zawsze.

    Pasty Lusha bazują na sodzie, a to nie każdym zębom dobrze robi, bo może uszkadzać szkliwo.

  3. Ja wychodzę z założenia, że jeśli jadę na krótkie wyjazdy (2-4) dni, to przeżyję bez odżywek i innych bajerów. Mydło (takie, żeby można nim było i twarz umyć) + mini pasta + szampon + krem do twarzy + puder to chyba wszystko co biorę, czasem jeszcze balsam 😉 ja potrafię bardzo zminimalizować swoje kosmetyczne potrzeby

  4. a ja polecam, jak się człowiek pakuje, zwijać ubrania w rulon, zamiast składać – nie wiem, jak to działa, ale u mnie rzeczy pozwijanych w rulon mieści się zawsze więcej niż normalnie poskładanych 😀

  5. katwanda

    ja polecam proszek do mycia zębów dabur! kiedyś kupiłam go stacjonarnie na kazimierzu -to mieszanka cynamonu, goździków i innych paszczowych ziół i przypraw. można go także stosować jako płyn do płukania ust po zmieszaniu z odpowiednią ilością wody. fajna i ekonomiczna sprawa. polecam 🙂

  6. Blum

    Ooo tak1 Ja stosuję teraz proszek od Babuszki Agafii i już nigdy nie wrócę do tradycyjnych past.

  7. Jeśli wyjezdżam gdzieś na dłużej i liczy sie każda przestrzeń w walizce/plecaku, nie zabieram kosmetyków – kupuję na miejscu, pod warunkiem , że nie funduje tym sobie nadwyżki, czyli że zużyłam to, co w domu. No i kiedy wiem, że w miejscu podróży maja sklepy 😉 Często latam samolotem, co działa zgubnie na moją suchą cerę, muszę mieć ze sobą jakieś mazidła. Najczęsciej zabieram w drogę próbki/testery , na te okoliczność są jak znalazł, ew, przekładam trochę do minisłoiczków, np. maski nawilżajacej bez zmywania – w suchych okolicznosciach samolotowych wchłania się jak tonik, nie ma co się bać. Robi treż za balsam do ciała, smaruję nią wszystko, co da się. I oczywiscie wożę plastikowy woreczek strunowy (wymogi), niejeden, bo bywa, zż szybko sie psują , więc lepiej mieć zapas (dlatego biżu czy kolorówkę też wkładam do woreczka, będzie zamiennic, jakby co) Nauczyłam się owijać buteleczki/tubki/inne folią spożywczą. Zapobiega to „magicznemu” odpadaniu nakrętek , a w przypadku ulania sie/wysypania zawartości, zostaje ona przy pojemniku. Taka folia świetnie też zmniejsza objetość np. wacików – wystarczy owinać, scisnąć aż ujdzie powietrze i mamy 1/3 pierwotnej objetosci. Używam też worków próżniowych do ubrań, dzięki czemu oszczędzam miejsce (po co wozic powietrze?) Wykorzystuję też przestrzeń w butach (tych w walizce, nie tych, na nogach) i upycham tam rózne rzeczy, zwłaszcza te delikatne, traktując but jako bezpieczne opakowanie. Gdy wyjazd wymaga opcji „skrajne minimum”, kosmetyki ograniczam często do olejku jakiegos (umyje twarz i ciało, natłusci skorę, gdy sucho, uspkoi koncówki włosów), odsypki z mąki ziemniaczanej ( jako suchy szampon , puder do twarzy i talk do ciała) . Wożę też ze sobą fiolkę olejku aromaterapeutycznego , najczęściej jakiegoś uniwersalnego, typu lawendowy lub tea tree. Gdy trzeba, mam w nim odkażacz, lekarstwo, perfumy czy choćby odświeżacz powietrza w zatęchłym hotelowym pokoju i …płyn na komary 😉

  8. Ja ostatnio spakowałam się na miesiąc w walizkę podręczną + torebkę pod rękę. Problemem był wielki segregator z notatkami i dwie książki, które zajęły za dużo miejsca w walizce, bo przyjechałam na zaliczenie egzaminów 😉

    Ubrania: bardzo uniwersalne. Kurtka przeciwdeszczowa zajęła najwięcej miejsca, ale cóż – w Brukseli nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda. Poza tym mam taką małą capsule wardrobe – neutralne kolory, ubrania możliwe do łączenia, jak tylko dusza zapragnie (sukienka jako koszulka, koszula jako narzuta…) – wszystko ze wszystkim praktycznie się łączy i jeszcze ani razu nie założyłam tego samego zestawu. Oczywiście zwinięte w rulon. Bielizna na tydzień – a skoro i tak piorę (ręcznie), to i jakąś koszulkę czy coś też mogę przeprać. I duża chusta – kołderka w samolocie, siedzisko na trawie albo dodatkowe ocieplenie.

    Kosmetyki: do makijażu podstawowy zestaw: puder mineralny, korektor, tusz do rzęs, róż i eyeliner. Woda toaletowa 30 ml, mini wersja odżywki do włosów i olejku na końcówki oraz… płyn Facelle w opakowaniu 100 ml jako żel do ciała, twarzy, higieny intymnej i szampon. I żel aloesowy do twarzy i jako balsam do ciała/rąk. Wszystkie lejące się kosmetyki oklejone szeroką taśmą klejącą i w woreczku strunowym, który wrzucam do torebki, żeby nie musieć na kontroli lotniskowej otwierać walizki.

    Dodatki: „największe” buty miałam na sobie w samolocie. Poza tym spakowałam trzy pary (klapki, tenisówki i sandały). Ręcznik z mikrofibry oczywiście – jedyny, jaki wożę ze sobą. Biżuterii minimum w woreczku wrzuconym do kosmetyczki.

    I tyle!

Leave a Reply

.