Zdecydowaną zaletą życia z pisania jest to, że pisać można w nocy, a rano, raczej późno niż wcześnie, iść na miasto na śniadanie. Za to kocham Kraków! O ile w Warszawie trzeba stać w kolejce, żeby coś zjeść przed pracą (co mija się moim zdaniem z celem, wszak na śniadanie do knajpy idzie się żeby było szybciej i przyjemniej, raczej powolutku niż w pośpiechu) o tyle w Krakowie opcji śniadaniowych jest naprawdę sporo. My wybraliśmy się do nowo otwartego Rannego Ptaszka. Ładnie i choć w przeważającej części na słodko, znalazło się i coś dla mnie. Powerbowl z kiszoną cytryną (!), burakami, strączkami. Z resztą u Kasi Pilitowskiej i jej córki Zosi nie mogło być źle. Wyjścia z Markiem, nawet do sklepu po bułki owocują zazwyczaj jakimiś zdjęciami. Lubię to. Przyzwyczaiłam już się. Wiem, że kiedyś będę wracać do krakowskich dni uwiecznionych na tych zdjęciach z wielkim sentymentem.
Płaszcz – Medicine
Obrączki – Kavo
Czapka – H&M
Okulary – Oscar de la Renta
Torba – bóg jeden raczy wiedzieć, dostałam na targach mody kiedyś
5 komentarzy
Jakie piękne, klimatyczne zdjęcia! Ja co prawda w środku tygodnia nigdy nie miałam problemu z tłokiem w Warszawie podczas próby upolowania fajnego śniadania, ale słyszałam, że Kraków mniej spięty, nadęty i jakoś tak milej nawet przy kawie posiedzieć. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się wpaść! 🙂
Irrakuri – zdecydowanie Kraków wart jest odwiedzenia 🙂 Śniadania na Kazimierzu rządzą!
Zdjęcia tegoż autorstwa mają dużo treści. Lubię. Podglądam. Inspiruję się.
oj chcialabym zdjecia od Twojego Fotografa <3
Zdjęcia są ekstra! Już wiem do kogo się zgłoszę, jeśli będę w Krakowie i zechcę zjeść coś pysznego. Na taką czapkę poluję :)!