looptroop1

Lubię rock’n’rolla. I choć tak, słuchałam Kalibra44, Molesty, 2Paca, WuTang, Łony… nie po drodze mi z hip hopem. Ani rapem. Po prostu moje dorastanie trafiło na moment zahaczający o taką muzykę. Mam wielu znajomych zanurzonych w rapach i hiphopach po same łokcie, a ja czasem ślizgnę się po powierzchni, ale nigdy nie nurkuję zbyt głęboko. Śmieszy mnie machanie rękoma, śmieszą mnie luźne gacie, śmieszą mnie złote zęby, wielkie bluzy z kapturem… całkiem inaczej niż ramoneski, włosy ociekające brylantyną lub długie tłuste strąki (każde długie włosy podczas grania rockowego koncertu zmieniają się w tłuste strąki), trampki lub rurki, tatuaże i kolczyki… no tak. To tylko forma mundurka, do którego jesteśmy przywiązani. Ja kocham mundurek rockowy. Ale wcale nie będzie dziś relacji z koncertu, nie będzie też o modzie w subkulturach, wyższości punka nad rapem czy muzyce jako takiej. Będzie o surrealistycznym koncercie Looptroop Rockers, o tym, że mężczyźni w Szwecji to nie klopsy z Ikea, o kryzysie męskości (może troszeczkę) i równouprawnieniu. Ale chyba najbardziej, będzie o fajnych facetach.

No więc trafiamy na koncert do Fabryki. Nie znam za bardzo twórczości Looprtoop rockers. Surfer, który sprawuje pieczę nad moją edukacją muzyczną, zapoznał mnie z kapelą. Kawałki fajne, lekkie, słoneczne, skoczne. Nic czego nie zrozumiałaby fruzia, która na co dzień nie czuje się dobrze w ciężkiej nawijce. Sama na własną rękę(ucho?) przesłuchałam trochę kawałków tej kapeli, no i teraz pchnięta chęcią pobujania się i wypicia piwka idę na koncert. Tyle o motywacji.

Chłopaki grają. Bas porusza moim gardłem i brzuchem. W międzyczasie na świecie inny Szwed promuje swój najnowszy film „Turysta”. W wywiadzie dla WO opowiada, że małżeństwo jest rodzajem wynaturzenia, a w ogóle to płakał z powodu niedostania Oscara, ale może tylko grał. Że chciał zwrócić uwagę swoim płaczem i filmem, m.in na kryzys męskości. To znaczy, że mężczyźni są tylko ludźmi i mają prawo do słabości, ale kiedy ją okazują, wcale nie jest tak różowo, w końcu wychodzą z roli. Że nikt nie ma pomysłu na to, jaki ten NOWY facet miałby być.  Czytam wywiad z mieszanymi uczuciami. Ciągle zastanawia mnie i intryguje Skandynawia. Skandynawia, w której socjal jest całkiem inny niż u nas, a dzieci mogą poczytać książeczki o cipkach, penisach kupie lub eutanazji. Z jednej strony wielkie wzięcie mają Rosjanki, a może i Polki. Jakiś Włoch napisał nawet książkę o tym, dlaczego mężczyźni z zachodniej Europy tak okropnie przepadają za Słowiankami. Wbrew pozorom wcale nie z powodu tego o czym śpiewa Donatan i Cleo. Chodzi o to, że Słowianki są uległe, kobiece, ciepłe, rodzinne, zrobią bardzo dużo dla swojego faceta w łóżku i ugotują obiad. Nie mają roszczeń i oczekiwań jak ich zimne, kapryśne sąsiadki. Robi mi się przed oczami ciemno. Ty tępy chujku – myślę sobie! Rosjanki, Ukrainki i Polki są jeszcze po prostu biedne. Grają te swoje wysłużone role nie z dobroci serca, tylko z potrzeby. Oczywistym wydaje mi się, że im więcej człowiek ma władzy, sprawczości i możliwości wyboru, tym bardziej wybiera i przebiera. Jako dziecko naoglądałam się dość „uległych, rodzinnych Słowianek” żeby komplementy Włocha dawały mi gorzki posmak w ustach. Raczej przypominam sobie wszystkie związki dorosłych, które obserwowałam jako mała dziewczynka, z myślą, że „ja tak nigdy nie będę”. Więc naturalnie, trochę mi smutno, że moje skandynawskie koleżanki kastrują swoich mężczyzn. Żądają od nich by byli czuli, ale też waleczni. Same próbują zdefiniować męskość swoich mężczyzn (a wydawałoby się, że dobrze by było gdyby mężczyźni definiowali jednak swoją męskość sami), mają wymagania i ponoć są niekobiece. Czemu przeczą wszystkie piękne Szwedzkie blogerki modowe i urodowe, z długimi doczepianymi włosami, opalone, ze zrobionymi paznokciami i pięknymi figurami. No w życiu bym nie powiedziała, że oto niezależne kobiety postanowiły porzucić troskę o imidż.

Tymczasem chłopaki grają nadal. Koncert jest bardzo fajny, chłopcy skaczą po scenie, nawet nie są bardzo jołjoł, mają dziarki i rokendrollowego pazura. Mają brody, muzyka płynie, jest git. I nagle, między kawałkami, jeden z muzyków mówi jak ciężko im było grać tę trasę, no bo grali ją bez jednego z członków zespołu, któremu zachorowało dziecko więc nie mógł być z nimi, ale teraz już jest i elo, piąteczka, gramy, jest klawo.

Zbieram szczękę z podłogi. Brodacz przytakuje, że no niestety, dziecko było chore i lecimy z kawałkami dalej. Zastanawiam się czy się nie przesłyszałam. Ja w ogóle mam problemy z słuchem czasem. A jeszcze po enegelsku…

DYGRESJA. Z rockmanów najbardziej lubię vegan i strejtedżowców. Lubię kontrasty tak w ogóle. I nic nie rozkrochmala mnie tak, jak wydziarany, drący japę lub szarpiący struny facet, który nie je mięsa, przytula żółte puchate kaczuszki i nie bierze dragów, nie jest moczymordą, nie jara faj, jest zajebiście mocny w ciele i moralnie, i przy tym nie żeni nikomu kitów, że jedyne obowiązujący model męskości to gburowaty, nawalony stekożerca (z czym mógłby kojarzyć się przecież wydziarany, mocarny, rokendrollowy zbir).

Poza miłą muzyką nie spodziewam się po tym gigu niczego. W ogóle jako prawie 30 letnia baba, nie oczekuję już po muzyce zaangażowania. Nie ubawiłabym się na koncercie Włochatego. Jednak nie lubię za bardzo, kiedy muzyka ma rozseksualizowaną otoczkę. Niezależnie od tego czy to Kryśka Agilera wije się w kusych majtach po podłodze śpiewając, czy laskom prawie odpadają tyłki od twerku w klipach 50 centa. No po prostu nie przepadam. Jednak bardzo często jest tak, że faceci, jeśli starsi, napinają muskuły i śpiewają o tym co zaliczyli. Laski raczej zawsze po prostu kręcą tyłkiem jakby miały napad owsików. Młodzi chłopcy zaś śpiewają rzewne pieśni i mają sarnie oczy, a trzynastolatkom roztapiają się serca. Wyjątkiem może jest Madonna, która nieustannie biczuje muskularnych mężczyzn, im jest starsza tym młodszych, co też mi nie w smak, ale traktuję to jako ciekawostkę (bo co mnie tak rusza okropnie, że stara baba i młodzi chłopcy). Nachalnego seksu i ustalania porządku dziobania jest we współczesnej muzyce dużo, jestem gotowa przyjąć to na koncercie elo melo joł. Zespół prawie już kończy grać i pyta co jeszcze chcielibyśmy usłyszeć. Tłum krzyczy, że chcemy usłyszeć Bandit Queen co mnie nawet cieszy, bo akurat znam ten kawałek. Wpada w ucho i jest nietypowy. Facet w nim rapuje, że chce niezależnej kobiety. To wydaje mi się ciekawe, bo raczej mało kiedy facet śpiewa, że chciałby mocnej laski, no a przynajmniej jak ostatni raz słyszałam taką piosenkę i miałam 16 lat, a śpiewało ją Good Charlotte, to natychmiast jeden ożenił się z Nikol Riczi, a jego brat zaczął randkować z Paryż Hilton. Czy moje rozkminy Was dziwią? ZAWSZE słuchając muzyki rozkminiam słowa. Mało kiedy jestem w stanie słuchać muzyki z idiotycznym tekstem, częściej wolę dobry tekst i fałszowanie, za co nienawidzą mnie wszyscy moi byli i być może obecny chłopiec, bo znają się na muzyce. Ha! Więc chłopaki rapują w tym kawałku o mocnej pannie, która sprosta ich lajfstajlowi, co mnie w sumie cieszy, może mniej, że dużo tam sobie afirmują jak pani będzie szczęśliwa gdy pozwoli mu w siebie wejść, no i że co jak co, ale ślubu to ona nie pragnie. No w końcu Bandit Queen. Ale nie czepiam się tego. Taka konwencja. A kolo mówi:

Yyyy fajnie, że chcecie posłuchać Bandit Queen, ale my już nie gramy tej piosenki. Bo w sumie jak ją napisałem kilka lat temu, to chciałem takiej kobiety, ale teraz sobie tak myślę, że to byłoby bardzo nie fair mówić kobiecie jaka ma być, żeby była silna i fajna (czy coś w tym wydźwięku powiedział, no nie pamiętam dosłownie). No i już od lat jej nie gramy. Ale jeśli chcecie ją usłyszeć to oczywiście, możemy to dla Was zrobić.

TŁUM RYCZY, ŻE CHCE.

A kolo na to: nie, nie. To kobiety muszą dać pozwolenie. Jeśli kobietom nie przeszkadza ta piosenka i chcą ją usłyszeć niech dadzą znać.

ROZUMIECIE? BO JA NADAL NIE JESTEM PEWNA CZY JA ZNAM ANGIELSKI? POZAMIATANE.

Pozamiatane. Nie dość, że dobre koncerciwo, to jeszcze coś takiego. Nie żadne ideowe, ikeowe, miękkie pop pulpety. Grupa niezależnych kolesi, kolesi z pasją, wychodzi na scenę i nie macha pindolami urzadzając sobie konkurs na „kto sika dalej” (tak biję teraz do Rycha Peji i jego „wiecie co z nim zrobić”) tylko po prostu jest męska, ludzka, ma dzieci i szanuje kobiety.

KURTYNA.

Ten koncert jest tylko kolejną (bardzo niespodziewaną) cegiełką w moim murze rozważań na temat damskości, męskości, równouprawnienia, wzajemnego szacunku i budowania nowego społeczeństwa. Myślę o tym od wczoraj. I nie będę ściemniać… jestem pod wrażeniem!

*Zdjęcie zespołu ze strony karrot.pl

P.S To, że bardzo nie lubię stereotypowych mężczyzn w typie januszoseksualnych, nie oznacza, że w ogóle ich nie lubię. Nie lubię tylko maczo z wąsem, który nie umie być czuły i nie kuma, że można mieć przypływ mocy w związku z rozpoznaniem swoich emocji i nazwaniem ich. Aczkolwiek bardzo sentymentalne i wrażliwe typy też do końca w moim typie nie są. Faceci są jak piwo, mają taką fajną goryczkę i szorstkość, która w nadmiarze wkurwia, ale w odpowiedniej proporcji jest kapitalna. I ostatnio natknęłam się na takie śmieszne coś (też jeszcze w temacie kryzysu męskości i w ogóle po co nam te chłopy?):

co
mężczyzna
może dać
kobiecie
w której
nie ma jadu ?
w czasach jak ktoś napisał w komentarzach
kryzysu męskości

jakiś czas temu Babcie okrążające świat
kobiety z kilkunastu plemion
powiedziały, że nadszedł czas
kiedy mężczyźni potrzebują wsparcia kobiet
nie oceniałabym tego ale wczuła się w znaczenie tych słów
czasami boli mnie to ,że kobietom tak trudno to zrozumieć
i zaakceptować,
boli mnie też kiedy słyszę jak kobiety
mówią o mężczyznach bez szacunku , umniejszając ich bo….
pewnie któraś z was ma ochotę napisać teraz że to mężczyźni
umniejszają sami siebie -bywa i tak
myślę że niezależnie od płci
wszyscy powinni wykorzystać swój czas aby wzbogacać siebie
i tym samym więzi z innymi

co
mężczyzna
może dać
kobiecie ?

może
dać
jej
wszytko
co najpiękniejsze
kiedy jest głodna róż
może dać jej róże
wybrać ją
wcierać krem w jej dłonie
poznać jej tajemnice
okryć kiedy zaśnie zmęczona
może ją wyręczać
dać się jej poznać lepiej niż komuś innemu
obronić ją ,bronić jej imienia
morze jej wierzyć
ukryć w swoich ramionach
przetrzeć dla niej zawiany szlak
nosić ciężary kiedy zagalopuje się w zakupach
czułość
podziękowanie
luxus rozpalonego kominka
widzieć jej piękno
ubóstwiać
wkładać rękę pod spódnicę
chwalić jej pewność siebie
i samodzielność
doceniać
podziwiać
powiedzieć coś kategorycznie
kiedy w czymś się zapętli
powiedzieć chodź tutaj malutka,kiedy potrzebuje
ubarwić życie
kochać z mocą
spowodować że będzie rozkwitać
porwać z podwójną siłą grawitacji
przyciągnąć jak największy z magnesów
może dać jej swój zapach
wsparcie
zrozumienie
pobłażanie
rozgonić lęki
przenieść podnieść ścisnąć
zadziwić mądrością i dobrocią
podzielić się tym, co go gnębi
zarazić radością życia
być przy niej kiedy potrzebuje
bo drży bo czuje się słabo bo przeraziło ją życie
nakarmić gdy zgłodnieje w nocy
uratować
uszczęśliwiać
zagrać na trąbie
wrzucić z lekkością walizkę na najwyższą półkę
zerwać kokosa
przenieść coś na głowie
może nawet na głowie stanąć
dla niej
dzięki niej stać się pełny
a ona też pełna
miłością
brzemienna

fajnie co nie ?

...

6 komentarzy

  1. a z tymi weganami i strejtedżami to trafiłaś, jeśli chodzi o Looptroop Rockers, przynajmniej większość składu 😉
    dodatkowo, ich menedżer gra w Anchor

  2. właśnie ich słuchałam, kiedy zobaczyłam Twój post o nich na FB. nie da się ukryć, nieprzeciętne z nich chłopaki 😉

  3. a ja nie lubię maminsynków, którzy nigdy nie dorosną. Niestety taki facet – czuły, męski, odważny, z dobrym sercem do najmniejszego stworzenia to towar deficytowy.
    ps. jakimś cudem trafiłam na takiego i tym bardziej doceniam!

  4. Blum

    Oj też nie lubię maminsynków.

Leave a Reply

.