Praktykuję jogę już dekadę, ale przez większość czasu robiłam to na matach dostepnych na zjęciach lub na najtańszych matach z TK MAXX, Rossmanna itp. Kiedy zaczęłam intensywniej dbać o skórę twarzy, zacząło mi przeszkadzać dotykanie czołem czy policzkami zużytych i upoconych przez cudze stopy szkolnych mat. Zabierałam wtedy własne maty ze sobą. Ich trwałość i jakość nie była zadowalająca i tak postanowiłam, że kupię coś bardziej profesjonalnego. Nie będę kitować: chciałam też, żeby moja nowa mata była estetyczna, bo to sprawia, że mam dodatkową motywację, by na nią wejść.
Rozważałam wszystkie za i przeciw, plusy i minusy i nie był to łatwy wybór. Profesjonalne maty potrafią kosztować od 300 do 500 zł. Dla mnie to spory wydatek i chciłam, żeby był na lata, ale też żebym była zadowolona. Przez chwilę rozważałam matę Manduka, którą bardzo polecała mi menedżerka w szkole jogi, w której pracowałam. Manduka nie chwyciła mnie jednak za serce, nie potrafię nawet powiedzieć czemu. Macałam, przymierzałam się i każdorazowo odpuszczałam, mimo że miałam na nią wtedy zniżkę. Przez chwilę myślałam, że mata z kauczuku będzie dobrym wyborem i sądzę, że gdybym nadal praktykowała jogę Iyengara stanęłoby właśnie na takiej. W międzyczasie jednak pokochałam vinyassa yogę i wcale nie chciałam być tak stabilnie przyklejona do maty. Przejdźmy do tego co wybrałam, a wybrałam Stellę o regularnej grubości od MIAMIKO. Przez chwilę rozważałam zakup maty do jogi z Joy in me, ale Miamiko było bardziej kontaktowe, odpowiedzieli na wszystkie moje pytania i miałam 14 dni by zdecydować czy chcę zatrzymać matę. Można odesłać używaną, byle nie była zniszczona lub brudna.
JAKĄ YOGĘ PRAKTYKUJESZ?
To chyba najważniejsze kryterium przy ocenie czy mata Miamiko jest dla Ciebie. Sama też bałam się, że Miamiko nie poradzi sobie jeśli chodzi o przyczepność. Warstwa mikrofibry, która sprawia, że maty są pokryte pięknymi rysunkami, zmniejsza też przyczepność. Słyszałam różne opinie od znajomych, ale nie mam pojęcia w jaki sposób praktykują. W szkole jogi, do której chodzę widziałam dziewczyny z matami Miamiko i radziły sobie wyśmienicie, dlatego postanowiłam zaryzykować. Dziś porównałam matę Stella od Miamiko i klasyczną matę z marketu i z przyczepnością wygląda to tak:
Mata Miamiko na początku wydaje się być mniej stabilna niż marketowa, ale już przy pierwszym psie z głową w dół łatwo zauważyć, że gumowa mata, do której jestem przyklejona jak żabka rozciąga się pode mną, a Miamiko jest jak przyklejona do podłogi. To dlatego, że kauczuk trzyma się jej lepiej. Brak rozciągania się maty podczas ćwiczeń uważam za duży plus.
Po chwili, kiedy zrobię kilka powitań słońca, nie mam najmniejszych problemów z precyzją na macie. Bardzo łatwo jest być w przepływie, bo mata mocno trzyma się ziemi, ale nie przykleja do dłoni i stóp. Tu też inaczej niż przy marketowej. Tamta miała lepszą przyczepność na starcie, ale później, im dłonie i stopy cieplejsze, tym bardziej się po niej ślizgam. Na Miamiko trzymam się lepiej. Czy będziesz narzekać na przyczepność? Być może! Jeśli praktykujesz głównie asany w bezruchu, długie czasy w jednej pozycji, może mata kauczokowa sprawdziłaby się lepiej. Przy ruchach jak w yoga flow, fakt że mata nie podrywa się razem ze mną, tylko umozliwia mi gładkie przejścia jest na plus. Zastanów się więc czy raczej często i szybko zmieniasz asany (Miamiko będzie super) czy długo pracujesz w jednej pozycji (możesz narzekać) i na podstawie tego dokonaj wyboru.
CIĘŻAR.
Mata Miamiko jest matą kauczukową więc podobnie jak inne tego typu maty jest ciężka. O wiele cięższa niż maty z pianki. Wiem, że dostepna jest też opcja light, która nazywana jest podróżną. Ja myślałam o posiadaniu tylko jednej maty i zależało mi, żeby była grubsza. Teraz staram sę regularnie praktykować w domu i raz w tygodniu w szkole na zajęciach, więc myślę, czy kwestii higieny nie załatwi jakiś sensowny ręcznik do jogi do położenia na matę. Nie wiem jakie to ma znaczenie dla Ciebie, jeśli dojeżdżasz na zajęcia autem – raczej znikome. Ja poruszam się motocyklem (ciężko jechać z matą) lub komunikacją publiczną, ale nawet wtedy jadę z matą pod pachą i jeszcze robię po drodze zakupy. Ciężar byłby dla mnie minusem przy częstej praktyce i w domu i w szkole, ale ponieważ i tak myślałam o macie z kauczuku – moja mata będzie ciężka. Kropka.
GRUBOŚĆ.
Mata Miamiko jest minimalnie cieńsza niż moje wcześniejsze maty, ale podobna do niektórych mat ze szkoły jogi. Z mojego doświadczenia wynika, że za gruba mata = problemy ze stabilnością w niektórych asanach (nawet w drzewie). Jednocześnie mam bardzo kościstą pupę i mocno wystające kolce biodrowe, zazwyczaj czuję też dyskomfort w kolanach – wszystko to niezależnie od maty na jakiej praktykuję, dlatego w niektórych pozycjach używam po prostu koca.
JAKOŚĆ.
Nie mam nic do zarzucenia przy praktyce, która trwa ponad pół roku. Mata nie blednie, nie kruszy się, nie uległa zniszczeniu (a praktykowałam też na trawie), nie traci koloru. Tu wszystko super. Przewaga w stusunku do klasycznych mat jest też taka, że nie odpadają z niej małe kawałki pianki.
MINUSY.
Dla mnie minusem wcale nie jest przyczepność, a jest nim… problem z utrzymaniem maty w czystości! Mikrofibra łapie psie kłaki jak magnes. Każdy paproszek z podłogi przylepia się do maty, co doprowadza mnie do wścieklizny. Sam materiał jest milutki i taki trochę mechaty, więc nie wystarczy strzepać maty. Rolka do ubrań nie pomaga. W końcu wypracowałam sobie system ścierania maty mokrą szczotką lub wilgotną rękawicą (taką gumową, jakiej używam do sprzątania). W ten sposób udaje mi się ją doczyścić, ale i tak jestem trochę sfrustrowana tym łapaniem brudu. Kauczkowy spód nie pozostawia jednak żadnych złudzeń… tam włosy i piasek przyklejają się jeszcze bardziej, więc nawet wybierając matę kauczokową, bez mikrofibry, miałabym ten sam problem.
UCZUCIE POD PALCAMI I ZAPACH.
Ktoś mi kiedyś mówił, że ta mikrofibra wydaje mu się śliska i ohydna. W ogóle nie mam takich odczuć. Nie mam żadnych uczuć związanych ze zmysłem dotyku i powierzchnią, która pokrywa matę – tu dla mnie jest ok. Mata za to dość intensywnie pachnie. Klejem? Kauczukiem? Farbą? Ciężko mi powiedzieć, ale po ponad pół roku wciąż wyczuwam ten zapach. Teraz co prawda już nie przy każdym rozwinięciu maty, ale przy pozycjach w stylu dziecko – tak. Dla nadwrażliwych na zapachy to może być wada.
ROZMIAR.
Mata jest tej samej wielkości, co poprzednie maty, których używałam, a nawet jest minimalnie dłuższa, co tłumaczy, dlaczego wizualnie wydawało mi się, że jest węższa. Nie jest! Ćwiczenie jest komfortowe.
PODSUMOWANIE.
Wbrew początkowym obawom jestem zadowolona z Miamiko i kupiłabym ją ponownie. Nadal ciągnie mnie trochę w kierunku mat kauczukowych, ale musiałabym je solidnie przetestować. Mam obawę, że wszystko, co mam do zarzucenia Miamiko (zapach, przylepność kłaków, ciężar) w macie kauczukowej też będzie problemem. No i muszę przyznać, że wygląd maty jest jej wielkim atutem! Bardzo ciężko mi było się zdecydować na tylko jedną. Ta, która wygląda jak dywan jest tak piękna, że pewnie gdyby kiedyś naprawdę przypiliło mnie z matą podróżną, kupiłabym właśnie ją. Ćwiczenie na niej to prawdziwa przyjemność.
Jeśli masz jakieś pytania odnośnie moich doświadczeń z tą matą, zadaj je w komentarzu. Sama rozważałam ten zakup przez ponad pół roku i szukałam opinii z pierwszej ręki. Post nie jest sponsorowany, matę kupiłam. Nie używałam sprejów do czyszczenia, świec ani żadnych innych produktów z Miamiko, więc nie będę się o nich wypowiadać.
JEŚLI POSTANOWISZ KUPIĆ MATĘ LUB JAKIKOLWIEK INNY PRODUKT MIAMIKO, BĘDZIE MI MIŁO JEŚLI SKORZYSTASZ Z KODU: BLIMSIEN – DLA CIEBIE TO 5% ZNIŻKI NA ZAKUPY, A DLA MNIE LINK AFILIACYJNY.
5 komentarzy
Zgadzam się ze wszystkim co napisałaś. Mnie co prawda nie przeszkadza zapach ani to, że mata łapie sierść itp, ale wiem, że może to być wkurzające. Ale piszę, bo chciałam dodać coś w ramach ciekawostki. Mam dwie maty z Miamiko: standardowej grubości w księżycowy wzór i dywan w wersji light. I muszę powiedzieć, że cieńsza opcja jest w moim przypadku strzałem w dziesiątkę. Praktykuję ashtangę i bywa, że klasyczna mata jest za mało… plastyczna? Mam wrażenie, że cieńsza lepiej dopasowuje się do mojego ciała i pracy jaką wykonuję. Przyczepność też jest lepsza, a gdybym miała zgadywać bez testów, powiedziałabym, że pewnie jest na odwrót. Standardową matę kupiłam jako pierwszą, a okazuje się, że „travelka” wcale nie stoi w tyle jeśli idzie o komfort dla kościstej pupy czy kolan.
Piszę to właściwie dla dziewczyn, które wciąż zastanawiają się nad zakupem, chociaż osobiście nie zrezygnowałabym z mat, które posiadam. Design obu jest mi zbyt bliski ❤
Pozdrawiam!
Olka – dzięki za ten komentarz, chociaż niestety nie utemperowałaś mojego apetytu 🙂 Na szczęście Stellę kupiłam sobie w nagrodę za stałość w praktyce i jeśli jeszcze kiedyś dokupię coś, to będzie to podyktowane ilością praktyki a nie sroczym okiem 😉 aczkolwiek chcę dopytać czy masz może poduszkę do medytacji z której jesteś zadowolona? Zawsze sądziłam, że to zbędny gadżet ale okazało się, że siedząc na materacu plecy bolą przy dłuższej praktyce, a najbardziej lubię… klęczeć na kolanach z poduchą w pionie ułożoną pod pupą.
A jak wygląda kwestia czyszczenia? Można je prać? Ja moją prałam w pralce i było wszystko ok. Widziałam na stronie, że sprzedają też spreje do czyszczenia, ale nie wiem czy to gadżet czy faktycznie dziala cos w kwestii poskramiania bakterii. Używasz czegoś takiego? Śnię po nocach o tej macie z nadrukiem dywanu, ale na razie nie mam serca kupować bo jeszcze moja stara się nie zniszczyła
Moja mata nie mieści się do pralki, więc nigdy nie próbowałam. Ja po prostu czyszczę mokrą gąbeczką.
Cześć! Dzięki bardzo za recenzję maty.
Chciałam zapytać w którym miejscu składając zamówienie można wpisać kod promocyjny. Bo niestety nie mogę znaleźć okienka 🙂