Jedno z Was ma dzieci z innym człowiekiem. Kochacie się, chcecie razem mieszkać, żyć, tworzyć rodzinę przez duże R. Jak sprawić, żeby rodzinny patchwork działał?
Długo nie pisałam o tym, jak to jest być macochą. Czułam się zbyt świeża i niedoświadczona, uczucia zmieniały się jak podczas skoku ze spadochronem, który… się nie otwiera. Nie wszystko jest łatwe, ale pisząc o tym publicznie, nie chciałam jednocześnie opisywać życia ludzi, którzy są mi bliscy. Dziś jednak jestem bardziej gotowa, by poruszać te tematy, nie wyprzedając prywatności i mówiąc jedynie o sobie i swoich uczuciach. Bycie w mieszanej rodzinie jest TRUDNE! Jest emocjonalnie, logistycznie, finansowo i czasowo wymagające, a nagrody nie są do końca czytelne, ani oczywiste. Szukając informacji na własną rękę, ale też w formie researchu zawodowego, znalazłam masę teorii dotyczących tego, jak sprawić, żeby rodzina patchworkowa działała. Nie muszę chyba dodawać, że są one sprzeczne?
Do mnie najbardziej przemawia model rodziny neotradycyjnej, partnerskiej, w której wszyscy są ważni, ale granice są wyraźnie postawione i czytelne. Teoria potwierdza też moje doświadczenie, że zbytnie romantyzowanie rodziny, rodzicielstwa, miłości w związku i samego patchworku jest zgubne dla wszystkich. Dużo oczekiwań, dużo wymagań, dużo preferencji i bolesne zderzenie z rzeczywistością. Samo bycie w związku jest czasem wymagające, dodaj do tego biologiczną matkę dzieci, same dzieci i swojego partnera plus rodziny generacyjne wszystkich powyższych. Dużo lepiej się sprawdza DYSTANS, mocne osadzenie i uziemienie, realistyczne oczekiwania i brak mrzonek. We własnej rodzinie, z własnymi dziećmi, też nie zawsze i nie wszystko hula. W relacjach lepiej MIEĆ STRATEGIĘ niż być męczennikiem w imię miłości. To moja lekcja, którą bardzo boleśnie odrobiłam, bo jestem totalnie romantyczna i krążę po innej orbicie.
Dziś, chcę tu zamieścić luźno przetłumaczone informacje z witryny Allprodad.com, bo jeśli żyjesz lub dopiero zamierzasz żyć w patchworku, mogą być dla Ciebie pomocne! Wszystko co napisane kursywą, jest moją notatką na marginesie.
Powodem frustracji członków rodzin patchworkowych jest zwykle to, że nie są oni przygotowani na:
- rozmowy o wychowywaniu dzieci, pieniądzach, prywatności, odpowiedzialności, rytuałach, wakacjach itp. Takich rzeczy zwykle nie omawia się z partnerem, z którym ma się własne dziecko, one po prostu się dzieją, bez teoretyzowania. To, że to moim zdaniem nie jest dobre, to całkiem inna sprawa…
- sposób, w jaki dzieci się zachowują i wyrażają swoje emocje
- zachowania pasierbów takie jak popisywanie się czy okazywanie braku szacunku
- typowe problemy z dyscypliną u pasierbów To naprawdę jest trudne, z jednej strony to nie Twoje dzieci, z drugiej to jest Twój dom i Twoje granice, często nie wiadomo, jak się zachować i jak mądrze i w sposób pozbawiony przemocy egzekwować rzeczy, na których nam zależy
- kwestia opieki, odwiedzin i problemów związanych z pomocą finansową
- problemy w relacji pasierbów i przyszywanego rodzeństwa
- poczucie odrzucenia Mogą przeżywać je zarówno pasierbowie, których nie akceptuje macocha, jak i macocha, która może czuć się odrzucona przez dzieci, albo swojego partnera lub jego rodzinę… tych możliwości jest wiele!
- Konflikty lojalności Czy mam stanąć po stronie partnerki, czy swoich dzieci? Czy mam wybrać tatę, czy mamę? Czy mogę lubić macochę, skoro kocham mamę? itp. itd.
- Różnice w poglądach dotyczących wartości i wychowania dzieci Zarówno pomiędzy partnerami, jak i partnerami a biologicznym rodzicem
- Konflikty dotyczące odpowiedzialności i autorytetu, jaki ma/może mieć/powinien mieć ojczym lub macocha
- Poczucie bycia wykorzystanym, ignorowanym, niedocenionym i poczucie braku wsparcia
- Problemy z zazdrością, które może mieć zarówno macocha, jak i ex-partnerka
- Wrogość i/lub agresja pomiędzy biologicznymi rodzicami dzieci
- Nadmierne poczucie winy związane z rozwodem/ nowym małżeństwem
- Pary często czują się przytłoczone, zdezorientowane i przygnębione sytuacją swojego patchworku Czasami prawdopodobnie każdy z nas zadaje sobie pytania, na cholerę mi to było?
To wszystko prawda! Doświadcza się tego w patchworku i nikt nie jest na to przygotowany. Każdy z nas przeżywa to na swój sposób, co nie znaczy, że rodzina mieszana skazana jest na niepowodzenie. W moim odczuciu super ważne są dwa czynniki:
- Partnerzy tworzący dom i trzon rodziny stoją za sobą murem. Są drużyną i zawsze zakładają, że druga osoba, nawet jeśli chwilowo chcemy ją zastrzelić, miała dobry powód, żeby zachować się w dany sposób. Ufamy też, że jak emocje opadną, porozmawiamy i rozwiążemy problem, bo wszystkie problemy patchworku są naszymi wspólnymi problemami. Czuję, że to bardzo ważne, żeby dać bezpieczeństwo sobie nawzajem i dzieciom, będąc w partnerskiej komitywie.
- KOMUNIKACJA. Bez spokojnego i rzeczowego rozprawiania się z problemami, bez tworzenia strategii radzenia sobie z nimi, bez wypowiadania swoich potrzeb i wspierania się, RODZINA PATCHWORKOWA SIĘ NIE UDA.
Serwis allprodad.com pokazuje, jak można sobie pomóc i co działa, przy czym sugerują, że każda rodzina jest inna i żeby dobierać rozwiązania konkretnie do swojego przypadku. Poniżej allprodadowe porady:
SUKCES RODZINY PATCHWORKOWEJ
Zdobądź informacje. Czytaj publikacje, książki, dowiaduj się tyle, ile tylko możesz o wychowywaniu dzieci, małżeństwie i rodzinach mieszanych. Oglądaj video, słuchaj podcastów, nie poprzestawaj na poradnikach. Przynajmniej raz do roku idź na warsztaty lub konferencję, na których będą poruszane tematy dotyczące wychowywania dzieci i/lub rodzin patchworkowych.
♥
Opłacz straty. Nie da się udawać, że ich nie ma. Pożegnaj marzenie o udanym małżeństwie, możliwość wychowywania własnych dzieci od ich narodzin, pogódź się ze stratami w obszarze finansowym, stabilizacji, przyjaciół. Dziecko też traci np. możliwość kontaktu z obojgiem rodziców codziennie. W patchworku każdy z nas przeżywa jakąś stratę. To jest ok. Mamy prawo tego doświadczyć i posmucić się z tego powodu. Dzieci powinny mieć prawo do pogadania o swoich obawach czy lękach i mogą na rozmówcę wybrać kogoś innego niż swoich rodziców. Należy to uszanować.
♥
Miej realistyczne oczekiwania. Natychmiastowa miłość i przywiązanie między członkami patchworku nie są możliwe. Może minąć od 4 do 7 lat, zanim przejdziecie przez etapy rozwoju rodziny patchworkowej. Relacje z pasierbami nigdy nie będą wyglądać jak relacje z biologicznymi dziećmi. Nie musisz kochać swoich pasierbów. Nie porównuj swojej patchworkowej rodziny do modelu pierwszego małżeństwa.
♥
Zjednocz siły ze swoim partnerem jako para. Jako priorytet ustanów swoje małżeństwo/związek. Załóż, że czas spędzony tylko we dwoje jest absolutnie niezbędny. Dzieci czepią korzyści z oglądania swojego rodzica w zdrowym i szczęśliwym związku. Nie kłóćcie się przy dzieciach, decydujcie i rozmawiajcie o newralgicznych na osobności.
♥
Zbuduj satysfakcję w swoim patchworku. Macochy, które definiują swoją rolę, jako „ciocia” lub bliska, dorosła osoba, są zazwyczaj najbardziej usatysfakcjonowane. Zajmowanie się, wychowywanie i dyscyplinowanie dzieci to zajęcia dla biologicznych rodziców. Konflikty lojalności są bardzo częste w patchworkach, członkowie patchworku nie muszą się wzajemnie kochać. Na początku, najlepiej, kiedy dziecko wychowuje/dyscyplinuje biologiczny rodzic.
♥
Stwórzcie nowe tradycje i wspólne rytuały. Bądźcie kreatywni i stwórzcie tradycje właściwie tylko dla waszej rodziny. Dzieci mogą chcieć kultywować tradycje z poprzedniej rodziny, które są dla nich ważne i nie wolno im tego zabraniać. Wymyślcie innowacyjne sposoby, dzięki którym będziecie sobie radzić z zamianą domu na czas wizyty i wakacjami.
♥
Otwórz się na wsparcie. Allprodad.com sugeruje kościół lub inne miejsce gdzie kultywuje się duchowość. Może to być też organizacja czy grupa pomocowa dla rodzin mieszanych. Jeśli potrzebujesz, skorzystaj z pomocy specjalisty np. coacha lub terapeuty.
7 ETAPÓW ROZWOJU RODZINY PATCHWORKOWEJ
Allprodad wyróżnia 7 etapów przez, które przechodzi każda rodzina patchworkowa. Niektóre zrobią to szybciej, inne wolnej. Niestety większość nigdy nie przejdzie wszystkich siedmiu…
- ETAP FANTAZJOWANIA marzymy, fantazjujemy, życzymy sobie, wnosimy oczekiwania w nowe relacje.
- ETAP ZANURZENIA rzeczywistość zaczyna się objawiać i okazuje się zgoła różna od fantazji. Macocha czuje się outsiderką, piątym kołem u wozu, a więź biologicznego rodzica i dziecka bardzo się wzmacnia. Często towarzyszy temu uczucie, że coś jest nie tak, a macocha (choć serwis skierowany jest do obu step-rodziców, ja zamieniam step-parent na macochę) nie może uwierzyć, że to przydarzyło się właśnie jej.
- ETAP ŚWIADOMOŚCI kiedy fantazje na dobre się rozpuszczają, macocha zaczyna poznawać obce stado, do którego się przyłączyła, a ojciec zaczyna rozpoznawać, że tak naprawdę jest jedyną osobą, która jest istotnie powiązana tak z partnerką, jak i biologicznymi dziećmi.
- ETAP MOBILIZACJI w którym różnice stają się jasne i wyraźne, macocha zaczyna mówić dużo głośniej o swoich potrzebach i chęci transformacji układu. To zazwyczaj dość chaotyczny okres.
- ETAP DZIAŁANIA jest to etap, na którym negocjuje się sposób funkcjonowania rodziny. Ruchy na tym etapie zmieniają strukturę rodziny, zostają wyznaczone nowe granice. Rodzina ma teraz wystarczająco dużo zrozumienia, aby każda działalność rodzinna nie była potencjalną walką o władzę między osobami wewnątrz i na zewnątrz. Zbyt szybkie przechodzenie na ten etap może powodować problemy i stres.
- ETAP KONTAKTU podczas którego tematy patchwotku schodzą na dalszy plan i rozpoczyna się miesiąc miodowy. Rola macochy jest coraz jaśniej określona.
- ETAP ROZDZIELNOŚCI w którym wszyscy znają swoje miejsce, a rodzina patchworkowa jest stabilna. Niektóre dzieci mogą być bliżej rodziny niż inne, ale jest to jasne i zaakceptowane przez wszystkich. Rola macochy jest karmiąca i satysfakcjonująca.
Niektóre rodziny przejdą przez cały cykl w ciągu 4 lat. Większości z nich zajmie to lat 7. Wiele z patchworkowych rodzin się rozstanie, niektórzy utkną na jednym z etapów, a niewielka część przejdzie przez wszystkie etapy pomyślnie. W rodzinach, które szybciej przechodzą przez te etapy, biologiczny ojciec szybciej był w stanie usłyszeć i przyjąć zagubienie i zazdrość macochy, a macocha empatyzowała i sympatyzowała z ojcowską miłością wobec biologicznych dzieci, nie stając jej naprzeciw. Takie rodziny zwykle miały mniej fantazji, a bardziej realistyczne oczekiwania. Przemieszczanie się pomiędzy etapami nie jest precyzyjne i chronologiczne. Rodzina może posuwać się naprzód w pewnych obszarach, ale być zablokowana na wcześniejszych etapach. Często taka zablokowana rodzina nie mogła porozmawiać z nikim, kto rozumiał ich doświadczenie. Szybkość i łatwość poruszania się po etapach rozwoju rodziny często jest ściśle związana z czasem i ilością wsparcia okazanym w pierwszych latach powstawania patchworku. Wsparcie jest tu rozumiane jako obecność kogoś lub czegoś, co zapewnia zrozumienie intensywnych i bolesnych uczuć związanych z początkowymi etapami w patchworkowej rodzinie, a także wskazanie, co robić dalej.
Jeśli zainteresował Cię ten wpis, sprawdź również TO.
30 komentarzy
Przeczytałam uważnie ale tekst pomimo,że ten temat mnie nie dotyczy.Szczególne wrażenie zrobił na mnie punkt dotyczący opłakiwania strat..Podziwiam osoby,które są w stanie zrezygnowac z tak ważnych w życiu rzeczy aby być z kimś w związku..Nie wiem czy byłabym zdolna do takich poświęceń..myślę, że nie.
MArto, myślę, że życie konfrontuje nas z wieloma stratami, na które wcale nie mamy ochoty się zgodzić 🙂 chociaż to prawda, że patchwork jest w pewnym sensie na własne życzenie. Tym bardziej wydaje mi się, że warto okazywać empatię jego członkom, w pewnym sensie każdy w tym układzie ma swoje straty i z czymś się zmaga. Dane dotyczące rozwodów pokazują, że takich rodzin będzie coraz więcej, a skoro tak, warto pogłębić swoją wiedzę, żeby te rodziny były jak najlepiej funkcjonujące 🙂
Wielkie dzięki za ten post, sama jestem macochą (nie lubię tego słowa) i żyję w takim związku ponad dwa lata. Jest w tym wszystkim zarówno dużo plusów, jak i minusów i, pewnie jak ze wszystkim w życiu, jest to po prostu sinusoida. Wiele rzeczy robię intuicyjnie, staram się do tego świadomie podchodzić, korzystając oczywiście ze wsparcia partnera, ale i tak nie udaje się unikać kryzysów, które co jakiś czas przypominają o tym, o czym ja sama zapominam lub akurat skupiam się na czymś innym. Wiesz, czego mi najbardziej brakuje? Osób, które by mnie rozumiały, bo same są w takiej sytuacji. Bo kiedy coś mi/nam nie idzie, kiedy łapię doła i chcę zwyczajnie ponarzekać, nie mam z kim o tym pogadać, bo jest to po prostu abstrakcja dla tych, których znam i którym ufam.
Zupelnie nie znalam tego tematu wczesniej! Wow, mind blown
P.S uwielbiam twoje teksty. Jestes bardzo madra kobieta.
a ja nie zrozumiałam – patchwork dotyczy przecież sytuacji z rozwodnikami, to czemu obecna partnerka miałaby się nazywać macochą? chyba takich sytuacji jest więcej niż gdy ktoś jest wdowcem albo wdową i układa sobie i dzieciom życie na nowo z kimś innym. To w koncu patchwork to mix z rozwodnikami czy wdowcami? Bo jak to pierwsze to nie rozumiem terminu „macocha”
Basiu – mianem macochy określa się osobę funkcjonującą z ojcem dzieci i jego dziećmi w domu. Zazwyczaj drugim domu, choć są też rodziny, które dzielą się 1:1 np. co tydzień jest zmiana. Ciężko określić taką osobą mianem „dziewczyny taty” bo ona uczestniczy w życiu rodzinnym dzieci. Nie ma w języku polskim o ile mi wiadomo lepszej nazwy na taką funkcję. W angielskim byłaby to step-mom, a w szwedzkim bonusowa mama.
Dziekuje za odpowiedź, nie spodziewałam się że macochy są także wtedy, gdy matka biologiczna dzieciaków żyje i ma się dobrze:) Moja definicja urosła z bajek o kopciuszku i królewnie śnieżce
Cześć, dziękuję za ten artykuł! Takich materiałów naprawdę nie ma albo jest bardzo mało. Jeśli nie masz wokół siebie wzorców, cięzko jest wyobrazić sobie jak taki 'układ’ może funkcjonować.
Jestem ciekawa, jak to wygląda ze strony ojców. Spotkałam się z sytuacją, że facet mający dziecko nie widział w tym żadnego problemu. Hm, to znaczy, może źle to ujmuję. Nie uznawał tego, że obecność jego dziecka może w życiu partnerki stanowić jakąkolwiek przeszkodę. Problemy, które opisałaś w tym i wspomnianym artykule wydają się jednak jak najbardziej logiczne i słuszne. Jak podchodzą do tego faceci?
Napisz mi proszę co miałaś na myśli pisząc: ” Pożegnaj marzenie o udanym małżeństwie, możliwość wychowywania własnych dzieci od ich narodzin, pogódź się ze stratami w obszarze finansowym, stabilizacji, przyjaciół”? Chodzi o to, że facet ma się pogodzić z tym, że małżeństwo nie wyszło i teraz nie ma możliwości obcowania non stop z dziećmi? Czy chodzi może o to, że partnerka/macocha powinna przygotować się na to, że ten jej związek nie będzie udany?
Pozdrawiam!
Bumbum ponieważ tłumaczyłam ten tekst, a sama tylko dopisywałam swoje notatki, nie mogę ręczyć za autorów. Ja jednak rozumiem to, jako straty po każdej stronie.
Tak naprawdę nikt z nas nie zakładał, że będzie żył w patchworku. Pierwotna rodzina biorąc ślub i rodząc dzieci, miała być na zawsze. Macocha zazwyczaj też albo nie planowała w ogóle mieć dzieci, albo planowała, ale swoje, a nie dzielone z inną panią, która jest ich mamą 😉
Trzeba się pogodzić z tym, że małżeństwo nie wyszło i się rozpadło. W polskim kontekście u ojców to też walka z wyrzutami sumienia, bo to ojcowie zwyczajowo mają 2 weekendy w miesiącu, rzadko kiedy na odwrót. Więc to oni „opuścili rodzinę”. Finansowo to oczywiste, że alimenty kosztują, ale na alimentach się przecież nie kończy, dzieci to studnia bez dna i o ile przyjemniej wydawać na własne, o tyle czasem trudno się mierzyć z tym, że nie można pojechać na wspólne wakacje czy zrobić remontu, bo trzeba kupić coś dzieciom, zapłacić za operację, aparat ortodontyczny, zajęcia dodatkowe…
Trzeba myśleć o tym, że partner, który ma już dzieci, może nie chcieć ich więcej, a nawet jeśli zdecydujecie się na wspólne, to ono będzie miało rodzeństwo, nie będzie jego jedynym dzieckiem.
Tych aspektów jest po prostu wiele i trzeba je przyjąć.
Czy związek macochy nie będzie udany? A czemu miałby nie być? Będzie pełen wyzwań, ale może być satysfakcjonujący, jeśli kocha się partnera i jest z nim szczęśliwą. Z mojej perspektywy rola partnera jest nieoceniona. Jeśli partner nie będzie miał dużej świadomości i zaangażowania, cierpliwości i skilla komunikacyjnego, to marnie widzę szanse takiej relacji. Niestety widzę po podobnych relacjach, że to zazwyczaj macochy starają się czytać, rozumieć, dowiedzieć, a panowie mają bardziej wylane, ale mam nadzieję, że nie jest to reguła, tylko internet, w którym ludzie piszą, kiedy mają problem, a nie żeby zaanonsować przed anonimową publiką „słuchajcie, mój partner jest ekstra, wszystko jest ok” 😉
Dobry tekst! Pragnę zaznaczyć, że druga strona- biologiczny rodzic- też nie ma łatwo. Wiem, że pisałaś ze swojego punktu widzenia, z pozycji, którą znasz z doświadczenia, więc to absolutnie nie zarzut. Każda ze stron w nowo kształtującym się patchworku stoi przed wieloma, w dużej mierze emocjonalnymi, wyzwaniami.
Aniu – to dla mnie jasne. Jako biologiczną matkę pewnie napadłoby mnie wiele lęków – od tego czy ktoś kto ma wpływ na moje dziecko jest fajny, przez to czy nie będzie fajniejszy ode mnie, a może będzie traktowac moje dziecko źle, albo zabierze uwagę jego ojca i skupi tylko na sobie?
Macocha ma swoje lęki, matka ma swoje lęki. Uważam, że dobrze żeby jeśli nie mogą się lubić, przynajmniej zakładały dobrą wolę i się szanowały. Myślę, że gdyby obie miały pakt o nieagresji i braku konkurencji, taki patchwork działałby dla dobra wszystkich i mógłby wręcz nieść korzyści, bo co 3 lub 4 dorosłe osoby to nie dwie 😉 Każda para zyskuje wtedy czas również dla siebie i jest trochę odciążona, można sobie pomagać i się wspierać i wcale nie trzeba się w tym przyjaźnić przecież.
A czy ktoś w was jest w takiej relacji, że rodzice mają opiekę naprzemienną, co oznacza tydzień u mamy, a tydzień u taty? Taka sytuacja to też zupełnie inna „bajka”. Wtedy macocha staje się bardziej przyszywaną mamą, bo uczestniczy w codziennym życiu dzieci. Nie wiem, jak to jest w przypadku przyszywanego taty, ale z własnego doświadczenia wiem, że pojawia się mnóstwo nowych i innych sytuacji niż w czasie weekendu, choć wiem, że weekend to także wyzwanie 😉
Dzięki za tekst i komentarze!
J – ja nie mam takich doświadczeń. Wyobrażam sobie, że to daje więcej obciążenia, ale tez kontroli. Weekendowo – wakacyjne macochowanie, to trochę, jakby w odwiedziny przyjeżdżała rodzinna męża – może ci się coś nie podobać, ale nie możesz się odezwać, bo to nie twoi goście. Jesteś trochę świadkiem, trochę koleżanką.
U nas staramy się szyć ten patchwork i mieć jakieś zasady, dające wszystkim domownikom poczucie bezpieczeństwa. Niestety dzieci nie są u nas zgonie z tym, co zasądził sąd, więc zrobienie jakiegoś przewidywalnego planu graniczy z cudem, bo po prostu opcja, że dzieci będą/nie będą pojawia się i znika niezależnie od nas i wczesniejszych ustaleń z drugim domem.
Zaglądam tu dość często z nadzieją, że znajdę kolejne wskazówki/doświadczenia, które pomogą przetrwać trudniejsze chwile i przy okazji, pojawiło mi się kilka myśli w oparciu o komentarze.
Faktycznie szkoda, że w języku polskim nie mamy takiego zgrabnego słowa na określenie macochy – mnie ostatnio dzieci zapytały się, czy mogą do mnie mówić „mama”. Odpowiedziałam im m.in., że ich mamie mogłoby być przykro, gdyby się o tym dowiedziała, więc może jednak zostaniemy przy słowie „ciocia”. Na co one stwierdziły, że będą mówić do mnie „mama”, jak będą u nas – póki co, zostaje jednak ciocia lub przyszywana mama (sama nie raz używam tego drugiego określenia w stosunku do siebie i na razie wydaje mi się wystarczające). Od początku nie chciałam, żeby mówiły do mnie po imieniu (pracowałam trochę z dziećmi i z doświadczenia wiem, że nie to nie jest dobry pomysł, szczególnie w takiej wyjątkowej dla obu stron relacji).
Blum, rzeczywiście na pewno jest wyzwaniem, gdy do końca nie jesteś w stanie przewidzieć, kiedy możesz się spodziewać dzieci partnera, przyznam jednak, że opieka naprzemienna też potrafi być zaskakująca, gdy mama dzieci od pewnego czasu choruje i różnie może się nimi opiekować, w związku z czym dzieci więcej czasu spędzają u nas. I podczas, gdy dla mojego partnera jest rzeczą naturalną, bo to w końcu jego dzieci, tak dla mnie, bycie zaskakiwaną w związku ze zmianą terminów jest dość trudne do przełknięcia i do tej pory nie potrafię się tego nauczyć. Z drugiej strony, im częściej dzieci są u nas, tym lepiej wychodzi nam wspólne funkcjonowanie i przestrzeganie ustalonych zasad.
Wierzę, że można się odnaleźć w różnych wersjach rodziny patchworkowej, jednak wymaga to ciągłej pracy, zarówno biologicznego taty, jak i przyszywanej mamy (i na odwrót).
Dokładnie! To trudne i wymaga dobrej komunikacji. Widzisz, moje pasierbiątka mówią do mnie po imieniu, nie wyobrażałam sobie być ciocią. No ale moje są duże bo 9 i 13 lat, na pewno nie będą mówić do mnie mamo 😉 dla nich jestem raczej partnerką taty, choć traktujemy się jak rodzinę.
Co do patchworków jeszcze, my byliśmy na warsztatach z komunikacji empatycznej (NVC) dla rodzin patchworkowych. Polecam takie rozwiązanie, niestety w dużej mierze z problemami patchworku trzeba sobie radzić samodzielnie.
Przyznam szczerze, że gdybyśmy mieli na to zasoby, chciałabym, żebyśmy mieli wsparcie terapeuty. Uważam i potwierdziła to babeczką robiąca szkolenie, że takie wsparcie z zewnątrz jest ważne, bo odciąża emocjonalnie partnerów i pomaga bardziej „na zimno” przerobić newralgiczne i zapalne kwestie.
Jestem od 2 lat w związku z mężczyzną z dziećmi chłopiec 13 i dziewczynka 16 lat. Od roku dzieci mieszkają tydzień u nas i tydzień u swojej mamy. Mój partner jest wspaniały, momentami myślę że zasługuje na pokojową nagrodę Nobla, za poziomy dyplomacji i cierpliwości, na jakie potrafi wznieść się w naszej rodzinie. Z chłopcem mam poprawne, miłe relacje, powoli budujemy zaufanie, lubimy się, ale z dziewczynką napięcie wisi w powietrzu. Ona jest na mnie zamknięta, nie ma woli budowania jakiejkolwiek relacji, przeszkadza jej moja obecność w domu. Nasza relacja jest „opanowana”, tzn grzecznie mówimy sobie dzień dobry, cześć, dobranoc, nie ma buntu przeciwko mnie, ale jestem jakby wycięta z jej świata. W rodzinnym świecie kompletnie mnie ignoruje. Ale dlaczego to piszę – mimo wspaniałości, cierpliwości mojego partnera, brakuje mi grupy wsparcia kobiet, które wiedzą, z czym się zmagam. To odrzucenie jest dla mnie potwornie ciężkie. Moja rola w tym domu jest dla mnie zagadką, nie umiem się w tym odnaleźć i czasami miotam się w olbrzymich emocjach. Potrzebuję kogoś, kto wie, z czym się zmagam. Mam wspaniałą panią terapeutkę, ale to też do końca nie jest to samo. Ona ma wiedzę teoretyczną. Czy ktoś wie, czy w Warszawie są może grupy wsparcia dla macoch? Z kim mogę rozmawiać? Czy ktoś wie?
Emko – ja byłam na jednym takim spotkaniu z Akademii Macoch, ale chyba kolejnego nigdy nie było. Jest na fejsie też strona Rodzice Patchworkowi i oni robią czasem warsztaty dla przyszywanych rodziców.
Teraz, jak o tym mówisz, myślę, że sama chciałabym brać udział w takich mądrych kręgach, ale takich, które dają wsparcie, a nie powodują sączenie jadu na eks.
Ze swojej strony powiem Ci tylko, że Cię rozumiem i że to boli. Poprawne stosunki to jednak dalekie miejsce od rodzinnego ciepła, które chciałoby się w swojej rodzinie mieć. Wcześniej bardzo empatyzowałam z ex i dziećmi, ale teraz po dwóch latach myślę już o tym inaczej. To też moje życie, mój dom i wiadomo, że marzę, żeby było superekstra a nie poprawnie. Trzymaj się!
Emko, wiem, o czym mówisz. Co prawda, moje przyszywane dzieci są młodsze, ale myślę, że wątpliwości i poruszanie się czasem po omacku w tej kwestii jest na porządku dziennym. Podobnie jak tobie, brakuje mi od czasu do czasu wsparcia (mój partner bardzo się stara, ale on jest rodzicem biologicznym, a ja nie) z zewnątrz, rozmowy z osobą, która jest w podobnej sytuacji, a nawet choćby usłyszenia „to normalne, że czasem masz dość i się złościsz lub tracisz cierpliwość”. Fajnie byłoby usłyszeć, że inni też tak mają 🙂 Próbuję szukać informacji, dostępnej literatury, ale mam wrażenie, że tyle jest przypadków rodzin patchworkowych, że trudno to zebrać w całość. Może trzeba szukać innego sposobu porozumiewania się w tej kwestii wśród samych przyszywanych rodziców?
Oczywiście, że Panowie rozwodnicy wchodzący w nowe związki zupełnie nie interesują się tematyką patchworku. Oni istnieją w dwóch rzeczywistościach które się dla nich przenikają tzn. jestem ja i moje dzieci i to jest ten mój kawałek rodzinny i jest moja Partnerka. Fajnie jakby te dwa osobne byty się dogadały bo będzie łatwiej zaplanować wakacje. Ot całe ich myślenie. Acha i dla nich jasne jest, że jeśli przyjeżdża córka do tatusia to tatuś odstępuje łóżko w sypialni a on śpi ze swoją Partnerka na niewygodnej sofie w salonie (zostałam postawiona przed faktem dokonany i zbierałam zęby z podłogi) no bo dobrze żeby dziecko miało swoje miejsce bo po nocach siedzi i może się w takim pokoju zamknąć i w ogóle tatuś nawet kosz na śmieci wstawia do tej sypialni żeby….. i tutaj zagadka, której nie rozwikłałam do dziś tzn. po co dziecku kosz w sypialni jak do śmietnika pod zlewem ma 6 m odległości? No i ogólnie taki Pan myśli że jego Partnerka jest z tym more than happy i dziwi się, że następnego dnia partnerka wstaje niewyspana, wściekła i całą drogę do pracy zastanawia się po cholerę ten kosz jest wstawiany… Później tylko awantura i Pan nagle przestaje tak robić. O kosz się nie spytałam :/ Z tego doświadczenia wyniosłam naukę, że Panowie – nawet ci najbardziej inteligentni – myślą, że ich nowe partnerki mają poziom empatii przynajmniej na poziomie empatii Matki Teresy z Kalkuty.
Tak i chyba niestety tego poziomu empatii oczekują. Dzieci są na zawsze – to jest besprzeczne. Ale czasem zastanawiam się z kim taki mężczyzna chce budować dom i przyszłość – z dziećmi, które nie mieszkają na co dzień i niebawem zaczną swoje dorosłe życie, czy z osobą, która jest na co dzień, z którą się dzieli obowiązkami, rachunkami, zmartwieniami… tu jest jakieś pomieszanie. Myślę, że dzieci nie byłyby traktowane w ten sam sposób w pełnej rodzinie i ojciec nigdy nie zastanawiałby się, czy partnerka (wtedy matka) rywalizuje z dziećmi o XYZ, bo nie chce odstapić swojego łóżka, albo bo nie zgadza się na prywante studia 10k za semestr – po prostu w wypadku matki nie ma domniemania, że to zazdrość czy bycie harpią, wtedy jest jasne, że to inny sposób patrzenia na pewne sprawy. ALE – wiele osób nawet we własnym małżeństwie nie dogaduje się w kwestii wychowywania dzieci i rodzice się o to kłócą. Uważam, że jako Polacy i Polki nadal niestety mamy bardzo mało kompetnecji, żeby się klarownie porozumiwać, umieć rozmawiać i trzymać ustaleń. Tylko, że kobiety chodzą na warsztaty, terapeutyzują, czytają książki, a z mężczyznami jest na tym polu gorzej. W przypadku tata + jego dzieci + macocha to jest bardzo nieudane kombo.
Dlaczego niby macocha ma porzucić marzenie do wychowywania własnych dzieci od ich narodzin ?jeśli jeszcze nie ma swoich ,a zdecyduje się mieć je właśnie z rozwodnikiem to będzie mogła wychowywawac własne dzieci od narodzin ,nikt nie musi brać na siebie całego balastu i opłakiwać straty .A jeśli takowy rozwodnik oświadczy ,że ma już dzieci i nie chce kolejnych to niech idzie szuka kobiety również z dziećmi .Nie trzeba wcale sie na wszystkie straty godzin .Tu z artykułu rola macochy to rola jakiejś ofiary ,to ojciec powinien się starać żeby wszystko połączyć .
Dlaczego małżeństwo ma być nieudane ?skoro takie ma być to po co w nie wchodzić ??co oznacza porzucenie marzenie o udanym małżeństwie?
Że to, z którego są dzieci się zakończyło – a tak jak piszesz Anonimie, wchodzi się w małżeństwo czy decyduje na rodzicielstwo raczej z założeniem, że będzie się razem żyć. Kiedy to nie wychodzi, trzeba opłakać tę stratę, by móc budować coś nowego.
Eli – to części artykułu z serwisu Allprodad.com i myślę, że ciężko mi bronić tez napisanych przez kogoś innego. Akapit, który przytoczyłaś można rozumieć na dwa sposoby – że żyjesz z cudzymi dziećmi, którym zazwyczaj nie towarzyszysz od momentu narodzin, nie jesteś ich rodzicem, niejako są to cudze dzieci, z którymi nie masz więzów krwi, a jednak będą w Twoim domu na prawach domowników a nie gości – te dzieci będą niezależnie od tego, czy macocha zdecyduje się na biologiczne potomstwo. Druga sprawa – można rozumieć to też jako stratę dla Taty. Generalnie ten akapit jest o stracie, bo w patchworku się i zyskuje i traci – nie tylko macocha, podkreślam w tekście, że to jest artykuł dla step-parents, ale że ja piszę głównie dla kobiet, pozwoliłam sobie skierować go do macoch (ojczymowie nie zaglądają w mój kąt internetu lub nic o tym nie wiem 🙂 Patchwork oznacza gimnastykę, wcześniejszy związek, z którego są dzieci, a który nie przetrwał, branie pod uwagę ex partnera i być może jego/jej obecnego partnera i jego/jej dzieci, większe nakłady finansowe, trudniejszą logistykę itp itd.
Czy są również korzyści? Na pewno! Więcej ludzi, większa rodzina, większa siatka społeczna, więcej osobowości, więcej relacji, więcej emocji (choć nie wiem, czy to na pewno zaleta), jednak na korzyści nie trzeba nikogo specjalnie przygotowywać.
No i na końcu jestem ciekawa Eli czy żyjesz w patchworku? Jeśli tak, podziel się z nami swoimi doświadczeniami 🙂
Eli-Dziekuje za szybką odpowiedź .Kazdego sytuacja inna .Każdy ma inne cele.Jestem z rozwodnikiem,który ma dziecko ,staramy się o swoje .Od początku znajomości deklarowałam ,że chce mieć swoje .Z mojego punktu widzenia będę wychowywała swoje od narodzin ,jeśli się uda rzecz jasna ,dlatego się z tym punktem nie zgodziłam .Ale fakt wiem ,że jest obecne drugie dziecko w naszym życiu ,ale ja nie biore udziału w jego wychowaniu ,to rola matki dziecki ,są widzenia zasądzone sądownie .
Rozumiem 🙂 Każdy patchwork jest inny! Szczerze życzę powodzenia w Waszym i cieszę się, że negatywny scenariusz się nie sprawdza. Warto wiedzieć o wszystkich opcjach, ale niekoniecznie wszystkie będą naszym udziałem i to duże szczęście 🙂 Pozdrawiam.
Dziękuję .Ale nie było dobrze od razu .Każdy pewnie ma inaczej .Jest teraz dobrze ,ale były problemy ,z matką dziecka na przykład ,który utrudniała widzenia .Ja na przykład słyszałam takie komunikaty od ludzi na początku ,że wchodzę tam na ochotnika ,więc powinnam się dostosować i tak robiłam .Dzisiaj uważam ,że to źle podejście.Bo skoro mamy coś razem tworzyć to każdy od początku powinien mieć na uwadze druga stronę ,jej dobro ,samopoczucie .A jeśli ktoś się wpasowuje w sytuację ,godzi się na coś wbrem sobie to potem jest wybuch i burza .Dlatego uważam ,że ochotnikiem jest ojciec dziecka i macocha czy partnerką zwał jak zwał i wszyscy razem powinni tworzyć kompromisy ,albo się starać w miarę możliwości .Nigdy nikt nie powinien się wpasowywał ,tylko ojciec dziecka mieć na uwadze zmiany sytuacji bo nowa osoba wchodzi w życie i stopniowo trzeba pewne rzeczy zmieniać .
Tak, też słyszałam takie głosy i nawet mi się wydawało tak samo, a teraz po kilku latach podpisuję się pod tym, co mówisz!
Co do treści artykułu zgadzam się prawie z każdym zdaniem .Kazdy popełnia błędy i trzeba iść w życiu do przodu i najważniejsze w tym wszystkim jest zgoda ,akceptacja .Moim błędem było ,że od początku nie stawiałam granic ,bo nagle okazało się ,że wszystko się da inaczej .