Kto pamięta ryż zapiekany z jabłkiem z dzieciństwa? A kto o nim zapomniał? To klasyczne „comfort food” przywodzi na myśl smaki maminej kuchni. Wymaga małego nakładu pracy, niewielkiego budżetu i smakuje dobrze. Proponuję użyć brązowego ryżu i ulubionego dżemu, najchętniej domowej roboty. Zamiast ryżu wiem, że niektórzy używają kaszy jaglanej.
1 Ugotuj ryż zgonie z instrukcją na opakowaniu.
2 Umyj, obierz i zetrzyj na tarce jabłka.
3 Ryż wyjmij z woreczków, wymieszaj z przyprawami.
4 Żaroodporne naczynie wysmaruj dowolnym tłuszczem (u mnie olej kokosowy) i układaj warstwami. Ryż, skrop odrobiną soku z cytryny, jabłka, sok z cytryny, ryż, sok z cytryny, jabłka, sok z cytryny i przyprawy na wierzch.
*nie wycisnęłam soku z całej cytryny, po prostu użyłam tyle żeby skropić każdą warstwę.
5 Zapiekaj aż jabłka się zezłocą i puszczą sok.
Podawaj z ulubionym dżemem na wierzchu.
No i na koniec, ulubione zgadywanki z mojego dzieciństwa. Z cyklu „mamoooo a co dziś na obiad?”. „Ryż, pysz… i pieczona mysz”. I ewentualnie „Zupa z trupa” (byłam przekonana, że ta zupa ze strupa ma coś wspólnego z rozwalonymi kolanami, dzieci co nie usłyszą to wymyślą).
12 komentarzy
Esencja jesieni <3
u nas tata zawsze mówił Ryż, mysz, świńskie ucho i kartofle na sucho :)))
zupa z trupa i siekane glizdy!
ryż, mysz i sztokfisz!
Mimry z mamrami i kocie jaka z chrzanem! Żarłabym 🙂
moja mama była jeszcze bardziej subtelna i mówiła „mimry z mamrami i kocim gównem” :/
I parujaca herbata i koc 🙂
PS. Ja tam kocham jesien, nawet jesli dopada mnie melanchoooliiiiiijaaaa 😉
„zupa z trupa” w moim dzieciństwie też brzmieniowo była bliżej strupów przyniesionych z podwórka, no i tak jak u Kingi „mimry z mamrami i kocie jajka z chrzanem” – mama wymawiała razem jednym tchem;)
Pycha! Ale nie gotuj ryżu w woreczkach proszę….
Potem masz ryż z różnymi fajnymi chemicznymi dodatkami gratis, które na przykład potrafią pięknie zaburzyć gospodarkę hormonalną… Wystarczy wypłukać dobrze ryż, zalać zimną wodą w proporcji 1:1,75 potem zagotować, zmniejszyć ogień pod garem i niech sobie powoli dochodzi…
Dla mnie Zupa z trupa to zawsze był rosół – i trafnie 😛
Uwielbiam taki ryż, a tak dawno go nie robiłam:)