Muszę wiedzieć. Gdzie postawić stopę. Jaki jest mój cel. Jak do niego dotrę. Co jest pomiędzy punktem A i punktem B? Jaka jest trasa? Gdzie poznam mężczyznę, którego szukam? Przeczesuję wszystkie aplikacje, chodzę na spotkania do znajomych, imprezuję, idę na kurs językowy. Mężczyzna nie zapuka do Twych drzwi. No, chyba że chcesz być z kurierem. Jak znajdę pracę? Gdzie szukać? Przeczesuję ogłoszenia. Chodzę na rekrutacje. Przepisuję ciągle od nowa CV. Tyle wysiłku wkładam w stwarzanie. Mam plan. Rozbijam go na podpunkty. Monitoruję go. Wszystko jest pod kontrolą. Wiem, jak będzie przebiegało moje życie. Zaplanowałam je. Mam napięte plecy, mięśnie karku, ramiona podciągnięte do uszu. Boli mnie brzuch. Mam sucho w ustach. Jeszcze tylko trochę. Jestem strategiem na swojej prywatnej wojnie. Walczę o szczęście, miłość i dobrobyt. Nic nie dzieje się samo. Kiedy mocno trzymam lejce życia w dłoni, czuję się pewnie. Czuję się pewnie, kiedy jestem sprawcza. Tylko te oczy, o trzeciej nad ranem, otwarte, obudzone, wpatrzone nagle w sufit. I wiercenie się. Nie mogę spać. Chcę wiedzieć jak. Muszę wiedzieć kiedy. Dlaczego nie mam kontroli? Jak zdobyć więcej kontroli.
TRACH
Nie wiem nic. Nic nie wychodzi. Wszystkie wysiłki na nic. Umieram. Jestem zdechłą rybą, płynę z nurtem, w dół. Jestem rzeką, która pieni się, wije, uspokaja, ale nic, nic nie może powstrzymać faktu, że płynę prosto do morza. Nie znam morza. Boję się, że w morzu zniknę. Niezdefiniowana. Jeszcze trochę walczę. Staram się ostatnimi spazmami stawiać opór. Realizować założenia. Ale dostaję kolejne ciosy od losu. Dlaczego to się dzieje?
Nic mi się nie dzieje. Wszystko się dzieje dla mnie. Czy starczy mi wyobraźni, czy starczy mi cierpliwości, żeby poczekać, aż te pojedyncze plamki staną się pełnym obrazem? Wtedy jest łatwiej dostrzec znaczenie tego, co dziś budzi panikę. Już dawno nie mam lejców życia w dłoni. Już dawno nie mam siły. Jestem chora. Przydarzają mi się nieszczęścia. Wszystko się rozpada.
ROŚNIE
Porzucam oczekiwania. Porzucam rezultaty. Patrzę. Moja akceptacja nie rodzi się z mądrości, rodzi się z niemocy. To jest w porządku. Jestem rzeką, która wpadła do oceanu. Ocean to ja. Nieważne, co zrobię, świat i tak się dzieje. Wszystko, co się teraz dzieje jest właściwe. Nie dlatego, że jest zbieżne z moimi oczekiwaniami. Jest właściwie, bo zaistniało. Akceptacja nie jest niechęcią do zmiany. Akceptacja jest zaprzestaniem walki. Punktem wyjściowym. Akceptacja jest wydechem i spokojem chłodnego wieczoru. Jest punktem mocy.
Życie się zadziewa. Rzeczy przychodzą zdumiewająco lekko. Z łatwością pojawiają się w moim życiu. Oto punkt B. Całkiem inny niż myślałam. Wszystkie najdziksze marzenia w jakiejś idealnej wersji życia. Wszystko, czego chciałam, pojawiło się, inaczej niż sądziłam. Nigdy w życiu nie byłabym w stanie tego zaplanować moim umysłem. Ścieżka była zbyt nieracjonalna i poplątana. Ale to nie koniec. Teraz kiedy jest dobrze, potrzeba kontroli wraca. Chcę zachować, to co lubię i wymodelować to, czego nie lubię. Życie trzeszczy jak obraz w starym telewizorze. Tracę to. Tracę. Nie mogę oddychać.
FALE
Pomaga obserwacja. Zostawiam na chwilę rozgorączkowane ciałko małej wiewiórki. Hej, heeeeej! Jestem oceanem! Nie potrzebuję wiedzieć JAK. Nie potrzebuję też wiedzieć KIEDY. Przyglądam się. Pragnę. Zostawiam. Kiedy nie mogę schłodzić głowy, staram się szczelnie wypełnić ciało. Całą sobą zalewam ciało, tak jakbym wlewała wodę do wazonu. To jest palec u nogi. To nos. Tu jest mój pępek. Wdech. Wydech. Nie trzeba znać sposobu. Unoszę się na plecach na rzece. Rzeka płynie w dół. Już się nie boję.
1 Comment
„Jest właściwe bo zaistniało”. Bardzo mądry tekst. Głęboko ze mną rezonuje. Będę do niego wracać. Czytam „Ciało kobiety…” i uczę się zaufania. Zaufania do wszechświata. Zaufania, że wszystko jest dobrze i wszystko jest dokładnie tak jak ma być. Nawet jeśli nie zawsze od razu potrafię połączyć i zobaczyć kropki, które składają się na całość. Dziękuję Ci za wszystkie inspiracje. Jest ich wiele!