W kulturze skłonnej do racjonalizacji, robienia życiowego Excela, rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze i analitycznego myślenia, postanowiłam podejmować moje decyzje z… serca!
To było trudne, dopóki siedziałam w racjonalnym i analitycznym życiu. Miałam w życiu taki etap, całkiem długi powiedziałabym, kiedy byłam uzależniona od kontroli, przeświadczona, że nikt nie trzyma moich tyłów i że nic się nie wydarzy, jeśli ja tego nie spowoduję. Jestem lękowcem, więc te stany wracają mi czasem czkawką. Z pewnością dużo zależało też od otaczających mnie ludzi. Pamiętam jak kiedyś,na warsztatach pisarskich, pokłóciłam się z pewną kobietą, która tłumaczyła mi uparcie, że mogę puścić, a Wszechświat się mną zajmie. Ty infantylna piczo! Weź kalkulator w dłoń i licz! Trzeba mieć ubezpieczenie, trzeba mieć lokaty, trzeba mieć emerytury, trzeba mieć… – wrzeszczał mój przerażony mózg. Musiało minąć kilka lat doświadczeń, żeby zobaczyć, że bezpieczne wybory, wykalkulowane wybory, wybory mieszczące się w kanonie, nie przyniosły mi wcale ani dużo gratyfikacji, ani spełnienia. Że znajomi, którzy często nie wiedzieli co robią ze swoim życiem, ale robili tak jak czuli, są nagle dużo dalej. Mój związek-lokata się rozpadł, mieszkanie przepadło, firma poszła się pieprzyć, a największa w życiu podwyżka w korporacji wyniosła 500zł i nigdy większej łaski finansowej nie doświadczyłam.
Patrzę na dziewczyny na Girlgangu. Młodsze ode mnie, a jakie odważne, jakie rzutkie! Mieszkają na różnych kontynentach, podejmują różne prace, wychodzą ze związków jeśli te im nie odpowiadają bez zbędnego rozmyślania. Są żywe! Bardzo mi to imponuje. I ja od kilku lat również podejmuję decyzje z serca. To jest… SZACUNEK DO SIEBIE. Wyrosłam w środowisku gdzie dorosłość oznaczała robienie pewnych rzeczy, które czasem nie są urocze, wygodne, fajne czy satysfakcjonujące, bo taki jest świat i na tym polega dorosłość. Kiedy jednak zastanawiam się nad ludźmi, od których dostałam ten przekaz, nie są to ludzie ze swojej dorosłości zadowoleni. To ci sami, którzy mówią „jak będziesz dorosła to dopiero zobaczysz”!!! To ludzie poddani konwenansom, złym relacjom rodzinnym, w kiepsko funkcjonujących małżeństwach, ze średnim przychodem, tacy szarzy. Zawarli na jakimś etapie kompromis sami ze sobą i finalnie nie poszli w żadną ze stron, ani za marzeniami, ani za zmniejszeniem aspiracji. Zmęczeni życiem, bo nie wygląda tak jakby tego chcieli, jednocześnie źli na wszystkich, którzy szukają czegoś więcej. Jeśli będą narzekać na Millenialsów – wiesz, że to oni 😉
W kontrze, możesz podejmować decyzje w zgodzie z własnymi wartościami. Nawet jeśli to nieopłacalne materialnie. Moja znajoma odrzuciła ostatnio ofertę dobrej pracy w Krakowie (mieście innym niż jej miasto zamieszkania). Właściwie pracy wymarzonej. Zdziwione spytałyśmy – CZEMU?
Nie chcę żeby życie kręciło się wokół najfajniejszej nawet, ale pracy. Chcę mieć slow, wychodzić z psem, być w domu z moim chłopakiem. Potrzebuję kasy na życie i jedzenie. Nie chcę być w drodze do pracy, w pracy,drodze z pracy. To nie są moje priorytety
– powiedziała i bardzo mi tym zaimponowała. I ja ostatnio podjęłam kilka ważnych dla siebie decyzji. Czasami w moim zeszycie plusów i minusów jakaś propozycja ma same plusy, ale jeszcze się nie zobowiązałam, a już czuję, że nie chcę. Moje serce tego nie czuje, mimo tego, że zalety rozpisane mam czarno na białym. Wiem, że jeśli podejmę taką decyzję głową, będę żałować. Będę sfrustrowana, odwalę fuszerkę, będę sabotować to co mam do zrobienia, będzie ciągle coś nie tak. Czasem bywa też, że decyzja zdaje się mieć same minusy, a wszyscy dookoła pukają się w czoło. A mi serce aż podskakuje i mówi – TAK, TAK, JEDZIESZ MAŁA, ROBIMY TO! I nawet jeśli potem borykam się z trudnościami, te decyzje podjęte przez serducho, cieszą mnie najbardziej. Mam na nie czuły radar.
Jak jest u Ciebie?
13 komentarzy
a powiedz coś o zeszycie plusów i minusów. Bardzo mnie to zaciekawiło.
Przez ostatni rok maksymalnie zwolniłam, zaczęłam siebie słuchać i koncentrować się na emocjach, tym co dzieje się u mnie wewnątrz, co wcześniej w ogóle nie miało miejsca (!) i analizować co, jak i dlaczego. Już się nie spieszę, wymagań co do życia nigdy nie miałam zbyt wielkich, raczej też nie porównywałam się do innych, więc nie mam zbytnich frustracji. Lokaty mam, ale nimi nie żyję, jeśli będzie mieszkanie to fajno, jeśli nie to też ok. Takie spokojne życie, w którym czasem się rozleję w fotelu i obserwuję psy i ich pląsy i szpagaty. Rany, jak ja uwielbiam obserwować je na łące!
Pewnie to dlatego, bo bardzo zdystansowałam się do oczekiwań znajomych, rodziny czy ogółu a może, bo zwykle chodziłam swoimi ścieżkami z boku jako obserwator i wybierałam to co mi najbardziej odpowiadało. Bo ja lubię siebie, więc dlaczego mam sobie czegoś zabraniać, co? 🙂
pzdr
Zeszyt plusów i minusów to dla mnie rozważanie co jest za a co przeciw. Weźmy przykład pracy – niby zgodna z kompetencjami, spoko płatna, w miejscu twojego zamieszkania, niby super w cv, ale intuicja podpowiada Ci, żeby tego nie brać. Czemu? Kiedyś jak mi się na papierze zgadzało i wyglądało sensownie, brałabym taką pracę, dziś już nie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mogą wskazywać, że coś ma sens, ale jeśli ja tego nie czuję, po prostu odpuszczam. Podobnie było ze związkiem. Miałam związek z osobą, która miała te same pasje co ja, podobne zainteresowania, deklarowała podobne aspiracje, a sam związek był jakimś koszmarem. Mój obecny związek dla odmiany wydawał się być z dupy. Duża różnica wieku, inne aspiracje i oczekiwania, inne zainteresowania, inne miasta, właściwie tylko wrażliwość podobna. Ale moje serce od samego początku mówiło „ALE FAJNA TA OSOBA, JAKA MIŁA, JAKA KOCHANA, JAKA CUDOWNA” i choć na papierze nic się nie zgadzało dziś mieszkamy razem i pierwszy raz w życiu wyobrażam sobie, że mogłabym już nigdy nie mieć innego partnera.
Słuchanie swojej intuicji jest dla mnie kluczowe.
Jak to jest u mnie? Ja czuję, widzę, działam sercem. To u mnie zupełnie naturalne. Dlatego jestem trochę zmieszana i nie do końca rozumiem. Komentarz angacy jest mi bliski, bo ja również nie idę w zgodzie z oczekiwaniami innych, zawsze robiłam wszystko po swojemu. Tylko cały czas tak chwalisz to serce, a to też nie jest takie kolorowe. Wszystko ma swoje wady i zalety. Ja mając otwarty umysł, jaram się wieloma rzeczami, często zupełnie innymi dziedzinami, szybko się nudzę. Nie wiem czy to dobrze. Tak naprawdę nie jestem z niczym związana na dłużej, nie licząc moich bliskich. Nie umiem też inaczej, uczę się, szukam własnej drogi i sposobu. Wiem, że potrzebuję oddychać samodzielnie i głęboko, ale nie umiem do końca okiełznać życia. Czuję, że nie mam kontroli, ale może to właśnie na tym polega?
Monia, czyli zapewniasz sobie przepływ 🙂 A tylko wtedy możemy natrafić na coś fajnego i to wyłowić. Jakbyś brodziła cały czas w tej samej kałuży, to po pięciu minutach nie masz niczego nowego do wyłowienia.
A jeżeli chodzi o dopasowywanie się do oczekiwań innych, to chce mi się zacytować Hakierkę: już tetris nas uczy, ze jak się dopasowujesz, to znikasz 😀
Kilka doooobrych lat temu, jeszcze w gimnazjum wymyśliłam sobie, że pójdę do super liceum na poziomie, całą ostatnią klasę kułam, żeby punkty się zgadzały. Poszłam tam, gdzie sobie wykalkulowałam i nagle… Yyy to nie moje miejsce jest, po dosłownie paru dniach zwiałam stamtąd do swojej przyjaciółki, do małej szkoły, która wcale nie miała renomy. Pamiętam złość rodziców, że jak po paru dniach można takie cyrki robić. Ale to był najlepszy wybór mojego życia, bo to właśnie dzięki niemu spotkałam wspaniałego człowieka, do którego (też wbrew wszelkiej logice, łączyły nas relacje czysto formalne) poszłam, kiedy „zawalił mi się świat”. Poszłam bez żadnych oczekiwań, z myślą „wft, co Ty robisz”, nie oczekując porad nawet, nie wiedząc sama co robię. Ale właśnie tego dnia po raz pierwszy w życiu usłyszałam, żeby zostawić oceny, analizy, żeby poczuć serce i zobaczyć jego jasność… Żeby się nie bać, słuchać intuicji i iść za swoją prawdą. Dla mnie wtedy brzmiało to jak kosmos, ale czułam, że „coś” w tym jest. „Walił mi się wtedy świat”, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić i w która stronę zrobić krok, ale kiedy umysł całkiem zakrecił w pogoni za swoim własnym ogonem, serce, czucie zaprowadziło. Minęło tyle czasu, ja znów jestem na skrzyżowaniu, nie wiedząc jaki obrać kierunek, ale dziś już z większą wiarą w to, że widać jest mi to doświadczenie potrzebne. To takie mocne, żeby zaufać i „puścić”. Poczytuję Cię od niedawna i jakoś tak bardzo to kompatybilne ze mną na ten moment. Odwagi w zaufaniu życzę sobie i wszystkim, którzy czytają.
„Pamiętam jak kiedyś,na warsztatach pisarskich, pokłóciłam się z pewną kobietą, która tłumaczyła mi uparcie, że mogę puścić, a Wszechświat się mną zajmie. Ty infantylna piczo! Weź kalkulator w dłoń i licz! Trzeba mieć ubezpieczenie, trzeba mieć lokaty, trzeba mieć emerytury, trzeba mieć… – wrzeszczał mój przerażony mózg.” Całkowicie się z tym identyfikuję, tyle, że ja jestem zazwyczaj tą kobietą, która mówi, że Wszechświat się Tobą zajmie i spotykam się z zarzutami, że jestem infantylna, ze życia nie rozumiem, bo do życia jest potrzebna kasa. Stoję lub siedzę i słucham tego i zastanawiam się: „Ej Hello przecież mówicie do żywej osoby, JA TEŻ ŻYJĘ!!!” Staram się tym nie wkurzać i trochę znaleźć drogę do ludzi, którzy już wiedzą, że można. Dzięki za ten tekst!
Pierwszy w życiu raz, wtedy jeszcze nieświadomie, popłynęłam kiedy nie dostałam się na studia zaplanowane na trzy lata do przodu. Teraz robię w życiu to, co lubię najbardziej a swojej pracy nie zamieniłabym na żadną inną. Kiedy z dużego miasta wyprowadzaliśmy się na prawie-wieś wszyscy pukali się w czoła, a oboje znaleźliśmy fajnie płatne, spokojne prace, które pozwalają nam wracać do domu i zająć się tym, co dla nas ważne. Kiedy adoptowaliśmy pierwszego wywalonego na śmietnik kulawego kota, wszyscy pukali się w czoło, przy drugim twierdzili że mamy sobie wreszcie zrobić dziecko. Nie zrobiliśmy (dziecka), a te koty to moje czarodziejskie odstraszacze złych energii, nauczyciele i naprawdę ważne elementy mojej układanki – „dom”. Teraz kupujemy mieszkanie, które ma wiele wad, z racjonalnego punktu widzenia, ale kiedy do niego weszłam, wiedziałam, że to to. Zdeklarowałam się na kupno jeszcze w trakcie oglądania. Serce mi się cieszy, mimo, że wchodzą w głowę logiczne wątpliwości. Myślę że najlepszym narzędziem do pracy ze swoją intuicją i sercem jest medytacja. Im ciszej w głowie, tym lepiej słychać siebie. Śpiewa o tym najfajniejszy polski bard serca – Aldaron:
Czego się boisz, czego się wstydzisz
Za tarczą swą schowany prawie nic nie widzisz
Czasem widziałeś przebłyski małe
Rezonowało ciało z duchem doskonale
Zawsze wiedziałeś, takim być chciałeś
A tylko klapek z oczu nie pozdejmowałeś (…)
Zaufanie sobie – tak, lecz w pewnej chwili ewidentne STOP
i smakuj ciszę
ja tam się słyszę
usłysz i ty się
tam tyś jest
♥
Znalazłam fajne: https://www.16personalities.com/pl/darmowy-test-osobowosci
Myślę, że chcąc nie chcąc musimy czasami poddać się temu, czego nie lubimy i czego nie chcieliśmy w swoim życiu. I dorosłość jest naprawdę robieniem rzeczy niefajnych. Wolę o tym wiedzieć, nie nastawiać się na to, że zawsze będę rządzić swoim życiem. Teraz jestem totalnie swobodna i robię to, co kocham, ale wystarczy choroba któregoś z rodziców czy dziadków, brak pieniędzy, pożar – cokolwiek, bym musiała porzucić marzenia na dłuższy czas i zająć się zwykłą, codzienną harówą, szukaniem pracy, utrzymywaniem rodziny i jeżdżeniem po szpitalach, czyli zasadniczo tym, czego nienawidzę.
Ja jeszcze mam cudownie, moi rówieśnicy robią mnóstwo niefajnych rzeczy, żeby jakoś przeżyć. Chyba życie studenckie to jeszcze nie czas, gdy możemy być kowalem swojego losu i z uśmiechem patrzeć w przyszłość.
Hej, dziękuję Ci za ten wpis. Bo były tam zdania tak w punkt o mnie,że aż zabolało(cyt.,,To ludzie poddani konwenansom, złym relacjom rodzinnym, w kiepsko funkcjonujących małżeństwach, ze średnim przychodem, tacy szarzy. Zawarli na jakimś etapie kompromis sami ze sobą i finalnie nie poszli w żadną ze stron, ani za marzeniami, ani za zmniejszeniem aspiracji. Zmęczeni życiem, bo nie wygląda tak jakby tego chcieli, jednocześnie źli na wszystkich, którzy szukają czegoś więcej”). Szarpię się z sobą,swoją głową,umieram w tym byciu dorosłą. I nigdzie nie jestem szczęśliwa. Cytując klasyka( dawno niesłuchanego zresztą):
,,Jesteśmy tacy sami
Mali, głupi, zarozumiali
Umiemy teraz robić
Rzeczy, którymi gardziliśmy
Nasze drogi się rozchodzą
Każdy wreszcie myśli
Powtarzamy to co robią
Ludzie z których się śmialiśmy..”
Dezerter.
I to ja. Taka się stałam. Jaka byc nigdy nie chciałam. Kiedy to się wydarzyło?Nie wiem.
Siedzę teraz w pracy i aż płakać mi się chce. DZIĘKUJĘ CI, Dziewczyno za tę nieumyślną szpilkę.
Kaya
SmutnyPolonisto – trochę tak jest, z pewnością takie sytuacje pozwalają nam rosnąć i się uczyć. Te decyzje, które jednak należą do nas, warto podejmować z głębszej głębi niż tylko umysł. Umysł jest superkochany, ale dość bojaźliwy 🙂
Kaya – z tym punkrockiem to problem jest taki, że gdyby chcieć być do końca swoich dni true, to można co najwyżej otrzeć się o patologię. Czasem dorastamy do rzeczy, które kiedyś wydawały się nam bez sensu lub sprzeczne z ideałami. Dziś są koniecznością lub rozumiemy czemu tak a nie inaczej. Dla mnie to zaleta dorosłości, dojrzałości, że nic nie jest już czarno-białe, choć kiedyś nazwałabym swoją dzisiejszą postawę relatywizmem moralnym i konformizmem. Dziś w ortodoksji wiedzę dużo bólu i napięcia, które jest pułapką – tak mi się skojarzyły a propos Dezertera, którego kiedyś lubiłam i ja słuchać 🙂
Co do Ciebie – może po prostu pogadaj szczerze ze sobą i idź tam, gdzie czujesz, że życiwo powinnaś być. Nie w systemie zerojedynkowym. Z pozycji dorosłego. Nie konformisty, ale człowieka, który ma głębokie rozeznanie w sobie i swoim życiu!
Pingback: Bastille, Laura Palmer – Żegnaj, kokonie bezpieczeństwa