IMG_0739

Jestem psiarą. W dzieciństwie kundel Chaber był moim najlepszym przyjacielem, któremu powierzałam tajemnice, biegaliśmy razem po parku i wylegiwaliśmy się na trawie. Potem był jeszcze Toffik i Falko. Jakkolwiek Chaber był przygarnięty, tak dwa pozostałe psy były rasowe. Później przez wiele lat nie czułam się na siłach, by mieć psa. Pracowałam dużo, mój chłopak jeszcze więcej, wynajmowaliśmy mieszkanie itp. itd. Zadowalałam się życiem z kotami, a kiedy wyniosłam się z Krakowa i mój ukochany, ale wiekowy już kocur Adek został ze swoim drugim właścicielem, a moim eks chłopakiem, postanowiłam sobie nie dzielić już domu z żadnymi zwierzętami. Nigdy.

Processed with VSCO with f2 preset

Zupełnie czym innym było biegać z psem, który nie ma kagańca, ani smyczy, a kiedy chce się, żeby wyszedł, wypuszcza się go na ogród, a czym innym jest mieszkać w betonowej dżungli, mieć psa na smyczy, podnosić po nim kupy i nie mieć ogrodu, za to mieć dzieci, aspiracje podróżnicze, domy rodzinne w zachodniej Polsce… uff… pies to zobowiązanie. Były też inne powody, dla których nie chciałam mieć zwierząt:

♥ Im bardziej starałam się być less waste i żyć w sposób przysparzający jak najmniej cierpienia innym zwierzętom, tym większe miałam opory przed karmieniem zwierząt mięsem innych zwierząt. Zwłaszcza kot nie będzie wegetarianinem, pies w teorii może. Są oczywiście jeszcze króliki, papugi, szczury, chomiki, rybki… ale nie chciałam dzielić z nimi życia.

♥ Sklepy zoologiczne, w których sprzedaje się zwierzęta to ZŁO. Uwielbiałam je jako dziecko i ze wstydem przyznaję, że kupowałam w nich zwierzęta już jako dorosła (ale jeszcze nieświadoma osoba). Należy uświadomić sobie, że tam zwierze jest przedmiotem, produktem. Nikt nie dba o jego dobrostan, nikt nie będzie leczył gryzoni czy ptaków. Mogą dogorywać na zapleczu. Zwierzęta często mnożą się między sobą na potęgę, dzięki czemu mają wady genetyczne, nowotwory itp. Prawie każdy właściciel szczurów o tym wie.

♥ Kupowanie zwierząt = traktowanie ich w sposób przedmiotowy. Popyt, podaż… nie czułam tego. Tak jak nie uważam, że „ma się” dzieci, tak nie uważam, że posiada się psa czy kota. Raczej współdzieli się z nimi swój los. Ale to tylko moja opinia.

♥ Zwierzęta konkretnej rasy, zwłaszcza modnej oznaczają tylko zwiększenie liczby pseudohodowli, nieodpowiedzialnych właścicieli zwierząt, kupowanie zwierząt dla wyglądu, bez myślenia o potrzebach danego zwierzęcia.

Processed with VSCO with f2 preset

Długo zastanawiałam się jaki wpływ będzie miało pokazywanie Luny w social mediach. Oto piękny ni-to-pies-ni-wydra, trochę foka, trochę koń, trochę kangur, mądre toto, urocze, bezproblemowe i śliczne. Bardzo nie chciałam w żaden sposób zachęcić ludzi do nabycia takiego psa, bo jest „słodki i piękny”. Długo zbierałam się do tego posta i postanowiłam zrobić mini cykl.


CZĘŚĆ MAMBO JUMBO / nazywam ją tak, bo to ładna opowieść, ale musicie poznać też racjonalną część historii


Processed with VSCO with c1 preset

Ponieważ bardzo tęskniłam za psem, a pracowałam z domu i byłam rozlazłą miągwą, która potrafiła nie wychodzić z domu trzy dni z rzędu, jeśli nie musiała wyjść do sklepu, pomyślałam, że pies pomoże mi robić to, co dla mnie ważne. Ruszać się, oddychać, mieć kontakt z naturą, być na zewnątrz. Ciężko jest się do tego zmotywować samodzielnie, zwłaszcza kiedy pada i jest 8 rano. Wiedziałam jednak, że mój partner nie lubi psów, akceptuje tylko koty. Nie chciałam go unieszczęśliwiać na siłę, nie byłam też w stanie sama na siebie wziąć odpowiedzialności za psa. Kupno nie wchodziło w grę, myślałam o adopcji i mówiłam o niej od kilku miesięcy, ale Maharaja oponował, a moje gadanie było raczej wyrazem tęsknoty nić konkretnym planem. Wiedziałam, że jeśli chodzi o psy, on toleruje tylko wyżły. Znał wyżły, uważał, że mało szczekają, nie zostawiają sierści i są super mądre. Polubiłam więc na fejsbuku kilka stron fundacji i miłośników tej rasy, ja o wyżłach nie wiedziałam zupełnie nic. Kilka miesięcy później, tuż po urodzinach Maharadży, była noc, księżyc świecił w pełni, my siedzieliśmy na fotelach, omawiając swoje sprawy i nagle dostrzegłam JĄ. To jest takie uczucie, że dobrze wiesz. Wiedziałam, jak zobaczyłam Maharadżę i wiedziałam i teraz. Podałam mu telefon mówiąc „hej, jakaś panienka do ciebie, mówi, że jest Twoim urodzinowym psem i ma do ciebie sprawę”. Był to raczej żart, wiedziałam, że on nie chce psa i taka też padła odpowiedź. Że chcemy podróżować, że motocykl, że ograniczenie… Przypomniałam mu, że przecież i tak mamy tu dzieci, że choć pracujemy od zlecenia do zlecenia, to ani sytuacja materialna, ani rodzinna nie pozwala nam pracować z leżaka na Bali przez pół roku i że nasze wyjazdy wspólne są raczej anegdotyczne i po kraju. Jego jakby piorun strzelił, mówi — dawaj telefon, dzwonię!

Processed with VSCO with c1 preset

Jak zadzwonił tak od razu się umówił, że oczywiście płacimy za sterylkę, jasne dojedziemy, nie ma problemu, jesteśmy chętni. A mnie obleciał blady strach. Wojtek powiedział, że ma intuicję, że ta psina odmieni nasze życie, że będzie dobrze, że ona nazywa się Luna, bo oto pełnia i magiczny dzień i absolutnie musimy tego psa wziąć. A teraz garść faktów i watpliwości:

♥ jesteśmy czwartym domem Luny, choć trafiła do nas mając niecałe dwa lata

♥ kiedy podejmowaliśmy decyzję o adopcji, dostaliśmy informację, że Luna ma niewydolność trzustki i prawdopodobnie do końca życia będzie na specjalnej diecie oraz lekach

♥ wyżły żyją ok. 14 lat (ona jest młoda, a ja się przeraziłam każdego scenariusza: naszego rozstania, narodzin dziecka, tego, że jak obecne dzieci dorosną, my nie będziemy mieć dziecka to odzyskana wolność będzie ograniczona psem)

♥ Wojtek nigdy nie miał psa, więc nie wiedział na czym polega opieka nad psem

♥ wyżeł potrzebuje bardzo dużo ruchu i zmęczenia psychicznego. To pies, który musi pracować, więc nie, że siku pod blokiem i nara. Piłka, pływanie, bieganie, jeżdżenie na łąkę,  nauka komend, zabawy węchowe są temu psu potrzebne, żeby nie zwariował i żeby dobrze się z nim żyło. To oznacza minimum 3h dziennie dla psa. Każdego dnia, niezależnie od pogody.

♥ dziś pies to co innego niż pies, kiedy byłam dzieckiem: worki na kupę, szkolenia, specjalistyczna karma, lekarz… skąd na to wszystko brać?

♥ wyżeł to duży pies, a my mieszkamy w kamienicy

♥ czy ja będę kochać tego psa, jak ten pies zeżre wszystkie moje buty i książki i będzie sikał w domu?

Processed with VSCO with f2 preset

Wojtek był coraz bardziej przekonany, a ja coraz bardziej blada ze strachu. Paradoksalnie jednak rozbrojenie tych lęków, przemyślenie, jak naprawdę wygląda nasze życie, moje życie, a co deklaruję, uświadomiły mi, że powinniśmy to zrobić, skoro oboje tak czujemy. Nie obyło się bez rozmów i pewnego rodzaju zakontraktowania tej decyzji, tak żeby nikt nie czuł się wrobiony w obowiązki. To była dla mnie ważna lekcja, bo zmusiła mnie do refleksji o tym, jak bardzo uciekam od długoterminowych zobowiązań i obowiązków w ogóle. Zwyczajnie bałam się, że będę musiała być odpowiedzialna za coś więcej niż siebie, co było niefajnym, zimnym prysznicem, bo przecież byłam w związku, tworzymy patchworkową rodzinę, traktuję to serio. I nagle taki wielki, kosmaty demon lęku! To była pierwsza duchowa lekcja, którą odebrałam od Luny. Otwierając się na nią i na to zobowiązanie, w pełni otworzyłam się emocjonalnie na Wojtka i totalnie opuściłam gardę. Od teraz mieliśmy być stadem!

Processed with VSCO with f2 preset

Słodka narracja o tej historii da się streścić w takich słowach: zobaczyłam ją, wiedziałam, że to nasz pies, wystraszyłam się, Wojtek wiedział, że to ona, bo ma dobrą intuicję, były przeciwności losu, pies miał trafić gdzieś indziej, trafił jednak do nas, od razu na luzie wskoczyła nam do auta i dojechała z Poznania do Warszawy bez jednego piśnięcia. Nie sprawa kłopotów wychowawczych, okazało się, że trzustka jest zdrowa i być może nie trzeba będzie leków, a specjalistyczna karma jest dość tania. Luna zaczęła reagować na nowe imię praktycznie od razu, nie ma lęku separacyjnego, nie niszczy rzeczy, nie mamy zielonego pojęcia czemu ktokolwiek był na tyle dziwny, żeby dwukrotnie pozbyć się tego cuda, pani z hodowli jest superkochana i bardzo pomocna, Luna ma rodowód, chip i paszport (czyli adoptowaliśmy psa, ale jest to pies rasowy), siostra Luny, z którą ta mieszkała w domu tymczasowym nazywa się Tola, całkiem jak córka Maharadży, która to kocha tę historię i uważa się za ludzką siostrę Luny. Pies kocha innych ludzi i dzieci, dzieci kochają psa. Luna zmieniła nasze życie, jest naszym oczkiem w głowie, schudliśmy, ruszamy się, prowadzimy zdrowszy styl życia i z pary, staliśmy się rodziną.

Processed with VSCO with f2 preset

Nie chcę Wam jednak sprzedawać tylko tej słodkiej części. Luna jest NAJWSPANIALSZĄ SUCZKĄ ŚWIATA! Naprawdę jest! Do dziś nie wierzymy, jak to się mogło stać, że była dwukrotnie oddawana, że ktoś podnosił na nią rękę, że była karmiona badziewiem, co prawdopodobnie dało tak złe wyniki trzustki… nie mieści nam się to w głowie. Ta historia jest prawdziwa i niesamowita, ale mogła wyglądać zupełnie inaczej. Byliśmy świadomi, że hodowczyni, do której suczka wróciła jako DT może nas okłamywać, żeby pozbyć się psa (kiedyś miałam taką historię z kotem, którego odkupiliśmy od hodowców w dorosłym wieku, do dziś im w myślach złorzeczę!), liczyliśmy się z tym, że pies może być chory albo agresywny, niewychowany, głupi… że ktoś, kto go kupił za ciężkie pieniądze chce go oddać po roku, co oznacza, że z tym psem może być coś bardzo nie tak. Takie są uroki adopcji. U nas okazało się, że hodowczyni była na medal, Luna jest na medal, a historia jest idealna i czujemy się bardzo szczęśliwi, że mogliśmy dać suni nowy dom. Przed adopcją byliśmy na spacerze z właścicielką dwóch wyżłów, odbyliśmy konsultację z fundacją, miesiąc zamęczaliśmy DT pytaniami o naszego konkretnego psa, podeszliśmy do sprawy bardzo odpowiedzialnie, wiedząc, że ten pies nie może po raz kolejny zmienić domu i że nieważne co się stanie, będzie trzeba wziąć to na klatę.

IMG_0725

Czy dziś nadal jestem za adoptowaniem psów? Odpowiem na to pytanie w kolejnym wpisie, bo temat jest złożony. Napiszę o hodowlach, pseudohodowlach oraz plusach i minusach adopcji psa. My podjeliśmy jak najlepszą decyzję, ale w kwestii zwierząt, kiedy naprawde podchodzi się do życia z nimi odpowiedzialnie, nie ma tylko czerni i bieli.

Jeśli macie jakieś pytania, zadawajcie je proszę w komantarzach 🙂

 

 

...

28 komentarzy

  1. Dziękuję Ci za ten piękny i mądry wpis! Gratuluję podjęcia takiej decyzji i mam nadzieję, że Luna będzie Waszą towarzyszką na długie lata:) Ja też miałam adoptowaną sunię, psa niełatwego w codziennym życiu na początku, ale za to najcudowniejszego pod słońcem. Teraz, kiedy Jej już nie ma z nami, jestem wdzięczna za czas, który spędziliśmy razem i mam nadzieję, że daliśmy jej choć część tej radości, którą ona dała nam. Super, że piszesz o różnych aspektach posiadania psa. Wiele osób podejmuje decyzję o adopcji pod wpływem emocji, co później różnie się kończy. Ludzie mają też często zastraszająco małą wiedzę na temat pseudohodowli, wychowania psa, dbania o jego zdrowie itp. Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy!

  2. Troche mnie dziwi i uderza fakt, ze nigdy nie bralas pod uwage wziecia psa ze schroniska. Serio, musi byc rasowy i pasowac do sukienki?

  3. Blum

    Em – dziwny komentarz… wydaje mi się, że z tekstu wyraźnie wynika, że mi nie zależało na żadnej rasie i po prostu chciałam adoptować. Mój partner, który nie jest psią osobą, brał pod uwagę wyłącznie wyżły. Nie znałam tej rasy wcześniej, nie widziałam nawet jak one wyglądają i nie miało to dla mnie znaczenia. Wręcz było trudne, bo wyżły to bardzo wymagające i duże gabarytowo psy. Ja myślałam raczej o psiaku do kolana, raczej przytulaka.

    Niemniej w moim odczuciu to jest budująca informacja, że nawet chcąc psa danej rasy nie musisz go kupować, bo potrzebujące psy są rasowe i nie. Potrzeba nie wybiera. Dla mnie priorytetem była adopcja psa dorosłego, niezależnie od jego stanu zdrowia. Pod uwagę braliśmy też wyżła, 7latka, wielkiego… też małe szanse na nowy dom i szczęśliwie znalazł jednak dom po miesiącach poszukiwań w tym samym tygodniu co nasza Lu.

    Jestem w szoku, że tak możesz to ocenić i niestety uważam, że mówi to więcej o Twoim postrzeganiu świata niż moim.

  4. Blum

    Megan – tak, teraz jako dorsła osoba dopiero rozumiem, że moje rodzinne psy były totalnie niewychowane. Psa nie wystarczy kochać. Trzeba go poznać, zrozumieć jego potrzeby i na nie odpowiedzieć. Idziemy z młodą na szkolenie, bo zjada śmieci na ulicy, a niestety ludzie faszerują kiełbachy trutkami, jest sporo obszarów do pracy, ale pracujemy!

  5. Em, nazwij mnie rasistką, ale jestem zdecydowanie za rasowymi psami. I nie dla tego, że lubię, żeby mój pies miał papier, ale dlatego, że jestem za świadomym, kontrolowanym i rozsądnym zarządzaniem psią populacją. Nie byłoby tylu niechcianych nieszczęść, pseudohodowli, porzucania psów przed wakacjami i w chwilach trudności, gdyby ludzie świadomie wybierali życie z psem. Ja sama o sobie myślę, że jestem opiekunką, a nie właścicielką,
    Psy rasowe dają Ci możliwość wyboru psa o charakterze, potrzebach i zachowaniach jak najlepiej rezonujących z Twoimi potrzebami. Związek z psem, to związek. Trzeba nad nim pracować, tak, jak nad każdym innym związkiem. Gdy świadomie dobierasz do siebie psiego partnera, zwiększasz Waszą szansę na powodzenie tej relacji.
    Psy rasowe, z dobrej, profesjonalnej hodowli są po zdrowych rodzicach, gdzie mama nie jest eksploatowana co chwila w celu „produkcji” kolejnych miotów. Szczenięta z dobrej hodowli są zsocjalizowane, nie są płochliwe, są otwarte, ciekawe świata. Rodzice takich szczeniąt zostali wyselekcjonowani (żeby otrzymać papiery hodowlane, pies/suczka nie może być agresywny/agresywna), dobierani są także pod względem „dalekości” genetycznej, żeby nie było bliskich krzyżówek.
    Oczywiście są też wady rasowości psów, taką wadą są mody panujące, bo piesek danej rasy grał w znanym filmie i ja też tak chcę. Ale na głupotę nie poradzisz.
    A im więcej ludzi będzie świadomie podchodzić do wyboru psa (if any), tym lepiej dla wszystkich.
    Ja już wiem, że dla mnie labrador dziewczyna. Mam teraz czwartego psa (miałam psy od małego dziecka) i Yen jest moją drugą labradorką. Ja też jestem labradorką, więc pasujemy do siebie idealnie 🙂 Jest wyczekana, jechałam po nią przez pół Polski i to było dla mnie oczywiste.
    I tak, pies musi pasować do sukienki, pod warunkiem, że ty też do niej pasujesz.

  6. A ja popieram Em. Niby lepiej adoptować niż kupić, ale domy tymczasowe a schronisko to inna bajka. Biorąc psa z DT, ktoś odwalił za ciebie robotę przy wyprowadzaniu psa na ludzi. Plus brzydkie i stare psy nie mają szans. Więc głupio nazywać się najlepszym człowiekiem świata, bo masz rasowca z DT 😉 adopcja psa to nie okazja w ciucholandzie, wstyd się chwalić super zdobycza…
    BTW pamiętam jak na starym blogu rozpisywałas się o tych lysych kotach, a teraz piszesz ze zostały z byłym. Pies nie zostanie z bylym?

  7. Blum

    Zgadzam się w dużej mierze z Zuzanną Marcinkowską. Wady i zalety tak hodowli, jak i adopcji, omówię w kolejnych postach. Dla nas było ważne żeby pieska nie kupować, ale wiedzieliśmy jakie mamy doświadczenie (marne), jaki styl życia (dzieci w domu, dużo ludzi, dużo zmian, mały metraż) i wiedzieliśmy, że adoptując psa dorosłego musimy szukać takiego, który jest dobrze zsocjalizowany, lubi dzieci i inne zwierzęta, nie boi się zmian, nie jest agresywny i potrafi i może zostawać sam w domu.

    Tak naprawdę to były tylko dwie opcje: bierzemy psa, który ma szansę się dopasować do zastanej sytuacji (przy naszej pracy z nim) albo nie bierzemy psa wcale.

    Nie mogliśmy zaryzykować, bo z przyczyn oczywistych nie pozbędziemy się przecież dzieci. Mam też trudne doświadczenie adopcyjne z kotem, gdzie zostałam okłamana i nie daliśmy rady. Kot powodował masę problemów, z którymi ja i mój ówczesny partner sobie nie radziliśmy (nie mieliśmy narzędzi i nie mieliśmy pojęcia jak te narzędzia zdobyć). Finał był taki, że ten kot przeszedł masę niepotrzebnego stresu i zmieniał domy, tylko dlatego, że my nie mieliśmy wiedzy i doświadczenia, a „dobre serce” przyćmiło myślenie. Dziś dobre serce, to dla mnie podjęcie odpowiedzialnej decyzji, bo żywe stworzenie nie jest zabawką, którą możesz oddać, kiedy sobie nie radzisz z sytuacją. Jednocześnie nie zmuszałabym nikogo do pchania się w takie sytuacje i tym razem postanowiłam wybrać taką opcję, żeby mieć pewność, że damy radę.

    Widzę wady i adopcji i kupna zwierzęcia. Uważam, że zwierzęta domowe powinny być luksusem. Powinny być drogie, nie tyle w kupnie, co w podatkach itp itd. Bo serio, nie jest trudno wziąć zwierzaka i karmić whiskasem lub miesiącami lekceważyć jego problemy behawioralne. Odpowiedzialny właściciel to dla mnie taki, który nie tylko zwierzę leczy, ale pracuje z nim, dba o jego potrzeby, ale też zabezpiecza mieszkańców miasta przed tym zwierzęciem i na odwrót. Nie puszczasz psa luzem, jak nie umiesz go odwołać, nie wypuszczasz w mieście kota, który może paść ofiarą agresji, zbierasz kupy po swoim pupilu, panujesz nad nim, masz możliwość zabrać go za miasto by tam się wybiegał i wyszalał itp itd. Fajnie, że dziadunie i babunie przygarniają pieski i kotki, gorzej, że nie mają ani siły na porządny spacer, ani posprzątać po pupilu w centrum miasta i wszystko jest zasrane. Z resztą wiele o psiarzach napisano już tu – https://vukobordercollie.wordpress.com/2018/05/25/dziekuje-ci-psiarzu-za-swiadectwo-ktore-mi-wystawiasz-rzecz-o-odpowiedzialnosci-zbiorowej/

    Problem biednych, potrzebujących pomocy zwierząt jest ogromny i jest systemowy. Pomysł by nie kastrować i nie sterylizować zwierząt, pomysł by je rozmnażać, bo szczeniaczki słodkie, lub nie pilnować by zwierzęta nie zachodziły w ciążę stawia nas w sytuacji, gdzie ciągle jest więcej zwierząt niż osób, które chcą się nimi opiekować. To był jeden z powodów, dla którego w ogóle nie chciałam już mieć żadnych zwierząt.

    Przyznam szczerze, że w ogóle niesamowicie mnie dziwi, że ludzie mają łatwość w ocenianiu cudzych decyzji. Nie uważam się za najlepszego człowieka świata, bo wzięłam psa z DT 😀 Mam psa, bo bardzo chciałam mieć psa, gdybym uważała, że spoko jest psa kupić, naprawdę nie miałabym oporów żeby to zrobić i dziwne byłoby dla mnie ocenianie tego przez osoby z zewnątrz. Dla mnie nasza historia to nie jest też historia „ojacie, pies z adopcji ma rodowód” ale to uświadamianie ludzi, że nawet jeśli jesteś miłośnikiem rasy – nie musisz kupować, możesz dać kochający dom zwierzakowi, którego nikt nie chce. U nas DT zrobił mega robotę, ale my ją kontynuujemy, właśnie odstawiliśmy leki i czekamy na badania, żeby zobaczyć co z trzustką, czy da radę bez enzymów, czy do końca życia będzie musiała je brać.

    Czuję taki publiczny osąd (nie mnie nawet, ale tego typu sytuacji) że jak nie weźmiesz najbrzydszego, najstarszego kundelka bez oka i jednej nogi, to ogólnie jesteś słabiakiem. Żeby „być dobrym człowiekiem” robię inne rzeczy, którymi nigdy nie chwalę się publicznie. Psa wzięliśmy z naszej egoistycznej chęci dzielenia z nim życia.

    Co do kota – znów, zastanawiam się nad oceną sytuacji. Po rozstaniu zajmowałam się samodzielnie kotem przez ponad 4 lata. Nagle byłam bez samochodu, z zarobkami jednoosobowymi, z domem rodzinnym w Szczecinie, mieszkając w Krakowie i musiałam dawać radę i dawałam. Adek zawsze miał leczenie na czas, dużo opieki i troski i kogoś z kim mógł zostać gdy wyjeżdżałam. Kiedy zaczęłam bardzo dużo wyjeżdżać, mieszkałam pół na pół Kraków / Warszawa, a kot zostawał z moim współlokatorem, który go tylko karmił i sprzątał mu kuwetę, a były partner właśnie przeprowadził się do Polski, ustaliliśmy, że kot zamieszka tymczasowo z nim. Tymczas zmienił się w dom stały, bo kot ma lat 10, a ja przez lata swojej tułaczki zmieniłam mu dom ponad 3 razy i współlokatorów z kotami i bez również wielokrotnie. Nie czułam, żeby kamienica dla łysego kota była najlepszym miejscem do życia i że kolejne zmiany mieszkania, rodziny i jej członków to odpowiedzialny pomysł dla seniora. Porusza mnie w tej inwigilacji to, że choć decyzja podejmowana o zwięrzeciu jest wspólna, potem oczekiwania są tylko wobec jednej osoby. Mam nadzieję, że to dlatego, że to ja, a nie były partner, dzielę się publicznie swoją historią. Jednak nie sposób pomyśleć o tym, jak łatwo byłoby ocenić matkę, która po rozwodzie zostawia dziecko z ojcem i widuje je co drugi weekend. Choć dzieci są wspólne. Dla odmiany ojca rutynowo nie oceni nikt. Znam też pary, które po rozstaniu współdzielą opiekę nad czworonogiem w systemie wymiennym i się to sprawdza. Oczywiście to ma sens z psami, z kotami nie byłoby pożądane. No i na koniec… tak, dla mnie to duży lęk i opisałam go. Pies żyje ok 14 lat, mało które małżeństwo tyle wytrzymuje i choć ja mogę robić najlepiej jak umiem, nie jestem w stanie zdobyć gwarancji, że będę z moim mężczyzną do końca życia. Dlatego decyzja o adopcji, była dla mnie trudna, ale nie chciałam żeby lęk mnie paraliżował, gdyby tak było lepiej w ogóle nie wchodzić w relację, nie mieć dzieci, nie obiecywać, nie starać się. Oboje mamy nadzieję razem się zestarzeć. Ze sobą nawzajem i z Lunką.

  8. Po prostu uderzyl mnie w Twoim poscie fakt kompletnego braku rozwazania nad mozliwoscia wziecia psa ze schroniska. Duzo jest natomiast o hodowlach i rasach.
    Biorac po uwage, ile osob czyta tego typu blogi moze warto byloby poswiecic troche uwagi innym, moze mniej medialnym opcjom. Tyle.

    Komenatrz o tym, jak postrzegam swiat jest niestety atakiem opartym chyba na pseudopsychologii z magazynu 'Pani’. Jestem szczerze rozczarowana, ze cos takiego wyszlo akurat spod Twoich palcow.

    Zuzanna, jasne, rozumiem. Uwazam jedank, ze odpowiedzialne zarzadzanie psia populacja niekoniecznie oznacza rozmazanie psow tylko w obrebie ras i dosc malej puli genetycznej. Co wiecej sadze, ze ma to niewiele wspolnego z dobrobytem gatunku, biorac pod uwage z jakimi wadami musza zyc przedstawiciele wiekszasci ras. Wystarczy spojrzec na owczarki niemieckie, czy buldogi.
    Fajnym przykladem moze byc Finlandia, gdzie nie ma schronisk dla bezdomnych psow, bo po prostu nie ma takiej potrzeby. Jednoczesnie, pupile sa roznej masci i pochodzenia, przez co zyja dluzej i sa zdrowsze.

    Nie rozumiem Twojego komentarza, ze pies musi pasowac do sukienki.

  9. Blum

    Em – jak powiedziałam to jest jedynie słodkopierdzący tekst o historii naszego psa, bo wiele osób o nią pytało. Nie chcę robić z siebie bohaterki i nie widzę potrzeby rozpisywania się o tym, że dwa domu porzucały już suczkę (nie znam ludzi i nie wiem co nimi kierowało), nie ma co też mówić o jej trzustce, bo czy będzie całe życie na lekach czy nie orzeknie niebawem lekarz. Wiadomo tyle, że jej stan zdrowia nie był luksowy i że zmieniała kilkukrotnie dom, mimo że jest młodziakiem.

    Nie braliśmy pod uwagę wzięcia psa ze schroniska z powodów, o których czytasz w komentarzach i poście – mamy dochodzące dzieci i dużo ludzi dookoła, więc by zwiększyć opcję powodzenia musieliśmy mieć pewność, że pies jest rozpoznany przez DT lub fundację jako dobrze zsocjalizowany. No i mój partner w ogóle nie lubi psów. Nie lubi też koperku i pietruszki i tego również nie rozumiem, ale skoro to była opcja „wyżeł albo nic”, a mi było wszystko jedno, to poszliśmy w fundacje wyżłowe. Wymagań mieliśmy sporo, chcieliśmy psa adoptować, chcieliśmy żeby to był dorosły pies i żeby akceptował dzieci, ludzi i inne zwierzaki. Nie interesowała nas za to płeć, lokalizacja i stan zdrowia psa. Tak oszacowaliśmy swoje możliwości. Nie zakładaliśmy też, że pies musi być z DT. To nie była też decyzja „ok, chcemy psa, zobaczmy jakie wżyłowate są na paluchu”. On nie chciał, ja chciałam, zobaczyłam ją w necie w ogłoszeniu na stronie w stylu SOS dla wyżłów, on się zakochał i zadziałaliśmy. Sądzę, że sami z siebie nie bylibyśmy w ogóle gotowi na psa, gdyby nie to, że Luna nas znalazła w ten sposób i wiedzieliśmy TING to ona!

    W poście o adopcji psów w ogóle, a nie z historią mojego psa, będę rozmawiać z psią behawiorystką o plusach, minusach i tym, na co uważać i gdzie szukać pomocy w razie fakapów.

    W poście o psach z hodowli, będę rozmawiać o tym samym z hodowcą, bo hodowca, hodowcy nie jest równy.

    Powyższe posty będą merytoryczne i czuję, że w tym mini cyklu to będzie kompleksowe. Ten opisuje po prostu nasze didaskalia.

  10. Fajnie, że piszesz o adopcjach i o tym, że kupno psa nie wchodziło w grę, niestety z tekstu wyłania się smutny wniosek- ludzie, nawet tacy, którzy troszczą się o zwierzęta, chcą ładne, rasowe pieski. Przecież ze schroniska też można adoptować zsocjalizowanego psa, psa który lubi dzieci i zwierzęta, dorosłego lub małego- do wyboru tysiące psów w potrzebie. Nie jest zgodne z prawdą, że psy ze schroniska nie spełniłyby wymagań o których piszesz, z wyjątkiem tego, że nie byłyby wyżłami. Nie wspominając już o samym temacie hodowcy, który może być najmilszym człowiekiem na świecie, ale wciąż- rozmnaża zwierzęta żeby je sprzedawać, co dla mnie jest ciężkie do przełknięcia i bardzo nie ok.

  11. Blum

    Rozumiem. Jestem niewystarczająco dobra, pies jest za ładny, 4 domy w dwa lata to za mało, przecierpiał nie dość, by zasłużyć na adopcję, stan zdrowia nie ma znaczenia, ogólnie wg. opinii publicznej pies powinien być może i młody, może i zdrowy, ale koniecznie ze schroniska i po traumatycznych przejściach, musi być definitywnie brzydki i niersasowy, bo tylko przygarniając takiego psa pokazujemy swoje dobre serduszko. W zasadzie im brzydszego psa i z gorszą historią tym lepiej.

    To jest taka hipokryzja o_0

    Ostatnio na kanale Pana Lisa słuchałam o ich historii adopcyjnej. Piesek był dorosły i był duży – to były priorytety Kasi, która uznała, że zmniejszają mu szansę na adopcję. Był w typie wilczura lub też jest owczarkiem, czyli typem rasy, który ona znała z domu rodzinnego i lubiła. Adopcja była chciana, ale pod wpływem chwili. Kasia nie wiedziała nic o psie, wybrała go, bo się w nim zakochała, podobnie jak my w Lunie. Nikt jej nie sprawdził czy da sobie radę, czy nie jest psycho, ani jak mieszka. Wrzucili jej psa do auta, w domu nie było ani posłania, ani misek, ani karmy.

    Nikt nie powiedział słowa krytyki. Dlaczego? Bo owczarki są „opatrzone” i jest dużo tego typu psów. Nie ma znaczenia, że decyzja była trochę wymuszona i na szybko, że właścicielka była nieprzygotowana i cały proces nie był przeprowadzony odpowiedzialnie – ważne, że pies nie był na tyle „fensi” żeby można to było wyciągnąć jako argument.

    Naprawdę jestem zdania, że nikt nie ma prawa oceniać wyborów innych, jeśli te wybory nie naruszają dobra wspólnego. Publiczne ocenianie czy ktoś jest dostatecznie dobroduszny jest po prostu… obrzydliwe.

    „ludzie, nawet tacy, którzy troszczą się o zwierzęta, chcą ładne, rasowe pieski.” – nie. To jest krzywdząca, niefajna opinia. Jakbyśmy chcieli ładnego, brand new pieska wybralibyśmy psa zdrowego, bez trudnej przeszłości. To, że ktoś wybiera daną rasę, czyli zna charakter psa i jego potrzeby i wie, że może to być match i ma szansę zaspokoić potrzeby tego psa, bo do siebie pasują, jest odpowiedzialne i jest superokej!

    Jak Was słucham to mi ręce opadają. Co dalej? wmawianie ludziom, że są źli bo wybierają egoistycznie swoje własne dziecko zamiast adoptować, najchętniej takie, które ma najmniejsze szanse na adopcję? A może, że to okropne kiedy młoda atrakcyjna kobieta, nie chce być z facetem skrajnie nieatrakcyjnym, bo on ma małe szanse na miłość? Jak daleko można posunąć mówienie innym jakie potrzeby powinni mieć, jak bardzo „dobroduszni” być i w jaki sposób pokazywać to światu?

  12. A nie uderzyło cie dlaczego ten pies ma czwarty dom w dwa lata? bo jest rasowy. Dlatego, że ktoś chciał rasowego pieska, a potem go wyrzucil to raz, a dwie pozostałe pseudo adopcje?? Bo ludzie przygarniaja akurat rasowego pieska… Twój pies i to że go przygarnelas się uzupełnia, pomyśl o tym. Nie przygarnelas go i on nie szukalby domu, gdyby to gdyby nie był rasowy.

    A co do tego czy to jest lincz publiczny czy nie – to Ty chciałaś być influencerka i chodzaca inspiracją dla dziewczyn, to Ty zadeklarowała się jako wege, prawa zwierząt i inne etykietki. Nikt Ciebie nie zmuszał, więc naucz się ponosić konsekwencje tego, że ludziom się nie podoba Twoje dzialanie

  13. Kasia, Em to do was dziewczyny.
    Aktualnie mam 11 letniego labradora (uprzedzając pytania, nie nie był kupiony, był wzięty jako ostatni dzieciak z hodowli, która chciała go uśpić gdyż suka nie dałaby rady wykarmić tyle młodych. Wykarmiły go więc ręce mojego partnera. Nie widzę natomiast niczego złego w kupieniu psa z dobrej hodowli, skoro komuś odpowiadają cechy danej rasy)
    Czas leci,to duży pies a jak wiadomo takie żyją krócej. Czasem zatem wkradają się smutne myśli, że kiedyś będziemy musieli go pożegnać.
    Już teraz jednak wiem, że jeśli kiedyś zamieszka u nas kolejny pies będzie to również labrador. Obiecałam sobie, że weźmiemy go z fundacji pomagającej tej rasie psów. Czy wobec tego mam czuć się winna, że nie będę chciała pójść po kundelka do schroniska? Czy te porzucone labradorskie bidy często stare, chore zasługują mniej na dom niż kundelki w schronisku?
    Do czego dziewczyny zmierzacie? Czy jak widzicie na ulicy ludzi z rasowymi psami, uważacie, że są źli bo nie mają mieszańca? O_O

  14. Blum

    Mówienie o swoich historiach nie oznacza, że zgadzam się na brak kultury czy wchodzenie mi w życie z butami lub ocenianie moich wyborów. Jeśli napiszę, że lubię sado-maso możesz pomyśleć co chcesz, ale nie oznacza to, że powinnaś mnie o tym poinformować 😉

    Jeśli masz ochotę coś powiedzieć, to proszę – poinformuj się. Najlepiej tu: https://blimsien.com/i-have-a-name-but-i-have-no-label/ nie aspiruję do żadnych etykiet, a te, którymi opatruję posty służą wyłącznie nawigacji, by czytelnicy mogli znaleźć właśnie te treści, których poszukują i nie tracili czasu na resztę.

    I nie wypowiadaj się o historii Luny, bo jej nie znasz. Ludzie kupili tego psa i oddali go z powodu rozstania. Nie jestem tak szybka w ocenie jak ty, nie znam ich i nie wiem czy było to spowodowane wygodnictwem, brakiem pieniędzy, depresją czy niechęcią do wzięcia odpowiedzialności w pojedynkę. Psa przekazali znajomym, ktorzy po kilku miesiącach się „rozmyślili”. Znajomi znali psa, to nie tak, że się zachłysnęli jego urodą, po prostu ta adopcja była nieprzemyślana – i wracamy do punktu wyjścia – należy używać mózgu i wykazać się odpowiedzialnością przy adopcji.

    Tak, ludzie biorą psy rasowe, często dlatego, że są durni. Że rasa jest modna, albo że piesek jest słodki. Gorzej kiedy rośnie i staje się nieznośny. Moja przyjaciółka znalazła w ten sposób porzuconego malamuta. Miał około roku i ze słodkiej kulki stał się niedźwiedziem. Twoim zdaniem powinna go nie adoptować bo był rasowy i młody? Czy to była jej wina, że ktoś jest idiotą?

    Sprzątamy po ludziach, którzy nie są zbyt mądrzy na wiele sposobów. Podnosimy śmieci, chodzimy na protesty, dzielimy się swoimi pieniędzmi z fundacjami, dajemy wsparcie rzeczowe… dlatego, że ludzie porzucają zwierzęta, dzieci, że nie sprzątają po sobie, że podejmują idiotyczne polityczne decyzje. I nie stoimy z założonymi rekoma „bo ci ludzie nie byli mądrzy i podjeli złe decyzje”.

  15. Blum

    Justyna Piasecka – u nas podobnie, adoptowaliśmy Lunę choć dla mnie rasa/nierasa psa była bez znaczenia (choć cicho kocham się w bulkach) natomiast po doświadczeniu z tą dziewczynką… nie wyobrażam sobie psa innego niż weimar. Na szczęście długie wspólne życie przed nami, ale patrząc na anonse na poszczególnych fundacjach psów w typie danej rasy, jest tego naprawdę masa. Są historie łatwe (właściciel schorowany, nie ma jak opiekowac się psem, pies bez traumy i zdrowy) po te najgorsze (znajomi adoptowali charta z jakiejś wioski, pies biegał na kury, więc sądzieci strzelali mu w tyłek śrutem, ma źle zrośniętą łapkę, jest rasowy).

    W ogóle: nie ma co rozkminiać, brać, kochać, nie dzielić na lepsze i gorsze, dostosowywać do swoich możliwości i chęci.

    Hejterom zaś życzę by pomagali zwierzetom, dzieciom i ludziom tak bardzo, jak robią to teraz, bo jak rozumiem sami mają po 5 adoptowanych staruszków i aż dziwne, że mają czas wylewać tu jad, zamiast właśnie je miziać po brzuchach.

  16. Blum, dzięki za podzielenie się tą historią! Przykro czytać, że po tym, jak dzielisz się częścią swojego życia, swoimi rozterkami w związku z adopcją, ale też swoją radością, spotykasz się z ocenianiem i komentarzami, sugerującymi Ci, co powinnaś była zrobić… Komentujące osoby wydają się mieć w sobie trochę poczucia winy do przepracowania, skoro próbują je w Tobie wzbudzić swoimi wypowiedziami o Twoim wyborze.

  17. Kasiu, a w czym wyżeł do adopcji jest gorszy od kundelka do adopcji? Bo ja nie kumam.
    Co do odwalania roboty przez DT, tak, oni właśnie po to są! I pozwólmy im robić to, na czym się znają! Dzięki ludziom z DT psy są przygotowane do dalszego, lepszego życia!
    Sama robiłam za hotel dla kilkunastu psów przez łącznie kilka miesięcy, czasem to były trzy psy jednocześnie. Mogłam pomóc i chciałam, więc to robiłam, wyświadczając przysługę, bo to było całkowicie gratis.
    I też jak mogę to pomagam bidulom z bidula, finansowo głównie.
    I robię rozpoznania domów dla jednej z fundacji adopcyjnych.
    Sama mam sześć kotów wszystkie znajdy, przez mój dom przewinęło się ponad 20 kotów, żadnego nie kupiłam. Ale chociażby ze względu na te koty (teraz już w drugiej połowie życia) nie zdecydowałabym się wziąć nieznanego, dorosłego psa ze schroniska, jakkolwiek bardzo nie byłby on brzydki. (sarkazm). Bo szczenię zsocjalizuję z moimi kotami (co się z resztą bardzo udało), zwłaszcza, że brałam szczenię z hodowli, gdzie były koty, na co też zwracałam uwagę.
    Apeluję o ŚWIADOMOŚĆ. A tę łatwiej dopieścić, gdy się wybiera pod konkretne, własne wymogi. Czyli najlepiej najpierw zorientować się, czego się chce, czego się oczekuje i na co sobie można pozwolić. Potem podjąć decyzję. A nie porywie serca i emocjami wziąć bez zastanowienia psa, bo był biedny i brzydki.
    Każda sytuacja jest indywidualna i pozwólmy jej na to. Tylko indywidualne podejście, to podejście świadome.

    Em – z sukienką chodziło mi o to, że pies i człowiek powinni do siebie pasować. Inaczej to się może nie udać.

    A tego bloga cenię m.in. za szczerość, a nie za podpubliczność.

  18. Ja w ogóle nie jestem za kupowaniem zwierząt, wiec szacun za adopcję. Mam dwa adoptowane koty i jeden z nich też mnie wybrał, jak Ciebie Luna:) Za hodowlami też zdecydowanie nie jestem, bo pomnażają istniejący juz problem bezdomności. W dodatku nie da się obronic sensowności istnienia takich ras jak mops czy buldog – okaleczonych przez człowieka, niedostosowanych, zagrożonych udarem przy 26 stopniach, buldożki nawet nie mogą urodzić jak inne psy bo nie maja wystarczającej tłoczni brzusznej. Jednak fakty na dzis są takie że jest pełno zwierząt niechcianych i część z nich jest rasowa. To jeżeli ktoś nie czuje chęci adopcji kundelka – czemu miałby nie adoptować labradora albo wyżła? Ty podeszłaś do sprawy odpowiedzialnie, natomiast trochę rozumiem jak ludzie się obruszają o te rasowe zwierzaki, bo ja sama jako wolontariuszka widzę co się dzieje z ludzmi jak widzą na zdjęciu fundacji rasowego kota albo w typie rasy. Wszystko przestaje się liczyć – jaki ma charakter, czy nadaje się do dzieci, jakie ma potrzeby, nagle jest 50 telefonów i już po niego jadą. Chore.

    Uważam że nie powinniśmy rozmnażać zwierząt; jest ich niestety za dużo. Też miałam problem z kotami, w sensie że muszą jeść mieso. Ale pomyślałam tak: w schronisku też beda jadły miesna karme, wiec mogą jesść ją u mnie. Te zwierzęta które już są na świecie chyba też zasługują na naszą opiekę, nawet jeżeli są mięsożerne? Grunt to nie mnożycć ich dalej, sterylizować i propagować adopcje.

  19. Blum

    basiu – czuję podobnie, choć zarzutów jest wiele:

    – ludzie, którzy nie pilnują swoich kundelków i dachowców, które się rozmnażają na potęgę
    – ludzie, którzy chcą zarobić na modnych rasach i zakładają beznadziejnej jakości hodowle lub pseudohodowle (tych bym wsadzała do więzienia, serio!!!)
    – ludzie, którzy mają rasowego zwierzaka i uważają, że jest tak ładny i mądry, że go rozmnożą i szukają do spóły drugiego takiego gamonia i tworzą psy w typie rasy, ale oczywiście nie zadadzą sobie trudu, by przejść drogę do założenia hodowli, co w ogóle nie przeszkadza im opylać tych psów w typie rasy jako „szczeniaki po rodowych rodzicach na olx czy allegro”
    – ludzi, którzy są idiotami i kupują psy z pudła na giełdzie
    – ludzi, którzy kupują zwierzęta bo dzieci chcą pieska czy kotka, a potem nia ma się kto opiekować zwierzakiem i trzeba mu szukać domu
    – ludzi, którzy chcą daną rasę, bo ta rasa wygląda w okreslony sposób, ale nie myślą po co została stworzona i co będą musieli robić, by takie zwierze czuło się z nimi dobrze
    – ludzi, którzy uważają, że seks jest tak fajny, że nie wyobrażają sobie „żeby Azor nie zaruchał chociaż raz w życiu” – serio, słyszałam te opowieści

    To wszystko składa się na nieszczęście nadmiaru. Z drugiej strony widzę wkręcone w psy laski, które chcą korzystać z pomocy psów w dogoterapii, albo ludzi zajawionych sportami psimi, ludzi, dla których ten konkretny pies, konkretnej rasy jest towarzyszem życia i razem robią milion rzeczy. Np dziewczyna od VukVuka. Nie umiem ocenić, że ich wybór jest fatalny, bo zapłacili za zwierzę, choć sama nie chciałabym płacić, bo wolę dać dom, zwierzakowi, który już go potrzebuje. I jakkolwiek czuję podobnie do Ciebie, tak nie wiem czy można komukolwiek powiedzieć „nie kupuj zwierząt, jest ich już zbyt wiele” bo ten sam argument można przytoczyć odnośnie dzieci. A jednak jedni będą rodzić i adoptować, inni po prostu chcą mieć dziecko i nie musi być ich, jeszcze inni chcą bardzo żeby dziecko miało ich geny, było z tą osobą i chcą być w ciąży. Wiem, że porównanie jest mocne, ale zasada „nadmiaru potrzebujących” podobna.

    Wszystkim nam zrobiłoby dobrze opodatkowanie kościoła i sprawienie, że zwierzeta mają tylko ci, którzy naprawdę są na to gotowi, a nie pozwolą im się mnożyć w nieskończoność.

  20. Ja myślę że jak się chce to się da znaleźć psa, który będzie partnerem w Twoim stylu życia. Jedn a opcja to szukanie adopciaka konkretnej rasy albo znalezienie psa z DT – ludzie w DT wiedzą o swoich rezydentach wszystko i na pewno da się znaleźć kanapowca, psa aktywnego i takiego co lubi dzieci. Ale czasami nie myślimy o tym w takich kategoriach, po prostu kupujemy, bo taki jest paradygmat – zwierzęta się nabywa.

    Co do dzieci – tak, niektórzy uważają że tylko adopcja. Racjonalnie pewnie tak. Ale potrzeba biologicznych dzieci jest wpisana w nasza naturę i dlatego znacznie trudniej z nią walczyć, nawet jeżeli się jest przekonanym o słuszności adopcji. Natomiast chęć posiadania psa konkretnej rasy już znacznie prościej skanalizować/wyprzec/ wytłumaczyć sobie – cokolwiek…
    Ale ja mam takie podejście, żeby minimalizować cierpienie, ale się nie umęczać. Nie czuję się na tyle „dobrym” człowiekiem by przemóc w sobie potrzebę biologicznego dziecka, dlatego myślę o jednym i drugim, tymczasem pomagam na innych frontach, tam gdzie pomaganie jest dla mnie łatwe i przyjemne bo wynika z potrzeby serca. Nie wszyscy musimy być super dobrzy i poświęcający, ale wystarczy że każdy zrobi co może, bez samoudręczania. Dla jednych oczywistością bedzie kundelek ze schronu, dla innych rasowy z adopcji, dla innych to że ma dwa rasowe i adopciaka – kazdy krok moim zdaniem ma znaczenie jeżeli jest świadomy:) Nie jest mi łatwo nie oceniać ludzi kupujących rasowce bo tak jak mówię – wolontariat sprawia że patrze na te bezdomne i jest to zwyczajnie przykre, że się marnują. Ale tak racjonalnie, bez emocji – jak każdy choć trochę by przemyślał i trochę się nagiął to i tak świat byłby lepszy, komentujący ten wpis oczekiwali natomiast że wszyscy beda się naginać całkowicie, działać super humanitarnie i rezygnować ze swoich potrzeb – no nie działają tak ludzie i nie ma co się obrażać na rzeczywistość

  21. Jak glosi oklepany ale jakze prawdziwy slogan – adoptujac psa nie zmienisz calego swiata, ale swiat zmieni sie dla jednego psa. Wiec zamiast oceniac cieszmy sie, ze ktos przygarnal psa, zadbal o niego, wysterylizowal/wykastrowal i pies bedzi mial dobre zycie w odpowiedzialnym domu. Dzieki temu i nowi wlasciciele sa szczesliwi i pies. A dom tymczasowy moze przygarnac nowego podopiecznego w potrzebie. Zazwyczaj nie pisze komentarzy na blogach, ale nie rozumiem jak przemyslany dobry uczynek moze budzic tyle oburzenia? Kazdy rozumny czlowiek wie co dla niego najlepsze.

  22. Ja całe życie miałam shih tzu, rasowe, torebkowe, pasujące do sukienki – piszcie co chcecie – to był najcudowniejszy pies świata. Teraz znów chcę psa, tym razem sama, nie wspoldzielonego z rodzicami. Jednakże wiem, ze z racji mojego zawodu pies będzie czasem pod opieką mojej mamy, która ma uczulenie na sierść i w związku z tym znów rozważam shih tzu. Czy jestem złym człowiekiem, próżnym, nieodpowiedzialnym?? Akurat uważam odwrotnie, chce psa, któremu będzie że mną jak najlepiej i z którym mi również będzie dobrze. Chętnie wezmę jakiegoś psiaka w potrzebie, nie mam potrzeby kupna, ale jednak mam konkretne wymagania. Kilka lat czułam się z tym źle, wiec psa nie brałam, właśnie przez taki osąd społeczeństwa, panienka z shih tzu, pf. Ale w czasach kiedy dzieliłam życie z moją Cziczi byłam najszczesliwsza na świecie, uważam że ona też. Dlatego Blum życzę Wam dużo szczęścia i uważam, że to była świetna decyzja. Pozdrawiam ciepło!

  23. linawoj

    Post przeczytałam, uznałam że podjęliście naprawdę rozsądną odpowiedzialną decyzje, po czym zobaczyłam twoje story na insta i wróciłam poczytać komentarze. No i jestem w szoku. Serio dziewczyny?! Naprawdę nie mieści mi się to w głowie. Niestety po kilkuletnim wolontariacie w schronisku muszę stwierdzić, że środowisko „psiarzy” często jest toksyczne – jeśli nie adoptujesz najbiedniejszego pieska, to jesteś snobem.
    Obecnie sama mam psa z adopcji, rasowego, z rodowodem – zdrową, młodą suczkę beagla – zlinczujcie mnie! Do tego nie jest nawet z domu tymczasowego, a od znajomych znajomych, którzy kupili ją na prezent dla dziecka (idiotyzm) i po roku im się znudziła. Co z tego, że psa trzymali na balkonie (bo zostawiał kłaki w mieszkaniu), co z tego, że mimo zasobnego portfela karmili ją najtańszą karmą z supermarketu, po której miała permanentną biegunkę. Rozumiem, że jestem najgorsza, bo nie adoptowałam 15letniego staruszka…
    Adopcja tej suczki nie była planowana, poznałam ją w wakacje rok temu, gdy opiekowałam się nią przez 2 tygodnie podczas gdy jej właściciele byli na urlopie. No i zakochałam się w niej totalnie, nie dlatego, że jest rasowa, a za jej charakter, usposobienie, czystą słodycz zaniedbywanego psa. Właściciele chcieli się jej pozbyć, sprzedać do pseudohodowli, albo postawić jej całoroczną budę na balkonie (paranoja). Adoptowałam ją 3 miesiące później i nie żałuję. Nie wiadomo, gdzie byłaby w tym momencie, gdybym jej nie przygarnęła.
    Z doświadczenia wiem, że psy rasowe są o wiele szybciej i chętniej adoptowane, natomiast dużo częściej też wracają z powrotem do adopcji. Bo ludzie często widząc rasowego psa do adopcji tracą rozum i traktują to jako okazję (rasowy pies za darmo :/). Dlatego tym bardziej uważam, że nie należy zniechęcać ludzi do adopcji rasowych psów – to pies jak każdy inny, też potrzebuje domu i miłości. Ważne jest, aby osoba adoptujaca zdawała sobie sprawę z obowiązku jaki na siebie bierze, a nie oszukujmy się, te najbrzydsze, najstarsze pieski biorą zwykle takie osoby – które chcą psa uratować, są gotowe do poświęcenia. Jeśli chodzi o psy rasowe – niekoniecznie, dlatego odpowiedzialni właściciele są tym bardziej potrzebni.
    Bardzo cieszę się, że wasza decyzja o adopcji była przemyślana – naprawdę porywy serca nie są w takiej sytuacji dobrym doradcą. Sama adoptowalam kiedyś psa ze schroniska – dużego, 11letniego psa o nieznanej przeszłości. Była to nieodpowiedzialna decyzja, nieprzemyślana, nie byłam na nią gotowa. Jego problemy zdrowotne przypłaciłam własnym zdrowiem i depresją, wyrzuty sumienia, że zrobiłam więcej szkody niż pożytku były ogromne. Naprawdę chęć pomocy temu najbiedniejszemu psu, który nie ma szans na inną adopcję nie powinna przyćmiewać zdrowego rozsądku. Chyba lepiej adoptować psa, który będzie pasował do nas temperamentem, charakterem, któremu będziemy mogli zapewnić odpowiednią opiekę? Zamiast męczyć i siebie, i psa…

  24. Panna K

    Szok ile jadu mają w sobie niektóre osoby. Blum ignoruj te ataki bo postąpiłaś wspaniale i życzę wam jak najlepiej. Ja mam rasowego kota, kupiłam go ze względu na charakter rasy i jesteśmy najlepszym związkiem na świecie, jest moim najkochańszym kompanem idealnie dopasowanym charakterem i stylem życia. Męża też sobie wybrałam podobnie, żeby nam się dobrze żyło razem, a nie z litości bo był za brzydki i za głupi, bez szans na ożenek.. Przepraszam za to niektóre tu obecne, które może oburzyć i ten fakt.
    Zwierzęta kocham jednak wszystkie, jak tylko mogę uświadamiam ludzi o straszności pseudo hodowli i jak je odróżnić, o tym żeby nie mnożyli swoich pupili „bo ładny, bo raz musi zajść, bo tylko dla znajomych” itp, co roku z mężem robimy zbiórkę na schronisko, mąż jest tam też wolontariuszem. Pomagamy jak możemy, kochamy, w przyszłości planujemy adopcję psa. Mam gdzieś co kto o mnie myśli, bo to nie przeze mnie schroniska są I pękają w szwach. To przez głupotę I nieświadomość ludzi, tylko i wyłącznie.

    Tak że przestańmy piętnować ludzi za dobre serce, zacznijmy piętnować tych przez których schroniska maja rację bytu i myślmy co robić żeby za 100 last schroniska nie były potrzebne. Bo adopcja jest super ale problemu nie rozwiązuje, bo na miejsce tego zwierzaka trafi następny. Trzeba działać od podstaw.

    Czekam na post o pseudohodowlach, podpięłabym pod to tych wszystkich „Kowalskich” którzy nie kastrują swoich zwierząt i tym zwiększają problem bezdomności. Bo dopuszczają w zaciszu domowym, bo im pies ucieknie albo kot wychodzący i się mnożą bez kontroli.. Rozmnażanie zwierząt w Polsce jest legalne tylko rasowych, a tym niech zajmują się dobre hodowle.

    Blum jesteś wielka, a wszyscy hejterzy niech idą w tym czasie zrobić coś dobrego dla czworonogów zamiast sączyć jad. Buziaki

  25. Blum

    My też kochamy wszystkie stworki i wspieramy schroniska materialnie, podobnie domy dziecka <3 jednak zobowiązanie na codzienność, na dekadę codzienności to sytuacja, w której mierzyliśmy siły na zamiary.

  26. Ola&Kosmo

    Chciałam tylko dodać swoje trzy grosze po przeczytaniu komentarzy… bardzo się cieszę, że nie muszę być dla nikogo wybitnym przykładem i mogę postępować według własnego sumienia i nie patrzeć na tzw. dobre dusze. Niestety większość ludzi mówi tylko jak się powinno pomagać i sugeruje jak się powinno postępować „odpowiednio” co strasznie smuci w ogólnym rozrachunku…

    Super B, że opisałaś świadome podejście do adopcji/oczekiwania Was obojga i znaleźliście kompromis, którym okazała się Luna. 🙂 Jednak nie wszystko złoto co się świeci jak to mówią. Sama posiadam psisko z porządnej hodowli w której pojawił się chorowity zwierzak(niestety odpowiedni dobór i praca nad hodowlą to nie zawsze 100% pewności), który też przez zupełny przypadek złapał mnie za serce kiedy poszukiwał domu z zaznaczeniem, że wymaga dalszego leczenia (uwierzcie mi rozmawiając z hodowcą wcale to łatwo nie było ;)). Mój pies rasowy i pasujący do sukienki(abstrahując, że ich nie noszę i ba nawet by się zmieścił do torebki ;)) kompletnie nie był w moim typie ale znalazł się w moim życiu w tym konkretnym momencie. Przez długi czas diagnozowaliśmy młodego i fakt, że mógłby zakończyć życie trafiając do domu, w którym ktoś miałby wiele jego chorobowych drobnostek w nosie czasem mnie przeraża. Jednak po wielu konsultacjach/podróżach/tomografii, a koniec końców operacji żyjemy sobie całkiem nieźle.

    Jednak zmierzając do meritum sama jestem DT jeśli tylko sytuacja mi pozwala. 😉 Nie biczuję się ze względu na to, że posiadam rasowca i uważam, że każdy powinien postępować według swojej wewnętrznej potrzeby i możliwości. Ostatnio w kawalerce metrów trzydzieści biegało pięć kotów i ten nieszczęsny rasowy pies, kociaki od drugiego dnia zgarnięte z ulicy z matką( która wgryzała się w nogi/ręce i ogólnie nie było na nią sposobu – konsultacje z behawiorystą i fundacjami) ale dałam radę i cała piątka znalazła swoich ludzi na Ziemi. Oddałam cudowne i odpowiednio socjalizowane zwierzaki jednak kosztowało mnie to ogrom czasu, pracy, wyrzeczeń, a także pieniędzy (i cierpliwości mojego chłopa ;)) i stwierdzam tylko, że RÓBMY SWOJE.

    Nie negujmy dobrych czynów bo są ubrane w „ładniejsze” barwy niż nam może się wydawać. Miałam wrażenie, że tutaj nie znajdę powierzchownych i płytkich komentarzy skalujących czyjś dobry uczynek, cóż jak widać grubo się pomyliłam.

  27. Mój facet jest typowym kociarzem. Ma niestety uczulenie na koty które wyszło kiedy był nastolatkiem. Bardzo długo nie ufał psom i im nie wierzył, w pewnym momencie tak sie złożyło, że zamieszkał ze mną i rodzicami. A my jesteśmy typowi psiarze. Całe życie towarzyszyły mi psy kundelki, rodzice nie uznawali psów rasowych — no i w naszym domu również panował pies, kiedy druga połowa sie wprowadziła.
    Od kilku lat mieszkamy na swoim, ale od dwóch czy trzech moja druga połowa prosi się o psa (zakochał się w dwóch od moich rodziców). To na razie ja mam masę wątpliwości – wiem, ze to wydatek i strasznie się tego boję, a moze tej odpowiedzialności za psa, boje sie, żeby pies nie siedział sam – nie chce aby nikt nie poświęcał mu czasu. No i na koniec obawiam sie, że obowiązki spadną na mnie.
    I cały czas myślę nad tym, miałam taki epizod po śmierci jednego z pupilów, że nigdy nie wezmę więcej psa — bo jego odejście zbyt boli. Ale też tęsknie za czterema łapami w domu. Jeśli sie w końcu zdecydujemy na pewno bedzie to pies adopciak

Leave a Reply

.