Ta historia zaczyna się ponad dwa lata temu. Mieszkam w Krakowie od wielu lat, jestem kilka lat po zakończeniu ważnego dla mnie związku, czuję się wypalona w swojej pracy, nie lubię miasta w którym żyję, a moje życie osobiste jest udane z wyjątkiem tego, które dotyczy mężczyzn. Jestem go-get-it-girl. Jestem w trybie walki. Wyznaczam sobie cele i osiągam je. Tylko, że ciągle panicznie się boję. Działam z poziomu lęku, a w środku czuję pustkę.
Zakładam się z Życiem, Wszechświatem, Bogiem, że jeśli nic się nie zmieni do grudnia w moim życiu, jeśli nie stanie się nic co sprawi, że poczuję satysfakcję, chęć czy sens, przestanę wreszcie kalkulować, liczyć, starać się przewidzieć i zaplanować przyszłość i po prostu puszczę. A puszczenia i rozluźnienia się, bałam się bardziej niż czegokolwiek w świecie. Zasada była jasna: zrobię wszystko co dyktuje mi serce, skupię się na duchowości, którą odrzucałam przez tyle lat, a która dobijała się do mnie. Odcinam umysł, który przez lata mnie straszył i ograniczał i z WIELKIM LĘKIEM rozpoczęłam nowe.
Przez te dwa lata wydarzyło się niesamowicie wiele rzeczy:
-poznałam mojego duchowego przewodnika, nauczyciela i przyjaciela mojego serca Rulo. Argentyńczyka przemierzającego świat z gitarą i jednym plecakiem.
-zdecydowałam się wyjechać do Berlina i nigdy tego nie zrobiłam.
-doświadczyłam zdrady i opuszczenia.
-zamieszkałam z moją najlepszą przyjaciółką.
-doświadczyłam przemocy na tle seksualnym, ze skutkami czego borykam się do dziś.
-zawiązałam wiele damsko-męskich przyjaźni, które wiele mnie nauczyły i dały pokrzepienie mi i duszom, które pojawiły się wtedy w mojej orbicie.
-poznałam mojego serdecznego przyjaciela Marka, a potem jego dziewczynę Karo, którzy dają mi ogrom wsparcia i byli hajlajtem tych lat.
-moja dusza przyciągnęła mnie do pewnego tajemniczego mężczyznę. Ponieważ byłam wtedy na etapie kochania wszystkich i wszystkiego, wybaczenia i bycia na poziomie bezwarunkowej miłości, jakaś część mnie towarzyszyła mu, akceptując bezwarunkowo moment życia, w którym jest i nie wymagając niczego. Mało kto rozumiał tę relację, ale ja miałam wewnętrzne przekonanie, że robię najlepiej jak tylko można. Dziś jesteśmy razem, do czego nie dążyłam, ale czego chciałam, bo na najgłębszym poziomie po prostu wiedziałam, że jesteśmy dla siebie. Wiem też, że nawet gdybyśmy się rozstali, część mnie, zawsze będzie przy nim. To coś więcej niż namiętność czy zakochanie. Podobnie z resztą czuję wobec Rulo, choć prawdopodobnie nigdy się już nie spotkamy i nigdy nie łączyła nas żadna romantyczna zażyłość. To związek duszy.
-straciłam pracę w swoim zawodzie.
-doświadczyłam przewlekłych problemów zdrowotnych.
-miałam kilka pięknych połączeń emocjonalnych i fizycznych, które w niczym nie przypominały pustych w emocjonalne kalorie romansów. Wspominam to z wdzięcznością, a osobom, które przecięły moją ścieżkę błogosławię.
-przeprowadziłam się do Warszawy i… okazało się, że to moje miejsce na ziemi! Tak bardzo się cieszę, że nigdy nie wyjechałam do Berlina!
-miałam bardzo silne halucynacje oraz doświadczenia natury duchowej, które były BARDZO przerażające lub niepokojące.
-miałam momenty oświecenia i totalnego regresu.
DZIŚ
Słuchałam siebie i słuchałam innych. Jeśli ktoś mówił coś, co budziło we mnie wielkie wewnętrzne TAK lub wielkie NIE, przyglądałam się jednemu i drugiemu. I popełniłam całą masę błędów. Kiedy Rulo opowiadał mi, że po prostu wstaje i patrzy co go zawoła, wydawało mi się to dziwne, ale potem, będąc na swoim, próbowałam tego samego. Okazało się to błędem. Nie wszystkie prawdy są użyteczne dla wszystkich. Podążając też ścieżką duchowości samotnie, wpadłam na wiele min. Mam na myśli prawdziwie niebezpieczne akcje. Wydawało mi się, że samodzielnie praktykując, jestem w stanie być w zgodzie ze sobą i że nie chcę żadnych fałszywych guru. Dziś myślę, że ktoś bardziej doświadczony na ścieżce mógłby być jak superwizor dla psychologa. Możesz wiedzieć wiele, ale czasem ktoś, kto jest wyżej i przeszedł więcej jest zwyczajnie potrzebny. Ścieżka duchowa nie jest zabawą. Kiedy doświadczasz halucynacji wszelkiego rodzaju, sennego paraliżu, obecności zjaw, zaczynasz rozumieć, że to nie żarty. W najgorszym momencie, leżąc zlana zimnym potem w nocy przysięgałam, że następnego dnia pójdę do kościoła na egzorcyzmy, byłam tak przerażona.
Zrozumiałam też, że… serce to nie wszystko. W tym roku bywało, że finansowo szorowałam po dnie, brałam gówniane fuchy i miałam suche miesiące. Potrzebowałam tego doświadczyć, chciałam tego, bo zawsze bałam się braku ogaru i pieniędzy. Z pełną świadomością zdecydowałam się na doświadczenie wszystkiego i skonfrontowanie się z lękiem. Odpuściłam wszystko co moglam odpuścić. Bywało, że nie miałam planu, bo nie chciałam go mieć, co w skali marko doprowadzało mnie do eskalacji stanów lękowych czy depresyjnych (które znam i w którą to stronę nie planuję zmierzać). Doświadczyłam wiele i rozpoznałam, że każdy z nas jest inny i musi iść swoją drogą, ale są nauki i ludzie mądrzejsi niż ja, którzy potrafią poprowadzić i sprawiają, że nie trzeba wywarzać otwartych drzwi, a przede wszystkim zrozumiałam, że droga radykalnej duchowości wymaga szacunku i pokory, bo jest jak wspinaczka po stromych górach, a nie jak czytanie horoskopów z tyłu gazety.
Dlatego w 2018 wchodzę z intencją równowagi, a do ścieżki serca dołączam umysł. Niech logika i zdrowy rozsądek, a nawet szczypta sceptycyzmu chroni mnie i sprzyja moim interesom, moim działaniom, niech zasila i wspiera, projekty, miejsca, rzeczy i ludzi, które wybiera SERCE. Niech materia łączy się z duchem. Niech serce będzie przewodnikiem, ale nich umysł i ego, dbają o brak zranień i o skuteczność działań.
Dwa lata, żeby dojść do wniosku, że harmonia jest tym, czego trzeba mi najbardziej.
Brawo ja 😉
A z czym Ty wejdziesz w 2018?
*Post został napisany na prośbę czytelniczki, która pytała o nowe refleksje na przełomie starego i nowego roku. Zeszłoroczne znajdziesz o TU.

9 komentarzy
Ja przez ostatnie lata także musiałam nauczyć się równowagi. W moim przypadku dominował intelekt – ambicja by być robić wszystko na jak najwyższym poziomie, tendencja do przepracowywania swojego umysłu by później odchorowywać emocjonalnie tą presję. Moje poczucie własnej wartości spadało do zera, sukcesy innych stawały się moim przekleństwem, a własne osiągnięcia niewidoczne. Choć wiem, że tak nie mogę już od jakiegoś czasu, to dopiero w tym roku zdałam sobie sprawę, że w takich wypadkach naprawdę nie mogę się oszukiwać i naprawdę nie robić nic oprócz robienia sobie dobrze. W nowy rok wchodzę z pokorą – wierząc, że czasem moje inicjatywy mogą się nie powieść, ale pewne rzeczy przyjdą same, kiedy będzie na to najlepszy moment. Z intencją, by robić rzeczy, które zawsze chciałam robić, a nie z konkretnymi punktami do spełnienia. Wyznaczam kierunek na długoterminowy cel, który pragnę osiągnąć, moje działania naturalnie się pod niego podporządkowują (to cel wyznaczony w zgodzie ze sobą i swoimi pasjami, stąd ta naturalność) i patrzę, dokąd zawędruję na tej mapie przez rok. Wielu rzeczy nie jestem w stanie przewidzieć, wiele z nich pojawia się sama i nie chcę ograniczać się konkretnym postanowieniem. Czasem wyjdę ponad nie, czasem nawet do jego spełnienia nie dojdę. Ale właśnie tak jest najlepiej.
U mnie też ostatnie 2/3 lata obfitowały w mnóstwo różnych doświadczeń. Urodziłam dwójkę dzieci co dało mi bardzo dużo wiary w wewnętrzną moc i w siłę serca/umysłu. Zaręczyłam się. Zmieniłam podejście do pracy i rozpoczęłam zupełnie nowy biznes. Przeprowadziłam się do małego miasteczka, które uwielbiam. Straciłam pomoc i wsparcie mojego partnera, który bardzo poważnie zachorował. Teraz ja muszę być pomocą i wsparciem dla całej naszej czwórki. A w ten rok wchodzę z wyzwaniem odnalezienia równowagi między dawaniem i braniem.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)n
Wdzięczna jestem za Twoją otwartość !
Mój rok 2016 był o Odwadze – wow ile się działo!.
Rok 2017 był o połączeniu Odwagi i Gotowości , żeby z tych coraz odważniejszych wizji z-rodziło się działanie, działo się, zadziało! Sycące podróże, praca ze sobą a ciekawostek : dopuściłam do głosu moją wewnętrzną nastolatkę i choć tu było też z tym trochę zamieszania , jednak głos wyrażony już nie tupie nogami 😉
2018 jest o Radości!
JOY – to moje słowo na 2018! Czuję całą sobą, że w tym co mnie nakręca ukryte jest spełnienie.
Radocha! Tak potrzeba mi w życiu radochy!
Blimsien, czy możesz polecić jakieś pozycje książkowe, wykłady, cokolwiek, z czego czerpałaś swoją duchową wiedzę ? Wspaniałe jest to co piszesz..
Anika – do mnie w dużej mierze duchowość przyszła z wewnątrz. Zaczęłam wiele rzeczy sama rozumieć i mieć wgląd, nie musiałam o tym czytać ani od nikogo się uczyć, dlatego właśnie uznałam, że to najlepsza droga, iść po tej ścieżce samotnie. Dziś nadal uważam, że warto raczej samotnie nad sobą pracować, ale rozumiem to w skali globalnej. W skali mikro, na każd odcinek drogi szukałabym kogoś kto wie więcej i może nade mną czuwać, inaczej serio można sobie poprzepalać styki w głowie.
Swego czasu czytałam o czakrach, czytałam trochę new agowego mambo jumbo, ale tam to już w ogóle trzeba mieć zdrowego rozsądku sporo i dobrze odsiewać bullshit od realu. Teraz zaczytuję się w Hawkinsie, kiedyś podczytywałam Osho bo było dużo jego książek w rodzinnym domu. Nie umiem wskazać jednak żadnego konkretnego nauczyciela, guru, metody itp. Ja czytam sporo i przerobiłam zarówno książki psychologiczne, Lowenowskie, ezoteryczne… wiele wiele różnych dziedzin. Z każdej brałam tylko to, co ze mną samą rezonowało. Jak pokopiesz na blogu co jakiś czas mam rekomendacje lektur, które uważam za cenne.
Justyna, piszesz o bardzo niepokojących zjawiskach… Czy masz jakieś podejrzenia co doprowadziło Cię do tych halucynacji itp.? A tak w ogóle to super że jesteś, ten blog zmienia życie wielu dziewczyn, pamiętaj o tym! Love!
Mam podejrzenia, owszem. Za duże doenergetyzowanie górnych czakr, za duże zainteresowanie sprawami ducha i ezoterycznymi bez opieki przewodnika duchowego plus totalne zaniedbanie dolnych czakr. Zero korzeni, zero regularności, zero osadzenia. Po prostu odleciałam w kosmos i ta nierównowaga była BARDZO namacalna. Tzn w sferze serca i duchowości czułam się genialnie i byłam supermądra i z dużą świadomością oraz wglądem, ale człowiek nie jest tylko duszą. Mamy ciała, mamy życie, mamy zmysły i mamy obowiązki i trzeba znaleźć balans, a jeśli radykalnie wybiera się duchowość, lepiej to robić z opieką kogoś, kto ma na takie zabawy procedury. Czym innym będzie młody mnich, czym innym ktoś, kto jak ja, zapuszcza się w taką podróż samotnie. Toć to jakbym w szpilkach poszła w góry!
Odkąd skupiłam się na mocnym uziemieniu, nadal mogę pracować z duchowością, ale już mi nie wywala aż tak. Plus być może mam po prostu wrodzone zdolności powiązane z intuicją, duchem i wglądem. Niektóre z moich wizji były mocne, piękne i dały mi niesamowicie dużo zrozumienia. Inne jak pisałam, były przerażające i do dziś zastanawiam się, czy to był straszak, żebym nie szła tam dalej, bo coś mi się stanie, czy raczej były to próby odstrasznia mnie od dalszego rozwoju, który byłby dla mnie korzystny. Nie znam odpowiedzi na te pytania. Wiem tylko, że bez porządnego ugruntowania rozwijanie bez końca sfery ducha może bardzo namieszać. Mi po tej całej przygodzie np. została możliwość świadomego śnienia (ale nie pracowałam na nią w żaden sposób, więc nie umiem wywołać jej sama, niemniej często budzę się we śnie i zaczynam w tych wirtualnych światach samotnie podróżować jakby to była gra komputerowa).
Blum, a nie pomyślałaś, że te niepokojące przeżycia duchowe, które miałaś, to wskazówka, że droga duchowa, którą idziesz, jest niebezpieczna i niewłaściwa? Wydaje mi się, że rozwój duchowy powinien prowadzić do wewnętrznego pokoju i harmonii, a nie do paraliżującego lęku i takich zjawisk. Pozdrawiam i mam nadzieję, że znajdziesz swoją drogę do osiągnięcia wewnętrznej harmonii, bo fajna dziewczyna jesteś. 😉
Mael – nie, nie uważam. Uważam, że był to rozwój niezrównoważony i niezbyt świadomy. Siłownią też można zrobić sobie dobrze, albo krzywdę.
Np. teraz nie mam niepokojących sytuacji, czuję się duchowo dobrze i nie nękają mnie żadne zwidy 🙂